Służba w Straży Nocnej bynajmniej nie należy do zajęć zapewniających splendor i powszechny szacunek, a coż dopiero mówić o dowodzeniu tą formacją. Niestety, kapitan Vimes nie ma wyboru, szuka więc pociechy na dnie butelki, jego dwóm podwładnym zaś nie pozostaje nic innego jak starannie unikać miejsc, gdzie może zostać popełnione jakiekolwiek przestępstwo.
Wszyscy zdążyli przywyknąć do tej sytuacji, lecz pewnego dnia wybucha potworne zamieszanie: oto do Ankh- Morpork przybywa gigantyczny krasnolud Marchewa i postanawia zostać najlepszym strażnikiem w historii miasta - nawet gdyby musiał aresztować wszystkich jego mieszkańców...
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2020-08-01
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: Guards! Guards!
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
"Straż! Straż!" to powieść wyjątkowo udana, ciekawa i zabawna od początku do końca. Bardzo polubiłam Marchewę i cały wątek humorystyczny związany z jego postacią. Nowy, pełen energii pracownik, który próbuje zaprowadzić porządek w zgnuśniałej firmie (z marnym skutkiem) - kto nigdy nie zaobserwował czegoś takiego?
Świat Dysku jest szalony, ale niewątpliwie jest w tym metoda. Chociaż zdarzały się sceny, przy których miałam wrażenie, że nie jestem w stanie odczytać w pełni znaczenia żartu, to mnóstwo było też scen z humorem uniwersalnym. Na pewno czytanie Pratchetta w miejscach publicznych nie jest dobrym pomysłem, bo obcy ludzie mogą dziwnie reagować na nasze parskanie pod nosem.
Jestem pełna podziwu dla tłumacza, który zmagał się z językiem tak naszpikowanym metaforami i grą słów. Książkę polecam każdemu fanowi fantastyki, który chciałby się trochę odprężyć. Można zabrać się do czytania bez zastanowienia, nie szkodzi, jeśli nie znasz żadnej innej powieści z cyklu.
W mojej ocenie książka kiepska. Jak na razie najsłabsza, która wyszła zspod pióra tego autora.
Drżyjcie mieszkańcy Ankh-Morpork bo w mieście grasuje krwiożerczy smok! Nie, to nie tak... Drżyjcie mieszkańcy Ankh-Morpork bo oto nadciąga rekrut Marchewa, obrońca praworządności!!! A w sumie ma miejsce jedno i drugie...
Jest to chronologocznie pierwszy tom, w którym bohaterami są funkcjonariusze Straży Nocnej. A każdy z nich jest dość... specyficzny. Dowodzi nimi kapitan Vimes, który raczej nie zbyt dobrej opinii. Starają się nie rzucać nikomu w oczy. Dotychczasowy stan rzeczy wywróci do góry nogami nowy rekrut - krasnolud Marchewa, który w sumie nie jest krasnoludem. Trochę to zagmatwane, jak to u Pratchetta bywa...
Sam pisarz nie zawodzi. W tym tomie jest wszystko, do czego zdążył już mnie przyzwyczaić - zabawni, nieogarnięci bohaterowie, niezrozumiała pokręcona intryga, absurdalne poczucie humoru. Po raz kolejny naprawdę dobrze się bawiłam.
Czarnomagicy wywołują smoka. Następnie chca go unicestwić , ale jest na odwrót.
,,Straż, straż" to chyba jedna z najlepszych pozycji Pratchetta, jakie miałam okazję czytać. Pełna komizmu sytuacyjnego, bardzo trafnie w krzywym zwierciadle wyolbrzymiającego nasze postawy obywatelskie i zachowania w sytuacjach zagrożenia.
I ten Marchewa. Ludzki krasnolud (sic!), który rozczula swoją praworządnością i w rozbrajający sposób pokazuje jak łatwo być osobą porządną i jak bardzo jednocześnie stoi to w opozycji do naszej codziennej postawy.
Pozycja śmieszy do łez i rozczula.
Bardzo przypadł mi do gustu absurdalny humor Pratchetta. Czasami się gubiłam i nie byłam pewna, czy poradzę sobie w jego świecie, ale on wciąż stał dla mnie, czekał z otwartymi ramionami i zapraszał na przygodę. Nie sposób było mu odmówić. Książka ocieka żartami słownymi i sytuacyjnymi, otwiera nam okna wyobraźni, jest napisana lekko, a do tego zręcznie żongluje językiem.
Dodatkowo - jakże piękne poszanowanie dla instytucji bibliotek <3
William de Worde jest przypadkowym wydawcą pierwszej gazety na Dysku. Musi sobie radzić z tradycyjnymi problemami dziennikarskiego życia - ludźmi, którzy...
Dodger zawsze wychodzi z twarzą... Dodger żyje z tego, co znajdzie w kanałach dziewiętnastowiecznego Londynu. To gość: kocha całą swoją dzielnicę, większość...
Przeczytane:2008-06-18, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
"-Kapralu Nobbs, dlaczego kopiecie leżących?
-Tak jest bezpieczniej."
"Straż! Straż!" to książka otwierająca cykl o straży Ankh-Morpork, przez wielu uważany za najlepszy podcykl Świata Dysku. Postacie takie jak Vimes, Marchewa czy Nobby Nobbs stawiają swoje pierwsze kroki w uniwersum. Gdy przeczyta się wszystkie książki o straży, można zauważył ogromne zmiany, jakie zaszły nie tylko w tej instytucji, ale także w samych bohaterach od czasu ich debiutu na kartach powieści.
W "Straż! Straż!" zaczynają oni jednak... w rynsztoku.
A raczej Vimes zaczyna. Uzależniony od alkoholu, zapomniany i niechciany strażnik, który już dawno stracił cel życia inny niż butelka. Jego miłość, Ankh-Morpork, przeżuła go i wypluła w najmniej ciekawej dzielnicy. Jego ludzie zaś egzystują w stanie kompletnego i wygodnego rozprężenia. Takie status quo zastaje nowy rekrut, jedyny, który zgłosił sie do straży z własnej nieprzymuszonej woli. Dobroduszny i prosty Marchewa sądzi, że prawo jest od przestrzegania, co kłóci się z obecną formą straży miejskiej. Inni strażnicy z Vimesem na czele nie mogą zrozumieć, jak ten naiwniak może mieć czelność aresztować przywódcę Gildii Złodziei za kradzieże. Przecież to absurd.
I pewnie Marchewa popłynąłby do domu samą Ankh, gdyby nie pewne tajemne stowarzyszenie, któremu wydaje się, że może opanować moc ognia.
Prawdę mówiąc, pomimo wyraźnej poprawy życia strażników w kolejnych częściach, "Straż! Straż!" pozostaje niekwestionowaną królową atmosfery, humoru i rozwoju postaci. To tutaj jest najwięcej życia, które oferuje swoim mieszkańcom Ankh-Morpork. Miasto brutalne, piękne, śmierdzące i otoczone dumną miłością każdego, kto kiedykolwiek mieszkał tu dłużej niż pół roku. Jak Vimes słusznie prawi pod wpływem butelki: to miasto jest jak kobieta. Fatalna.
"Rzeka Ankh jest prawdopodobnie jedyna rzeką na świecie, na której śledczy mogą wyrysować kredą obrys zwłok."
Humor w książce jest najwyższych lotów. Pełen prześmiewczych znaczeń, które żartobliwie i prawie że niewinnie muskają wady ludzkości, wady społeczeństw i te małe malutkie wady, które każdy z nas nosi w sobie, a które wyznaczają nasze charaktery. Śmiałam się szczerze z satyry na tajne stowarzyszenia, choć gdzieś z tyłu głowy nachodziły mnie złowrogie myśli o tym, jak łatwo Główny Negatywny takim stowarzyszeniem manipulował. W taki to właśnie sposób Pratchett przekazuje prawdę o nas samych. Przez satyrę i śmiech. Dysk to ogólnie wielki konglomerat kultur, wad, przywar, cnót, a wszystko spakowane w alegorie i żart.
Co prawda Terry nie jest dla każdego. Znam osoby, które po prostu Dysku nie znoszą i z chęcią rzuciłyby książką przez okno. Jednak w tym pozornym chaosie, w tym komicznym szaleństwie, jest metoda. Jeśli Pratchett raz do was przemówi, to na zawsze. A "Straż! Straż!" to doskonały tom, by zacząć swoją przygodę z Dyskiem - tak jak ja zrobiłam, dawno dawno temu, kiedy jeszcze Ankh-Morpork nie skradło mojego serca i nie połknęło go radośnie.
A na koniec - powieść zawiera sporo afirmacji samych książek i oczywiście czytania. Zostawiam was więc z budującym cytatem:
"Książki zaginają czasoprzestrzeń. Powodem, dla którego właściciele wspomnianych już ciasnych antykwariatów zawsze sprawiają wrażenie ludzi trochę nie z tego świata, jest to, że wielu z nich rzeczywiście stamtąd pochodzi. Zabłąkali się do nas, skręcając nie w tę stronę we własnym antykwariacie w świecie, gdzie na nogach przez cały czas wypada nosić bambosze, a sklep otwierać tylko wtedy, kiedy ma się ochotę."
Ach, i jeszcze jeden ważny fakt. W książce są smoki.