SPISEK, DUCHY PRZESZŁOŚCI, NIEPOWTARZALNY KLIMAT MIASTA WCIĄŻ LECZĄCEGO RANY PO WOJNIE I PRAWO, KTÓRE W BARCELONIE MIESZA SIĘ Z BEZPRAWIEM…
Barcelona, grudzień 1949. Lenin, drobny złodziejaszek i informator inspektora Miquela Mascarella, trafia w sam środek międzynarodowej intrygi – okradziony przez niego brytyjski turysta okazuje się w rzeczywistości członkiem organizacji Monument Men, tropiącej skradzione przez hitlerowców dzieła sztuki. Przybył do Barcelony śladem zbiegłego nazisty, który ukrył się w niej z łupem wartym wystarczająco dużo, by chcieć za niego zabić. I rzeczywiście – wkrótce Brytyjczyk ginie zagadkową śmiercią, a Lenin wpada w prawdziwe kłopoty.
Mascarell próbuje rozwikłać zagadkę, zanurzając się w trzewia zdruzgotanego podczas wojny domowej miasta. I chociaż nieustannie czuje na karku oddech komisarza Amadora, rodzina Lenina burzy jego spokój, a kolejne morderstwa komplikują sprawę, inspektor stawi raz jeszcze czoła duchom przeszłości, starając się działać zgodnie ze swoimi zasadami i etyką.
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2019-01-22
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: Seis dias de diciembre
Wydawać mogłoby się, że czytanie którejś książki z serii bez przeczytania czegoś wcześniej, jest stanowczym błędem. Jednak nie tym razem. "Sześć dni w grudniu" to książka, której bohaterem jest niejaki Miguel Mascarell. Spotyka on Lenina, czyli Augusti Ponc. To spotkanie nie wróży niczego dobrego. To drobny złodziejaszek. Lenin prosi o pomoc Mascarella, który ogólnie rzecz biorąc... jest byłym inspektorem. Pomoc Leninowi niesie pewne ryzyko. On, jak i Miguel, są narażeni na światło czasu, w którym się znaleźli. A były to czasu reżimu Franco. Taka była wtedy Hiszpania.
Lubię książki, w którym wtopiony jest wątek historyczny. W tym przypadku to jest stanowczy plus dla fabuły. Chyba, że to ja mam swoje dziwne upodobania? 😊 Zawsze przydaje się dobra dawka humoru, ale i refleksji. Cenię sobie takie książki, w których wszystkiego jest po trochę.
"Różnica między czasami sprzed wojny, gdy stał na straży prawa, i okresem powojennym, kiedy żadnych praw nie miał, była kolosalna. Teraz jego świat nie dzielił się już na dobrych i złych, zapełniali go ludzie, którzy walczyli o przeżycie. Faszyzm był niczym wielogłowa hydra pożerająca wszystko na swojej drodze."
Niecierpliwie wyczekiwałam kolejnej odsłony serii o inspektorze Miquelu Mascarrellim, poprzedni tom "Dwa dni w maju" przekonał mnie do siebie. Podobnie "Sześć dni w grudniu", powieść prowadzona w spokojnych rytmach narracji, niezagłuszanych elementami sensacji lub thrillera, zbędne spektakularne zdarzenia, ale zdecydowanie cechująca się wyrazistym pazurem. Większość koncentruje się wokół rozwiązywania zagadki detektywistycznej, niezbyt złożonej i zawiłej, ale obrazowej i wciągającej. Reszta to sympatyczne i ciepłe nuty obyczajowe, choć towarzyszą im spojrzenia w bolesną przeszłość. Dopiero na zakończenie kryminału akcja nabiera wartkości i uczestniczymy w efektownym incydencie.
Przyjemnie podąża się tropem myśli i działań Mascarellego, emerytowanego inspektora policji, i Lenina, jego tymczasowego pomocnika, słynącego dotychczas ze złodziejskiej profesji. Intryga delikatna, oplatana przez wyraziste portrety postaci, ciekawe motywy przestępców, a przy tym wzbogacona dobrym humorem i cierpkim smakiem katalońskiej historii. Szybko wnika się w klimat powieści, oprócz kryminalnego wątku, to właśnie on odgrywa wiodącą rolę w przyciąganiu uwagi czytelnika. Wędrujemy uliczkami Barcelony końca lat czterdziestych dwudziestego wieku, mrocznego, ponurego miasta, zastraszonego atmosferą frankistowskiej wojskowej dyktatury, którego mieszkańcy, mimo wszelkich przeciwności, ech wojny domowej, codziennie oglądanego oblicza niedawnych śmierci, starają się ułożyć życie na nowo.
Obserwujemy wzorową policyjną pracę, w której do wszystkiego dochodzi się poprzez żmudne zbieranie informacji, błyskotliwe przeprowadzanie wywiadów, zdanie się z ufnością na zdobyte detektywistyczne doświadczenie i uważne słuchanie intuicji. Wszystko bez wsparcia ze strony innych służb, czy jak obecnie, wspomagania nowoczesnych mediów i obszernych baz danych. Pozostaje czujna obserwacja, wyostrzony instynkt rozszyfrowywania kłamstwa i niezłomne dociekanie prawdy, niezawodna dedukcja, wyprowadzanie logicznych wniosków i formułowanie prawdopodobnych hipotez. A wszystko to, krok po kroku, prowadzi Mascarellego do odkrywania tajemnic niesłychanej kradzieży bezcennych dzieł sztuki, zagadek morderstw popełnionych w celu uciszenia niewygodnych faktów, sekretów wyjątkowej chciwości i premedytacji. Jak się okazuje, śledztwo obarczone jest dużym stopniem ryzyka i niebezpieczeństwa.
bookendorfina.pl
To była niedziela. 4 grudnia 1949 roku. To był dzień pierwszy jakże zaskakujących i nieoczekiwanych wydarzeń w spokojnym dotąd życiu byłego inspektora policji i jego uroczej żony. Mimo tego, że ich życie dalekie było od sielanki byli szczęśliwi. Nie rzucali się w oczy. Taką przyjęli taktykę. Ulicami Barcelony przemykali próbując nie zwracać na siebie uwagi. Przede wszystkim Patro. Bała się, że ktoś ją rozpozna. Bała się, że przeszłość powróci i zburzy odzyskiwany z takim trudem spokój i powrót do względnej normalności.
Ten spokój niespodziewanie zakłócił Agusti. To drobny złodziejaszek, który w tamtym życiu dość często był aresztowany przez inspektora Miquel’a. Ale tamte czasy minęły zdawałoby się bezpowrotnie, a Agusti potrzebuje pomocy. Jedyną osobą, do której może się zwrócić jest właśnie Miquel Mascarell. Tylko jemu może zaufać. Gdyby wiedział, że ta teczka będzie tak zgubna nie ukradłby jej. Ale stało się. Teczka jest u niego, a właściciel teczki nie żyje. Na policję nie ma co się zgłaszać w obecnych czasach… Cała nadzieja w dawnym inspektorze. Przecież i on, i Miquel są ofiarami frankizmu. Ta Hiszpania już nie jest dla nich. W tej Hiszpanii lepiej się nie wychylać. Lepiej nie zwracać na siebie uwagi, a już tym bardziej uwagi policji z Amadorem na czele. To będzie sześć dni wyczerpującego nieoficjalnego śledztwa. To będzie sześć dni walki o zachowanie życia. Z fabuły to tyle. Nie chcę zdradzać więcej. Ta książka to nie tylko ciekawa i wciągająca intryga, ale też historia w tle. I to ta niechlubna historia.
Hiszpania pod dyktaturą Francisco Franko. Miquel i Patro oraz Agusti to ofiary reżimu cały czas borykające się z traumą. Nie ma dla nich miejsca w nowej Hiszpanii. W czasie wojny domowej walczyli jak się okazało po stronie pokonanych. Swoje odpokutowali w ciężkich warunkach. Czy mimo wszystko mogą prowadzić zwyczajne życie? Czy mogą być pełnoprawnymi obywatelami? Czy mogą znaleźć uczciwą pracę dającą im utrzymanie? Czy dawne przewinienia zostaną im darowane? Czy już zawsze będą przemykać uliczkami Barcelony w obawie, że natkną się na niewłaściwych ludzi? Dla Miquel’a takim człowiekiem jest frankistowski komisarz – Amador.
A co jest przedmiotem śledztwa? I tu autor kolejny raz w interesujący sposób wplótł w fabułę ciekawy wątek historyczny. Chodzi mianowicie o zrabowane przez Niemców dzieła sztuki warte fortunę lub wręcz bezcenne. II Wojna Światowa skończyła się w 1945 roku, ale nie wszyscy naziści ponieśli odpowiedzialność. Część z nich zdołała uciec lub ukryć się. Frankistowska Hiszpania była idealnym miejscem na tymczasowe schronienie. Była doskonałym przystankiem w drodze do Ameryki Południowej, do której najczęściej zbiegali naziści. A kapitałem i źródłem dostatniego życia w nowym świecie i z nową tożsamością były w tym przypadku dzieła sztuki. Czy te rabunki na gigantyczną skalę zostaną bezkarne? Otóż nie, bo nazistów tropią ludzie z Monuments Men, którzy mają jeden cel – odzyskać zrabowane dzieła sztuki…
„Zawsze gdy zbliżał się się do końca śledztwa, kiedy niewiele już brakowało do zamknięcia sprawy, serce waliło mu jak szalone i musiał trzymać nerwy na wodzy.”
Miquel Mascarell to były inspektor policji na emeryturze.
Augusti Ponc, zwany Lenin, to drobny złodziejaszek. Niestety przez przypadek kradnie aktówkę, która zsyła na niego niebezpieczeństwo..
Choć kiedyś byli po przeciwnych stronach, dziś chcą zawalczyć o prawdę i rozpoczynają prywatne śledztwo. A to wszystko ma miejsce w Barcelonie, która nadal nie może otrząsnąć się po wojnie domowej.
Cudowny retro kryminał, w którym czuć klimat Barcelony. Cała historia toczy się w ciągu zaledwie sześciu grudniowych dni. Spokój Miquela został wytrącony z równowagi przez Lenina, który nie mogąc się oprzeć pokusie kradnie teczkę, w której nie znajduje pieniędzy, a jedynie tajemniczą zawartość. Były inspektor musi ochronić swoją rodzinę i ocalić bezcenne dzieła sztuki, skradzione podczas wojny.
Choć nie miałam przyjemności przeczytać innych dzieł autora, to myślę, że będę musiała to nadrobić. Lekkie pióro, zabawne chwile z Leninem w roli głównej, okraszone chwilami grozy, to tylko nieliczne momenty, które tu odnajdziecie. Autor w świetny sposób połączył fakty historyczne wraz z fikcją literacką, uwielbiam gdy coś takiego ma miejsce w książkach.
Kryminał godny polecenia!
Opowieść przenosi nas do mroźnej, grudniowej Barcelony 1949 roku za rządów Franco.
Miquel Mascarell po śmierci żony i syna, ponad 8 latach więzienia zaczyna odzyskiwać względny spokój i szczęście. Żeni się ponownie i jako były już inspektor, żyje nieco z boku, nie chcąc rzucać się w oczy i narażać siebie, lub Patry. Nie potrafi jednak odmówić pomocy, gdy do jego drzwi puka złodziejaszek Agusti Ponc, zwany Leninem. Nić przyjaźni zadzierzgnięta niegdyś w więziennych murach, nie pozwala mu przejść obojętnie w obliczu zagrożenia bezpieczeństwa rodziny Lenina. Nie spodziewa się w jak grubą aferę został wplątany, gdy ten pokazuje mu skradzioną teczkę z jej tajemniczą zawartością. Zaczyna się jednak domyślać, gdy właściciel teczki zostaje zamordowany i okazuje się, że w sprawę wplątany jest jego największy wróg, frankistowski komisarz Amador. Gra toczy się o niebagatelną stawkę - bezcenne dzieła sztuki skradzione przez nazistów podczas wojny.
Jak sześć mroźnych grudniowych dni wpłynie na spokojne życie Miquela? Czy uda mu się ochronić bliskich przed brutalnym zabójcą, którego celem jest przejęcie dzieł sztuki?
Czytając, miałam wrażenie, że opowieść sama płynie ulicami Barcelony. Bohaterowie budzą naturalną sympatię, szczególnie zabawny Lenin i dobroduszna Patra. Miquel, mimo swoich 65 lat i braku takich możliwości jakie miał jako inspektor, nadal z werwą i przenikliwością prowadzi śledztwo.
Nie czytałam wcześniejszych przygód Mascarella, ale sięgnę po nie z prawdziwą przyjemnością. Styl autora, tak lekki i spójny, ze szczyptą humoru i refleksji totalnie mnie oczarował. Może na mój odbiór miał też wpływ sentyment do Barcelony?
W każdym razie kryminał godny polecenia.
Adela, Luc i Nico jako jedyni w klasie mają poważne problemy z matematyką. Nie mają głowy do cyfr i tyle! Gdy już wydaje się, że na pewno czeka ich poprawka...
Patricia niedługo kończy siedemnaście lat i czuje się zagubiona, wściekła, ma ochotę to płakać, to podbijać świat. Lubi muzykę i książki, a ponadto komponuje...
Przeczytane:2019-03-10,