Mira - nauczycielka i matka siedmioletniej Marianny orientuje się, że do jej trzydziestych urodzin brakuje zaledwie pół roku. Decyduje się wykorzystać ten czas na wprowadzenie w swoim życiu pewnych zmian. Postanawia sporządzić listę rzeczy, które chciałaby zrobić, zanim przekroczy tę magiczną granicę wieku. W realizacji planów pomagają jej wiecznie roześmiana przyjaciółka Łucja i opiekuńczy rodzice. Robią wszystko, co w ich mocy, by wspierać Mirkę w jej zaskakujących decyzjach. Wszystko jednak zmienia jedno przypadkowe spotkanie z tajemniczym kelnerem...
Czy Mira odnajdzie nowy cel w swoim życiu? Jak wiele razy będzie jej próbował w tym przeszkadzać Jacek - były partner i ojciec Mani? I wreszcie - czy między pieczeniem ciastek a przygotowywaniem słodkiego kremu można odnaleźć prawdziwą miłość?
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2024-04-17
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
„Szczęście ma smak szarlotki” to debiutancka powieść Weroniki Psiuk, a ja po debiuty uwielbiam sięgać, dlatego nie zastanawiałam się długo nad tym tytułem! Przyznam szczerze, że dla mnie książka zdecydowanie należy do gatunku tych lekkich, które pozwalają na totalny relaks, odskocznię od problemów i zdecydowane chwilowe odmóżdżenie! Nie wymaga od czytelnika wielkiego zaangażowania, a jedynie tego, aby ją przeczytać!
Poznajemy sympatyczną, nieco szaloną Mirkę, która właśnie zorientowała się, że w jej życiu niebawem nastąpi zmiana kodu, na trzy z przodu. Postanawia do tego czasu wiele w swoim życiu zmienić. Kobieta jest mamą siedmioletniej Marianny, a jej życie to ciągła bieganina między prowadzeniem domu i użeraniem się z Jackiem – byłym mężem, który jest ojcem Marianki! Na swojej liście rzeczy do zrobienia przed trzydziestką Mirka umieściła kurs cukierniczy, który pozwala jej bliżej poznać tajemniczego kelnera! Mirka stopniowo stara się realizować spisaną listę, choć w jej punktach znalazły się elementy błahe, ale również i takie, które mogą kobiecie wywrócić życie do góry nogami! Szczególnie że nie na wszystko w swoim życiu do końca mamy wpływ, a niektóre rzeczy zwyczajnie się dzieją! Czy kobiecie się uda… Tego dowiecie się, sięgając po ten tytuł.
Dla mnie był to lekki i przyjemny czas, który pozwolił mi na totalny relaks, nie zmuszałam się do zastanawiania, kto jest winny, była dość przewidywalna, ale przyjemna w odbiorze. Książka idealnie pasuje na letnie wieczory, kiedy zmęczeni po całym dniu, potrzebujemy się odstresować, bez zbędnego angażowania umysłu! Dla mnie lekka, przyjemna i całkiem zabawna! Dziękuję wydawnictwu za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki.
“Szczęście ma smak szarlotki” to ciepła i lekka opowieść obyczajowo-romansowa. Książka napisana jest prostym językiem, to jakby pamiętnik, który główna bohaterka zaczęła pisać dopiero przed trzydziestką. Mira jest samotną matką, wychowuje siedmioletnią Manię i chociaż ojciec dziewczynki pomaga je w tym, to jego lekkomyślny sposób życia spowodował to, że para się rozstała dość szybko. Mira pracuje jako nauczycielka, chociaż ostatnio jakby utknęła w jednym miejscu i wie, że zdecydowanie nie lubi już swojej pracy.
"Pamiętnika nie pisałam nigdy, nawet jako mała dziewczynka. Co mi się nagle stało? Chyba się starzeję."
Mira w swoim pamiętniku zapisuje swoje odczucia, wspomina zawody miłosne, trudności związane z pracą nauczycielki, ale przede wszystkim chce zrobić listę rzeczy, które przed trzydziestką chce zrobić wreszcie tylko dla siebie, nawet coś wręcz szalonego, bo wcześniej nigdy nie miała na to czasu lub chęci. Gdy lista jest gotowa - czas na realizację...
Nieudany związek z Jackiem wyrył na długi czas rysę w jej sercu. I pewnie dlatego nie potrafi zaufać mężczyźnie lub po prostu nie trafiła na bardziej odpowiedzialnego. Jednak jej matka jest tak zauroczona swoim niedoszłym zięciem, że ciągle próbuje ich na nowo połączyć. Mira wdzięczna jest swojej przyjaciółce Łucji za to, że jest, za to że zawsze podtrzymuje ją na duchu i zawsze ma dla niej nie tylko czas i potrafi pocieszyć, ale zawsze ma dobrą radę i za to, że często musi ją stawiać do pionu.
"Zawsze dziękowałam losowi za to, że postawił na mojej drodze cudowną przyjaciółkę, ale dziś miałam jeszcze ochotę skakać z radości."
"Łucja to jedyna osoba na świecie, którą czasem jednocześnie mam ochotę pogłaskać po głowie i rozszarpać na kawałki. Chociaż znamy się od podstawówki, ciągle mam wrażenie, że mogłybyśmy gadać godzinami i nie mamy dość."
Autorka zebrała w swojej powieści grupę ciekawych i sympatycznie nakreślonych bohaterów. Aż chce się niektórym mocno kibicować w realizacji ich życiowych planów, za to niektórym życzyć się chce tego, żeby im się nie powiodło...
I chociaż od początku niby wiadomo jak skończą się niektóre wątki, to i tak z ciekawością śledzimy rozwój fabuły i zachodzące między postaciami relacje. Zaskakujące zakończenie psuje niejako sielankową opowieść i sugeruje, że będzie ciąg dalszy, bo w taki sposób nie może się zakończyć ta historia. Jak ja nie lubię takich końcówek...
To opowieść o zwykłym, codziennym życiu, jakie większość z nas zna, o pragnieniach, marzeniach, o przyjaźni i miłości (nie tylko rodzicielskiej), o manipulacjach i zdradzie, o problemach, z którymi często sami się borykamy, ale jakże "przyjemniej" czyta się, gdy dotyka to inne osoby a nie osobiście nas...
A jaki związek ma z tą historią szarlotka? O tym już sami musicie przeczytać. Ja po lekturze tez musiałam zażyć lek w formie pysznej szarlotki...
Książkę przeczytałam w ramach Akcji Recenzenckiej Lubimy Czytać.pl
Dziękuję Pani Aleksandrze Kowalskiej z Wydawnictwa MUZA za otrzymaną książkę.
SZCZĘŚCIE MA SMAK SZARLOTKI to świetny debiut, który umili wam jedno popołudnie lub wieczór.
Weronika Psiuk pozytywnie zaskoczyłam mnie. Nie spodziewałam się, że tak sympatycznie spędzie czas z tą książką i przeczytanie jej zajmie mi jedno popołudnie. Podobała mi się kreacja bohaterów, z którymi można się identyfikować oraz prosta, ale życiowa fabuła. Mira, to taka postać z krwi i kości, która boryka się z problemami dnia codziennego, lecz otaczają ją oddane osoby, w postaci rodziców i przyjaciółki. Natomiast jej były narzeczony działa na mnie jak płachta na byka. Dobrze, że go pogoniła!
Potrzebowałam takiej niewymuszonej historii, idealnej na oderwanie się od rzeczywistości. Ale to zakończenie? Na JUŻ potrzebuję ciągu dalszego!
Debiut literacki Weroniki Psiuk „Szczęście ma smak szarlotki" premierę miał 17 kwietnia.
Powieść obyczajowa z romantycznym wątkiem opowiada o dylematach prawie 30-latki, wypalającej się nauczycielki, mamy 7 - latki, która szuka życiowej drogi oraz wymarzonej drugiej połówki.
Historia łącząca wielkie uczucia, piękną przyjaźń, opiekuńczych rodziców, miłość rodzicielską z autentyczną czułością. Aż by się chciało napisać lekka, przyjemna, pełna radości i tak po części jest, ale też dotyka spraw bardzo ważnych. Nie nachalnie przemycone realia pracy nauczycielki oraz problemy rodzicielskie idealnie wpasowane w świat przedstawiony. Sielski obraz przekrzywiają trudne momenty, za przyczyną byłego partnera bohaterki, gdzie jego imię jest tu odmieniane przez wszystkie przypadki. Czyta się szybko i z zainteresowaniem, a dialogi szczególnie te prowadzone z przyjaciółką Mirki wywołują uśmiech. Posiada wszystkie niezbędne elementy romantycznej opowieści, rozkwit sympatii, perypetie, które ich rozdzielają oraz zakończenie w iście "amerykańskim stylu". Charakterni i sympatyczni bohaterowie, urzekający motyw przemiany oraz ewolucja postawy bohaterki sprawiają, że z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Jak na pierwsze kroki na rynku literackim autorka wypadła świetnie.
Polecam powieść w aurze kruchego ciasta i jabłek, gdzie rządzi przypadek i przekornie też przeznaczenie, a przewrotny los potrafi zabrać, to co podarował.
"Przy Filipie czułam się spokojna. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, którego od dawna mi brakowało. Kiedy było mi smutno, potrafił w jednej chwili sprawić, że się uśmiechałam. Żaden z codziennych problemów, na które natrafiliśmy, nie był dla niego problemem, a wyzwaniem, zagadką, którą musieliśmy rozwiązać."
Otulająca niczym najcieplejszy koc.
Potretująca piękno marzeń, na których realizację nigdy nie jest za późno.
Udowadniająca, że na prawdziwą miłość warto poczekać.
"Szczęście ma smak szarlotki" to udany debiut Weroniki Psiuk. Okładka tej książki przyciąga wzrok, a jej wnętrze
jest lekkie w odbiorze. Przyznam, że przyjemnie spędziłam z nią czas.
Mira jest nauczycielką.
Niebawem kończy trzydzieści lat i z tej okazji robi sobie listę rzeczy do zrobienia. Ma wiele planów i marzeń.
Samotnie wychowuje siedmioletnią córkę.
Otoczona wianuszkiem bliskich osób, czuje się kochana i doceniana.
Jednak kiedy poznaje Filipa - przystojnego barmana - dostrzega, że do pełni szczęścia brakuje jej prawdziwej miłości.
Coraz częstsze spotkania z mężczyzną, wspólnie spędzany z nim czas i łącząca ich pasja mocno zbliżają ich do siebie...
W tym samym czasie o uwagę Mirki zabiega także Jacek - były narzeczony i ojciec jej dziecka.
Pragnie wrócić do kobiety i od nowa budować rodzinę, którą lata temu odtrącił.
Mirka nie wierzy w czyste intencje swojego ex, dlatego postanawia go sprawdzić. Nie spodziewa się jednak tego, że Jacek nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel...
Czy Mirka na nowo wpuści Jacka do swojego serca i życia?
A może to Filip jest jej pisany?
A może kobieta uświadomi sobie, że jednak żaden z mężczyzn jest jej potrzeby do szczęścia?
"Szczęście ma smak szarlotki" to książka na jedno popołudnie. Jako, że jestem romantyczka - absolutnie mnie oczarowała.
Zakończenie jest przysłowiową wisienką na torcie. Totalnie mnie zaskoczyło.
Mam nadzieję, że autorka przygotowuje kontynuację, bo jestem ogromnie ciekawa dalszych losów bohaterów.
A Wy jesteście ciekawi książki "Szczęście ma smak szarlotki"?
Dajcie znać 🥰
“Szczęście ma smak szarlotki” to debiutancki romans autorstwa Weroniki Psiuk. Jest to historia Miry, nauczycielki i matki, która staje w obliczu trzydziestych urodzin i decyduje się wprowadzić pewne zmiany w swoim życiu. W tym celu sporządza listę to-do rzeczy, które chce zrobić przed swoimi urodzinami.
Czy uda jej się zrealizować wszystkie punkty z listy?
Mira to bohaterka, z którą łatwo się utożsamiać. Jej pragnienie realizacji swojej listy rzeczy do zrobienia przed trzydziestką, jest bardzo inspirujące. Jest to kobieta pełna marzeń, która mimo wielu wyzwań i przejść, nie przestaje wierzyć w możliwość ich realizacji. Mam też ona świetną przyjaciółkę Łucję, która jest wiecznie roześmiana, a jej opiekuńczy rodzice, są nieocenionym wsparciem również dla Miry. Wątek romantyczny jest subtelny, ale emocjonujący. Spotkanie z tajemniczym kelnerem, Filipem, otwiera przed Mirą nowe możliwości, a ich rozwijająca się relacja jest pełna napięcia i czułości.
Ale nie jest to tylko historia o miłości. To również opowieść o samotnym rodzicielstwie, przyjaźni, poszukiwaniu własnej drogi, a także o konflikcie z byłym partnerem. Wszystkie te wątki dodają głębi i autentyczności całej historii, a lekki styl Autorki sprawia, że historię czyta się przyjemnie i szybko.
“Szczęście ma smak szarlotki” to opowieść o miłości, przyjaźni i odwadze do realizacji marzeń. To ciepła i ciekawa propozycja dla każdego fana lekkich romansów, a jej otwarte zakończenie daje nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Dlatego jeśli poszukujecie takiej książki, to koniecznie sięgnijcie po ten debiut!
Dziękuję za zaufanie i egzemplarz do recenzji od @wydawnictwomuza, a Autorce @ za świetną lekturę oraz gratuluje udanego debiutu (współpraca reklamowa)🩷.
Mirka, mama siedmioletniej Marianny orientuje się, że do jej trzydziestych urodzin zostało tylko pół roku. To odkrycie motywuje ją do podjęcia kroków, które mają odmienić jej życie na lepsze. W tym celu robi listę rzeczy, które pragnie zrobić w najbliższym czasie. Chęć zmiany nie jest czczym gadaniem, bo niedługo później Marka zapisuje się na kurs pieczenia. Tam może poznać lepiej mężczyznę, który wpadł jej w oko...
Naprawdę tego żałuję, ale Szczęście ma smak szarlotki to słaba lektura. Nawet jak na debiut... Trudno było mi znaleźć w niej jakieś pozytywne cechy... W sumie znalazłam tylko dwie... Jedną z nich była niewielka objętość. Kolejną cechą była szybkość czytania (chociaż nie raz możemy być zirytowani zachowaniem bohaterów) spowodowaną niewymagającą fabułą. Niewymagającą a przy tym w moim przekonaniu nieco oklepaną. Nie znalazłam w środku żadnego elementu zaskoczenia. Irytowały mnie krótkie rozdziały i sceny, które czasami wydawały się jakby były zwykłymi zapychaczami. Irytowały mnie poznani dzięki książce bohaterowie. Ich zachowanie było sztuczne i infantylne. Denerwowała mnie Mirka, która przez sporą cześć fabuły potrafiła tylko narzekać albo snuć rozważania, które niczego nie wnosiły do fabuły. Szczęście ma smak szarlotki to jedna ze słabszych lektur, które przeczytałam w tym roku. Nie jestem pewna czy mogę polecić ją innym czytelnikom. Jednak jeśli ktoś chce sam przekonać się co znajduje się w środku nie zniechęcam.
Weronika Psiuk jest autorką, polonistką, pedagożką i aktorką. Jej największą pasją jest teatr i śpiew. Powieść "Szczęście ma smak szarlotki" jest jej debiutem literackim.
"Szczęście ma smak szarlotki" to historii Miry - nauczycielki i matki siedmioletniej Mani, która decyduje się na wprowadzenie pewnych zmian w swoim życiu przed trzydziestką. Wspierają ją opiekuńczy rodzice i przyjaciółka Łucja, pojawia się również Jacek - były partner i tata dziewczynki oraz tajemniczy kelner.
"Szczęście ma smak szarlotki" to lekka opowieść obyczajowo-romansowa. Książka napisana jest prostym językiem, ma formę pamiętnika przedstawiającego myśli, odczucia głównej bohaterki, jej zawody miłosne, nadzieję na nowe szczęście, ale też trudności w pracy w szkole oraz z wychowywaniem dziecka. Podoba mi się, że wątek miłosny nie jest dominującą i najważniejszą częścią powieści, jest tu miejsce na relacje z rodzicami, córką, przyjaciółką oraz podążanie za swoimi pragnieniami (nie tylko związkowymi). Dla mnie to książka typu marzenie, fantazja, że wśród zwykłego, niepoukładanego życia można po prostu znaleźć miłość od pierwszego wejrzenia i zakochać się z wzajemnością w najprzystojniejszym, najmądrzejszym, najbardziej opiekuńczym i najlepszym w łóżku mężczyźnie. Czytało mi się ją szybko, miło i przyjemnie, na tarasie w słońcu z kawą. Razem z główną bohaterką psioczyłam na jej byłego, wspominałam swoje zakochania, które z biegiem lat wydają mi się jednak dość krępujące, zainspirowana Mirą i jej przyjaciółką zaplanowałam kobiecy weekend i wymyśliłam projekt nowego tatuażu.
---
Recenzja powstała w ramach współpracy reklamowej z wydawnictwem Muza.
---
https://www.instagram.com/kofeinowe.ksiazki/
Recenzja
Szczęście ma smak szarlotki
Weronika Psiuk
Muza
Romans
18+
#reklama
Czytacie romanse, w których jeden z głównych bohaterów ma dziecko?
Mi to nie przeszkadza. Czytałam o losach matki i córki z uśmiechem na twarzy, w większości sytuacji. Hmm, zacznę od początku...
Po otwarciu książki trafiamy do świata 29letniej Miry, która stwierdza, że zrobi listę rzeczy, które chcę zrobić przed 30. Polonistki, która ma córkę i nieznośnego Ex-narzeczonego. Nie polubiłam się z tym typem ( nawet Autorka mogła poznać moje zdanie na ten temat(ale o tym w swoim czasie) ).
Typ wkurzał mnie, drażnił moją tolerancję do głupców.
Czytało mi się, przede wszystkim, przyjemnie. Jednocześnie jestem ogromnie szczęśliwa, że mogłam ją zrecenzować, bo dostarczyła mi wytchnienia wtedy kiedy najbardziej potrzebowałam, czyli przed maturami. Lekki sposób pisania Autorki szybko wciąga i tylko zerknę na sekundę zmienia się w przeczytanie 10 stron.
Nie znalazłam żadnego błędu i również z tego powodu się cieszę, bo przyjemniej się czyta, gdy tekst nie przeszkadza. Natomiast nie radzę korzystać z informacji geograficznych, bo przejazd z Wrocławia do Krakowa ( i na odwrót) zajmuje dłużej niż godzinę, ale to jest szczegół, drobny szczegół.
Ale ta końcówka to.... Już szczegół nie jest. Ja muszę wiedzieć na już jak potoczą się dalej sprawy. Z chęcią mogę nawet być beta czytelnikiem, ale chciałabym już dowiedzieć się jak to się dalej potoczy. I przy tej okazji mam mało realną teorie spiskową. Wiem jeden element pewnie się będzie zgadzać, ale ja wymyśliłam sposób, który zarówno namiesza jak i spełni moje oczekiwania ???.
Godna uwagi, gdy szukacie czegoś przyjemnego z jednoczesną chęcią wyżycia się na jakiejś postaci ( jest tu ex).....
"Szczęście ma smak szarlotki" to debiut literacki Weroniki Psiuk. Powieść obyczajowa do przeczytania w jeden wieczór. Opowiada o życiu Miry, samotnej matki rezolutnej siedmioletniej córki, nauczycielki, która nie jest zadowolona z pracy. To powieść lekka i przyjemna, o codziennym życiu, pragnieniach, miłości i przyjaźni. Pozwala oderwać się od własnych probemów, chociaż bohaterka też je ma. Hejt w szkole, dopalacze, brak satysfakcji z wykonywanej pracyto tylko niekóre. Do tego dochodzą probemy z byłym partnerem i jego manipulacje. Zakończenie opowieści zupełnie mnie powaliło, nie lubię takich zakończeń.
"Szczęście ma smak szarlotki"... czy w tym smacznym wypieku można upatrywać szczęścia? Czy na realizację marzeń i prawdziwą miłość nigdy nie jest za późno?
Chyba większość z nas zbliżając się do jakiejś okrągłej daty urodzin, robi swego rodzaju podsumowania. Tworzy listę rzeczy, które chciałby jeszcze zrealizować, zmienić itp. Tak jest w przypadku naszej bohaterki Miry. Czy jej plany dojdą do skutku, kiedy w jej życiu pojawi się Filip? I co z byłym partnerem Jackiem, który nie będzie dawał kobiecie spokoju? Swoją drogą strasznie irytowało mnie jego zachowanie.
"Może jednak warto, na krok przed trzydziestką, sprawdzić, o co mi właściwie chodzi, i wzorem absurdalnych artykułów spisać rzeczy, których do tej pory nie udało mi się zrobić?"
Ogólnie książka wypada dobrze, ale stałe podkreślanie, że po trzydziestce człowiek jest już stary to mocne nagięcie. Mimo tego, że jestem starsza niż Mira, absolutnie staro się nie czuję. I pewnie większość z Was również może to o sobie powiedzieć, prawda? Bo wiek to stan ducha. Metryka nie ma tu nic do rzeczy.
Jest to jedna z tych książek, która czyta się niemal sama. Napisana lekkim językiem, ale jednocześnie niepozbawiona momentów, które budzą niepokój. Znajdziemy w niej kilka poważniejszych tematów, na które warto zwrócić uwagę. To samotne rodzicielstwo, niesatysfakcjonująca praca, profilaktyka zdrowotna, dopalacze, zaufanie czy klasowe wyśmiewanie. Kłamstwa, intrygi, manipulacje i chęć zemsty też się pojawią. Niby historia od samego początku wydaje się być przewidywalna, to ostatecznie Weronice Psiuk udało się mnie zaskoczyć finałem, który szeroko otwiera furtkę do kontynuacji.
"Nie mam pojęcia, co się stało z tą Mirką, która każdy dzień w pracy zaczynała z setką pomysłów i z werwą wchodziła na każdą lekcję. Radość i entuzjazm ustąpiły miejsca znudzeniu i zniecierpliwieniu. Zdecydowanie miałam dość."
"Szczęście ma smak szarlotki" to lekka, utrzymana w romantycznym klimacie powieść o szukaniu szczęścia i realizacji marzeń. Były partner czy nowy mężczyzna? Czy Mira odnajdzie prawdziwe szczęście? Sprawdźcie! Podczas lektury nie zapomnijcie o kawałku szarlotki lub drożdżówki.
Przeczytane:2024-07-25, Ocena: 4, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2024 roku, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2024, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2024, 12 książek 2024, 26 książek 2024, 52 książki 2024,
WSPÓŁPRACA
Szczęście ma smak szarlotki
Weronika Psiuk
Jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką. Po tytule i opisie liczyłam na coś lekkiego, czegoś na raz do przeczytania. Myślę że ta książka idealnie do tego się nadaje. Jest to bardziej pozycja dla nastolatek. Jest tu historia prosta, bardzo przewidywalna nie ma tu żadnego efektu wow. Jak wspomniałam jest to dobra pozycja na jeden wieczór, gdzie chcemy tylko poznać historię, bez większego angażowania się w treść. Szata graficzna zdecydowanie zachęca do przeczytania.
Historia przedstawia życie Miry, która jest nauczycielką i za pół roku skończy trzydzieści lat. Jest także matką kilkuletniej Mani, która na zmianę opiekuje się razem z byłym narzeczonym Jackiem. Kobieta postanawia stworzyć listę rzeczy które chciałaby zrobić zanim skończy te okrągłe lata. Jednym z tych punktów jest zrobienie coś dla siebie więc zapisała się na kurs cukierniczy. Oczywiste jest że sama nie da rady wykonać wszystkich punktów z listy więc pomaga jej w tym jej najlepszą przyjaciółka Łucja, szalona i pewna siebie kobieta. I tak zaczyna się nowa przygoda Miry i odchaczanie każdego punktu z jej listy co chciałby zrobić do trzydziestki. Szczególnie zakochać się tak prawdziwie a nie jak to było w przypadku Jacka. Ze związku z Jackiem jedyny pozytyw to Mania. Tak w skrócie, ponieważ kolejne szczegóły to już byłby spoiler.
Czy polecam tę pozycję. Chyba tak jako coś lekkiego i nie wymagającego. Nie jest to lektura wysokich lotów raczej coś zwykłego, prostego na szybko do przeczytania. Myślę że sięgnę po pozycję tej autorki aby dać szansę. Nie lubię skreślać autora po jednej pozycji. Z racji że historia jest prosta i całkiem dobrze się czytało daje 6/10