Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było

Ocena: 5 (2 głosów)

Właściciel restauracji U Mally'ego - George Salzmann- tonie w długach. W efekcie popełnia samobójstwo. Policja przeprowadza szybkie śledztwo i zamyka sprawę. Wierzyciele zostają z niczym. U Mally'ego zaczynają się tajemnicze kradzieże. Miejscowy radca prawny Adolf Jendrysek nie wierzy w policyjną wersje wydarzeń . Rozpoczyna prywatne śledztwo.

Informacje dodatkowe o Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było:

Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2018-10-01
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN: 978-83-65558-22-0
Liczba stron: 179
Język oryginału: polski

Tagi: bóg

więcej

Kup książkę Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było - opinie o książce

"Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było" Moniki Kassner to jedno z moich największych wyzwań czytelniczych. Urodziłam się w Częstochowie, więc z językiem śląskim nie miałam nigdy do czynienia. Później studiowałam w Sosnowcu, wróciłam do Częstochowy, znowu zamieszkałam w Sosnowcu. 8 lat temu los rzucił mnie do Chorzowa i chociaż jestem tutaj dość długo, to po śląsku wciąż ni w ząb. Chyba najwięcej nasłuchałam się go w serialu "Diagnoza", w którym według mojego męża mocno go kaleczą.


I tak naprawdę niby wiedziałam, że częściowo ten śląski się pojawi, ale chyba nie wiedziałam, że aż na taką skalę. Pierwsze strony - zagubienie, ale potem? Poszło! Naprawdę poszło i dalej już czytało mi się tę książkę wyśmienicie.


Tytułowy Salzmann jest przedsiębiorcą, który posiada własną restaurację. I mnóstwo długów. Nie wytrzymuje presji i popełnia samobójstwo - a przynajmniej tak się wszystkim wydaje. Policja nie przeprowadza zbyt dokładnego dochodzenia: szybka identyfikacja zwłok, kilka przesłuchań i zamknięcie sprawy. Całą tą historią interesuje się Jendrysek, radca prawny, który prowadzi sprawy byłych wierzycieli Salzmanna. Nie wierzy on w wersję z samobójstwem. W restauracji zaczynają się kradzieże, a w sprawę wplątana jest niezwykle piękna kobieta  - Inga Bittner, narzeczona Salzmanna. Czy to przypadek? No właśnie nie do końca.


Razem z bohaterami wędrujemy po świętochłowickich ulicach, odwiedzamy sklepy i urzędy, które istniały wiele lat temu. Przenosimy się w niezwykle klimatyczne miejsca, poznajemy ciekawe postaci, tak różne od tych współczesnych. Niezwykły klimat lat trzydziestych, bardzo dobrze oddany na kartach książki, to wielki atut "Sprawy Salzmanna". Autorka przedstawia tło wydarzeń realistycznie, a i akcja powieści jest niezwykle spójna, dobrze prowadzona, a przez to ciekawa.


Inga Bittner nie jest osobą, która wzbudziła we mnie pozytywne odczucia. Pusta, przebiegła i żerująca na innych lalka, żyjąca utopią, nadzieją, że obietnice Salzmanna kiedyś się spełnią. Przesadnie dba o siebie i o swój wygląd, igra z losem i z prawem. To pierwsza osoba, którą sięga ręka sprawiedliwości - chociaż uderza w jej zachowaniu bardziej naiwność niż prawdziwa potrzeba czynienia zła, to jednak nie da się jej polubić.


Jendrysek ma rodzinę, z którą nie dane jest mu spędzić za wiele czasu. Przesympatyczna żona Hajdelka prowadzi dom i czuwa nad swoimi najbliższymi, a córka Helga ciągle pakuje się w kłopoty. W tym układzie to tata Adolf wydaje się tym, co niby karci, ale tak, że wychodzi na tego łagodniejszego rodzica. Wydają się szczęśliwi, chociaż praca, późne powroty i wyjazdy radcy zaburzają rodzinną sielankę. Śledztwo w sprawie Salzmanna prowadzi Jendryska do zaskakujących kroków, takich jak kupno trzewików dla żony czy bliska relacja z podejrzaną. Taką drzazgą w moim sercu stał się ten jeden moment w trakcie lektury, bo chociaż Hajdelka nie wie, a on tłumaczy sobie pewne sprawy działaniem na potrzeby dochodzenia, to jednak... są zasady, których nie powinno się łamać.


Powieść ta była dla mnie bardzo pozytywnym doświadczeniem. Akcja książki jest dość dynamiczna - sporo się dzieje, chociaż całość ma tylko około 200 stron. Poza rozwiązaniem sprawy znikających produktów z restauracji, rozwiązaniem sprawy Salzmanna mamy też strzelaninę, sekcję zwłok i zagraniczną podróż pełną przygód. Warto sięgnąć po tę lekturę, warto zmierzyć się z dialogami po śląsku (zwłaszcza, jeżeli nie miało się z nim wcześniej do czynienia), a po wszystkim warto odwiedzić Świętochłowice i sprawdzić jak zmieniła się przez te wszystkie lata okolica i czy można znaleźć jeszcze jakieś ślady jendryskowej rzeczywistosci. Ja w każdym razie planuję taką wycieczkę w najbliższym czasie.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Margarita1980
Margarita1980
Przeczytane:2019-01-24, Ocena: 5, Przeczytałem, Mam, 52 książki 2019,

„Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było” to powieść kryminalna autorstwa Moniki Kassner.
Akcja powieści rozgrywa się w Świętochłowicach w latach 30-tych XXw. A jak Świętochłowice to i śląska gwara, a dlaczego o niej wspominam? A no właśnie dlatego, iż część dialogów jest właśnie pisana w gwarze śląskiej (i to śląską transkrypcją!). Muszę przyznać, iż pomimo moich wcześniejszych obaw czy będę rozumieć, nie było tak źle. Nie zrozumiałam może 2-3 słów (wujek Google pomógł). Więc jeśli jesteś nie-Ślązakiem, nie musisz się zrażać, przy odrobinie wysiłku zrozumiesz, wystarczy przeczytać dialog na głos i rozumie się wszystko (no, prawie wszystko).

 

Świętochłowice, rok 1934, w piwnicy restauracji „U Mally’ego” dochodzi do serii kradzieży, w których łupem „kradzioka” (złodzeja) padają najdroższe trunki. To kolejne nieszczęście jakie spada na ten lokal, kilka miesięcy wcześniej w tajemniczych okolicznościach umarł jej właściciel - Georg Salzmann. Czy istnieje związek pomiędzy śmiercią Salzmanna, a serią kradzieży? Tego będzie starał się dowiedzieć radca prawny i zarazem detektyw amator Adolf Jendrysek, prowadzący własne śledztwo, jednakże w ścisłej współpracy z policją. Zdałoby się proste śledztwo gmatwa się z każdą chwilą coraz bardziej.
A zakończenie pozwala na rozwinięcie historii w następnych (już zapowiadanych przez Autorkę) tomach.  

  

Zgrabnie uknuta intryga kryminalna wiedzie czytelnika po uliczkach dawnych Świętochłowic i okolic. Spacerując wraz z Jendryskiem po Świętochłowicach odwiedzamy miejsca, których już nie ma. Część budynków zniknęła z powierzchni ziemi, cześć zmieniła swoje przeznaczenie.  „Sprawa Salzmanna” to nie tylko powieść kryminalna, to także podróż w czasie, która przybliży Czytelnikowi okres autonomii Śląska okresu międzywojennego i przemian społecznych zachodzących w tym czasie. Wielki Kryzys zmienił sytuację gospodarczą również na bogatym w węgiel Śląsku. Radca Jendrysek, mógł się nazywać szczęściarzem. Może nie opływał w bogactwa, ale bieda też mu nie groziła. To z nim odwiedzamy salony mody, restauracje i sklepy ze słodyczami. Plastyczne opisy sprawiają, że Czytelnik może łatwo wczuć się w atmosferę tamtych lat, a jeśli mieszka na Śląsku to może i poczuć podobne zapachy, jakie czuł główny bohater (zwłaszcza teraz, zimową porą). 

 

Z czystym sumieniem polecam tę książkę nie tylko mieszkańcom Śląska. Gwara śląska mimo, iż w pierwszych minutach czytania wygląda jak „chińszczyzna” jest stosunkowo zrozumiała, trzeba się „tylko” przyzwyczaić. Autorka zapowiedziała, że w kontynuacji śledztwa prowadzonego przez Jendryska dialogi będą tłumaczone z „naszego na polski” w przypisach - za co z góry i pokornie dziękuję.

 

 

 

 

„Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było” to powieść kryminalna autorstwa Moniki Kassner.
Akcja powieści rozgrywa się w Świętochłowicach w latach 30-tych XXw. A jak Świętochłowice to i śląska gwara, a dlaczego o niej wspominam? A no właśnie dlatego, iż część dialogów jest właśnie pisana w gwarze śląskiej (i to śląską transkrypcją!). Muszę przyznać, iż pomimo moich wcześniejszych obaw czy będę rozumieć, nie było tak źle. Nie zrozumiałam może 2-3 słów (wujek Google pomógł). Więc jeśli jesteś nie-Ślązakiem, nie musisz się zrażać, przy odrobinie wysiłku zrozumiesz, wystarczy przeczytać dialog na głos i rozumie się wszystko (no, prawie wszystko).

 

Świętochłowice, rok 1934, w piwnicy restauracji „U Mally’ego” dochodzi do serii kradzieży, w których łupem „kradzioka” (złodzeja) padają najdroższe trunki. To kolejne nieszczęście jakie spada na ten lokal, kilka miesięcy wcześniej w tajemniczych okolicznościach umarł jej właściciel - Georg Salzmann. Czy istnieje związek pomiędzy śmiercią Salzmanna, a serią kradzieży? Tego będzie starał się dowiedzieć radca prawny i zarazem detektyw amator Adolf Jendrysek, prowadzący własne śledztwo, jednakże w ścisłej współpracy z policją. Zdałoby się proste śledztwo gmatwa się z każdą chwilą coraz bardziej.
A zakończenie pozwala na rozwinięcie historii w następnych (już zapowiadanych przez Autorkę) tomach.  

  

Zgrabnie uknuta intryga kryminalna wiedzie czytelnika po uliczkach dawnych Świętochłowic i okolic. Spacerując wraz z Jendryskiem po Świętochłowicach odwiedzamy miejsca, których już niema. Część budynków zniknęła z powierzchni ziemi, cześć zmieniła swoje przeznaczenie. Budynek znajdujący się na okładce był w czasach, w których rozgrywa się akcja powieści budynkiem komendy policji, współcześnie w tym budynku mieści się Muzeum Powstań Śląskich. „Sprawa Salzmanna” to nie tylko powieść kryminalna, to także podróż w czasie, która przybliży Czytelnikowi okres autonomii Śląska okresu międzywojennego i przemian społecznych zachodzących w tym czasie. Wielki Kryzys zmienił sytuację gospodarczą również na bogatym w węgiel Śląsku. Radca Jendrysek, mógł się nazywać szczęściarzem. Może nie opływał w bogactwa, ale bieda też mu nie groziła. To z nim odwiedzamy salony mody, restauracje i sklepy ze słodyczami. Plastyczne opisy sprawiają, że Czytelnik może łatwo wczuć się w atmosferę tamtych lat, a jeśli mieszka na Śląsku to może i poczuć podobne zapachy, jakie czuł główny bohater (zwłaszcza teraz, zimową porą). 

 

Z czystym sumieniem polecam tę książkę nie tylko mieszkańcom Śląska. Gwara śląska mimo, iż w pierwszych minutach czytania wygląda jak „chińszczyzna” jest stosunkowo zrozumiała, trzeba się „tylko” przyzwyczaić. Autorka zapowiedziała, że w kontynuacji śledztwa prowadzonego przez Jendryska dialogi będą tłumaczone z „naszego na polski” w przypisach - za co z góry i pokornie dziękuję.

 

Link do opinii
Inne książki autora
Sprawa rodziny Tebbe. Kolacja z mumią
Monika Kassner 0
Okładka ksiązki - Sprawa rodziny Tebbe. Kolacja z mumią

Hindenburg jesienią 1934 roku. Mroczne tajemnice rodziny inżyniera Huty Donnersmarcka doprowadzają do tragedii. Angielska dziennikarka Lotti Dehner wraca...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy