Pewne rzeczy stają się oczywiste dopiero po fakcie
Do zabytkowej placówki opiekuńczej w Irlandii przybywają kolejni wolontariusze z całej Europy. Wśród nich znajduje się Bartek, lękliwy emigrant z podpoznańskiej wsi.
Młodzi ludzie szybko zaprzyjaźniają się z niepełnosprawnymi intelektualnie rezydentami ośrodka: Johnem, Fioną i Michaelem. Dbają o siebie nawzajem podczas krótkich jesiennych dni i coraz dłuższych nocy. Gotują, sprzątają, wydają podopiecznym leki.
Jednak dziwne to miejsce – pośrodku niczego, o wielu drzwiach, z żelastwem w ścianach i tajemniczymi symbolami na tynkach, z zakazem wnoszenia do środka czerwonych przedmiotów. Z czasem zaczynają wychodzić na jaw niepokojące fakty z przeszłości zarówno mieszkańców placówki, jak i nowo przybyłych stażystów.
Strychnica pomaga spojrzeć na świat oczami bohaterów dalekich od powszechnie przyjętych literackich wzorców. Ta wciągająca już od pierwszych stron powieść to historia o odwadze, poświęceniu i wkraczaniu w dorosłość, opowiedziana w stylu, który na długo pozostanie w pamięci.
I tylko tutaj dowiecie się, jak połączyć piwnicę ze strychem!
Wydawnictwo: Mięta
Data wydania: 2024-02-28
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 512
Jak definiujecie horror w literaturze? Pytam się o to, bo w wielu recenzjach książki, o której chcę wam opowiedzieć pada sformułowanie, że nie jest literaturą grozy, a fantastyką, podczas gdy dla mnie horror zalicza się do fantastyki. Wszak mile widziane są w nim wszelkie elementy paranormalne. I takie znajdziemy w powieści Marka Zychli pt. „Strychnica”.
Akcja książki dzieje się w Irlandzkim miasteczku Coolcull, w placówce dla osób niepełnosprawnych. Jej rezydenci powtarzają makabryczna legendę, o królu zrodzonym z kazirodczego związku, który został zdradzony przez swoich braci. Podopieczni boją się koloru czerwonego i twierdzą, że są nawiedzani przez hordy krwawych jeźdźców. Czy ktoś nastraszył opóźnionych w rozwoju rezydentów? Czym była i czym tak naprawdę jest placówka?
Przychodzi pora na ocenę „Strychnicy”, a ja staję przed trudnym zadaniem, bo nie tylko mnie ta książka nie wciągnęła, ale też nie potrafię odczytać intencji autora. Mam wrażenie, że kompletnie nie zrozumiałam jej treści. Początek był całkiem niezły. Przedstawiając kolejnych rezydentów Marek Zychla tworzy świetny klimat. Kreuje ludzi wyjątkowych i nieprzewidywalnych, ale skazanych na wieczny dozór. Wszystko zaczęło się psuć w momencie, kiedy autor zaczął opisywać ich opiekunów, a właściwie wolontariuszy przyjętych do pomocy. To też są postacie niebanalne i każda ma swój „bagaż”, swoją skazę, ale zmiana miejsca akcji, perspektywy kompletnie wybiła mnie z rytmu. W tym momencie Marek Zychla zaczyna wprowadzać też sny, różnego rodzaju wizje, których w kolejnych częściach książki będzie coraz więcej, a wręcz zmieszają się one z tym co realne. I to właśnie te wizje są nośnikiem makabry. Makabry bardzo subtelnej, jak na literaturę grozy, ale jednak. Bohaterowie niemal doświadczają, co znaczy umrzeć ze strachu. Inna sprawa, że ja ich przerażenia nie poczułam. Trudno powiedzieć czy to mi zabrakło wrażliwości, wyobraźni, czy autorowi umiejętności i pomysłu.
Dość mocno kuleje też dynamika przez długie dialogi. „Rozumiał, że dla kogoś, kto analizuje fakty, dłuższa rozmowa z nim czy wiedźmą trąci koszmarem”[1]. Koszmar jest rodzajem snu i muszę przyznać, że mnie te dialogi skutecznie usypiały. Trafiłam w jakiś kłębek stworzony przez kłamców i intrygantów, ale nie miałam chęci go rozsupływać. Kompletnie nie rozumiałam, co jest siłą sprawczą pomniejszych wydarzeń np. dlaczego w kluczowym momencie bohaterowie idą pogadać przy piwku i się bzykać. W teorii wiem kto, po co i dlaczego kłamał, ale w szczegółach się pomotałam.
Jeszcze raz ponowię prośbę do osób, które czytały „Strychnicę”, aby wyjaśniły mi dlaczego nie uważają jej za horror. Moim zdaniem ta powieść to literatura grozy. Co prawda nietypowa, awangardowa, brak w niej charakterystycznego dla takich książek dreszczyku emocji. Ja się w niej nie odnalazłam, ale muszę przyznać, że jest oryginalna. Potrzeba dużo cierpliwości i wrażliwości, żeby ją odczytać. Autor trąca w niej takie struny, jak niepełnosprawność, emp
Jak definiujecie horror w literaturze? Pytam się o to, bo w wielu recenzjach książki, o której chcę wam opowiedzieć pada sformułowanie, że nie jest literaturą grozy, a fantastyką, podczas gdy dla mnie horror zalicza się do fantastyki. Wszak mile widziane są w nim wszelkie elementy paranormalne. I takie znajdziemy w powieści Marka Zychli pt. „Strychnica”.
Akcja książki dzieje się w Irlandzkim miasteczku Coolcull, w placówce dla osób niepełnosprawnych. Jej rezydenci powtarzają makabryczna legendę, o królu zrodzonym z kazirodczego związku, który został zdradzony przez swoich braci. Podopieczni boją się koloru czerwonego i twierdzą, że są nawiedzani przez hordy krwawych jeźdźców. Czy ktoś nastraszył opóźnionych w rozwoju rezydentów? Czym była i czym tak naprawdę jest placówka?
Przychodzi pora na ocenę „Strychnicy”, a ja staję przed trudnym zadaniem, bo nie tylko mnie ta książka nie wciągnęła, ale też nie potrafię odczytać intencji autora. Mam wrażenie, że kompletnie nie zrozumiałam jej treści. Początek był całkiem niezły. Przedstawiając kolejnych rezydentów Marek Zychla tworzy świetny klimat. Kreuje ludzi wyjątkowych i nieprzewidywalnych, ale skazanych na wieczny dozór. Wszystko zaczęło się psuć w momencie, kiedy autor zaczął opisywać ich opiekunów, a właściwie wolontariuszy przyjętych do pomocy. To też są postacie niebanalne i każda ma swój „bagaż”, swoją skazę, ale zmiana miejsca akcji, perspektywy kompletnie wybiła mnie z rytmu. W tym momencie Marek Zychla zaczyna wprowadzać też sny, różnego rodzaju wizje, których w kolejnych częściach książki będzie coraz więcej, a wręcz zmieszają się one z tym co realne. I to właśnie te wizje są nośnikiem makabry. Makabry bardzo subtelnej, jak na literaturę grozy, ale jednak. Bohaterowie niemal doświadczają, co znaczy umrzeć ze strachu. Inna sprawa, że ja ich przerażenia nie poczułam. Trudno powiedzieć czy to mi zabrakło wrażliwości, wyobraźni, czy autorowi umiejętności i pomysłu.
Dość mocno kuleje też dynamika przez długie dialogi. „Rozumiał, że dla kogoś, kto analizuje fakty, dłuższa rozmowa z nim czy wiedźmą trąci koszmarem”[1]. Koszmar jest rodzajem snu i muszę przyznać, że mnie te dialogi skutecznie usypiały. Trafiłam w jakiś kłębek stworzony przez kłamców i intrygantów, ale nie miałam chęci go rozsupływać. Kompletnie nie rozumiałam, co jest siłą sprawczą pomniejszych wydarzeń np. dlaczego w kluczowym momencie bohaterowie idą pogadać przy piwku i się bzykać. W teorii wiem kto, po co i dlaczego kłamał, ale w szczegółach się pomotałam.
Jeszcze raz ponowię prośbę do osób, które czytały „Strychnicę”, aby wyjaśniły mi dlaczego nie uważają jej za horror. Moim zdaniem ta powieść to literatura grozy. Co prawda nietypowa, awangardowa, brak w niej charakterystycznego dla takich książek dreszczyku emocji. Ja się w niej nie odnalazłam, ale muszę przyznać, że jest oryginalna. Potrzeba dużo cierpliwości i wrażliwości, żeby ją odczytać. Autor trąca w niej takie struny, jak niepełnosprawność, empatia, śmierć, miłość. Natomiast ja nie umiem wam powiedzieć, co jest przesłaniem tej powieści. Najwyraźniej zabrakło mi wyżej wymienionych cech, tak pożądanych u potencjalnego odbiorcy. Jak to się potocznie mówi, „nadajemy na innych falach”.
[1] Marek Zychla, „Strychnica”, wyd. Mięta, Warszawa 2024, loc. 5084 [e-book]
atia, śmierć, miłość. Natomiast ja nie umiem wam powiedzieć, co jest przesłaniem tej powieści. Najwyraźniej zabrakło mi wyżej wymienionych cech, tak pożądanych u potencjalnego odbiorcy. Jak to się potocznie mówi, „nadajemy na innych falach”.
[1] Marek Zychla, „Strychnica”, wyd. Mięta, Warszawa 2024, loc. 5084 [e-book].
"Nie uwierzysz, dopóki... nie uwierzysz."
Ale to była historia! Czułam, że przeniosłam się w czasie, do momentów, kiedy bliskie mi były opowieści Stephena Kinga, Neila Gaimana, czy Jonathana Carrolla. Wciąż są mi bliskie, choć teraz częściej sięgam po inne gatunki.
Już sam tytuł jest extraordynaryjny. Strychnica, połączenie słów strych i piwnica, pomieszczenie, które nie na racji bytu w realności zwiastuje niezwykłość historii, ale jednocześnie napawa jakimś niepokojem. I to nie bez powodu.
Autor zabrał mnie na pogranicze między jawą a snem, rzeczywistością , a sennym koszmarem.
Akcja powieści przenosi czytelnika do Irlandii.
Do domu opieki, gdzie rezydentami są osoby z niepełnosprawnością intelektualną. John, Fiona, Michael. John skradł moje serce tą miłością do książek, udowadniając, że można kochać książki, nawet jeśli nie umiesz ich czytać.
Bohaterowie są nieoczywiści, ale i historia jest wyjątkowa. Mroczna baśń, dark fantasy, horror - czy może jednak coś więcej?
Wszystko zaczyna się całkiem zwyczajnie, jeśli oczywiście chodzi o irlandzką rzeczywistość, ale ją sobie mogę ogarnąć, jest zbliżona do tej brytyjskiej, która jest mi dobrze znana , a doświadczenie z domem opieki i z osobami niepełnosprawnymi też jakieś mam.
Nie tylko niezwykli są tu rezydenci, ale opiekunowie również.
Kiedy poznajemy wolontariuszy z różnych krajów, którzy przybywają na zieloną wyspę, aby pomogać rezydentom, zaczynamy zdawać sobie sprawę, że ich obecność nie jest przypadkowa. Nino z Francji, Sammy z Niemiec i Bartek z Polski - każdy z nich ma swoje powody by znaleźć się w irlandzkim Coolcull. Wyjazd do Irlandii jest dla nich ucieczką, drogą do poznania siebie i lekcją dojrzałości w bardzo nieoczywisty sposób.
Dom opieki skrywa wiele tajemnic które prowadzą czytelnika przez mity i legendy Irlandii. Karczna Da Dergi i jej klątwa, król zrodzony z kazirodczego grzechu, historia wielkiego głodu, tajemnicza kotka, czy misja przywrócenia normalności zaświatom - wszystko to tworzy niezwykłą, lecz mroczną atmosferę.
Z irlandzkich legend płynie ważna lekcja: odwaga może prowadzić do śmierci. Ale czy nie warto, znaleźć w sobie odwagę, czy nie warto okiełznać strach i podjąć ryzyko?
Otwartość na różnorodne gatunku literatury to moja mocna strona, pozwala mi odkrywać nowe światy i zawsze znajduję coś dla siebie.
Marek Zychla swoją powieścią potrafił mnie zaintrygować i zaciekawić. To moje tegoroczne odkrycie literackie, które poruszyło mnie swoją głębią i tajemniczością. W jakiś nienazwany sposób bliskie mi ze względu na te senne, baśniowe zwidzenia i rozkminki na temat wielowymiarowości świata i ludzi, tak ludzie też są wielowymiarowi, oraz tajemnicy śmierci, która tu przybiera postać pięknej, ale przebiegłej kobiety - Akki.
Czy to powieść grozy? Nie chcę w żaden sposób jej szufladkować, według mnie jest czymś więcej. Autor wykracza poza ramy gatunku, i to mnie kręci, niech tak pozostanie. Jestem pewna, że każdy, kto sięgnie po tę powieść znajdzie w niej coś dla siebie i w tej dziwacznej historii odkryje wiele mądrości. Czytelniku, czytaj i bądź otwarty, a odkryjesz coś, czego nawet się nie spodziewasz. Dla mnie to była super literacka przygoda. Polecam.
To powieść, która zaskoczy czytelnika swoją głębią i oryginalnością. Autor zabiera nas do zabytkowej placówki opiekuńczej w Irlandii, gdzie grupa wolontariuszy z całej Europy, w tym Bartek z pod poznańskiej wsi, który skłócony z rodziną postanowił zgłosić się do rekrutacji, staje przed wyzwaniem opieki nad niepełnosprawnymi intelektualnie mieszkańcami.
Autor z wrażliwością i subtelnym napięciem kreśli portrety swoich bohaterów, którzy pozwalając czytelnikowi spojrzeć na świat ich oczami. To opowieść o odwadze, poświęceniu i wkraczaniu w dorosłość, która wciąga od pierwszych stron i pozostaje w pamięci na długo po zakończeniu lektury.
Narracja jest wielowątkowa i pełna zwrotów akcji, a tajemnicze symbole na ścianach, zakaz wnoszenia czerwonych przedmiotów oraz niepokojące fakty z przeszłości, które stopniowo wychodzą na jaw, dodają historii mocny element grozy.
Pan Marek Zychla umiejętnie łączy różne gatunki, tworząc opowieść, która jest jednocześnie przerażająca, wzruszająca i inspirująca. Nie boi się także poruszać trudnych tematów takich jak niepełnosprawność czy zdrowie psychiczne, czyniąc z “Strychnicy” nie tylko powieść grozy, ale również ważny komentarz społeczny.
To książka, która zmusza do refleksji i nie pozwala o sobie zapomnieć długo po zakończeniu lektury. To wszystko może stanowić nowe doświadczenie dla wielu czytelników.
Dodatkowo w tekst wplecione są irlandzkie mity a to coś dla mnie! 👻
Nie znałam wcześniejszej twórczości Marka Zychli, ale nie przeszkadzało mi to, a wręcz pomogło w wyborze lektury. W tym roku postanowiłam ponownie wyjść ze swojej strefy komfortu i tym razem bliżej zainteresować się literaturą grozy. Cicho, cicho, dzieci. To nie demony, nie diabły… Gorzej. To ludzie. Czyż to nie brzmi jak najlepsza rekomendacja? Nie trzeba mnie było zachęcać do dalszej lektury.
Coolcull to mała miejscowość położona w Irlandii, na której terenie znajduje się zakład opiekuńczo-leczniczy. Zamieszkiwany jest przez ludzi dotkniętych zespołem Downa. Władze zabytkowej placówki, by zminimalizować koszty utrzymania zakładu, zapraszają w ramach praktyk językowych wolontariuszy z całej Europy. Na jedną z takich rekrutacji udaje się Bartek, skłócony z rodziną, zniechęcony do życia, lękliwy, ale dobroduszny i pełen empatii. Chłopak bez żalu opuszcza Polskę. Na miejscu poznaje wolontariuszkę Sammy z Niemiec oraz Francuza Nino. Sam zakład robił raczej nieprzyjemne wrażenie. Ponury zabytkowy gmach, w którym ściany częściowo składają się z metalowych płyt mających ochronić mieszkańców przed pożarem. Na teren ogrodzonej wysokim płotem placówki nie można wnosić żadnych przedmiotów w kolorze czerwonym: od walizki, poprzez okładki książek czy nawet skarpetki. Bartek szybko zaprzyjaźnia się z chorym na Downa Johnem uważanym za najbardziej kłopotliwego rezydenta. John wraz z innymi mieszkańcami powoli odkrywają przed nim prawdę dotyczącą miejsca ich pobytu, a ta jest jednocześnie niewiarygodna i przerażająca…
Od pierwszych zdań zachwycił mnie styl Autora, plastyczność obrazów, spójność wątków i sam pomysł. Natomiast jak na powieść grozy nie wywołała w mnie większych emocji, a już na pewno się nie bałam. Czytałam ze sporym zainteresowaniem i bez przewracania oczami z irytacji, ale czasem czułam lekkie znużenie.
Co znajdziemy w Strychnicy? Autor stworzył kompilację z kilku wątków. Mamy dobrze opowiedzianą obyczajówkę, fantastykę, odrobinę strachu. Według mnie za dużo fantastyki w tej grozie, ale może to i dobrze. Podobały mi się zgrabnie wplecione wątki historyczne związane z Irlandią np. wielkim głodem oraz powiązanie z mitologią celtycką. Przede wszystkim zaś ujęło mnie miejsce osadzenia akcji i nie tylko chodzi mi o wiecznie dżdżystą i mglistą irlandzką wieś, co o zabytkową, mroczną placówkę z niepełnosprawnymi ludźmi, a to zupełnie inny typ bohaterów od powszechnie występujących w literaturze. Powiązana z nimi historia jest nie tylko zajmująca, ale pokazuje rezydentów domu opieki jako zwykłych ludzi, mających identyczne rozterki. Chcą być kochani, zrozumiani i potrzebni jak każdy z nas. Pod wieloma względami są jednak od nas „zdrowych” lepsi: nie robią nikomu celowo krzywdy, nie wiedzą co to interesowności, kłamstwo, manipulacja. Żyją chwilą i potrafią cieszyć się z małych rzeczy.
„Każdy jest opóźniony względem największych umysłów świata”.
Strychnica wbrew klasyfikacji gatunkowej nie straszy, a uczy otwartości na świat, na wszystkich ludzi. Uczy tolerancji, wartości przyjaźni, miłości, dzięki którym można przetrwać najgorsze w życiu momenty. To barwna opowieść o wielkiej odwadze, o trosce i poświęceniu okraszona dawką wyważonego humoru. Podoba mi się, że podczas lektury przeważyły głębsze przemyślenia czy to na temat niepełnosprawności, czy też zdrowia psychicznego niż groza zapierająca dech. To w końcu opowieść o przemijaniu, które dla każdego z nas prędzej czy później skończy się śmiercią. I świadomość tego jest straszniejsza niż niejeden wymyślony demon.
Recenzja powstała przy współpracy z Redakcją Sztukater.
" [...] Czerwoni jeźdźcy straszyli. ,,Wrócimy! Zabijemy!" [...]
Książkę "Strychnica" pod postacią audiobooka otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Marek Zychla stworzył bardzo interesujący horror, o wdzięcznym tytule "Strychnica". Słuchałam go pod postacią audiobooka, którego czytał Artur Młyński. Bardzo utalentowany lektor. Jego interpretacja i fabuła "Strychnicy" wywołały u mnie dreszcze.
Miejsca akcji naszej historii to między innymi Irlandia, Polska, Niemcy i Francja.
Bohaterów jest tu masa, między innymi:
- John -- jeden z czterech rezydentów placówki w Irlandii. Nie jest miłym człowiekiem. Niełatwo do niego dotrzeć. Toleruje tylko nielicznych pracowników. Ta postać boi się owadów. Czy polubi nowych wolontariuszy? Uwielbia książki i filmy z Harrym Potterem. Często się w niego wciela. Warto poznać jego historię.
- Bartek -- jest wolontariuszem z Polski, a dokładniej z wioski pod Poznaniem. Jestem zachwycona z jego postawy. Pokazuje, że żadnej pracy się nie boi i że warto jemu zaufać. Zachowuje się najlepiej z całej trójki młodych wolontariuszy. Czy przetrwa nockę w placówce? Ten bohater moim zdaniem jest najlepszy. Warto brać z niego przykład. Ma podejście do zwierząt, a zwłaszcza kotów.
- Samantha -- uwielbiała zatapiać w formalinie gryzonie. To jest straszne. Do czego jeszcze się posunęła? Jest wolontariuszką z Niemiec. Można śmiało powiedzieć, że jest typową Niemką.
- Nino -- jest wolontariuszem z Francji. Uwielbia ezoterykę. Jak poradzi sobie ze swoimi podopiecznymi? Warto na niego zwrócić swoją uwagę. Czy rozkocha w sobie żeńskie bohaterki?
Uważam, że Marek Zychla swoimi młodymi wolontariuszami chciał w swoją powieść wpleść trochę dramatyzmu i czarnego humoru. Oprócz tych postaci poznacie jeszcze inne osoby, godne waszej uwagi.
Poznacie tutaj chorych między innymi z autyzmem i innymi chorobami, które upośledzają umysł. Cieszę się, że autor zwrócił na nich naszą uwagę. Chorzy zasługują na zrozumienie i godne traktowanie. To, że my jesteśmy zdrowi, nie oznacza wcale, że jesteśmy lepsi. Nas też może kiedyś dopaść choroba głowy.
Szkoda, że do pensjonariuszy w ciężkich psychicznych stanach placówka zatrudniała młodych ludzi bez doświadczenia. Czyżby tonący brzytwy się chwytał? To jest kolejny dla nas przykład, jak nie należy postępować.
Ten horror idealnie łączy ze sobą powieść obyczajową, grozę, w czystej postaci i jeszcze kilka innych gatunków. Momentami dosłownie miałam wrażenie, że słucham powieści z gatunku fantasy.
Dzięki tej książce poznacie starodawne Irlandzkie wierzenia, mity i związane z nimi demony. Uwaga, tutaj można się bać.
Wow! Słuchałam tego audiobooka z wypiekami na twarzy. Mam nadzieję, że nie będę miała sennych koszmarów, związanych z tą historią.
Jeżeli lubicie, gdy w książkach występują wiedźmy, to śmiało sięgnijcie po "Strychnicę".
Brawo dla autora za tę powieść. Mam chrapkę na więcej takich powieści.
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marka Zychla. Podoba mi się jego pióro i sposób, w jaki przekazał nam swoją historię.
Z czystym sumieniem polecam wam ten wyjątkowy horror.
Jeżeli umieszczacie krewnych w placówkach opiekuńczych, to uważajcie na nich. Po tej lekturze sto razy się zastanowicie, czy warto w ogóle myśleć o takiej instytucji.
Macie ochotę na wycieczkę do Irlandii? Do starego budynku placówki opiekuńczej, gdzie magia jeszcze się tli i przebrzmiewają echa dramatycznych zdarzeń wielkiego głodu?
To tylko pozornie zwyczajny ośrodek z przebywającymi w nim trójką wolontariuszy i ich podopiecznymi, który zmaga się z finansowymi zawirowaniami. Ale jaka jest prawda? Jakie tajemnice skrywają stare cegły? Bohaterowie znaleźli się w nim przypadkowo, czy też może od zawsze było im pisane spotkanie?
Niepełnosprawni intelektualnie rezydenci ośrodka wiodą niby spokojne życie, lecz tak naprawdę są bohaterami o wielkiej odwadze i sile mierzącymi się z czymś na granicy jawy i snu. Czy oni widzą więcej, czy też może im się to tylko w głowie roi? I czym jest tytułowa strychnica? Tutaj rzeczywistość miesza się z baśniowym światem. To pokręcona historia, w której nic nie jest takie jak się wydaje. Plastyczne opisy mamią, wciągają w ten świat bez reszty.
Marek to czarodziej pióra, który jest znany ze swoich charakterystycznych kreacji narratorów. Postaci są nietuzinkowe, barwnie nakreślone, mają głębię psychologiczną. Kilka rozdziałów jest poświęconych bohaterom, każdy ma swój głos. Możemy poznać ich myśli. Wolontariusze wchodzący w dorosłość, utkani z koszmarów sennych. To nie są puste skorupy ludzkie, lecz ludzie z krwi i kości skrywający głęboko w zakamarkach duszy swoje lęki.
Tej książki nie da się wcisnąć w konkretne ramy gatunkowe, mocna baśniowa groza, irlandzkie legendy, psychologia i fantastyka. Pełno tu ukrytych znaczeń i symboliki, które w miarę rozwoju sytuacji niczym strzaskane okruchy mozaiki układają się w genialną całość.
"Strychnica" to wielowarstwowa historia, która pod płaszczykiem ożywającej legendy przemyca ponadczasowe przesłanie o ludziach niepełnosprawnych. Zychla z właściwą sobie delikatnością przekazuje, że niepełnosprawni zmagają się z rzeczywistością w dwójnasób, walcząc ze swoimi słabościami, i także pragną miłości i przyjaźni. "Strychnica" wzbudza ogrom emocji, porusza odpowiednie struny wrażliwości, można tu nie tylko się wzruszyć, ale i poczuć dreszczyk grozy. Niesamowicie działa na wyobraźnię i uczy pokory.
Niepokojąca, niesztampowa, do tego osadzona w niesamowicie irlandzkim klimacie. Czuć, że autor jest człowiekiem o wielkim sercu i pełnym empatii. Nie sposób zapomnieć o genialnym wydaniu i barwionych brzegach. Gorąco polecam!
P.S. dziękuję autorowi za niespodziewane podziękowania na końcu książki. Totalne wzruszenie!
Kiedy wydaje się, że wszystko wreszcie wróci na swoje miejsce, zło świata zostało pokonane, a bohaterowie mogą odpocząć, zająć się rodzinami, wychowywaniem...
Są takie związki, których nawet Śmierć nie rozłączy, chociaż stale próbuje, siejąc wokół spustoszenie. I wznosi z tych starań mur...
Przeczytane:2024-10-08, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2024, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2024,
Strychnica" Marek Zychla
"Śmierć ma kreatywną duszę.Dorobila się jej z odebranych ludziom wspomnień, marzeń i trosk".
O tej książce niedawno było głośno. Nieustannie przewijała mi się na bookmediach, jakby wręcz mnie prześladowała. Od pierwszej chwili zwróciła moją uwagę i wiedziałam już że muszę ją koniecznie przeczytać. Po pierwsze ze względu na piękne wydanie. Sami przyznacie mi rację - wydawnictwo Mięta ostatnio robi świetną robotę wypuszczając książki w przepięknej oprawie z barwionymi brzegami. Okładka Strychnicy z grafiką zaprojektowaną przez Dawida Boldysa jest urzekająca i klimatyczna .Nic nie poradzę na to, że jestem książkową sroką! Jednocześnie zastanowiło mnie co się kryje w jej wnętrzu i kim jest autor. Przyznaję, że to był mój pierwszy raz z twórczością Pana Marka i zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Dziś jestem świeżo po lekturze więc mogę napisać wam to i owo na temat. Strychnica to powieść utrzymana w horrorowo - baśniowej stylistyce. Pojawiają się w niej czary, wiedźmy, a także tajemnicze i nawiedzone miejsca. Już brzmi świetnie. Prawda?Bardzo odpowiada mi taka specyficzna aura. Sam tytuł jest już mocno zagadkowy i pobudza wyobraźnię. Bo czym jest tytułowa Strychnica? Aby się tego dowiedzieć będziecie musieli przeczytać ksiązkę sami, ja wam nie zdradzę. Natomiast autor w swojej powieści wyjaśni to bardzo dogłębnie.
Przede wszystkim Pan Zychla miał rewelacyjny pomysł na ciekawą i intrygującą historię, która łączy różnorakie mity, legendy i wątki. Wydaję mi się, że nic nie jest tu przypadkowe. Fabuła jest misternie złożona kawałek po kawałku praktycznie jak idealna układanka. Każdy element przy zakończeniu wskakuje na swoje miejsce, choć na początku pozornie do siebie nie pasują. Dla mnie jednak najmocniejszą częścią tej historii jest miejsce akcji i jej bohaterowie.
Zychla wprowadza nas czytelników stopniowo do irlandzkiego domu opieki, zamieszkanego przez niepełnosprawnych intelektualnie rezydentów oraz ich opiekunów - wolontariuszy.
To w jaki sposób Pan Marek piszę o niepełnosprawności zwyczajnie mnie wzruszyło. Jak ja się cieszę, że rezydenci zabytkowej placówki nie zostali zmarginalizowani, zepchnięci na boczny tor fabuły, ze względu na swoją odmienność, opisani pogardliwie lub pobłazliwie. Autor potraktował swoich bohaterów z godnością i szacunkiem na jaki zasługują. Na ich przykładzie pokazał że słabość i odmienność w walce ze złem może być ogromną siłą, a to, że czasem mają inne spojrzenie na rzeczywistość może świadczyć tylko o tym, że dostrzegają więcej niż my, są bardziej wrażliwi.
Nic dziwnego, że autor dzieli się z czytelnikami takim a nie innym wizerunkiem osób niepełnosprawnych, skoro sam obcuje z nimi na codzień. Ten człowiek wie o czym pisze, ponieważ zna ten temat od podszewki. I może ja też inaczej odbieram tę powieść bo sama również pracuję z osobami niepełnosprawnymi. Dla mnie zyskała ona zupełnie inny wydźwięk. W każdym bądź razie jestem wdzięczna autorowi za tych bohaterów. Totalnie mnie tym kupił. Drugą grupą postaci z którą mamy styczność w Strychnicy są wspomniani wcześniej wolontariusze. Zwyczajnie ludzie, którzy stają się bohaterami. Postacie pełne tajemnic, choćby o swoim prostym pochodzeniu, które jak się okazuje o niczym nie przesądza.
Kolejną rzeczą, która sprawiła że polubiłam tę powieść jest połaczenie przez pisarza irlandzkiej mitologii z motywem nawiedzonej placówki, nękanej przez duchy z przeszłości oraz klątwą, której pozbyć mogą się tylko wybrani. Dzięki temu zabiegowi ta opowieść staje się bardziej współczesna i ciekawsza.
Strychnica naprawdę mnie wciągneła. Dużą znaczenie odegrały tu elementy grozy, którymi opowieść jest poprzetykana - niepokojące sny opiekunów, śmierć której oddech czuć na plecach... Autor znakomicie buduje nastrój. Stopniowo przygotowuje czytelnika na
mroczne i zagadkowe wątki. Zaczynamy przygodę od warstwy obyczajowej, historia rozwija się wartko przechodząc przez elementy mityczne przeplatane szczyptą grozy i baśniowości, aby na końcu przenieść nas do fantastycznej krainy.
Jedyne co mogę zarzucić autorowi to podział narracji na części. Pisarz skacze od postaci do postaci, a historia nie zawsze jest chronologiczna. To taki mały szczegół, ale dla niektórych czytelników może być kłopotliwy.
Ja jednak oceniam tę książkę wysoko. Mnie ona chwyciła za serce bo w tej opowieści dostrzegam drugie dno - ona porusza bardzo istotne tematy społeczne.
I takiej literatury życzę sobie więcej - nie dość że zapewnią rozrywkę to niesie jakiś przekaz.
Dla mnie 9/10
Serdecznie pozdrawiam autora. Cieszę się, że udało nam się spotkać na targach książki. Wtedy jeszcze byłam przed lekturą i kompletnie nie wiedziałam jak odbiorę Strychnicę. Miłe zaskoczenie😊