Szczęście nie rośnie na drzewach – czasem trzeba o nie zawalczyć. Zabawna i wzruszająca opowieść o kobiecie, która odważyła się być szczęśliwa.
Stoisz po szyję w wodzie? Głowa do góry! Imprezy, wolność, beztroska − dla Marie nie ma nic ważniejszego. Wszystko zmienia się, kiedy jej siostra Christine zapada na ciężką chorobę i prosi, by na czas terapii zaopiekować się jej dziećmi. Jakby tego było mało, Marie ma przejąć jej posadę w rodzinnej stoczni jachtowej. Zupełnie nie ma ochoty na nowe wyzwanie, a tym bardziej na nowego szefa, sztywnego nudziarza o imieniu Daniel. Podczas gdy jedna katastrofa goni drugą, a życie staje się chaosem, Marie powoli zaczyna pojmować, że są na świecie rzeczy, o które warto walczyć. I że pewne sytuacje – na przykład nowa miłość − dopadają człowieka wtedy, gdy się tego najmniej spodziewa.
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2019-09-18
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 512
Tytuł oryginału: Szczęście dla zuchwałych
Język oryginału: polski
Oczekiwania kontra rzeczywistość. Szaleństwo kontra oblicze tragedii. Beztroska kontra odpowiedzialność. Jedno życie dwa wyobrażenia.
Jesteśmy indywiduum. Każdy człowiek jest inny. Wiadomo. Ale co jeśli chcemy być akceptowani właśnie za to, jacy jesteśmy? Jeśli najbliżsi nas odrzucają? Może po części wstydzą się nas? Jeśli narzucają nam swoja wolę i siłą próbują nas zmienić? Dostosować pod siebie? Pod swoje wyobrażenia?
Marie choć już dawno stała się pełnoletnią kobietą to nadal zachowuje się jak nastolatka. Imprezy, alkohol, przyjaciel do łóżka. I nagle zrządzeniem losu musi...po prostu dorosnąć. Zacząć zachowywać się jak przystało na kobietę w jej wieku. Zostawić za sobą swoja przeszłość i stanąć u boku siostry, by pomóc jej w tych ciężkich chwilach. Chwilach, które są walką. Walką o życie. Walką o wyzdrowienie. A jakby tego było mało Max i Toni nie będą współpracować - jak to dzieci. Im też nie jest łatwo. A najgorsze jest to, że Marie wyparła się lata temu swojej pasji i zamiłowania do żeglarstwa. Nikt nie zna powodu, dla którego odwróciła się od rodziny. W młodym wieku została bez matki, ze starsza siostrą i wymagającym, surowym, dość sztywnym ojcem. Nie miała łatwo. A jeszcze te wstrząsające wydarzenia, kiedy miała siedemnaście lat, też nie pomogły. Nie umie zaufać, okazywać swoich uczuć. Boi się straty, odepchnięcia i cierpienia. Swoją prawdziwość skrywa pod szklaną kopułą. Udaje przed wszystkimi - nawet przed sobą.
I musi w końcu zderzyć się z tą ścianą. Musi uwierzyć w siebie, zaufać i po prostu być prawdziwą Marie. Nie rozdzielać swojej osobowości miedzy przyjaciół a rodzinę i Daniela. Ryzykowne? Absolutnie! To wyjdzie jej tylko na zdrowie.
Autorka ukazuje nam różnorodność osobowości i narodowości, a nawet wyznań. Na dużą uwagę zasługują opisy jak Christina i najbliżsi radzą sobie z sytuacją, z walką z rakiem. Jak wielce wyczerpujące i nierówne jest to starcie. Ile łez, bólu, frustracji i strachu przynosi. Pokazuje, że nawet małe dzieci odczuwają tę sytuacje na swój sposób i też próbują sobie z tymi zmianami radzić.
Książka bardzo przypadła mi do gustu. Choć jest grubaskiem bardzo szybko mi się ją czytało. Momentami była zabawna i lekka, podczas gdy na następnej stronie czaił się strach i mrok. W niektórych momentach miałam ochotę potrząsnąć główną bohaterką. Była lekko wkurzająca. Ale przez to wszystko jej zmiana była bardziej zauważalna. Historia opisana na podział firma - rodzina także był fajny. Jedno, do czego mogłabym się przyczepić to fakt, że z jednej sceny wskakiwaliśmy od razu w drugą i to w jednym rozdziale. Lepiej mi się czyta, jeśli jedna scena jest jednym rozdziałem. Ale to tylko mały szkopuł.
Książka zasługuje na to, by ją wziąć do ręki. By usiąść na kanapie i razem z bohaterami wsiąść do łodzi. I wyruszyć w nieznane.
Polecam
Zapraszam na nalogowyksiazkoholik.pl
Kurde… jak mi się ta książka podobała. Szczęście dla zuchwałych może się wydawać taką zwykłą opowiastką o miłości. Nie dajcie się zwieść. Ta powieść to prawdziwy życiowy wyciskacz łez i naprawdę wzruszyłam się podczas lektury. Najpiękniejsze w tej książce jest to, że wcale nie wzruszają dramatyczne rozstania, czy podłe zdrady. Wzrusza życie, które często bywa krzywdzące i nie bierze jeńców
Marie wiedzie beztroskie życie wypełnione imprezami i przelotnymi związkami, z trudem łącząc koniec z końcem i co chwilę chwytając się nowych miejsc pracy. Może się to wydawać dziwne, ponieważ jej rodzina od lat prowadzi stocznię i produkuje renomowane łodzie. Dziewczyna nie chce mieć jednak nic wspólnego z interesem, choć w przeszłości wiązała z nim swoją przyszłość. Okrutny los sprawia, że Marie musi zastąpić siostrę na stanowisku dyrektora, a dodatkowo zaopiekować się jej dwójką dzieci. Roztrzepana i wiecznie spóźniona kobieta, będzie musiała całkowicie przewartościować swoje dotychczasowe życie i pokonać demony przeszłości, by ocalić siostrę i rodzinną firmę, a także… stawić czoła miłości.
Szczęście dla zuchwałych sprawiło, że musiałam odetchnąć chwilę po przeczytaniu książki. Musiałam uporządkować emocje, by napisać konstruktywną opinię, a nie zlepek zdań bez ładu i składu. Chciałabym, żeby ta recenzja nie wydała się pochwalnym peanem na cześć powieści, bo rzeczywiście jest wiele elementów, które wprost zachwycają. Chciałabym, żebyście po przeczytaniu mojej recenzji, mieli na uwadze, że ta książka jest przede wszystkim opowieścią o życiu, które może się toczyć tuż za rogiem. Porusza bardzo delikatne kwestie, zaciska gardło z emocji, ale jednocześnie nie jest pozbawiona humoru, choć często jest to śmiech przez łzy. Właśnie chyba to najbardziej mnie urzekło.
Marie jest bohaterką, której nie można nie lubić, choć oczywiście nie trzeba się zgadzać z każdą jej decyzją. Jest niezwykle uparta, kolorowa (nie tylko dlatego, że pała miłością do ekstrawaganckich ciuchów), ale pod płaszczem beztroski kryje się niezwykle zraniona dusza. Jej charakter i często dziwne zachowanie wynikające raczej z lekkiego podejścia do życia, a nie dziecinady, sprawiło, że wprowadziła uśmiech nie tylko do świata rodziny, ale również współpracowników. No i oczywiście początkowo bardzo mnie bawiła sytuacja z Danielem – dyrektorem w stoczni. Marie nie owijała w bawełnę, kierując się dewizą „co w głowie to na języku”.
Relacja bohaterów rozwijała się powoli, ale za to odniosłam wrażenie, że rodzi się między nimi prawdziwe uczucie. Daniel to w końcu facet z krwi i kości, a nie kolejny nadęty milioner. Ciekawe w tej powieści jest to, że pomimo zajmowanych przez bohaterów wysokich stanowisk i całkiem dobrze prosperującej stoczni, nigdy niedane mi było odczuć, że pieniądze grają tu jakąkolwiek rolę. Wręcz przeciwne – Szczęście dla zuchwałych pokazuje właśnie, że nawet jeśli dysponuje się fortuną, to nie jest ona w stanie zagwarantować zdrowia.
Pisałam już, że wzruszyłam się podczas lektury i jest to prawda. Rzadko mi się to zdarza, ale Szczęście dla zuchwałych wywołało we mnie lawinę emocji. Jednocześnie koniec niezwykle podniósł mnie na duchu, uświadamiając mi, że warto mieć w życiu cel, do którego się dąży. I owszem, czas leczy rany, ale tylko od nas zależy, czy pozwolimy mu działać. Postawa bohaterki pokazała mi, że jeśli będziemy tkwić w miejscu, to rana wciąż pozostanie rozdrapana.
I w końcu Szczęście dla zuchwałych to opowieść o walce, którą najpierw trzeba stoczyć z samym sobą, by uświadomić społeczeństwu, że nie zawsze to, co o nas sądzą, jest prawdziwe. Czasem warto człowieka bliżej poznać, zanim wyrobi się o nim opinię. Marie jest tego doskonałym przykładem.
Od samego początku kibicowałam tej dziewczynie i miałam nadzieję, że pokona swoje demony, by w końcu dowieść swojej wartości i odnaleźć upragnione szczęście.
Książka opowiada historię przede wszystkim Marie, której życie zostaje wywrócone do góry nogami. Musi wrócić do świata, od którego jakiś czas temu uciekła. Ta historia jest pełna wzruszeń. Wywołuje ona też wiele skrajnych emocji.
Ale jest to też historia o walce z nowotworem, o zmianie usposobienia chorego i jej bliskich wokół.
Z z całego serca polecam przeczytać tą historię.
Bardzo ciekawa lektura o pasji, marzeniach, nowej drodze.
Szczęście dla zuchwałych to współczesna powieść obyczajowa z nutką romansu i dramatycznym tłem, której fabuła umiejscowiona została w Hamburgu.
Maria jest młodą kobietą, dla której liczy się głównie tu i teraz. Lubi imprezy, spotkania z przyjaciółmi i nie zwraca szczególnej uwagi na finanse. Jej życie toczy się między pracą, pubami i morzem alkoholu, a rodzina jest jakby z boku niej. Kiedy starsza siostra Marii staje w obliczu choroby nowotworowej i prosi dziewczynę o pomoc, świat Marii zostaje wywrócony do góry nogami. Nie dość, że troska o zdrowie siostry zwala ją z nóg, to jeszcze zaczynają przytłaczać ją zwykłe czynności domowe, takie jak opieka nad dwójką siostrzeńców. Ale żeby tego nie było za mało, to młoda kobieta musi zmierzyć się z pracą zawodową, o której kiedyś marzyła, a która teraz stała się dla niej koszmarem. Musi bowiem objąć w zastępstwie siostry bardzo odpowiedzialne stanowisko w rodzinnej stoczni jachtowej. Czy uda się Marii stanąć na wysokości zadania? Kto pomoże jej przełamać dawne lęki i zapomnieć o przeszłości? Czy siostra Marii wyzdrowieje?
Bardzo potrzebowałam teraz takiej lektury. Jestem od kilku tygodni przykuta do łóżka z powodu złamanych kości udowej i biodrowej i szczerze przyznam, mój optymizm, który zawsze był moim wiernym druhem, nagle… gdzieś się ulotnił. Ta książka pozwoliła mi na wiarę w siebie i w przyszłość.
Jest to zabawna i wzruszająca jednocześnie opowieść o kobiecie, która zdecydowała się zawalczyć o własne szczęście, kobiecie która zrozumiała, że są na świecie rzeczy o które warto walczyć, że życie nie polega tylko na egoistycznym podejściu, nie polega na imprezach, wolności i beztrosce.
Dramat rodzinny przestawia życie głównej bohaterki, można nawet powiedzieć, że wywraca je do góry nogami. Dziewczyna musi nauczyć się dyscypliny, odwagi, asertywności i… miłości. Musi uwierzyć nie tylko w siebie ale i w innych. Musi spojrzeć na życie zupełnie innymi oczami.
(…) Jak słońce mogło świecić, niebo być tak błękitne? Dla ludzi tam, w dole, życie toczyło się dalej, jakby nic się nie stało. Ale moje życie stanęło na głowie w ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin. Nie mówiąc o życiu Christine. (…)
Ta książka jest dość specyficzna, autorka porusza w niej wiele ważnych tematów życiowych.
To lektura o braku zaufania i trudnych wyborach po młodzieńczej traumie.
Pokazuje nam bezgraniczną rolę przyjaźni, która potrafi podnieść człowieka nawet po najgorszym życiowym upadku. O przyjaźni, która jeżeli jest prawdziwa, to pokona wszelkie trudności znajdujące się na jej drodze. Nie pozwoli na upadek, a jeżeli już upadnie, to potrafi podnieść się i trwać dalej, jakby nigdy nic.
(…) – Nie mam na myśli was, oczywiście. W tej chwili jesteście dla mnie jedynym światełkiem w tunelu i jestem przeszczęśliwa, że was odzyskałam. (…)
Ale to także historia o strachu przed uczuciem, które może głęboko zranić i o chorobie oraz nienawiści do tych, których ta choroba nie dotknęła.
(…) Patrzyłam w niebo i rozmyślałam. W ostatnim czasie ciągle budziły się we mnie wspomnienia i dawno zapomniane uczucia, które – w połączeniu z chorobą Christine i nieustannym podskórnym lękiem o nią – powoli zaczynały kruszyć moją powłokę. (…)
Narracja książki jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, co oddziałuje na czytelnika tak, jakby czytał czyjś pamiętnik, albo słuchał czyichś zwierzeń. Mnie taki sposób przekazywania treści bardzo zbliża do bohatera powieści.
(…) – Takie już jest życie. Toczy się tam, gdzie chce. Staje na głowie, robi fikołki i wywraca wszystko na opak. Nic na to nie poradzisz. (…)
Świetnie wykreowani bohaterowie, których osobowości są tak różne i zarazem tak realne, że trudno uwierzyć w to, że to postacie fikcyjne. Ciekawe, często zabawne dialogi w połączeniu z fabułą, która dosłownie chwyta za serce, to chyba wystarczające powody aby sięgnąć po tę lekturę. To książka z tych, o których się długo nie zapomina.
Polecam tę książkę całym sercem szczególnie osobom, którym zanika wiara w siebie. Ta lektura to cudowny przewodnik po tym, jak łatwo można osiągnąć zamierzone cele, gdy tylko się tego bardzo chce. Nie mogę określić wyznacznika wieku czy płci, komu chciałabym tę książkę zarekomendować. Jest ona przeznaczona zarówno dla osób młodych jak i dla tych całkiem dojrzałych. I chociaż sporo w niej dramatu, bo przecież choroba nowotworowa nie należy do rzeczy urokliwych, to jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, z dużą dawką lekkiego humoru, ale takiego w granicach rozsądku.
"Szczęście dla zuchwałych" jest piękną, poruszającą, niesłychanie mądrą historią, obok której nikt nie będzie w stanie przejść obojętnie. Niezwykle angażująca, refleksyjna, motywująca i skłaniająca do zmian opowieść, która już na zawsze pozostaje w czytelniczym, wzruszonym do granic, ale i napełnionym nadzieją sercu. Jeśli kochacie przemawiające, słodko-gorzkie, sugestywnie napisane powieści, które niczym prawdziwe życie, stanowią mieszankę bólu, radości, poruszeń, lecz także humoru i radości, najnowsza książka Petry Hülsmann z pewnością was zachwyci.
Przeczytane:2019-09-27, Ocena: 4, Przeczytałam, Romans, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2019 roku, 26 książek 2019, 12 książek 2019, Obyczajowe, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2019, 52 książki 2019, 2019, recenzenckie,
Marie to czarna owca w rodzinie Ahrensów — prowadzi beztroskie życie, imprezując ze swoją współlokatorką, Hanną. Od czasu do czasu spotyka się z Samem, z którym tworzą coś na kształt luźnego związku na odległość. Tymczasem jej rodzina słynie od lat z produkcji żaglówek, jej ojciec i siostra zajmują się biznesem, z którym Marie nie chce mieć nic do czynienia. Wszystko staje na głowie, kiedy na jaw wychodzi choroba Christine, która do tej pory trzymała w rękach stery firmy. Marie nie dość, że musi zaopiekować się dziećmi siostry, to na dodatek ma zastąpić ją na stanowisku w rodzinnej stoczni.
Mimo że Marie może w pierwszej chwili wydawać się nieodpowiedzialną trzpiotką, to polubiłam ją od pierwszej strony. Jednak zdaję sobie sprawę, że jej początkowe zachowanie może na wstępie zrazić do jej osoby. Autorka prowadzi nas przez jej perypetie w przyjemny, wciągający sposób. Pomimo że pojawiający się już na samym początku motyw niechęci do nowego współpracownika, Daniela, jest raczej dość popularny, i można było się od razu spodziewać, jak się zakończy ten wątek, to mimo wszystko mi się podobał.
Hülsmann ma bardzo lekkie pióro, jej styl pisania od razu przypadł mi do gustu. Z reguły nie przepadam za pierwszoosobową narracją, tutaj jednak wcale mi nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie. Dzięki temu możemy łatwiej utożsamić się z główną bohaterką, razem z nią przeżywać kolejne wydarzenia. Choć w pierwszej chwili możemy mieć wrażenie, że historia oglądana oczami Marie będzie jak ona — humorystyczna i zwariowana, to kolejne karty książki szybko to weryfikują. Autorka niejako przypomina nam, że w naszym życiu zawsze może trafić się moment, w którym wszystko odwróci się o 180 stopni, a nasze plany i marzenia mogą odejść w siną dal w zderzeniu z codziennością. Sama się o tym przekonałam już kilkukrotnie, dlatego zawsze oprócz planu A: mam w zanadrzu plan B, C a czasem i D. Może to już i „lekka” przesada, ale choćby drugą wersję wydarzeń zawsze warto brać pod uwagę.
Czy Marie w końcu dorośnie i podoła wyzwaniom, jakie przed nią postawił los? O tym przekonajcie się już sami, a ja od siebie gorąco zachęcam do lektury!