reklama

Szczęśliwy powrót

Ocena: 5 (1 głosów)
Rok 1808. Wojska napoleońskie opanowują Europę. Na morzach trwa zażarta wojna pomiędzy sprzymierzoną flotą Francji z Hiszpanią, a marynarką Wielkiej Brytanii. Młody, ambitny dowódca małej fregaty angielskiej Horatio Hornblower zostaje wysłany na drugą stronę globu w celu ustanowienia morskiej blokady hiszpańskich posiadłości w Ameryce Środkowej i wsparcia lokalnych sił walczących z iberyjską koroną. Jego „Lydia” zaledwie 36 działowa fregata musi przeciwstawić się 60 działowemu okrętowi liniowemu Natvidad, starając się zniwelować dysproporcję zwrotnością statku, wyszkoleniem załogi i inteligencją dowódcy. W tej pełnej zagrożeń ekspedycji Hornblower może liczyć tylko na siebie, oraz na bandę włóczęgów i złodziei wyłapanych w angielskich dokach, którą mozolnie przemienia w zahartowaną załogę „Lydii”, oczekując że dyscyplina i nadzieja na bogate łupy z hiszpańskich galeonów oddali widmo buntu. Doskonała znajomość krwawych realiów wojny morskiej z przełomu XVII i XVIII wieku, w połączeniu z egzotyką podróży, barwnymi postaciami i wartką akcją wciągają czytelnika aż do ostatniej strony tej bestselerowj powieści.

Informacje dodatkowe o Szczęśliwy powrót:

Wydawnictwo: Remi
Data wydania: 2011-10-19
Kategoria: Przygodowe
ISBN: 978-83-931226-8-4
Liczba stron: 310

więcej

Kup książkę Szczęśliwy powrót

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Szczęśliwy powrót - opinie o książce

Avatar użytkownika - nureczka
nureczka
Przeczytane:2014-04-13, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2014,
Pisząc o tej książce należałoby podzielić tekst na dwie części: pierwszą poświęconą powieści Forestera, drugą - opowiadającą o wyrobie książkopodobnym wydawnictwa ,,Remi" (książką nazwać tego czegoś niepodobna, bez obrażania przyzwoitych wydawców). Zacznijmy od rzeczy przyjemnych, czyli od powieści ,,Szczęśliwy powrót". Choć rzecz jest, mówiąc delikatnie, niemłoda - Forester napisał szczęśliwy powrót w roku 1937, nadal czyta się świetnie i ani trochę nie trąci myszką. No, może troszeczkę, ale w przypadku powieści historycznej jest to w pełni wybaczalne, wręcz nadaje książce stylu i uroku. Czas jakiś temu pisałam o innej powieści marynistycznej (,,Dowódca Sophie" Patricka O'Briana). ,,Szczęśliwy powrót" bije tę pozycję na głowę. Ma wszystko to, czego ,,Dowódcy Sophie" zabrakło. Po pierwsze, ma znacznie lepszą kompozycję. Widać, że autor starannie przemyślał całość, fabuła rozwija się w sposób logiczny wynikający z wcześniejszych wydarzeń. Oczywiście, co jakiś czas mamy nieoczekiwane zwroty akcji - bez nich opowieść byłaby nudna, ale są one zawsze dobrze uzasadnione. Wszak bohaterowie nie mogą przewidzieć wszystkich okoliczności zewnętrznych i zawirowań politycznych. Po drugie, sama opowieść jest znacznie ciekawsza. Mamy intrygę, przygodę, wątek romansowy (na szczęście nie przesadny). Czytając ,,Szczęśliwy powrót" zwyczajnie chcesz widzieć co będzie dalej. Po trzecie, wiedza marynistyczna jest podana w znacznie bardziej przystępny sposób. U Forestera, terminologia morska pojawia się w sposób naturalny, podczas gdy u O'Briana miałam wrażenie, że autor na siłę usiłuje wepchnąć do książki wszystko co wie, bez względu na to, czy ma to jakiekolwiek uzasadnienie fabularne, czy nie. Lekturę uważałabym za wielce satysfakcjonująca, gdyby wydawnictwo Remi, nie zmieniło fajnej książki w potworka. Do ogólnej katastrofy przyłożyli się wszyscy: tłumacz, redaktor, korektor. Moja technika czytania sprawia, że na ogół nie zauważam drobnych potknięć takich jak literówki, czy inne mniej istotne błędy, a nawet jeśli je zauważę, to nie drę szat, wychodząc z założenia, że każdemu może się zdarzyć wpadka. Ale to, co zobaczyłam, wystawiło na próbę nawet moją, bardzo tolerancyjną postawę. Rozumiem literówki, rozumiem błędy składu. Ale ortografy?!!! I nie chodzi mi tu o pisownię jakiś niezwykle wyszukanych lub mało znanych słów. Pozwolę sobie przytoczyć tylko jeden przykład ,,rozruba"(jeśli ktoś nie wierzy, że coś takiego mogło się zdarzyć podaję stronę - 46, wiersz ósmy od dołu). Wiem, że słownictwo morskie, podobnie jak każde inne słownictwo specjalistyczne, może stanowić dla tłumacza wyzwanie. (Chociaż czasem lepiej posłuchać mądrości ludowej, która mówi ,,jak nie potrafisz, nie pchaj się na afisz"). Wiem. Mogłabym więc wybaczyć tłumaczowi pomylenie grota z fokiem, ba!, jako osoba wielce tolerancyjna, wybaczyłabym nawet nazwanie okrętu statkiem (choć to bluźnierstwo), nie mogę jednak wybaczyć totalnego braku konsekwencji. Jeśli tłumacz decyduje się używać terminu ,,midszypmen", to niech, na Boga!, stosuje go konsekwentnie. Jednakże, z nieznanych powodów, w okolicach pięćdziesiątej strony, tłumacz zmienia zdanie i zamiast midszypmena mamy miczmana. Osobiście, jest mi wszystko jedno, którego terminu by użyto (aczkolwiek na brytyjskim okręcie, pochodząca z rosyjskiego forma miczman nieco razi), byleby tylko zrobiono to konsekwentnie. I jeszcze jedno pytanie. Jeśli nawet tłumacz się pomylił, to gdzie był redaktor? Gdzie? A jeśli już o redakcji mowa. Nie mam ani czasu, ani ochoty wytykać wszystkich błędów, bo musiałabym chyba przepisać trzy czwarte książki. O ich zagęszczeniu niech świadczy fakt, że na jednej tylko kartce znalazłam takie dwa oto kwiatki: - Ponieważ, mój panie, statek pocztowy, na którym byłam pasażerką płci pięknej, został zdobyty przez hiszpańskiego korsarza [...] WTF? A kim miała być? Pasażerką płci brzydkiej? Pół strony wcześniej mamy: - Otrzymałem, ale nie sądzę, by było rozsądne, by pani dołączyła do kompanii płynącej moim okrętem. Wielokrotne powtórzenie słowa ,,pani" w tym nieporadnym zdaniu sprawiło, że kapitan poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie. WTF numer dwa. Liczyłam i liczyłam, ale jak bym nie rachowała (mogę pokazać indeks z zaliczonymi na najwyższą oceną czterema semestrami wyższej matematyki), za każdym razem wychodziło mi, że to wielokrotne powtórzenie równa się 1 (słownie jeden). Doprawdy, nie trzeba być wybitnym polonistą, żeby zauważyć, że w tym zdaniu coś nie gra. Wystarczy odrobina logicznego myślenia. I uczciwe podejście do wykonywanej pracy. O szacunku dla czytelnika nie wspomnę. Teraz, mądra po szkodzie, odkryłam dwa inne wydania (oba w tłumaczeniu Henryki Stępień), jedno z roku 1970, drugie z 1991. Osobom zainteresowanym książką, z całego serca radzę, rozejrzeć się za którymś z nich. Opinia pochodzi z bloga: http://polekturze.blogspot.com
Link do opinii
Inne książki autora
Misja Greyhound
C.S. Forester0
Okładka ksiązki - Misja Greyhound

Na północnym Atlantyku toczy się zażarta bitwa, podczas której życie trzech tysięcy marynarzy zależy od decyzji jednego człowieka. Komandor porucznik...

Okręt liniowy
C.S. Forester0
Okładka ksiązki - Okręt liniowy

Maj 1810 roku. Kapitan Horatio Hornblower obejmuje dowództwo na swoim pierwszym okręcie liniowym. HMS „Sutherland” jest najbrzydszym dwu-pokładowcem...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Pies
Anna Wasiak
Pies
Cienie. Po prostu magia
Katarzyna Rygiel
Cienie. Po prostu magia
Suplementy siostry Flory
Stanisław Syc
Suplementy siostry Flory
Lato drugich szans
Dagmara Zielant-Woś
Lato drugich szans
Upiór w szkole
Krzysztof Kochański
Upiór w szkole
Piwniczne chłopaki
Jakub Ćwiek
Piwniczne chłopaki
Dolina Marzeń. Przeszłość
Katarzyna Grochowska
Dolina Marzeń. Przeszłość
Szczerbata śmierć
Arkady Saulski
Szczerbata śmierć
Bez litości
Michał Larek
Bez litości
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy