Każda śmierć ma swoją historię.
Nikt nie wie o tym lepiej od koronera.
Jak z przyborów toaletowych zrobić narzędzie zbrodni?
Po czym rozpoznać, że przyczyną śmierci było uduszenie?
Czy samobójstwo może być zaraźliwe?
Słyszymy o nim w każdym serialu kryminalnym. Jego praca jest najważniejsza na miejscu zbrodni. Każdego dnia staje oko w oko ze śmiercią, żeby znaleźć odpowiedzi dla żywych. Co było przyczyną zgonu? Jak do niego doszło? Kto jest winny?
W tej książce znajdziecie najciekawsze przypadki w karierze Kena Holmesa – koronera z Kalifornii. Razem z nim przyjrzymy się morderstwu, w które zamieszany był Tupac Shakur, zajrzymy do celi śmierci w więzieniu San Quentin i spróbujemy dowiedzieć się, kto był właścicielem stopy w bucie wyrzuconej przez morze na plażę.
Sprawa dla koronera to możliwość spojrzenia na pracę człowieka, którego codziennością jest odkrywanie tajemnic śmierci.
Lektura obowiązkowa dla fanów Profilu mordercy i Trupiej Farmy.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2019-01-28
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 416
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Anna Sak
„Niektórym się wydaje, że skok z mostu to taki lekki, zwiewny sposób odebrania sobie życia – komentuje Holmes. – Chciałbym obalić ten mit. Kiedy skaczesz z mostu, uderzasz w taflę wody z całej siły. Nie ma w tym nic romantycznego.”
Momentami trudno jest wrócić do czegoś, co kiedyś nas cieszyło. Sprawia to wiele trudności. Czy jednak można czuć jakąś satysfakcję?
Każdy toczy jakąś wewnętrzną walkę.
Dlatego dzisiaj przedstawiam Wam książkę Johna Bateson'a - "Sprawa dla koronera". Przyznam się, że ostatnimi czasy takimi tematami dosyć mocno zainteresowałam się. Może nie będę podawać przyczyn ów zainteresowania? Myślę, że kto mnie zna bardziej ten wie, dlaczego te tematy w magiczny sposób poruszają mnie. Ale w jaki sposób?
"Sprawa dla koronera" to książka przeznaczona dla fanów bardziej kryminalnej literatury. Myślę, że jeśli ktoś lubuje literaturę faktu - znajdzie coś dla siebie. Przede wszystkim nieobca jest tutaj tematyka śmierci. Trupy. Trupy wszędzie. Przede wszystkim - lubisz konkret? Bierz tę książkę.
Cenię sobie tę pozycję za brak chaosu w przekazie. Za pewność słowa, która wybrzmiewa z każdej, kartkowej strony. Książka ta pokazuje, jak bardzo jeden człowiek może "przeżyć" pewne sytuacje, wydarzenia, sprawy, dzięki czemu może napisać niejedną książkę kryminalną. Niekiedy zawód, który posiadamy i praca, którą wykonujemy, mogą same w sobie pisać przeróżne scenariusze. Właśnie o tym jest ta pozycja.
Cieszę się, że ta książka nie jest w żaden sposób anonimowa na naszym rynku wydawniczym.
Sięgając po tę książkę, nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Postanowiłam ją przeczytać, ponieważ jestem fanką wszystkich serialu z udziałem koronerów i po prostu byłam ciekawa co skrywa w sobie powieść. Okazało się, że książka przerosła moje wszystkie oczekiwania, zaskoczyła mnie i jak najbardziej zaciekawiła.
John Bateson przedstawił historię koronera Holmesa od podstaw. Bardzo intrygujący był jego rozwój kariery i początki w niej. Jak się okazało, praca marzeń przyszła do niego przypadkiem. Jednak w opowieści Batesona niestety zabrakło mi szczegółów odnośnie pracy Holmesa chociażby w zakładzie pogrzebowym, gdzie balsamował ciała. Ten temat został potraktowany trochę po macoszemu. Autor nawiązał do początków kariery koronera, przedstawił kilka bardzo ciekawych elementów, ale nie wyczerpał tematu.
Kolejnym interesującym elementem książki jest przedstawienie różnorodnych spraw, z którymi zmierzył się w swoim życiu koroner. Ogromnym plusem tych historii jest opisywanie ich w stanie faktycznym, bez cenzurowania drastycznych momentów. Zatem jeśli komuś ucięto głowę i zakopano ją w osobnym worku niż resztę ciała, to tak jest to przedstawione, bez owijania w bawełnę. I za to brawa dla autora, bo dzięki temu książka jest ciekawa. Jednak i tutaj mam uwagi, bowiem niektóre sprawy były przedstawiane pobieżnie, co mnie trochę irytowało, bo lubię szczegóły drastycznych spraw. Na szczęście autor nadrabiał innymi historiami, które wprowadzają w osłupienie.
Super jest też opisywanie kar dla zabójców, rozwoju każdej sprawy, przedstawianie zagranicznego prawa, poczynając od kary śmierci, aż do przemiany wymiaru kar. Czasami jest tak, że z opowieści Holmesa możemy dowiedzieć się również co działo się z więźniem w późniejszym czasie, co niewątpliwie jest świetnym dodatkiem do książki.
To co mnie irytowało, to skupianie się autora na nic niewnoszących do książki opisach. Uważam, że zamiast nich, powinien dać więcej informacji o sprawach, zamiast np. o kolorze gazety. Dzięki temu dzieło zdecydowany zyskałoby na wartości.
Szczerze mówiąc książka pokazała mi jak ciężką i obciążającą psychicznie jest praca koronera, jakimi zasadami musi kierować się w swoim zawodzie. Zaskoczyła mnie także z jednej strony pomysłowość, a z drugiej głupota ludzka. Nigdy w życiu nie wpadłabym na pomysł, żeby np. rozrąbać komuś głowę siekierą, a później go spalić w kontenerze.
"Sprawa dla koronera" to książka, która przedstawia historię koronera Holmesa, ale także pokazuje mnóstwo spraw, sposobów na odkrycie zabójstwa, metod jakimi posługują się koronerzy, aby odkryć śledztwo. Powieść przedstawia wszystko "od kuchni", możemy zobaczyć jak długo trwają niektóre sprawy, jak potrafią kłamać ludzie, ile pracy i dokładności trzeba włożyć, aby wydobyć ciało np. z ziemi. Niewątpliwie jest to książka warta uwagi, która zawiera w sobie mnóstwo ciekawych informacji.
Książka stanowi zbiór spraw, jakie w całej swojej karierze zawodowej prowadził Ken Holmes. Możemy także prześledzić drogę, jaką pokonał, aby spełnić swoje marzenie i pracować w biurze koronera, a potem samodzielnie objąć to stanowisko. Z pozoru wydaje się to praca, której raczej nikt nie chciałby wykonywać. Koroner cały czas obcuje ze śmiercią oraz z rodzinami zmarłych, którym przekazuje on złe wieści, co nie wydaje się ułatwiać sprawy. Jednak Ken Holmes był właściwą osobą na właściwym miejscu, ponieważ podczas swojej kilkudziesięcioletniej kariery zawsze dążył do poznania prawdy, niósł pomoc rodzinom zmarłych, a przede wszystkim kochał to, co robił. Wielokrotnie wyjaśniał, że jego praca ma pomóc pozostałym przy życiu znajomym i członkom rodzin zrozumieć, co stało się z ich bliskimi oraz dążyć do ukarania winnych, jeżeli tacy się pojawili.
Książka zawiera wiele przerażających spraw, które prowadził Holmes. Pokazuje ludzką naturę także z tej najgorszej strony, kiedy człowiek jest w stanie odebrać innemu człowiekowi to co najcenniejsze, czyli życie, a często czyni to w okrutny sposób. Spotkamy tu także przypadki, które z pozoru wydają się oczywiste, ale po głębszej analizie okazuje się, że ich rozwiązanie jest zupełnie odmienne od tego, jakie mogło się na pozór wydawać.
***
"Wszystkie te szczegóły były elementami obrazu, na który patrzył. Obraz był jak puzzle, jego fragmenty musiały do siebie pasować."
***
Jest to niezwykle interesujące studium sposobów ludzkiej śmierci oraz pracy koronera. Książkę czyta się szybko, a autor stosując bardzo przystępny styl pisania spowodował, że nie trzeba znać żadnych zawiłych terminologii, aby rozeznać się o co w tym wszystkim chodzi. Ja sama chyba spodziewam się po książce czegoś więcej, ponieważ nie wywołała we mnie efektu Wow, ale nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Ciesze się, że mogłam poznać tajniki pracy koronera i lepiej zrozumieć ten trudny zawód. Dodatkowo Holmes pozwolił mi spojrzeć inaczej na śmierć i zrozumieć, jak wiele zmian wiąże się z utratą bliskich, a także przybliżył sposób, w jaki powinniśmy radzić sobie ze śmiercią, która przecież jest naturalną koleją życia. Polecam sięgnąć po książkę.. Na pewno was zaciekawi.
Instytucja koronera przydałaby się także w naszym kraju. Ustawa z dnia 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych jest mocno przestarzała i doprowadza do absurdów, które szkodzą i bliskim zmarłych, i służbie zdrowia. Koroner ma zapobiegać sytuacjom, w których zamiast lekarz rodzinny lub ratownik medyczny ratować życie, jedzie stwierdzać wyłącznie zgon pacjenta.
Koroner nie jest tym samym, czym medyk sądowym, a przynajmniej nie musi być. Jego docenianą cechą jest doświadczenie w obcowaniu ze śmiercią, ale nie musi mieć wykształcenia medycznego. Koronerzy są wzywani w przypadku, gdy śmierć nie została zakwalifikowana jako naturalna. W USA definicja koronera może różnić się pomiędzy stanami, często funkcję koronera pełni szeryf.
„Instytucja koronera narodziła się w XII-wiecznej Anglii. Crowners – jak byli wówczas nazywani – badali w imieniu króla Ryszarda I przyczyny zgonów: ich zadaniem była identyfikacja zmarłego, ustalenie okoliczności śmierci i – co najważniejsze – ściąganie podatków spadkowych od majątków.” [s. 20]
Ken Holmes, który zgodził się opowiedzieć Johnowi Batesonowi o rozwoju swojej życiowej drogi jako koroner, jest już na emeryturze. Dopiero teraz według niego można opowiedzieć o niektórych sprawach, które mimo upływu czasu, nadal są drażliwe, kontrowersyjne i, czasami, niezamknięte.
Całość recenzji na zukoteka.pl
Początek roku jest dla mnie szczególnie trudny, bo sesja, bo lenistwo po świętach daje o sobie znać i przez to trudniej jest wrócić do szarej rzeczywistości. Dlatego też postawiłam na przebudzenie i pobudzenie szarych komóreczek sięgnąć po książkę, po którą normalnie bym nie sięgnęła, ale przekonał mnie tekst na okładce: „Kulisy zawodu, który codziennie spotyka śmierć”. Pomyślałam sobie, że czemu by nie? Przekonajmy się co kryje się za zawodem koronera.
Choć daleko mi do bycia fanką „CSI – Kryminalne zagadki…” (wstawcie sobie odpowiednie miasto) to muszę przyznać, że z ciekawością wkroczyłam w świat pana Kena Holmesa i jego pracy, jako koronera opisaną przez Johna Batesona w jego książce „Sprawa dla koronera. Kulisy zawodu, który codziennie spotyka śmierć”. Człowiek, który od wielu lat, jako jeden z pierwszych znajdował się na miejscu najprzeróżniejszych zbrodni i badał, kiedy nastąpił zgon, czym prawdopodobnie został zadany ostateczny cios i wiele innych czynników, które miały ustalić kto zabił i doprowadzić do wymierzenia sprawiedliwości. Ken Holmes postanowił opowiedzieć co nie co na temat wykonywanej pracy. Początki – jak zwykle trudne, ale potem to prawdziwy rollercoaster. Z każdą kolejną stroną byłam coraz bardziej ciekawa, lekko przerażona i pod wielkim wrażeniem osoby każdego koronera. Nie jest to łatwy zawód, a osobliwe przypadki, z jakimi miał styczność Holmes tylko to potwierdza.
Dowiedziałam się wielu ciekawych, interesujących rzeczy, dla przykładu jak rozpoznać, od jakiego czasu denat jest denatem na podstawie temperatury ciała i całego otoczenia, a także tego, w jakim stadium rozwoju są wszelakie robale zamieszkałe w ciele zmarłego. Proszę mnie nie uznawać za ignorantkę, że nie wiem takich rzeczy, po prostu wcześniej mnie one nie interesowały. W książce znajdują się również opisane przypadki najróżniejszych spraw z jakimi się spotkał Ken Holmes (czy to nie ciekawy zbieg nazwisk z innym sławnym Holmesem?) i wiele z nich, uwierzcie, jest ciekawa i mogłaby posłużyć do kilkunastu odcinków „CSI”, „Kości” czy „Dexter”.
Choć tematyka śmierci jest dość trudna, to ja przeczytałam książkę jednym tchem i jestem pod wrażeniem zarówno wykonywanego zawodu jak i samego złożenia książki w całość. Wybranie kilkudziesięciu spraw, tych najciekawszych i przyprawiających o gęsią skórkę było na pewno nie lada problemem, ale dzięki temu powstała książka, która fascynuje i porywa już od pierwszej strony. Fanom kryminalnego świata z pewnością się spodoba, ale także taki laik jak ja znajdzie w niej coś dla siebie. Coś, co sprawi, że oczy będą robiły się coraz szersze ze zdziwienia, a po skończeniu będzie w stanie się powiedzieć jedynie „Wow!”.
„Sprawa dla koronera. Kulisy zawodu, który codziennie spotyka śmierć.”
W niemal każdym amerykańskim serialu kryminalnym możemy zetknąć się z koronerem. Pojawia się na miejscu zbrodni, zabiera zwłoki, czasami prowadzi śledztwo. To jaką rolę będzie pełnił koroner w serialu w pełni zależy od scenarzystów. A jaka jest rola koronera w realnym świecie? Tego będziecie się mogli dowiedzieć z książki autorstwa Johna Batesona „Sprawa dla koronera. Kulisy zawodu, który codziennie spotyka śmierć.”
„Sprawa dla koronera” jest czymś na kształt wywiadu rzeki z emerytowanym koronerem hrabstwa Marin - Kenem Holmesem.
Hrabstwo Marin położone niedaleko San Francisco znane jest w USA z niezwykłych walorów przyrodniczych oraz bycia jednym z 20 hrabstw o najwyższym dochodzie gospodarstw domowych.
W hrabstwie Marin mieszka wiele gwiazd rocka i filmu, właścicieli wielkich firm oraz sportowców.
Na terenie hrabstwa znajduje się jedno z najbardziej znanych więzień w USA - San Quentin.
Wbrew scenariuszom filmowym i serialowym, aby zostać koronerem w USA, nie trzeba mieć wykształcenia medycznego, ani nawet ukończonej akademii policyjnej. W wielu hrabstwach USA, aby zostać koronerem wystarczy cieszyć się zaufaniem społecznym, mieć co najmniej 21 lat, być niekaranym i mieć maturę. Ciekawostką jest również to, że na stanowisko koronera jest się wybieranym przez lokalną społeczność lub mianowanym przez wyznaczone do tego jednostki.
Zbieg sprzyjających okoliczności doprowadził do tego, że Ken Holmes, pracownik domu pogrzebowego został koronerem hrabstwa Marin. Godziny spędzone przy asystowaniu przy autopsjach, dociekliwość a także empatia okazywana rodzinie po utracie najbliższych okazały się niezwykle pomocne w nowej pracy.
Ken Holmes ze słynnym Holmesem dzieli nie tylko nazwisko, ale również pasję do rozwiązywania zagadek kryminalnych. W swojej karierze zawodowej Holmes prowadził lub asystował przy setkach śledztw. Niektóre były bardzo medialne, jak sprawa „Zabójcy ze szlaku” czy wyrzuconej na brzeg tajemniczej stopy w bucie. Inne dotyczyły tylko najbliższych, którzy chcieli poznać przyczynę śmierci swoich bliskich. Nie jednokrotnie bliższe przyjrzenie się okolicznościom śmierci zmieniało jej klasyfikację na samobójstwo lub nawet na zabójstwo. Rolą koronera jest właśnie dokładne obejrzenie miejsca śmierci, pobranie płynów ustrojowych i próbek tkanek do badań, a także przeprowadzenia szczegółowych rozmów z bliskimi. Od umiejętności zadawania pytań i słuchania odpowiedzi często zależy powodzenie śledztwa.
Najlepiej podsumowuje to Ken Holmes „Każda śmierć ma swoją historię, jak każde życie. Koronerzy są w nią wtajemniczeni jak żaden inny zawód . (...) Nie ma dwóch jota w jotę takich samych przypadków, a więc każdy jest inny. Potrzebna jest cała gama umiejętności, a zdolność szybkiego myślenia bezwzględnie konieczna. Jednocześnie nie można wyciągać pochopnych wniosków albo nie zauważać szczegółów, które na pierwszy rzut oka wydają się pozbawione sensu. Jeśli płynie w tego jakiś ogólny wniosek, to chyba taki, że edukacja koronera odzwierciedla nasze własne dochodzenie do prawdy o życiu i śmierci.”
„Sprawa dla koronera” nie jest suchym opisem kolejnych spraw prowadzonych przez biuro koronera hrabstwa Marin, a przyglądamy się dziesiątkom takich spraw (przypisy odsyłają do dziesiątek spraw prowadzonych w latach 1970-2010). To także ciekawy wgląd w procedury policyjne obowiązujące w hrabstwie i poza nim, w działanie zakładów penitencjarnych, oraz różnic w pracy policjantów, agentów FBI i koronerów.
Jeśli czytaliście „Trupią farmę” lub jesteście fanami CSI to jest to dla Was lektura obowiązkowa. Jeśli fascynują Was policyjne śledztwa i nie boicie się przyjrzeć brzydocie śmierci, musicie przeczytać „Sprawę dla koronera”.
Żaden przyzwoity, zachodni kryminał, a także kryminał rodzimy osadzony w anglosaskich realiach, nie może się obejść bez koronera. Jest on zazwyczaj postacią drugo- albo i trzecioplanowa, przewijająca się gdzieś tam w tle na początku opowieści, ale bez niego dzieło byłby niepełne. Z drugiej strony, wokół roli koronera narosło wiele nieporozumień. Często mylony jest on z lekarzem sądowym, albo śledczym. Tymczasem okazuje się, że żeby być koronerem, nie potrzeba nawet mieć matury, a największe szanse na uzyskanie tego stanowiska mają byli pracownicy zakładów pogrzebowych! Te, i wile innych ciekawostek na temat tego zawodu znajdziecie w książce Johna Batesona „Sprawa dla koronera, Kulisy zawodu, który codziennie spotyka śmierć”.
Początkowo miałam z tą książką problem, bo nie jest ona do końca tym, czego można by się po przeczytaniu zapowiedzi na okładce, ale gdy już poczułam, o co w tej publikacji chodzi, czytało mi się całkiem dobrze.
Zacznę od tego, czym „książka jest” i jakie ma plusy. „Sprawa dla koronera” to pozycja biograficzna, opowiadająca o życiu Kena Holmesa, koronera z Kalifornii. Przepracował w zawodzie wiele lat, nie ma więc wątpliwości co do tego, że wie o czym mówi. Karierę zawodową bohatera śledzimy od samego początku, można wręcz rzec „od prehistorii”, bo od lat dziecinnych, kiedy to kształtowała się jego osobowość. To, wbrew pozorom, bardzo ciekawa lektura, bo odpowiada na pytanie, co skłoniło Holmesa do podjęcia pracy, która większości ludzi wydaje się mało atrakcyjna, a wręcz makabryczna.
W dalszej części poznajemy najciekawsze i najsłynniejsze sprawy, z którymi Holmes miał do czynienia. Nie zawsze są to opowieści o przestępstwach. Wszak jednym z podstawowych zadań koronera jest ustalenie, czy w danym przypadku mamy do czynienia ze śmiercią naturalną, samobójstwem czy morderstwem.
Holmes jest prawdziwą kopalnią opowieści: od zabawnych, przez smutne, po makabryczne. Nie zdziwię chyba nikogo gdy napiszę, że tych pierwszych jest stosunkowo mało. Przeważają smutne i makabryczne.
Na plus książki zaliczam także sposób przekazywania informacji: kulturalny i rzeczowy. Autor przedstawia fakty, nie szukając taniej sensacji tam gdzie jej nie ma.
Język opowieści jest naturalny i nieskomplikowany. Z pewnością nie jest to najbardziej wyrafinowana polszczyzna z jaką miałam w życiu do czynienia, ale sądzę, że był to zabieg celowy. Poszczególne opowieści są krótkie i dość proste w przekazie. Płynne, choć niezbyt rozbudowwane zdania, nadają tekstowi naturalność. Czytelnik chwilami ma wrażenie, że naprawę przysłuchuje się rozmowie Batesona z Holmesem. Barokowe frazy byłby tu zwyczajnie nie na miejscu.
A teraz czas na część drugą moich wywodów: czym książka nie jest i jakie ma wady. „Sprawa dla koronera” nie jest książką o medycynie sądowej, choć tak można by mniemać na podstawie blurba Owszem, poznajemy kulisy pracy koronera, ale głównie od strony organizacyjno-psychologicznej. Bardzo niewiele dowiemy się o technikaliach. Osobiście chciałabym, aby więcej miejsca poświęcono tłumaczeniu w jaki sposób nasz bohater doszedł do tego czy innego wniosku. Być może się czepiam, być może takie a nie inne podejście wynika ze specyfiki zawodu. Koroner pojawia się na miejscu zbrodni, dokonuje oględzin i zasadniczo na tym kończy się jego udział w śledztwie. Czasem pojawia się jeszcze na samym końcu, by złożyć zeznania przed sądem. Interpretacja faktów, rozwiązywanie zagadki i poszukiwanie winnego, leżą w gestii zupełnie innych specjalistów.
Znacznie poważniejszym zarzutem wobec dzieła Batesona jest brak obiektywizmu. Autor nie kryje, że książka powstała jedynie na podstawie relacji samego Holmesa. Nie mamy możliwości poznania opinii i punktu widzenia innych uczestników zdarzeń. To o tyle istotne, że pod adresem niektórych z nich padają całkiem poważne oskarżenia. Elegancko byłoby dać im możliwość przedstawienia swojej perspektywy wydarzeń.
W ostatecznym rozrachunku plusów jest jednak znacznie więcej niż minusów. „Sprawa dla koronera” to pozycja, która z pewnością przypadnie do gustu osobom amatorsko zainteresowanym kryminalistyką
"Sprawa dla koronera" to wgląd w zaledwie sto z ponad ośmiuset spraw, jakie autor książki, John Bateson, omówił z Kenem Holmesem, koronerem z Kaliforni. Są wśród nich sprawy do bólu zwyczajne, śmierci przypadkowe, czasem wręcz niepotrzebne, ale są i takie, przy których niewielki drobiazg decydował o powodzeniu w zakończeniu sprawy, są takie, przy których na rozwiązanie trzeba było czekać trzydzieści lat. Każdą z nich Holmes traktował z równym zaangażowaniem i profesjonalizmem, czasem wykraczając daleko poza ramy przyjętego postępowania.
Książka jest swoistym miksem kilku gatunków. Jest to zarówno wywiad, jak i wspomnienia, czy kronika osiągnięć zawodowych, można też traktować ja jak reportaż z miejsc zbrodni w kalifornijskim hrabstwie Marin. Na szczęście John Bateson nie przedstawia nam na kartach swojego dzieła superbohatera, który zawsze znajduje sprawiedliwość, karze winnych i każde śledztwo kończy happy endem. Dostajemy za to rozmowy z facetem, którego często boli niemożliwość ukarania sprawcy, zidentyfikowania ofiary, czy znalezienia przyczyny tego, jak zwłoki skończyły w jego kostnicy. Ken Holmes jest człowiekiem z krwi i kości, który o prowadzonych sprawach opowiada ciekawie, z zaangażowaniem i bez owijania w bawełnę. Dlatego też czytelnicy o wrażliwym żołądku, czy słabszych nerwach powinni darować sobie lekturę "Sprawy dla koronera" z uwagi na specyfikę opisywanych sytuacji, czy okoliczności, w jakich toczyły się postępowania dochodzeniowe.
Holmes opowiada na przykład, jak często musiał zmagać się z zapachem, jaki wypełniał miejsca znalezienia zwłok, czy kostnicę w czasie autopsji. Otwarcie mówi o tym, że jest to jedno z najtrudniejszych wyzwań w jego zawodzie, na dodatek takie, którego nie da się uniknąć. Zapach ten towarzyszy koronerowi jeszcze długo po zakończeniu służbowych czynności i bardzo trudno jest się go pozbyć z włosów, ubrania, nozdrzy, czy gardła. Trzeba być naprawdę odpornym, żeby dać sobie z nim radę. Koroner nie szczędzi też opisów, jak wyglądały ciała, kiedy przybywał na miejsce ich znalezienia, czy kiedy leżały już na stole sekcyjnym. Wierzcie, nie jest to przyjemny widok.
Jednocześnie styl, w jakim Ken Holmes toczy swoją opowieść sprawia, że książkę czyta się lekko i niemal jednym tchem, gdyż bohater jest typem gawędziarza, który błyskawicznie wciąga czytelnika w swój świat i prowadzi go przez meandry opowiadanych przez siebie historii.
Przysłowiową "łyżką dziegciu" jest źle użyte w kilku miejscach sformułowanie "tak że" (na dodatek bez przecinka), kiedy z treści czytanego zdania jednoznacznie wynika, że powinno się w nim znaleźć słówko "także", ale całość czyta się naprawdę dobrze i dość lekko, mimo dość dużego miejscami nagromadzenia brutalności i drastycznych faktów. Polecam wszystkim entuzjastom seriali kryminalnych i proceduralnych. Czytając historie opowiadane przez Kena Holmesa naprawdę można poczuć się jak koroner, który bada sprawy "od kuchni", dowiedzieć się, jak naprawdę wyglądają stosowane w miejscach zbrodni procedury, czy formalności, jakich należy w poszczególnych wypadkach dopełnić.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.
"Sprawa dla koronera" to zapis najciekawszych śledztw/przypadków w karierze Kena Holmesa - koronera z Kalifornii. Wraz z Kenem przyjrzymy się z bliska jego pracy, dowiemy się jak rozpoznać ofiarę przestępstwa oraz poznamy różnicę miedzy przyczyną a sposobem śmierci. Nie zabrakło również miejsca na dokładny opis postepowania na miejscu zdarzenia, techniki określania czasu zgonu czy zapis poszczególnych spraw prowadzonych przez bohatera. Książka opowiada też o drodze jaką odbył Holmes, aby z pracownika domu pogrzebowego stać się głównym koronerem. Autor umieścił w tekście wiele wypowiedzi lekarza odnośnie realiów pracy w zawodzie, związku pomiędzy pozycją koronera a polityką oraz odniósł się do społecznego postrzegania tego zawodu. Bardzo dużo miejsca zostało poświęcone na zaznaczenie faktu jak ważny jest moment przekazywania bliskim informacji o śmierci ich syna/córki/matki czy siostry. "(...) Holmes od zawsze żywi przeświadczenie, że rodzina i przyjaciele osoby zmarłej zasługują na to, by wiedzieć, co się stało, bez względu na to, jak długo trawa śledztwo. Koroner ma do czynienia ze śmiercią, ale jego zadaniem jest znalezienie odpowiedzi dla żywych." Książka niezwykle interesująca, chwilami budząca przerażenie i dreszczyk emocji, z pewnością będzie gratką dla wielbicieli tematyki kryminalnej. Dużym plusem jest fakt, że w tekście znajdziemy mnóstwo komentarzy Kena Holmesa, odczuć i emocji towarzyszących mu w trakcie pracy a także opis jego toku myślenia w poszczególnych przypadkach. O książce można byłoby pisać w nieskończoność i wymieniać zawarte w niej interesujące fakty oraz cenne informacje ale dodam tutaj jeszcze tylko jedno zdanie. Jeśli macie ochotę poznać "od środka" pracę człowieka, który codziennie spotyka śmierć - serdecznie polecam !
„Każda śmierć ma swoją historię, jak każde życie. Koronerzy są w nią wtajemniczeni jak żaden inny zawód. Tym, co przyciąga do niego ludzi takich jak ja, jest możliwość bycia obecnym, zrozumienia i pomagania innym w radzeniu sobie z czymś, co zwykle okazuje się straszne, w czasie, gdy ludzie zazwyczaj czują się najbardziej samotni.”
Więcej