Gdańsk jest przez lata nękany serią tajemniczych morderstw, których początki sięgają 1945 roku. Pod koniec 2016 roku na jednym z gdańskich osiedli zostaje znalezione ciało młodego mężczyzny. Instynkt podpowiada komisarzowi Uszkierowi, że nie jest to tak prosta zbrodnia, na jaką wygląda. Zapowiada się długie i skomplikowane śledztwo.
Wydawnictwo: Oficynka
Data wydania: 2018-04-04
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 617
Tytuł oryginału: Spadkobierca
Język oryginału: polski
"Pół Gdańska trzeba by było sprawdzić... nie będą szukali na ślepo, tylko metodą kolejnych wykluczeń i podejrzeń, ale to proces bardzo czasochłonny i wymagający zaangażowania wielu ludzi."
Towarzyszę twórczości autorki od początku serii o nadkomisarzu Barnabie Uszkierze ("Literat", "Hobbysta", "Żeglarz"). Trzeba się przyzwyczaić do spokojnych nut prowadzenia akcji, nastawić na zrównoważone i drobiazgowe śledztwo, staranną analizę dowodów, rzetelne przesłuchania świadków, żmudne rozważania i krokowe wysuwanie hipotez. Osoby szukające w kryminałach szybkiego tempa, spektakularnych incydentów, nagłów zwrotów w scenariuszu zdarzeń nie zaspokoją apetytu na dynamiczną i mroczną sensację. Otrzymujemy powieść stonowaną, choć mocno urealnioną, która dzień po dniu, godzina po godzinie, działanie po działaniu, przybliża czytelnika do detektywistycznej prawdy. Rozwiązywanie zagadki morderstw w ciekawie rozwiniętej atmosferze ma urok, potrafi przykuć uwagę, zaangażować w snucie domysłów i dokonywanie interpretacji. Momentami napięcie lekko wytraca ostrość, dlatego nie jest to lektura na jedno spotkanie. Książka zapewnia relaks z drobnym dreszczykiem, frapującym pobudzaniem wyobraźni, nakłanianiem do precyzyjnego zaznajamiania się ze specyfiką pracy służb śledczych.
W "Spadkobiercy", czwartej odsłonie serii, detektyw Barnaba Uszkier, koordynuje pracę zespołu odpowiadającego za dotarcie do tożsamości zabójcy młodego mężczyzny. Początkowo nie wiadomo jak ugryźć sprawę, które elementy mają otrzymać priorytet, a które domagać się będą nie tylko pilności i rzetelności, ale również sporych pokładów cierpliwości, czy wypracowanej latami policyjnej intuicji. Nikt nie spodziewa się, że niezbędnym okaże się uwzględnienie faktów i dowodów sięgających końca drugiej wojny światowej, odwołujących się do lat sześćdziesiątych i osiemdziesiątych. Śledztwo złożone i skomplikowane, a przy tym zdradliwe i niebezpieczne. Wciąż obdarzam sympatią kluczową postać powieści, z zaletami i drobnymi wadami, nadal mi się nie znudziła, bo jej portret został realnie odmalowany. Chętnie poznam inne wyzwania zawodowe i aspekty z prywatnego życia Uszkiera. Podoba mi się poświęcanie uwagi dotychczas poznanym bohaterom, ale i wprowadzanie nowych postaci, zajmująco urozmaicających fabułę, dodających smaczku opowieści, potrafiących zaskoczyć, a to dobrze rokuje na dalszą znajomość z serią.
bookendorfina.pl
Rok 1945. W powojennym, zniszczonym Gdańsku, zostaje zamordowana pięcioosobowa rodzina Schultzów. Zastanawiano się nad motywem zabójstwa, spekulowano motyw na tle rabunkowym, gdyż rodzina ta wzbogaciła się w czasie wojny, może w grę wchodziła zemsta? Różne wersje brano pod uwagę, jednak prawdziwych motywów nie poznano, jak również nie znaleziono sprawców tego okrutnego mordu.
Rok 1965. W rozwijającym się po wojnie Gdańsku na przydrożnej drodze znaleziono ciała dwóch osób, kobiety i nastoletniego chłopca. Jak się później okazało, była to Zofia Kurowska z synem. Zwłoki były zmasakrowane, potraktowane bestialsko. Podejrzenia padły na konkubina zamordowanej, jednak szybko okazało się, że był on niewinny. Sprawcy byli nadal na wolności.
Rok 1988. W swoim domu, w gdańskiej Oliwie, zostają napadnięci i brutalnie pobici Państwo Wielkopolscy. Starsi sympatyczni ludzie, spokojni, nikomu nie wadzący. Poszkodowani przeżyli, jednak nie pamiętali okoliczności napadu. Sprawców nie odnaleziono.
Rok 2016. W Gdańsku zostają odnalezione zwłoki młodego mężczyzny Piotra Gąbrowskiegoo. Został zamordowany, ciało było zmasakrowane.
Co łączy wszystkie powyżej opisane morderstwa, jeżeli w ogóle coś łączy? Jedno jest pewne, wszyscy poszkodowani mieli podobne obrażenia - zmasakrowane kolana. Czyżby był jeden sprawca wszystkich tych czynów? Owszem, można by tak podejrzewać, gdyby wszystkie zdarzenia miały miejsce w krótkim okresie czasu, ale nie na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
Z twórczością Agnieszki Pruskiej spotkałam się po raz pierwszy, i to właśnie przy lekturze Spadkobiercy. Myślę, że to nasze pierwsze, ale nie ostatnie spotkanie.
Połączenie przez autorkę kilku przestępstw, popełnionych na przestrzeni kilkudziesięciu lat, jest pomysłem zasługującym na poklask. Od razu włącza się nam czerwona lampka i ciśnie się na usta pytanie: co łączy te niepozornie odrębne zbrodnie? Bo zapewne musi być wspólny mianownik, skoro autorka postanowiła je przywołać. Ma w tym określony cel, który skrzętnie będzie realizować w tej powieści.
Agnieszka Pruska w „Spadkobiercy” z niebywałą wręcz lekkością wprowadza nas w tajniki prowadzonego dochodzenia, obejmującego wydarzenia mające miejsce na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Komisarz Uszkier zdecydowanie i stanowczo „zarządza” swoją ekipą śledczych, jest dla nich nie tylko mentorem i przełożonym, ale i przyjacielem. Pomimo twardego, jak przystało na książkowego policjanta charakteru, w rzeczywistości jest ciepłym, zrównoważonym człowiekiem, kochającym mężem i ojcem dorastających synów. Nie można tego bohatera nie obdarzyć sympatią.
Biorąc do ręki tę liczącą ponad 600 stron książkę miałam pewne obawy o to, co zaserwuje nam autorka w tak objętościowym dziele. Spodziewałam się nudnych, długich i męczących opisów, które zawsze zniechęcają mnie do dalszej lektury, stawiają na drodze pomost dla mnie nie do przejścia. A jednak spotkała mnie niespodzianka i miłe zaskoczenie. Bo z ręką na sercu – tej powieści właśnie tego brakuje... Na szczęście. Akcja tej misternie zaplanowanej i intrygującej powieści toczy się tak wartko i zgrabnie, że żadne zbędne opisy nie są potrzebne, nie ma po porostu na nie miejsca. Misterna dbałość o każdy detal i każdą sytuację są starannie zaplanowanym zabiegiem autorki, są niezbędne do ogarnięcia całego wątku powieści. Wszystkie drobne szczególiki składają się na pięknie uformowaną całość.
Autorka trzyma nas w napięciu od pierwszej strony. I o dziwo – główny wątek jest tak skonstruowany i wypieszczony, że czujemy się jak w matni, spętani pajęczyną tajemniczości, że nie potrafimy wskazać sprawcy zabójstw. Bo jeżeli już w danym momencie lektury któregoś - idąc swoim tropem - sugestywnie wskażemy, to za kilka chwil się okazuje, że śledczy to z nas jednak nie będą. Autorka posiada niezwykłą umiejętność komplikowania sytuacji, drążenia tematu aż do dna, powiedziałabym „zapuszczania korzeni” przez wątki poboczne, aby jak najwięcej wychwycić z dostępnych źródeł informacji, co z jej niebywałym talentem pisarskim i lekkością pióra stanowi ekspresyjną kompilację. Książkę czyta się z zapartym tchem, na krótkim, przerywanym oddechu, bo na głębszy szkoda czasu. A dlaczego tak jest? Bo Pani Pruska tak nami, być może nieświadomie, a być może z celowym zamysłem manipuluje i wkręca nas w tę galopującą akcję, że za wszelką cenę, nawet nieprzespanych nocy, chcemy pierwsi wiedzieć, co wspólnego ma tytułowy Spadkobierca ze sprawcą tragicznych zdarzeń. I, ku radości wszystkich, od razu zapowiadam, że lekturę trzeba obowiązkowo wchłonąć do ostatniej strony, gdyż inaczej nie odpowiemy sobie na postawione przez chwilą pytanie.
A i zaskakiwać Agnieszka Pruska potrafi i to z wielką gracją. Zakończenie książki jest zaskakujące, takie było przynajmniej dla mnie. Jak wielki trzeba posiadać talent pisarski, aby przez prawie 600 stron lektury nie pisnąć słówkiem czy choćby drobnym gestem i nie przybliżyć nas do poszukiwanego sprawcy. Od razu wam powiem, na nic wasze gdybania i domysły, czy zabił Filipowski czy ktoś inny, się nie zdają. Dajcie sobie spokój. Trzeba być wytrawnym policjantem pokroju Uszkiera, aby móc się zmierzyć z tą jakże trudną sprawą.
Autorka wykazała się niesamowitą spostrzegawczością i wnikliwością, z wielkim pietyzmem nakreśliła psychologiczne portrety bohaterów, począwszy od sprawców, a na policjantach kończąc, ich emocje i rozterki, targające nimi często skrajne uczucia, jest również niesamowitą obserwatorką otaczającego świata, to wszystko znalazło swoje odzwierciedlenie w tej powieści kryminalnej.
Jeżeli jesteście ciekawi, jak sprawnie działa ekipa śledcza pod okiem komisarza Uszkiera, a i macie ochotę na nieszablonową powieść kryminalną, z nieoczywistym zakończeniem, to „Spadkobierca” Agnieszki Pruskiej jest właśnie dla was. Nie czekajcie, sięgnijcie po nią, duża dawka emocji gwarantowana! Lektura „Spadkobiercy” wyzwala w nas uczucie zdecydowanie satysfakcjonującego spędzenia czasu.
Cykl o Barnabie Uszkierze czyta się coraz lepiej. Śledztwo nie polega już jedynie na narzekaniu na brak dowodów czy chociażby poszlak. Śledczy ruszyli w teren i powolutku odnajdują i wiążą poszczególne wątki dwóch morderstw. A jak do tego wszystkiego ma się mają się morderstwa popełnione nawet siedemdziesiąt lat temu. Żadnych powiązań, jedynie brutalność podobna. A jednak coś te wszystkie sprawy łączy. A smaczku dodaje pojawienie się w ekipie Uszkiera nowej policjantki. Jaka to osoba ( nie dała się polubić) i jaką ma rolę do spełnienia? To prawie udało mi się odgadnąć. Odgadłam rolę, którą odegrała ale za nic nie wymyśliłam motywu. Czytajcie sami.
Spadkobierca to kryminał policyjny, którego fabuła umiejscowiona została we współczesnym Gdańsku, w którym śledztwo prowadzi Barnaba Uszkier razem ze swoimi policyjnymi przyjaciółmi.
Gdańsk jest przez lata nękany serią tajemniczych morderstw, których początki sięgają roku 1945. Pod koniec roku 2016 na jednym z gdańskich osiedli zostaje znalezione ciało młodego mężczyzny, a prowadzone przez komisarza śledztwo odkrywa, że ten brutalny mord może mieć powiązania z wcześniejszymi zagadkowymi morderstwami, z których pierwsze miało miejsce w 1945 roku. Co jest takiego charakterystycznego w ciałach zamordowanych osób, że grupa policjantów powiązuje zagadkowe morderstwa? Czy ostatni z zamordowanych może mieć coś wspólnego z wydarzeniami z drugiej wojny światowej? I dlaczego ktoś próbuje grozić komisarzowi i wymusić na nim zamknięcie śledztwa?
Ta powieść to kolejna książka z tych, od których trudno się oderwać. I chociaż początkowo miałam wrażenie, że śledztwo jest prowadzone bez wyraźnych oznak pozytywnego zakończenia, to jednak każdy kolejny dzień stawał się bardziej intrygujący. Piszę „kolejny dzień” ponieważ rozdziały w książce właśnie tytułowane były kolejnym dniem od rozpoczęcia śledztwa. Długie rozdziały, sprawiały nie lada wyzwanie, gdy myślałam „jeszcze jeden rozdział i idę spać”.
Czytając tę powieść miałam częste wrażenie, że jestem wśród tych policjantów i z dość bliskiej odległości przyglądam się i przysłuchuję temu, o czym oni rozmawiają. I chociaż szanse na szybkie rozwikłanie zagadki nie były zbyt optymistyczne, to muszę przyznać, że zamknięcie szesnastu dni na 617 stronach książki to jakiś niewiarygodny trik.
Od świtu do nocy czytelnik towarzyszy któremuś z policjantów, albo wszystkim naraz, uczestniczy w ich dedukcjach, rozmowach, miejscach, w których się znajdują, i próbuje sam rozwikłać zagadkę, która… jest nadzwyczaj skomplikowana.
Niezwykle ciekawe i wciągające w fabułę dialogi, w połączeniu ze starannie przedstawionymi osobowościami bohaterów, zarówno tych pierwszoplanowych jak i tych pozostałych, z pewnością są dużym plusem tej powieści.
Przyznam szczerze, że sporo drastycznych scen opisanych w książce może przyprawić o dreszcz zgrozy, ale dzięki temu powieść staje się bardziej realistyczna. Chociaż trzeba przyznać, że zwykły śmiertelnik taki jak ja z trudem potrafi sobie wyobrazić to, że komuś może sprawiać przyjemność w zadawaniu bólu drugiej osobie.
Książka mimo kilku bardzo mocnych scen, nie jest typem powieści drastycznej, jest to z pewnością zasługą sympatycznych bohaterów, których nie można nie polubić. Ktoś, kto miał już przyjemność spotkania komisarza Barnabę Uszkiera i jego policyjnych przyjaciół w innych powieściach, z pewnością zrozumie co mam na myśli. Jeżeli jednak nie było jeszcze okazji do tego, to koniecznie trzeba to nadrobić. W tym momencie chciałabym zacytować: „cudze chwalicie, swego nie znacie”, to prawda. Wszystkich, którzy zachwycają się Camillą Lackberg, Jo Nesbo, Stiegiem Larssonem czy uwielbiają powieści Lee Child’a, zachęcam do zerknięcia na nasz rodzimy rynek kryminałów. Mamy całkiem pokaźną grupę, chociaż nie wszyscy jeszcze doświadczyli tej ogólnopolskiej sławy.
Wracając jednak do książki, muszę przyznać, że znajomość autorki z prowadzonymi praktykami policyjnymi musi być naprawdę duża. W tym momencie składam ukłon w jej stronę, bo napisanie kryminału z pewnością musi się łączyć z ogromną wiedzą kryminalistyczną, balistyczną i inną, z którą na co dzień spotykają się osoby prowadzące najróżniejsze śledztwa, w tym szczególnie te wyjątkowo trudne. W tej książce, mamy okazję poznać nie tylko wnikliwe analizowanie ran i przyczyn zgonów, ale po raz kolejny spotykamy się z entomologią, tematem dla wielu ludzi dość odległym.
Cóż mogę dodać… przeczytałam tę książkę błyskawicznie, co przy ilości 617 stron nie było prostym zadaniem. „Zarwałam” przez nią kilka nocy i zlekceważyłam kilka koniecznych do wykonania prac (zwłaszcza w ogrodzie, bo kiedy tylko spoglądałam na okładkę książki leżącej na stole, to grabie, rękawice i chwasty szły w odstawkę, a ja rozsiadałam się w fotelu i delektowałam lekturą). Intrygujące i ciekawie prowadzone śledztwo, to z pewnością główny atut tej powieści, ale możemy w niej znaleźć również kilka innych wątków godnych zatrzymania się nad tą powieścią. Pięknie ukazana przyjaźń wśród współpracowników, którzy zamiast ze sobą rywalizować, są cudowną drużyną. Miłość i odpowiedzialność w rodzinie i za rodzinę, czyli zachowania wobec których nie każdy potrafi być dla siebie przede wszystkim dobrym partnerem. Piękne miejsca Gdańska, przyciągające uwagę tak, że najchętniej byłoby tam pojechać i sprawdzić na własne oczy te punkty opisane w książce. No i kulisy technik aikido, dzięki którym „nasz” komisarz świetnie radzi sobie w różnych patowych sytuacjach.
Nieunikniona jak śmierć! Zacięta, bezkompromisowa i szurnięta - tak najkrócej można opisać komisarz Sarę Lipner, potocznie zwaną Szajbą. Po traumatycznych...
W niewielkiej urokliwej miejscowości czuć już ducha świąt. Niestety, świątecznego nastroju nie ma Iga Młocińska, której chłopak Bartek zaginął przed paroma...
Przeczytane:2018-12-05, Ocena: 5, Przeczytałam, Zmieniły właściciela, 52 książki 2018,
Od dłuższego czasu widzę u siebie dwie zmiany. Pierwsza to ilość przeczytanych debiutantów, których w roku 2018 gościłam u siebie wyjątkowo wielu. Druga to czytanie polskich autorów. Z bólem serca, ale i ręką na nim mówię, że zdecydowanie ich unikałam. Nie czułam ich, byli dla mnie mdli i powierzchowni. Jednak znalazło się kilku, którzy porwali mnie w swój świat. Wśród nich jest Agnieszka Pruska i jej cykl z komisarzem Uszkierem. „Spadkobierca” to już czwarty tom jego przygód, który mimo swej objętości zniknął w zaledwie trzy wieczory.
W Gdańsku pod koniec 2016 roku znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Śledztwo dostaje komisarz Uszkier, który prowadzi je wraz ze swoją stałą ekipą przyjaciół. Jednak dostaje do pomocy dodatkową parę rąk, która w ostateczności przynosi więcej strat niż korzyści. Pomijając fakt, że nikt nie potrafi się z nią dogadać, a ona nie próbuje nic z siebie dać najchętniej oddelegowują ją do nic nieznaczących lub monotonnych zajęć, których przy okazji nie mogłaby zbytnio spartaczyć.
Sam Barnaba ma wrażenie, że sprawa, która aktualnie trafiła na jego biurko nie będzie ani łatwa, ani szybka do rozwiązania. Mężczyzna ufa intuicji, która od lat prowadzi go w zawodzie stąd też jego mina nie wróży nic dobrego.
Sprawdzają różne wątki, przesłuchują co rusz nowe osoby, a śledztwo nie rusza nawet o milimetr. Jedyne co przychodzi śledczym do głowy to sprawdzenie historii morderstw kilka lat wstecz. Nie spodziewali się jednak, że te kilka lat zmieni się w kilkadziesiąt. I że Gdańsk od czasów wojny już niejednokrotnie znakowany był bardzo podobnymi morderstwami.
Barnabie i jego ekipie nie pozostaje nic innego jak próba odtworzenia historii i skontaktowania się z jak największą ilością osób z rodzin czy znajomych ofiar sprzed lat. Ogromnym zaskoczeniem jest fakt, że wszystkich coś ze sobą łączy…
Na sam początek, jeśli chcecie poznać losy Barnaby polecam zacząć od początku. Dlaczego? Bo bardzo łatwo pogubić się w nazwiskach śledczych, gdyż pani Agnieszka stosuje je wymiennie z imionami i dla nieznających wcześniejszych tomów serii będzie to nie lada wyzwanie. Następnie trzeba przywyknąć do stylu. To nie jest amerykański kryminał pełen zwrotów akcji, litrów krwi oraz spraw rozwiązanych w jeden dzień. To książki przedstawiające żmudne śledztwa oparte na przesłuchaniach i przeszukiwaniach. Wiele opisów oraz rozmyślań. Akcja toczy się swoim rytmem, momentami wręcz wygasa. Po to jednak by po chwili pojawić się z konkretną mocą i … sprowadzić wszystkich na ziemię, bo trop okazał się fałszywy. Mnie to zauroczyło. Nareszcie coś, co nie dzieje się na zwariowanych obrotach, coś idącego swoim krokiem. Przede wszystkim jednak coś swojskiego. Bo powieści Agnieszki Pruskiej faktycznie pokazują naszą polską policję oraz to jak prowadzone są u nas śledztwa. W końcu coś prawdziwego, realistycznego i choć nie wbijającego w fotel to jednak wartego uwagi. Polecam Uszkiera i jego przygody każdemu. Szczególnie miłośnikom tych mniej krwawych kryminałów i spokojniejszej akcji.