Debiut autorki obdarzonej doskonałym słuchem językowym, wyrazistym stylem i znakomitym warsztatem pisarskim. Kolejny – po sztuce Zapolskiej i powieści Kuczoka – sugestywny portret polskiej rodziny: nie patologicznej, nie kołtuńskiej, ale nadal strasznej, zakłamanej i zimnej, w której małżeństwo to więzienie o zaostrzonym rygorze, a dom rodzinny to codzienny teatr absurdu, modłów, wrzasków i kotletów schabowych. Mocna proza – jak uderzenie pięścią.
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2012-10-05
Kategoria: Inne
ISBN:
Liczba stron: 204
„Szopka” to literacki debiut niejakiej Zośki Papużanki. Jeśli wierzyć okładce „debiut autorki obdarzonej doskonałym słuchem językowym, wyrazistym stylem i znakomitym warsztatem pisarskim.” Prawdopodobnie to właśnie ten specyficzny styl sprawił, że książka niemal od razu zwróciła uwagę krytyków. Styl, ale niekoniecznie historia, bo takowe już bardzo dobrze znamy.
Główna bohaterka „Szopki” to kobieta – żona, matka, wdowa, babcia, prababcia, teściowa – jak kto woli. Owdowiawszy w młodym wieku, decyduje się na ponowne zamążpójście. Niestety nowy związek opiera się nie na szczerym uczuciu, a raczej założeniu, że samemu żyć nie wypada. W rodzinie brakuje nie tylko uczuć, ale również szacunku dla drugiej osoby. Kobieta z niebywałym upodobaniem poszukuje sposobów, by poniżyć swojego partnera w oczach dzieci. Złość, która nieustannie z niej wypływa, w oczywisty sposób wpływa na całą rodzinę. Nikt nie jest szczęśliwy ale też nikt nie próbuje czegoś zmienić. Życie płynie jakby obok nich, zbyt skupionych na własnych małostkach, by dobrze je przeżyć. Egzystencja kobiety ogranicza się do zajęć domowych i narzekania na psie życie. Mężowie ich znajomych przynajmniej czasem je obiją, widać mają jakieś uczucia, a ten jej to skończony nieudacznik, który choć jest, to jakby go nie było. Mąż cierpliwie znosi te nieustanne przykrości, choć jeszcze częściej zamiast znosić, zwyczajnie usuwa się w cień. Pod pretekstem zapewnienia rodzinie godnego bytu, zaszywa się w pracy, czy to w wieczory, czy w weekendy. A po niej pozostaje tylko chwila, by wrócić do domu, coś zjeść i ponownie uciec, w błogi sen. Maciuś, syn bohaterki, początkowo ma jakiś potencjał i chęci, by wybić się ponad smutną normę. Niestety ciągłe wywody na temat beznadziejności jego sytuacji nie pozostawiają go obojętnym. Jego życie musi być do niczego, skoro ma ojca, a jakby ojca nie miał. Nikt tak dobrze jak jego matka nie rozumie, że w jego życiu po prostu nie może być lepiej. I tak kiedyś zdolny chłopak popada w alkoholizm. Bez stałego zajęcia, regularnie odwiedza to matkę, to siostrę z prośbą o 10 złotych. Prosi i dostaje, bo przecież jakoś trzeba go poratować, gdy już sam los jest dla niego taki okrutny. Wandzia, córka głównej bohaterki już od dziecka jest regularnie zastraszana zarówno przez brata, jak i matkę. Jako jedyna zdolna jest do głębszych uczuć w stosunku do ojca. Tylko okazywać ich nie może, żeby mama na niego nie krzyczała. Ta sytuacja wpędza ją w nieustanne poczucie winy. Żyje w cieniu swojej rodziny, w przekonaniu, że nie jest dla niej dość dobra i ogólnie do niczego się nie nadaje.
Lektura „Szopki” z całą pewnością nie należy do najbardziej przyjemnych. Choć nie jest aż tak źle, nikt nikogo fizycznie nie krzywdzi, nikt nie przymiera głodem, a jednak jest tak paskudnie. Przygnębienie czytelnika wynika zapewne z faktu, że to, co opisuje Papużanka, nie jest jakimś szczególnym wyjątkiem. Niemal każdy w swoim otoczeniu ma podobne kobiety i mężczyzn, niby zwykłe rodziny ale pogrążone w totalnej niemocy. O ile w dzieciństwie człowiek ma jakieś pomysły na życie, cele, ideały, o tyle dorastając coraz bardziej się ogranicza, zacieśnia horyzonty, odrzuca marzenia. Jego świat staje się coraz mniejszy, by z czasem ograniczyć się do własnych czterech ścian, poczucia że życie przemyka między palcami i braku motywacji, by cokolwiek w nim zmienić. Monotonię życia przerywają jedynie nieliczne okazje, podczas których można coś świętować i napić się wódki.
Tematyka poruszana przez pisarkę nie jest niczym nowym. Z lepszym czy gorszym skutiem podejmowało ją już wielu autorów. Przwagą „Szopki” nad podobnymi tematycznie książkami ma być specyficzny styl Papużanki. Ten rodzaj przewagi szybko może jednak stać się jej wadą. Dialogi zlane w jedną całość, nadmiar znaków interpunkcyjnych bądź ich brak, wielość narratorów i przemieszanie wątków. Dla jednych wyznacznik innowacyjności, wyjątkowej inteligencji, opanowania języka do perfekcji, dla innych ... droga przez mękę. Osobiście nie mogłam skupić się na fabule, językowe popisy autorki zamiast mnie zachwycać, częściej wyprowadzały mnie z równowagi. Książka co prawda wzbudziła we mnie różne refleksje, jednak po zakończeniu jej lektury, poczułam uczucie ulgi, odkładając ją na półkę. Czy tylko dlatego, że ktoś pisze inaczej niż wszyscy, oznacza że pisze lepiej? Na to pytanie odpowie sobie każdy z czytelników. Dla mnie „Szopka” na zawsze pozostanie gorzką pigułką, która być może trafnie opisuje nasze życie, jednak robi to w sposób, który niestety zupełnie do mnie nie przemawia.
''Szopka '' to bardzo smutna w moim odczuciu książka o bardzo smutnych i samotnych osobach , żyjących w bardzo smutnych czasach . Ona i on , jak w cytacie powyżej nie mają nawet imion . Jednak z kartki na kartkę dowiadujemy się coraz więcej i więcej o nich i ich wspólnym życiu . Wspólnym , a jednak osobnym . On , młody chłopak którego brat ściągnął z rodzinnej pomorskiej wsi i obiecał pomóc w zalezieniu pracy i ułożeniu sobie życia w mieście . Przyjechał , bo co miał robić , wrócił z wojny a w domu kupa rodzeństwa na rodzinnej kupie w jednej chałupie . Nie miał nic , prócz wojennych wspomnień , a w mieście pracy wtedy nie brakowało dla nikogo . Ona młoda , silna , dumna i wrzaskliwa kobieta , wdowa samotnie wychowująca trzyletniego Maciusia . W niedługim czasie ślub , potem zaraz dziecko , córeczka Wanda i dożywocie w małżeństwie z przypadku . Ani słowa o miłości , szacunku , zrozumieniu , wyrozumiałości i wszystkim tym czym powinno się cechować dobre małżeństwo . Ich małżeństwo wygląda jak ten domek z okładki . Niedobrane kolorystycznie i objętościowo klocki . Dach się sypie , gwoździe odstają i wypadają , okno trzyma się na '' słowo honoru '' . Autorka stworzyła prawdziwie krwiste w swej wyrazistości postacie . Zwłaszcza ONA , dać jej tylko miotłę w dłonie i wysłać na Łysą Górę na sabat czarownic . Nic jej się nie podoba , nawet to że mąż jej nie bije , '' bo jakby bił , to by przynajmniej wiadomo było że o coś mu chodzi , a on tylko milczy i milczy '' . A to co '' odstawiła '' , aby się bez biletu dostać na Błonia , w czasie wizyty niemieckiego papieża , z jednej strony mnie ubawiła po pachy , lecz z drugiej naszła mnie refleksja i pytanie , czy rzeczywiście głupota i bezczelność i nieliczenie się z nikim i niczym w końcu będzie rządzić na świecie , czy może już rządzi ? Ktoś napisał że '' Szopka '' boli , to prawda . Mnie zabolała , ścisnęła w żołądku i skopała po nerach . Ale przecież jakoś się muszę pozbierać...