Istna perełka literatury kryminalnej - powieść trzymająca w napięciu i zapewniająca
godziwą rozrywkę
Dwudziesty drugi grudnia, Londyn. Nadkomisarz Brett Nightingale oraz sierżant Beddoes
otrzymują wezwanie do zaniedbanego mieszkania w dzielnicy Islington. Znajdują ciało starszej
kobiety i odkrywają, że należący do niej kufer został niedawno splądrowany. Zmarłą okazuje się
księżna Olga Karuchin, emigrantka z trapionej krwawą rewolucją Rosji, z jej kufra zaś zniknął
skarb...
W ogarniętej przedświąteczną gorączką stolicy przewija się barwna parada kolejnych
podejrzanych: poniewierany przez księżną wnuk, bogaty jubiler, żądni zemsty komuniści...
Nightingale oraz Beddoes mają twardy orzech do zgryzienia.
,,Nieszablonowy kryminał pióra nieszablonowej pisarki".
Martin Edwards, pisarz
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2022-11-15
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 280
Tytuł oryginału: The Christmas Egg: A Seasonal Mystery
Bardzo odpowiada mi klimat tajemniczości w którym została napisana. Każde zdanie, które będzie odzwierciedlało zwyczajne sytuacje, po czasie zamieni się w ironię.
,,Księżna leżała pośród tej nędzy nieruchomo, całkowicie nieruchomo. Nawet kiedy ciekawska mucha wdrapała jej się na ucho, kobieta nie drgnęła. Niczego już nie czuła, bo była martwa".
Oczywiście zaraz po tym wstępie czytamy co się dzieje u nadkomisarza Bretta. Nie zabraknie tu wspaniałych opisów okolicy i zwyczajnych spraw dotyczących zimnego klimatu. Kiedy wraz z sierżantem Beddoesem dostają wezwanie, nie spodziewają się odnaleźć zwłok tak wysoko ustawionej kobiety. Z pewnością lata świetności miała już za sobą, jednak nie wyglądało na to, że zmarła z powodów zdrowotnych. Kiedy przeszukują jej mieszkanie, natrafiają na tajemniczy kufer. Wychodzi jednak na to, że albo ktoś ich uprzedził, albo pomógł staruszce odejść z tego świata ze względu na zawartość, którą zapewne ze sobą zabrał. I tutaj nastąpi prawdziwa zabawa w chowanego, gdyż ludzi, których by można podejrzewać o ten haniebny czyn jest całkiem sporo i tak naprawdę każdy z nich mógł mieć motyw. Żeby było zabawniej, wszyscy uważają się za niewinnych. Brett nie daje za wygraną i zaczyna śledzić ich ruchy. Nie mogłam wytrzymać na przezabawne opisy, które zamiast wywoływać na mnie gęsią skórkę, zwyczajnie wywoływały salwy uśmiechu.
,,Majendine, staromodny dżentelmen w najdrobniejszych detalach, siedział za kierownicą ogromnego czarnego potwora, liczącego sobie co najmniej trzydzieści lat i wymagającego jedynie dębowej skrzyni z mosiężnymi okuciami oraz lilii, by zmienić się w najprawdziwszy karawan".
Tutaj sami możecie zauważyć, że długie zdania zdobią tą książkę. Klimat z lat dawniejszych i postacie, które dla własnego dobra kochają kosztowności. Jednak kto był winien niecnych czynów dowiemy się pod koniec książki. Każdy krok do rozwiązania sprawy poznajemy wraz ze śledztwem, choć możemy nad nim gdybać. Jak powieść podkreśla, kłamstwo ma krótkie nogi, a powody by dokonać złych czynów bywają naprawdę błahe.
Tytuł recenzji:
𝗕𝗼ż𝗼𝗻𝗮𝗿𝗼𝗱𝘇𝗲𝗻𝗶𝗼𝘄𝗮 𝗽𝗶𝘀𝗮𝗻𝗸𝗮
„𝑇𝑜 𝑗𝑒𝑗 𝑜𝑑𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑎, 𝑛𝑖𝑒𝑢s𝑡ę𝑝𝑙𝑖𝑤𝑎 𝑑𝑢𝑚𝑎. 𝑀𝑖𝑎ł𝑎𝑏𝑦 𝑠𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑𝑎ć 𝑗𝑒𝑑𝑦𝑛𝑒 𝑝𝑎𝑚𝑖ą𝑡𝑘𝑖 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒𝑗 𝑚𝑖𝑛𝑖𝑜𝑛𝑒𝑗 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑘𝑜ś𝑐𝑖, 𝑗𝑒𝑑𝑦𝑛𝑦 𝑛𝑎𝑚𝑎𝑐𝑎𝑙𝑛𝑦 𝑑𝑜𝑤ó𝑑, ż𝑒 𝑏𝑦ł𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑔𝑑𝑦ś 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑧𝑖𝑤ą 𝑘𝑠𝑖ęż𝑛ą? 𝑂 𝑛𝑖𝑒, 𝑡𝑜 𝑤𝑦𝑘l𝑢𝑐𝑧𝑜𝑛𝑒. 𝐾𝑎ż𝑑𝑦 𝑖𝑑𝑖𝑜𝑡𝑎, 𝑛𝑎𝑗𝑚𝑎𝑟𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑦 𝑠𝑘𝑙𝑒𝑝𝑖𝑘𝑎𝑟𝑧 𝑚𝑜ż𝑒 𝑧𝑑𝑜𝑏𝑦ć 𝑝𝑖𝑒𝑛𝑖ą𝑑𝑧𝑒. 𝐴𝑙𝑒 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑘𝑠𝑖ęż𝑛𝑎 𝐾𝑎𝑟𝑢𝑐ℎ𝑖𝑛 𝑝𝑜𝑠𝑖𝑎𝑑𝑎ć 𝑡𝑒𝑛 𝑤𝑦𝑗ą𝑡𝑘𝑜𝑤𝑦 𝑟𝑖𝑣𝑖è𝑟𝑒 𝑧 𝑏𝑟𝑦𝑙𝑎𝑛𝑡𝑎𝑚𝑖, 𝑡ę 𝑧𝑎𝑏𝑦𝑡𝑘𝑜𝑤ą, 𝑏𝑒𝑧𝑐𝑒𝑛𝑛ą 𝑡𝑎𝑏𝑎𝑘𝑖𝑒𝑟ę 𝐿𝑢𝑑𝑤𝑖𝑘𝑎 𝑘𝑡ó𝑟𝑒𝑔𝑜ś 𝑡𝑎𝑚 𝑖 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑎𝑙𝑒𝑗”.
Od bardzo dawna nie byłam tak skonfundowana, ale też dawno nie zdarzyło mi się, żebym nie bardzo wiedziała, co napisać w recenzji. Zazwyczaj trafnie wybieram sobie książki do czytania, ale tym razem nie do końca jestem usatysfakcjonowana swoim wyborem. Historia niby ciekawa i kryminał dość dobrze napisany, ale miałam problem z tym, żeby wejść w opowiadaną przez autorkę historię i byłam wciąż obok niej, bo nie potrafiłam należycie się w nią wciągnąć. Zaintrygował mnie, co prawda tytuł i okładka, ale nie doczytałam, że kryminał był napisany 65 lat temu, tylko że nie to stanowiło dla mnie problem, lecz sposób opowiadania autorki. Może niektórym wyda się wyjątkowy i niekonwencjonalny, ale dla mnie był zbyt dokładny i drobiazgowy, a tym samym nużący. Mary Kelly była wówczas angielską pisarką kryminałów, najlepiej znaną z serii o inspektorze Brett Nightingale. Pisząc w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, Kelly była ceniona za poczucie odświeżająco mrocznego klimatu w swoich powieściach, ale wydaje mi się, że to było dobre na tamte czasy. Dodatkowo „Tajemnica pustego kufra” jest trzecią częścią serii o wspomnianym wyżej inspektorze i może to tak bardzo nie przeszkadzało mi w lekturze, ale sama świadomość, że wcześniejsze losy duetu śledczego nie były mi znane, spowodowały jakiś dyskomfort.
Uwagę przyciąga za to niezwykła okładka, która może zmylić sielankowym świątecznym obrazkiem. Akcja powieści owszem toczy się w okolicach Bożego Narodzenia, ale klimatu świąt raczej trudno w niej szukać, jedyne, co kojarzy się ze świętami to opisy siarczystego mrozu i intensywnych opadów śniegu.
Jest 22 grudnia, ekipa dochodzeniowa została wezwana do pewnego mieszkania, w którym znaleziono zwłoki staruszki. W ponurym mieszkaniu przy Islington High Street inspektor Brett Nightingale i sierżant Beddoes znajdują martwą staruszkę. Denatka to księżniczka Olga Karuchina, która uciekła z Rosji w czasie rewolucji i od tamtej pory żyła w strachu przed odkryciem, wraz ze swoim wnukiem. Olga Karuchina nie sprawiała wrażenia osoby majętnej, lecz sąsiadce, która się nią opiekowała, wręczyła drogocenną ikonę i broszkę, których wartości obdarowana nawet się nie domyślała. Wszystko wskazuje na naturalną śmierć wiekowej kobiety, ale ekipa zmienia zdanie, gdy na środku salonu znajdują pusty kufer. Udaje się im ustalić, że kobieta, co prawda żyła w nędzy, ale miała sporej wartości kolekcję klejnotów, które najprawdopodobniej zostały skradzione. Inspektor Nightingale zaczyna podejrzewać, że z powodu tych klejnotów kobietę zamordowano, a podejrzanych o zagrabienie jej mienia jest kilku. Dorosły wnuk, gnębiony przez babkę niewylewający za kołnierz, któremu te błyskotki mogłyby zapewnić inne życie, znany, majętny jubiler zainteresowany nabyciem kolekcji, oraz gang złodziei z Hampstead, którzy już nie jedną kradzież mają za sobą, tylko dotąd nie posunęli się do morderstwa.
Byłam bardzo podekscytowana, gdy sięgałam po tę książkę, ponieważ lubię kryminały retro i liczyłam na ucztę literacką, ale trudno mi było pojąć, co tak naprawdę autorka miała na myśli. Może problem tkwił w tym, że nie potrafiłam zrozumieć jej stylu pisania i odczuwałam brak spójności w całej narracji. Chyba ten brak jednolitej narracji, która stałaby się osią powieści, był dla mnie zasadniczym problemem, całość jedynie ratowały elementy humoru. Kreacja postaci Inspektora Nightingale'a i oficera Beddoesa moim zdaniem wypadła dobrze, odebrałam ich jako interesujący i sympatyczny duet śledczych. Chociaż Beddoes jest nadmiernie podekscytowany, a stary detektyw Brett zmęczony. Pojawia się też młoda i zgrabna dziewczyna Stephanie, o której inspektor ciągle myśli, co wydawało mi się takie jakieś nie na miejscu, tym bardziej że miał żonę, którą podobno bardzo kochał.
Pomysł powieści może był dobry, ale niestety zepsuła go bardzo powolna, zagmatwana, pełna nic nieznaczących monologów, fabuła. Tamte czasy i procedury policyjne, były dla mnie zbyt odległe, żeby mnie wciągnąć i zainteresować. „Tajemnica pustego kufra” to ciekawie, napisany pięknym językiem kryminał (tu ukłony dla pani, która tłumaczyła tekst), zahaczający o historię Rosji, lecz nie udało mi się wejść w tę opowieść, bo cały czas byłam gdzieś obok. Zwyczajnie zabrakło mi emocji, a u mnie to akurat podstawa dobrego kryminału. Ta powieść natomiast to gratka dla wszystkich, którzy interesują się historią, bo w książce jest sporo odwołań do okresu, z jakiego pochodziły klejnoty rodziny Karuchinów oraz nie brakuje opisów techniki ich wykonania. Śledztwo toczy się niezwykle mozolnie i chwilami wydawało mi się, że autorce na nim nie zależało, że nie było ono dla niej zbyt ważne, bo bardziej uwagę skupiła na klejnotach zubożałej księżnej i ich pochodzeniu, tak, że w końcowym efekcie wyszła to powieść o kradzieży klejnotów. Mozolny i bardzo wolny początek rekompensuje trochę druga połowa powieści, gdzie akcja nareszcie nabiera tempa i zaczyna w końcu coś się dziać i wtedy czytałam już z większym zainteresowaniem, lecz nadal nie był to kryminał, na jaki liczyłam, lecz powieść o łapaniu złodziei klejnotów.
Czy zawiodłam się na lekturze tej powieści? Może nie do końca, ale z czystym sumieniem polecić też jej nie mogę. Jest to powieść dobra dla wszystkich, którzy w książkach szukają pogłębienia wiedzy i nie będą od niej oczekiwali mocnych wrażeń, zaskoczenia, czy zwrotów akcji, bo takich tutaj nie ma. „Tajemnica pustego kufra” to kryminał retro z powolną akcją, którym mogą się zachwycić fani klasyki kryminału. Śledztwo, jak na tamte czasy przystało, oparte jest na dedukcji i wyciąganiu wniosków. Długich rozmowach z podejrzanymi i stopniowym ich eliminowaniu, chociaż grono podejrzanych wydawało mi się od początku dość ograniczone. Odniosłam jednak wrażenie, że autorka za bardzo skupiła się na detalach, dlatego śledztwo toczyło się w tak ślimaczym tempie, że zaczęło mnie w końcu nudzić i z niecierpliwością wyglądałam jego końca. Zakończenie też nie jest spektakularne, następuje logiczne wytłumaczenie pasujące do całości, co nie było zbyt trudne, bo sama zagadka nie była jakoś wybitnie skomplikowana. Na uwagę zasługują zachwycające opisy zaśnieżonego Londynu sprzed kilkudziesięciu lat doskonale odzwierciedlające realia tamtych czasów, ale próżno szukać w powieści atmosfery świąt, chociaż akcja zamyka się w krótkim okresie tuż przed świętami Bożego Narodzenia. „Tajemnica pustego kufra” to niespieszny kryminał z elementami historii, którego walory docenią czytelnicy ceniący klimat, kochający drobiazgowo prowadzone śledztwo, ceniący niebywałą dbałość o szczegóły, ale dla wszystkich kochających współczesne kryminały z zawrotnym tempem akcji, zapewne ten wyda się zbyt powolny i nudny.
Smaczkiem w całej historii okazało się jajo Fabergé, które natychmiast skojarzyło mi się z pewną polską powieścią, gdzie to jajo ma szczególne znaczenie w fabule.
Ciekawa jestem czy ktoś z Was miał podobne skojarzenie?
Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Zysk i S-ka
Święta chciwców
Nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazała się pierwsza na polskim rynku powieść Mary Kelly. W oryginale wydano ją w 1958 roku i według kolejności jest to trzecia książka z cyklu o inspektorze Nightingale'u. Dla polskich czytelników to nie lada gratka móc wreszcie zanurzyć się w świat powieści Kelly.
Londyn tuż przed świętami. Gorączka przygotowań wigilijnych ogarnia miasto. W tym, wydawać by się mogło, nastrojowym klimacie dochodzi do zbrodni. W obskurnym mieszkaniu na poddaszu wynajmowanego domu znalezione zostają zwłoki staej kobiety. Zmarłą okazuje się księżna Olga Karuchina. W pokoju zmarłej policja odnajduje pusty kufer, w którym rzekomo kobieta przechowywała przywieziony z Rosji skarb. Inspektor Brett Nightingale i jego nieodłączny podwładny sierżant Beddoes rozpoczynają trudne śledztwo, które doprowadzi do wielu zaskakujących zdarzeń.
Klimatyczny, mroźny i pełen niesamowitego uroku zimowy Londyn lat pięćdziesiątych jest cudownie oddany piórem Kelly. Bardzo mocną stroną książki są postacie głownych bohaterów. Nightingale i Beddoes to klasyczni angielscy dżentlmeni. Po prostu nie sposób ich nie polubić. Dialogi tych dwóch jegomości są świetnym przykładem angielskiego, nieco flegmatycznego poczucia humoru. Szczególnie inspektor jest osobą godną uwagi. To klasyczny przykład bohatera z zasadami, tak rzadko spotykany we współczesnej literaturze. Małżonka inspektora jest śpiewaczką operową, a on sam aktywnie uczestniczy w amatorskich przedstawieniach. Jest także melomanm i muzyka odgrywa bardzo ważną rolę w jego życiu. Jego pełen szacunku i wrażliwości stosunek do podwładnych zasługuje na uwagę. Drobiazgowe śledztwo Nightingale'a doprowadzi go do zaskakujących wniosków...
„Tajemnica pustego kufra” to klasyczy kryminał w starym stylu. Raczej nie przypadnie do gustu osobom lubiącym nieoczekiwane zwroty akcji i seryjnych morderców wyskakujących z szafy. Jednakże dla czytelników ceniących klimat, lubujących się w drobiazgowo prowadzonym śledztwie, ceniących dużą dbałość o szczegóły, będzie to pozycja idealna. Mary Kelly fantastycznie opisuje pracę londyńskich śledczych, ich problemy i rozterki. Nie ma tu spektakularnej akcji i twistów, ale ta pewna powolność narracji, szczegółowość i skupienie na detalach posiadają niepowtarzalny urok. To spokojna, relaksująca powieść nie tylko na święta. Warto również wspomnieć o pięknym i bogatym języku jakim posługuje się autorka. Szczególnie dopracowane i naprawdę bardzo udane są dialogi między Nightingalem, a Beddoesem. Wprowadzają pewne rozluźnienie do ogólnej narracji.
Mnie osobiście bardzo podobała się ta książka. Nie jest to wybitny kryminał iskrzący od akcji. To porządna, solidnie napisana, dobra warsztatowo powieść. Szczegółowo dopracowana, bardzo klimatyczna i dająca nam szansę przenieść się w dawno miniony czas. Żywię szczerą nadzieję, że wydawnictwo wyda na naszym rynku pozostałe powieści Kelly. Inspektor Nightingale, to postać, do której chętnie powrócę. W natłoku mrocznych, pełnych przemocy kryminałów, które każdego dnia pojawiają się na rynku, ksiązki takie jak ta to perełki, które pozwalają nam wrócić do korzeni gatunku. Bardzo dobra książka, która fanom kryminałów staroświckich da mnóstwo frajdy. Diabelska ocena to 5. Diabeł gorąco poleca.
Tytuł książki Mary Kelly “Tajemnica pustego kufra” skojarzył mi się z klimatycznym kryminałem osadzonym w realiach angielskiej prowincji. Bogata rezydencja otulona śniegiem, wytworne, eleganckie towarzystwo, rodzinna tajemnica i zagadka kryminalna z nią związana - tak myślałam o treści tej książki. Gdy dotarła do mnie i zerknęłam na okładkę, już wiedziałam, że się myliłam. Ujrzałam bowiem widoczek zimowy, ale wcale nie wiejsko-prowincjonalny tylko miastowy, londyński, nastrojowy, przyprószony śniegiem. W ten oto sposób przeniosłam się z angielskiej wsi do samej stolicy - Londynu.
Nie był to jednak Londyn głównych arterii, rozświetlonych ulic, pięknych budowli. W grudniowe dni, bo akcja “Tajemnicy pustego kufra” toczy się od 22 do 24 grudnia, wraz z nadkomisarzem Brettem Nightingale oraz sierżantem Beddoes przemierzaliśmy Islington - raczej biedniejszą dzielnicę tego miasta, jej niebezpieczne zaułki, odwiedzaliśmy podejrzane puby. Nadkomisarz bowiem prowadził śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci księżnej Karuchin. Księżna przed laty uciekła z ogarniętej rewolucją Rosji z obawy przed prześladowaniami. Na stałe zatrzymała się właśnie w Londynie. Tam zamieszkała wraz z dorosłym już wnukiem w ubogim, wynajmowanym mieszkanku. Żyła bardzo skromnie, ale pilnie strzegła drewnianego kufra, którego zawartości nie zdradzała. Teraz kufer ów został splądrowany, a jego cenna zawartość (jak domyślał się nadkomisarz) zniknęła. Policjanci mieli kilku podejrzanych. Na pierwszy plan wysuwał się pogardzany przez księżną wnuk - Iwan Karuchin, nieudacznik, topiący swe smutki w alkoholu. Jest jeszcze jubiler Majendie, z którym to księżna jakiś czas temu się kontaktowała, oferując sprzedaż swojej biżuterii. Podejrzani to także banda z Hampstead, która specjalizuje się w kradzieżach cennych rzeczy. Kto zatem stoi za śmiercią księżnej i kradzieżą skarbu z zabytkowego kufra. Nadkomisarz Nightingale oraz sierżant Beddoes mają nie lada problem do rozwiązania. Oj, nie będzie im łatwo!
Tajemnica pustego kufra” zwróciła moją uwagę dokładnymi opisami, niezwykle dopracowanymi. Otrzymujemy wycyzelowaną opowieść, wręcz pedantyczną, skrupulatną, czy to w opisach Londynu, czy drobiazgowo prowadzonego śledztwa, o którego szczegółach jesteśmy dokładnie informowani, bo powieść odsłania kulisy policyjnej pracy w miejskiej scenerii. Literacko zatem książka została doszlifowana. Ciekawie też został przedstawiony komisarz Nightingale - nie jako super detektyw o nadzwyczajnych mocach, elegancki, dystyngowany, ale zwyczajny człowiek z sąsiedztwa, ze swoimi rodzinnymi problemami. Nie sposób mu jednak odmówić błyskotliwości umysłu i umiejętności kojarzenia faktów. Jeszcze jedna postać przykuła moja uwagę - wnuk księżnej, Iwan. To w gruncie rzeczy biedny człowiek, zagubiony w rzeczywistości, w której nie potrafił się odnaleźć, niewierzący w siebie, miałki, nijaki, budzący współczucie. Świetnie i niezwykle trafnie ta postać została przedstawiona i scharakteryzowana na kartach książki.
Powieść Kelly wyróżnia też wielkomiejskie tło, ale o tym już pisałam. Natomiast fabuła nie należała do tych zaskakujących, nie trzymała w napięciu do ostatniej strony, były momenty przydługie, czasami też gubiłam się w natłoku postaci i wydarzeń. Myślę jednak, że taki sposób budowania fabuły i wolno płynąca narracja będą miały swych zwolenników. W książce brakło mi też świątecznej atmosfery, bo trudno uznać za nią grudniowe, przedwigilijne daty czy też spore opady śniegu. Właściwie takim wyraźnym akcentem były poszukiwania prezentu świątecznego dla żony przez nadkomisarza.
“Tajemnica pustego kufra” została bardzo ładnie wydana, klimatyczna okładka przyciąga wzrok, kusi zimową scenerią. Jeśli więc lubicie książki, których akcja toczy niespiesznie, się w zimowej otoczce, to polecam tę książkę Mary Kelly - ,,Nieszablonowy kryminał pióra nieszablonowej pisarki".
Odkrycie zwłok w okresie przedświątecznym może skutecznie popsuć plany, szczególnie tak zapracowanej osobie, jaką jest komisarz policji. Już sam brak pomysłu na prezent dla żony, może być wystarczającym powodem do zmartwienia, a w połączeniu z martwą staruszką, jawi się niczym podwójne morderstwo. Atmosfera świąteczna też jakby umarła, przynajmniej dla komisarza Nightingale'a. W przebiegu śledztwa okazuje się, że zamordowana była osobą niegdyś dość wpływową, a swoim postępowaniem mogła narobić sobie wrogów. Pojawiają się coraz to nowi podejrzani a główny śledczy i jego pomocnik mają coraz więcej znaków zapytania. Punktem centralnym jest pusty, splądrowany kufer, w którym właścicielka przechowywała...no właśnie, co?
Staram się co jakiś czas sięgać po kryminały, by poszerzyć czytelnicze horyzonty i (może) dać się przekonać do innych gatunków. Póki co fanką kryminałów/thrillerów nie jestem, choć coraz częściej udaje mi się docenić niektóre historie.
Czy tak było w przypadku ,,Tajemnicy pustego kufra"? Cóż, raczej nie zostanie na dłużej w mojej pamięci, choć nie mogę też powiedzieć, że czytanie tej historii było czasem straconym. Akcja prowadzona jest sprawnie, choć niestety przewidywalnie. Nawet dla mnie, wcale nie takiego wyjadacza w kryminalnych historiach, byłam w stanie z wyprzedzeniem odgadnąć, o co chodzi. Za to klimat opowieści jest świetny. Lubię czytać o czasach minionych, a lata pięćdziesiąte z pewnością mają swój urok.
Ten kryminał należy czytać z uwagą, bowiem momentami przydługie dialogi zawierają jednak sporo istotnych wskazówek, które mogą dobrze ukierunkowywać myśli czytelnika. Momentami miałam wrażenie, że biorę udział w grze planszowej, gdzie odkrywanie kolejnych kart i przesuwanie pionków doprowadzi do odkrycia tajemnego przejścia lub do całkowitego zwrotu akcji (jak było choćby na końcu opowieści). Doceniam, że nie ma w tej książce drastycznych opisów zbrodni, rozlewu krwi i brutalności w zachowaniach bohaterów. Wszystko dzieje się z typową angielską powściągliwością i poniekąd elegancją zachowań.
Dlaczego zatem, mimo tych zalet nie sądzę bym zapamiętała tę książkę na dłużej? Myślę, że to z powodu bohaterów. Nie byłam w stanie polubić żadnego z nich. Nie widziałam w nich interesujących charakterów, oryginalności ani nawet sympatycznych cech. Te postacie były niestety miałkie, jakby stanowiły zaledwie wypełnienie krajobrazu, ale z taką tendencją do wtopienia się w tło. To mi niezwykle przeszkadzało i tutaj właśnie upatruje powodu, dla którego oceniam tę książkę na 5/10. To lekka lektura na jeden wieczór, czas zdecydowanie nie będzie stracony jeśli sięgniecie po tę pozycję. Ja lubię jednak gdy mogę dłużej rozmyślać i wspominać przeczytana historię. Tutaj czegoś mi zabrakło. Szkoda.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Gdy w ostatnich dniach grudnia wszyscy myślą o świętach, przygotowując potrawy wigilijne, kupując prezenty i oczekując pierwszej gwiazdki na niebie, są też tacy ludzie, którzy mają zupełnie inne dylematy. Wśród nich jest bohater książki ,,Tajemnica pustego kufra", który zamiast spędzać czas z ukochaną żoną, musi rozwikłać pewną zagadkę kryminalną.
Jest 22 grudnia, gdy nadkomisarz Brett Nightingale dostaje wiadomość o śmierci starszej kobiety w kamienicy w londyńskiej dzielnicy Islington. Staruszką okazuje się być księżna Olga Karuchin, dlatego dziwi fakt jej miejsca zamieszkania, które nie przypomina salonów pałacowych. Wręcz przeciwnie, mieszkanie jest obskurne i zaniedbane. Okazało się, że w czasach rosyjskiej rewolucji w 1917 roku księżna przybyła do Londynu wraz z wnuczkiem, który całkiem niedawno się urodził. Teraz, gdy zaczynamy poznawać historię związaną ze śmiercią Olgi Karuchin, jej wnuczek, Iwan jest czterdziestoletnim mężczyzną. Niestety, nikt nie wie, gdzie on obecnie przebywa. Sąsiadka, pani Minelli, zeznała, że jedynie słyszała kroki Iwana zbiegającego po schodach i od tamtej pory nikt go już nie widział. Nie wiadomo też, co stało się z zawartością kufra, który został znaleziony w czasie oględzin mieszkania księżnej i co się w nim znajdowało. Nadkomisarzowi Nightingale pomaga w śledztwie sierżant Beddoes, którzy kierują swoje pierwsze podejrzenia na szajkę włamywaczy, która od jakiegoś czasu grasuje w Londynie, ale też na Iwana.
Książka ,,Tajemnica pustego kufra" ma przeuroczą, świąteczną okładkę, ale ze świętami niewiele ma wspólnego, poza czasem, w jakim toczy się fabuła, a toczy się ona zaledwie przez trzy dni, od 22 do 24 grudnia. W tym czasie sporo się dzieje, pojawia się dużo postaci, wśród których ukrywa się winny śmierci księżnej i kradzieży zawartości kufra.
To typowy kryminał retro, który miał swoją premierę już dosyć dawno, bo w 1958 roku. Mamy, więc możliwość zagłębić się w londyński klimat lat pięćdziesiątych. Tak wynika z podawanych faktów, gdyż Iwan ma 40 lat, a do Anglii przybył, jako niemowlak w 1917 roku, więc można wywnioskować, że akcja toczy się w grudniu 1957 roku. To trzeci z kolei kryminał autorki z nadkomisarzem Brettem Nightingalem, ale w Polsce ukazał się tylko tom pt.: "Świąteczne śledztwo". Sięgając po nią nie wiedziałam, że jest to kontynuacja, ale nie ma to szczególnego znaczenia, gdyż sprawa tocząca się w niej jest poprowadzona od początku do końca. Jednak niektóre fragmenty rozmów dotyczyły wydarzeń wcześniejszych, ale niemających związku z prowadzonym obecnie śledztwem, więc nie było to przeszkodą w poznawaniu tej historii.
W typowym angielskim stylu poznajemy kolejne zdarzenia, podążając tropem śledczych i tokiem ich rozumowania. To nie oznacza nudy, gdyż akcja stopniowo przyspiesza, chociaż nie jest to tempo zawrotne, ale mimo tego nie brakuje wrażeń i nagłych zwrotów sytuacyjnych. Jest w niej dosyć dużo, dłuższych wypowiedzi, czy opisów sposobu myślenia bohaterów, ale okazuje się, że wszystko jest w tej powieści ważne, nawet taka epizodyczna sytuacja, jak chociażby kupowanie przez Nightingale'a kamei u jubilera dla swojej żony na Gwiazdkę.
Fabuła toczy się początkowo niespiesznie, wprowadzając nas w klimat lat 50. i w sprawę zagadki śmierci księżnej i tytułowego kufra. Styl odbiega znacząco od tych, do których przyzwyczaili nas ostatnio pisarze współczesnych kryminałów. To książka, którą czytałam ze spokojem, mimo że są w niej także niebezpieczne sytuacje, ale w sumie nie ma brutalności, czy opisów zbrodni, ani zbyt dużego napięcia. To kryminał, w którym też można odnaleźć elementy obyczajowe, a nawet psychologiczne i historyczne, więc będzie on odpowiedni dla tych osób, które lubią londyńskie klimaty i charakterystyczny, angielski styl prowadzenia opowieści.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Zysk S-ka
,,Tajemnica pustego kufra" odrazu zauroczyła mnie swoją okładką. Londyński widoczek oprószony śniegiem idealnie wpasowuje się w klimat za oknem.
Jest to powieść kryminalno-sensacyjna w retro stylu z nutką angielskiej klasyki. Fabuła jest ciekawa, chociaż nie należy do jakiś zaskakujących i trzymających w napięciu do ostatniej strony. Intryga jest bardzo prosta i łatwo się jej domyśleć, jednak piękny język i styl sprawiają, że książkę czyta się miło. Nie brakuje także odrobiny humoru iście w brytyjskim stylu.
Co nie koniecznie przypadło mi do gustu to momentalnie przydługie opisy, które wprowadzały mnie w stan znużenia. Książka znacznie więcej by zyskała, gdyby ją po prostu skrócić.
Bohaterowie byli dość realistyczni. Komisarz Nightingale szczególnie zyskał moją sympatię. Został przestawiony jako zwyczajny człowiek z sąsiedztwa, ale o nieprzeciętnym umyśle skłonnym do jakże logicznego myślenia i rozwiązywania zagadek.
,,Tajemnica pustego kufra" to książka idealna na osób, które lubią książki gdzie akcja płynie niespiesznie i czuć w nich zimową otoczkę. Intryga może nie jest zaskakująca, ale całość czyta się dość miło. Zwłaszcza w blasku choinki ?
Przeczytane:2023-03-07, Ocena: 4, Przeczytałem,
Książka "Tajemnica pustego kufra. Świąteczne śledztwo" jest debiutancką powieścią autorki, a jak już wiecie lubię poznawać nowych autorów, dlatego też nie mogłam przejść obojętnie obok tego tytułu. Stylistyka i język jakim posługuje się autorka jest bardzo lekki, prosty i przyjemny, co sprawia, że książkę czyta się niezwykle szybko. Fabuła została w ciekawy sposób nakreślona, dobrze poprowadzona i chociaż jest przewidywalna to nie odebrało mi to radości z czytania. Bohaterowie natomiast zostali naprawdę interesująco wykreowani, to niezwykle autentyczne i barwne postaci, które myślę śmiało moglibyśmy spotkać w rzeczywistości. Akcja powieści toczy się raczej swoim niespiesznym rytmem, ale w przypadku tej książki w ogóle mi nie przeszkadzał brak wartkiej akcji. Sprawa kryminalną z którą przychodzi się mierzyć bohaterom została bardzo ciekawie przedstwiona, podobało mi się to, że podejrzanych o śmierć i splądrowanie kufra księżnej jest bardzo wielu, co sprawia, że nadkomisarz i sierżant mają pełne ręce roboty, w Czytelnik moc wrażeń! Znajdziemy tutaj intrygi, kłamstwa, sekrety i sporo zwrotów akcji, które tylko dodatkowo potęgują chęć dalszego czytania! A wszystko w zimowo - świątecznej otoczce, chociaż myślę, że ta historia sprawdzić się w każdym momencie. Miło spędziłam czas z tą książką i chętnie w przyszłości ponownie sięgnę po powieść autorki!