Seria ,,Star Wars Film" jest komiksową adaptacją filmów z uniwersum Star Wars: od tych najstarszych (,,Nowa nadzieja") po najnowsze (,,Ostatni Jedi"). Po raz pierwszy klasyczne filmowe historie zostały przedstawione w komiksach kierowanych do najmłodszych czytelników (już od 8. roku życia), którzy dopiero poznają odległą galaktykę i być może nie obejrzeli jeszcze wszystkich części gwiezdnej sagi.
Rey poznaje ścieżki Jedi u mistrza Luke'a Skywalkera na planecie Ahch-To, a jednocześnie wyczuwa dziwną więź, która łączy ją z Kylo Renem. Tymczasem Najwyższy Porządek, pomimo zniszczenia bazy Starkiller, nadal jest o włos od pełnej władzy nad galaktyką. Na drodze stoi jedynie Najwyższy Porządek pod wodzą generał Lei Organy.
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 2019-11-20
Kategoria: Komiksy
ISBN:
Liczba stron: 80
Tytuł oryginału: Star Wars: The Last Jedi - Graphic Novel Adaptation
Aktualne, nowoczesne słownictwo, ok. 30.000 haseł, wymowa polska i włoska. Nowoczesny słownik kieszonkowy Berlitz należy do serii słowników dwujęzycznych...
Historia pociągów i lokomotyw oraz produkujących je firm od narodzin parowozu do dzisiaj · ponad 900 typów lokomotyw, które w tym czasie znajdowały...
Przeczytane:2019-03-10,
Z powieściami, które powstają na podstawie scenariusza bywa różnie, jednak zazwyczaj nie wnoszą one do znanej z filmu historii nic nowego. Jednak sięgając po Ostatniego Jedi autorstwa Jasona Fry’a liczyłam na to, że w tym przypadku będzie inaczej – że dostrzegę coś, co mi umknęło w filmie, że lepiej zrozumiem postępowanie bohaterów, że być może pewne aspekty zostaną lepiej przedstawione. Mając już lekturę za sobą nie jestem pewna, czy spełniła ona moje oczekiwania, aczkolwiek mimo wszystko mam do Jedi pewien sentyment, którego nigdy się nie pozbędę. To już zawsze będzie w moim sercu.
Niestety nie uda mi się tutaj nie odnosić do filmu i oceniać książki tylko i wyłącznie jako powieści z tego uniwersum. Przyznam szczerze, że choć Ostatniego Jedi oglądało mi się dosyć przyjemnie, to jednak widać już, że odpowiadają za te filmy zupełnie inni ludzie, którzy chyba nie do końca wiedzą, w czym rzecz. Mogę śmiało stwierdzić, że pewne elementy i sceny były po prostu całkowicie pozbawione sensu i logiki, a niejednokrotnie w kinie moja ręka lądowała na czole w ramach typowego „facepalmu”. I właśnie dlatego liczyłam na to, że dzieło Jasona Fry’a mnie zaskoczy. Gdzieś tam tkwiła we mnie nadzieja, że być może po prostu twórcy nie do końca poradzili sobie z dobrym zaprezentowaniem scenariusza. Może tam tak naprawdę wszystko idealnie ze sobą współgrało, ale na ekranie się rozjechało? Niestety nie.
Tak naprawdę oceniając tę powieść ocenia się również film – historię, kreację bohaterów, klimat. Jason Fry trzymał się w stu procentach scenariusza i nie rozwinął zbyt wielu wątków w bardziej konkretny sposób. To pisemne odwzorowanie tego, co jakiś czas temu mogliśmy oglądać na wielkim ekranie i niestety nie wnosi ono nic nowego do zaprezentowanej już fabuły. Te same absurdy, które wytrąciły mnie z równowagi w trakcie seansu, pojawiły się i tutaj, z podobnym efektem. Aczkolwiek muszę przyznać, że sentymenty robią swoje – w obu przypadkach byłam w stanie przymknąć oko na te niedoskonałości, choć nie mogę napisać, żeby nie raziły one w oczy. Raziły. I nie da się ich ot tak wymazać z pamięci, ale naprawdę w jakiś sposób próbowałam trzymać się tego, co dobre. Wiecie, tak żeby Ciemna Strona mnie nie przejęła.
Choć sam styl autora jest jak najbardziej w porządku, to jednak przed oczami cały czas miałam film – jest to zupełnie normalne zjawisko w przypadku książek, które bazują na scenariuszu. Niestety, nasz umysł już tak działa, dlatego nawet gdyby Fry postanowił znacznie rozwinąć opisy miejsc akcji, chociażby samej wysp Ahch-To, to i tak efekt byłby taki sam. Mimo wszystko książka jest napisana poprawnie, zgodnie ze schematem i chronologią wydarzeń, które pojawiły się w filmie. Byłam bardzo ciekawa tego, jak Fry zaprezentuje wizje i połączenie umysłów Rey i Kylo Rena, aczkolwiek w filmie chyba wyszło to bardziej namacalnie. Jednakże zdarzały się takie chwile w trakcie lektury, gdzie była szansa nieco bardziej zagłębić się w umysł bohaterów – w przypadku oglądania nie zawsze jest nam to dane, bowiem aktor może jedynie wyrazić coś swoją mimiką, ale nie może opisywać słowo w słowo tego, co nakazywał mu odczuwać scenariusz. Fry mógł to zrobić, bowiem miał ku temu sposobność – przelać wszelkie emocje i rozterki bohaterów na papier tak, aby czytelnik lepiej ich zrozumiał. Jest to jednak zrobione w sposób bardzo subtelny, niemal nieodczuwalny, więc większych zmian w odbiorze bohaterów nie zaobserwujemy.
Choć książka ta nie pozwoliła mi się mocniej zagłębić w historię Ostatniego Jedi, to mimo wszystko nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Jak już wspominałam – mam ogromny sentyment do tej serii, mimo wielu zarzutów względem opisanej tutaj i zaprezentowanej w filmie historii. Pojawienie się Yody wywołało uczucie ciepła w sercu, a trening Rey niejednokrotnie przypominał mi młodego Luke’a, który w jej wieku był równie porywczy i chwilami nierozsądny. Mimo wszystko zawdzięczam tej książce jedno – zaczęłam ponownie zastanawiać się nad tym, kim jest główna bohaterka i skąd pochodzi. Moja teoria zaczyna się stawać coraz bardziej klarowna, ale czy okaże się być prawdziwa?
www.bookeaterreality.blogspot.com