Wydawnictwo: Drageus Publishing House
Data wydania: 2013-07-25
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 496
Po zakończeniu lektury pierwszej części cyklu "Star Carrier", odczuwałam wielką satysfakcję i zadowolenie z tego powodu, że miałam okazję spędzić tych kilka godzin przy tak znakomicie napisanej powieści science-fiction. Powieści, która zaskakiwała nie tyle swoim tematem, gdyż motyw inwazji obcych na Ziemię jest niemalże tak samo stary jak literatura, ale podejściem autora do tejże historii. Otóż Ian Douglas potrafił pchnąć niezwykłą nutkę świeżości w ten doskonale znamy Nam schemat kosmicznej wojny, czyniąc swoją opowieść ze wszech miar nieprzewidywalną i niezwykle interesującą. Mam tu na myśli coś, co najkrócej mówiąc, określiłabym mianem "nowego spojrzenia" na komercyjne ujęcie military science-fiction, które wcale nie musi być trywialne, wtórne i w stylu teledysku z MTV. Jak się bowiem okazuje, może to być również literatura wysokich lotów, dla wymagającego czytelnika. Z tym większa niecierpliwością oczekiwałam na kolejną odsłonę tego cyklu, zatytułowaną "Star Carrier. Środek ciężkości".
Druga część sagi Iana Douglasa opowiada o wydarzeniach, będących bezpośrednią kontynuacją historii przedstawionej w pierwszym tomie. Przypomnijmy, iż ten zakończył się zwycięstwem floty Konfederacji Ziemskiej w kosmicznej potyczce z rasą Sh'daarm, a ściślej mówiąc podporządkowanymi wysłannikami tejże cywilizacji - Turuschami. W wyniku ów zwycięstwa, obce siły opuszczają układ słoneczny i sąsiadujące z nim układy, zaś głównodowodzący bitwą admirał Koenig, otrzymuje nominację na stanowisko prezydenta Konfederacji Teksańskiej. Na Ziemi, owładniętej euforią po pokonaniu wroga, dominują nastroje pacyfistyczne, skłaniające się do rozpoczęcia negocjacji pokojowych z rasą Sh'daar, tak by w ten oto sposób, raz na zawsze zlikwidować zagrożenie z ich strony. Jedynie admirał Koenig i jego najbliżsi współpracownicy, wydaje się mieć odmienne zdane w tej kwestii, uważając, iż jedynym gwarantem bezpieczeństwa ludzkości, jest wykonanie ataku wyprzedzającego, przenosząc teatr działań wojennych do rodzimych układów obcej rasy, a następnie jej unicestwienia. Łamiąc rozkazy i wytyczne władz Konfederacji, podejmuje tę niezwykle ryzykowną i niebezpieczną próbę, jaką jest przeniesienie tytułowego "środka ciężkości" wojny, na terytorium Sh'daar. Kontrofensywa o kryptonimie ""Crown Arrow" staje się faktem, zaś od jej rezultatu będzie zależeć nie tylko los admirała Koeniga, lecz i całej ludzkości..
Książka Douglasa wydaje się być jeszcze bardziej zaskakującą, rozbudowaną, efektowną i inteligentną powieścią, niż jej poprzedniczka. Już od pierwszych stron lektury, zostajemy wrzuceni w wir tak emocjonujących i spektakularnych wydarzeń, iż po pierwszych minutach musimy niemalże zaczerpnąć głęboki łyk powietrza, by po uświadomić sobie, iż oto znów jesteśmy w tym niezwykłym świecie kreowanym wyobraźnią Iana Douglasa, w którym to nie ma mowy o choćby krótkim odpoczynku. Czytając "Środek ciężkości" nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę to dopiero teraz zaczyna się "prawdziwa zabawa", a wszystko to, co miało miejsce w pierwszym tomie cyklu, stanowiło jedynie nie jako preludium, przystawkę do dania głównego, jakim to jest niniejsza powieść. I tak też chyba należy odbierać tę powieść, w której to nie potrzebujemy już wyjaśnienia genezy konfliktu, przedstawienia głównych bohaterów, wprowadzenia w realia świata roku 2404. Teraz przyszedł czas jedynie na prawdziwą wojnę, w której to każda decyzja, każdy krok, każdy błąd, będzie kosztować więcej, niż można to sobie wyobrazić..
Military science-fiction to podgatunek literacki, który w ostatnim okresie cieszy się coraz większą popularnością, budowaną naprawdę udanymi premierami. I jeśli spojrzymy na niniejszą powieść, to ten fakt nie może chyba nikogo dziwić. Książka Douglasa to kwintesencja wojny, której realia, dramatyzm i okrucieństwo, zostały przeniesione z ziemskiego padołu, w kosmiczną otchłań. Taktyka walki, hierarchia dowodzenia, szczegółowe manewry, ludzkie błędy, odwaga i paraliżujący strach - wszystko to emanuje z każdej strony książki i pozwala niemalże w namacalny sposób wyobrazić sobie to, jak by owa kosmiczna wojna wyglądała naprawdę. Czytając tę powieść nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jej autor to swoisty wizjoner, który w bardzo inteligentny sposób rysuje przyszłość świata, w oparciu o technologiczną wiedzę dnia dzisiejszego. Nie znajdziemy tu bowiem technologii i broni, która wymykała by się wszelkiej logice i wyobraźni, znajdując swoje uzasadnienie w tym, że być może coś takiego będzie mogło istnieć za 400 lat. Otóż otrzymujemy tu technologię, która prawdopodobnie istnieć będzie na pewno, choćby w zbliżonej formie, za lat 100, a być może i wcześniej. Realizm, realizm i raz jeszcze realizm, to wbrew pozorom coś, czego literatura science-fiction musi się trzymać, bo tylko wtedy ociera się o granice pojęcia "wybitna". Twórczość Iana Douglasa, taka właśnie jest.
Największym atutem fabuły "środka ciężkości", jest jej spójność i logika kolejności zdarzeń. Każdy wątek, każdy fragment, stanowi zaczątek przyszłych wydarzeń, których końcowy efekt będziemy mogli zaobserwować w niezwykle spektakularnym zakończeniu. Walka stanowi tutaj kwintesencję opowieści, lecz zostaje ona poprzedzona długą batalią polityczną, bez której to żadna wojna nie ma prawa się toczyć. Można by wręcz powiedzieć, że wojnę militarną poprzedza wojna polityczna o to, czy w ogóle można pozwolić sobie na jej kontynuację. To realizm w najczystszej postaci, który czyni ową powieść jak najbardziej wiarygodną i jeszcze bardziej interesującą.
Samą powieść można podzielić na dwie części - polityczną i militarną. Jak już zasugerowałam powyżej, pierwsze rozdziały przedstawiają głównie sytuację polityczną na Ziemi i w strukturach władz Konfederacji, w których to dominuje kierunek pokojowy i potrzeby negocjacji z najeźdźcami. W opozycji do tej frakcji są wojskowi, z admirałem Koenigiem na czele, dla których atak jest jedyną formą obrony przed Sh'daar. I powiem szczerze, że ten wątek, mogący wydawać się nieco nudny, stanowi niezwykłą ucztę dla czytelnika. Polityka, ubrana w taką formę i przedstawiona w tak zajmujący i zaskakujący sposób, jest bardzo ciekawa i pasjonująca. Druga część książki to już sama misja bojowa, która jest absolutnym majstersztykiem, mogącym równać się z największymi dziełami military science-fcition. Ten, wręcz filmowy, sposób przedstawiania kosmicznej walki, emanuje tak wielką dawką szczegółów, technicznych terminów, nagłych zwrotów akcji, iż po prostu pochłania bez reszty. Indywidualne pojedynki myśliwców, tak doskonale znane Nam z pierwszego tomu, ustępują tu nieco więcej pola wielkim jednostkom, których to pojedynki są równie, jeśli nie jeszcze bardziej emocjonujące. Blisko 200 stron kosmicznej walki, zadowolą chyba wszystkich fanów gatunku, mnie wprost urzekły.
Szczególne słowa uznania należą się autorowi także za umiejętność "opanowania" wykreowanego przez swoją wyobraźnię świata. Często bowiem w przypadku wielkich powieści science-fiction zdarza się tak, iż rozbudowana fabuła przerasta jej twórcę, który pomija liczne pomniejsze, zapoczątkowane wcześniej wątki lub nie wyjaśnia wielu istotnych kwestii, ginących w tle głównych wydarzeń. Otóż Ian Douglas wydaje się mieć wszystko stale pod kontrolą. I nawet jeśli wydaje się już, że pewien wątek nie powróci, to nagle ku Naszemu zaskoczeniu i nie mniejszej uciesze, znajduje on swoje rozwinięcie. Bez choćby najmniejszej przesady można stwierdzić, iż wszystko co zostało zawarte w tej powieści, jest tutaj potrzebne i umieszczone z jak największą premedytacją autora.
W drugiej części tej kosmicznej sagi powracamy do bohaterów doskonale znanych Nam z poprzedniego tomu. Znów śledzimy losy dzielnych pilotów z Trevorem Grayem na czele, jego bezpośrednią przełożoną Alyssa Alyn oraz głównodowodzącym, wspominanym już wielokrotnie, admirałem Koenigiem. Pojawiają się również nowi bohaterowie, których decyzje i losy odegrają znaczącą rolę w wojnie z obcymi. To, co szczególnie rzuca się w oczy, to nieco bliższe przyjrzenie się przez autora charakterom głównych postaci. Nie mam tu na myśli ich przedstawienia, gdyż wszyscy czytelnicy tego cyklu doskonale wiedzą, kto jaki jest i jakimi zasadami się kieruje w swoim życiu. Mam tutaj na myśli ukazanie tychże postaci, bardziej jako zwykłych ludzi, na wpół cywili, nie zaś wyłącznie jako odważnych żołnierzy. Ich kłopoty i problemy rodzinne, pogmatwane i nie rzadko zrujnowane życie osobiste, zwłaszcza ujawniające się w kontaktach z płcią przeciwną czy też poruszenie kwestii okaleczonej psychiki. wszystkie te elementy jeszcze bardziej przybliżają Nam te postacie i czynią ich bardziej żywymi, ludzkimi, bliższymi czytelnikowi.
"Środek ciężkości" to również dwa aspekty, które są niezwykle interesujące i istotne dla całości sagi. Pierwszym z nich jest bliższe przybliżenie motywów, które to doprowadziły rasę Sh'daar do inwazji na ludzkie kolonie, a następnie na samą Ziemię. Nie chcąc psuć przyjemności z lektury wspomnę jedynie, iż owa geneza konfliktu nie jest wcale tak prosta i przewidywalna, jak to by mogło się wydawać po lekturze pierwszej części cyklu, z której to wynikało, iż głównym punktem zapalnym jest obawa obcych przed rozwojem technologicznym ludzi. Drugim elementem wartym poruszenia, jest wątek samej wyprawy gwiezdnej pod postacią misji bojowej. Podróż przez nieznane terytoria to jest to, co lubię najbardziej w tym gatunku literackim. Odkrywanie nowych planet, docieranie tam, gdzie nikt jeszcze nie dotarł, pytanie o nieznane - być może są to utarte i po wielekroć wykorzystane już schematy, ale Mnie wciąż ciekawią i fascynują.
Komplementować autora jak i jego dzieło mogłabym długo..Chociażby za niezwykle pomysłowe i barwne przedstawienie obcych ras, tak bardzo inne od wzorców spotykanych w literaturze, a zaskakujące ich sposobem funkcjonowania, choćby w ujęciu świadomości. Kolejne słowa uznania należałyby się za niezwykle interesująca wizję Ziemi w 2400 roku, z Konfederacją na czele, stworzoną na wzór NATO lub ONZ, nie pozbawianą jednak takich miejsc, jak slumsy wielkich miast, np. Nowego Jorku, skąd się wywodzi jeden z głównych bohaterów, a gdzie to mieszkający tam ludzie raczej wegetują, aniżeli żyją. O zaskakującej fabule, licznych zwrotach akcji i samej przyjemności płynącej z lektury nie wspominając..
Jedynym mankamentem, jeżeli można tego pojęciu tu użyć, jest ten oto fakt, iż lektura niniejszej powieści jest nie możliwa, a bynajmniej wielce utrudniona, bez znajomości fabuły poprzedniego tomu. Zbyt wiele wątków i nawiązań odnosi się tutaj bowiem do wydarzeń z poprzedniego części cyklu, których to znajomości jest niezbędne dla zrozumienia całość fabuły. Z drugiej strony to chyba jednak nie aż taki mankament, gdyż stanowi on doskonały pretekst do sięgnięcia po "Pierwsze uderzenie", a tym samym dostarczenia sobie wielu godzin doskonałej, kosmicznej rozrywki..
"Star Carrier. Środek ciężkości" to książka, która śmiało może kandydować do miana genialnej. Zdecydowanie jest to powieść, która zadowoli wszystkich fanów gatunku, a być może przekonana do literatury science-fiction również i tych, którzy dotąd omijali ją szerokim łukiem. Polecam i już nie mogę się doczekać trzeciej odsłony tej kosmicznej sagi..
Wyrusz w międzygwiezdną podróż i spraw, aby ludzkość ewoluowała. Książka "Gwiezdni bogowie. Star Carrier. Tom IX" zabierze Cię w pełną niebezpieczeństw...
Wiek XXV. Tajemniczy władcy Galaktycznego Imperium Sh’daar uznali, że gwałtowny rozwój genetyki, robotyki, infotechnologii oraz nanotechnologii...