W Indiach na śniadanie jem placek z gorącą ciecierzycą w sosie curry,
w Kolumbii - świeżo upieczony pieróg ze szpinakiem,
w Bhutanie - czerwony himalajski ryż i słoną herbatę z masłem jaka,
w Meksyku i Gwatemali - tortillę z nadzieniem z czarnej fasoli,
w Kenii - pikantny gulasz z warzyw z soczewicą,
w dżungli amazońskiej - kaszę z manioku i gotowane owoce palmowe, na Seszelach - owoce drzewa chlebowego (smakują jak kasztany),
na Zanzibarze - frytki z warzywnych bananów,
w Indonezji - ryż z kiełkami polany sosem z orzeszków ziemnych,
w domu - mam własny przepis na domowe muesli!
Tradycyjne śniadania w ponad pięćdziesięciu krajach świata! Od Argentyny i Australii przez Anglię, Brazylię, Egipt, Indie, Japonię, Kolumbię, Mauritius, Mongolię i Meksyk aż po Paragwaj, Peru, Sri Lankę, Tanzanię, Turcję, Tybet i Zanzibar.
DODATKOWO: Ponad 80 autorskich przepisów na śniadania z kaszy jaglanej, kaszy gryczanej, kaszy quinoa, brązowego i czerwonego ryżu, placki śniadaniowe, zdrowe ciastka śniadaniowe, domowe muesli i owsianki.
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data wydania: 2018-01-17
Kategoria: Kuchnia
ISBN:
Liczba stron: 512
Niedawno wydana książka Beaty Pawlikowskiej łączy w sobie kulinaria z literaturą podróżniczą. To zbiór przepisów na śniadania pochodzących z wielu krajów świata, okraszone komentarzami i wspominkami z podróży.
Gdy zamawiałam książkę nie sądziłam, że książka jest tak obszerna i kolorowa. Składa się głównie z niesamowitych, zachwycających zdjęć, wspomnień autorki i przepisów na wybrane potrawy. Celowo użyłam słowa potrawy, bo sporo receptur dotyczy przysmaków, które z powodzeniem można jeść na obiad. Głównie ze względu na zamieszczone w książce zdjęcia, od kiedy ją mam wertowałam ją niezliczoną ilość razy. Właściwie od dnia gdy przyszła do mnie przesyłka, książka leży na oparciu kanapy, stale pod ręką :)
Autorka prezentuje śniadania typowe dla różnych regionów świata, ale przepisy dotyczą tylko zdrowego jedzenia. Niektóre są dziecinnie proste i szybkie, inne nieco trudniejsze i bardziej czasochłonne (można je przygotowywać dzień wcześniej na obiad, a następnego dnia tylko odgrzewać w parowarze). Jednak jeśli wolicie śniadania na słodko to też znajdziecie coś dla siebie.
Wcześniej myślałam, że znam się na herbacie, ale jak się okazuje i ten temat potrafi mnie zaskoczyć. Dowiedziałam się, że w Bhutanie podaje się herbatę z masłem, solą i prażonym jęczmieniem.
Książkę przyjemnie się czyta, za każdym razem mam wrażenie, że znalazłam coś nowego. Jedyne do czego się można doczepić to pewien chaos. Myślałam, że całość będzie spisana wg państw. Czułam, że nie do każdego wymienionego śniadania znajdę przepis, ale liczyłam na to, że jeśli dana potrawa jadana jest w różnych krajach to prezentowane przepisy będą rozdzielone wg państw. Tutaj jest to wymieszane. Większość przepisów znajduje się tam gdzie opis śniadań z miejsca, z którego dana potrawa pochodzi, a jednak co któryś rozdział wtrącone są dodatkowe działy" poświęcone konkretnym produktom, nawet jeśli ich konkretne rodzaje pochodzą z różnych miejsc. Tak jest w przypadku m.in. empanady, owsianek, muesli, ciastek i kanapek śniadaniowych. Dodatkowe rozdziały dotyczą śniadań z ryżem, kaszą gryczaną. Na koniec mamy jeszcze działy ogólne ze względu na miejsca, w których śniadania te są serwowane (dżungla, pustynia...).Gdyby były dwa główne działy - "Kraje i ich typowe śniadania" oraz "Rodzaje śniadań" to nawet jeśli informacje by się powtórzyły to łatwiej byłoby znaleźć to czego szukamy. Zastany podział na pewno nie przeszkodzi osobom, które traktują książkę jako ciekawostkę, informator o zwyczajach kulinarnych mieszkańców innych państw.
Bez względu na to czy czytelnik ma zamiar wprowadzić nowe przepisy w życie czy też nie to czytanie i przeglądanie książki jest niezwykle interesujące. Duży wkład mają w to liczne rewelacyjne zdjęcia. Bardzo przyjemna lektura, do której z pewnością będziecie wielokrotnie wracać.Świetna pozycja!
BLONDYNKA NA TASMANII - Boże Narodzenie w Hobart, dziobaki, kolczatki i misie koala, kangury i wombaty, tygrys tasmański i tasmański diabeł, paprociowy...
Na Wyspie Wielkanocnej polinezyjski mistrz zrobił mi nowy tatuaż. Na Zanzibarze odkryłam tajemnicę szczęścia. W Himalajach spotkało mnie przeznaczenie...
Przeczytane:2019-03-10,
Nie spotkałam się wcześniej z twórczością Beaty Pawlikowskiej i być może nie nastąpiłoby to szybko, gdyby nie fakt, że stworzyła taką podróżniczo- kulinarną opowieść. Myśląc o zwiedzaniu świata, w dużej mierze poświęcam się fantazjom dotyczącym miejscowej żywności, możliwości poznawania nowych smaków i ulicznym przysmakom. Dlatego też nowa książka Pawlikowskiej okazała się dla mnie lekturą obowiązkową.
„Śniadania świata” to lektura lekka i bardzo przyjemna w odbiorze, za sprawą znakomitego połączenia krótkich tekstów i wspaniałych zdjęć. Z jednej strony autorka opisuje, co można zjeść w każdym z przedstawianych krajów, zwraca uwagę na nawyki żywieniowe mieszkańców i standardy śniadaniowe, nie szczędząc przy tym czytelnikom wskazówek i dobrych rad. Z drugiej wszystkie opisywane posiłki dokumentuje przy pomocy barwnych i zachęcających fotografii, ukazujących nie tylko posiłki, ale także ludzi i ich codzienność.
Niektóre z opisywanych dań, to przysmaki, które są nam znane. W dzisiejszych czasach znalezienie somosy czy kupienie enchilady nie stanowi dużego wyzwania. Ale możliwość zjedzenia ich w krajach, w których stanowią podstawę żywienia, przygotowywane są z miejscowych składników, na oczach głodnych przechodniów… to już zupełnie co innego. Pawlikowska udowadnia, ze streetfood ma się bardzo dobrze, a takie jedzenie to coś, co każdy z nas powinien poznać podczas podróży. Co ciekawe, kryje się w tym pewien paradoks- hotele i miejsca przygotowane dla cudzoziemców kładą nacisk na śniadania kontynentalne- żywność, którą znamy, a przecież większość z nas chciałaby spróbować czegoś ichniego, miejscowego i egzotycznego.
Pawlikowska pisze krótko i na temat. Chętnie opisuje wady i zalety miejscowej żywności, dokumentując przy tym największe przysmaki i najgorsze wpadki. Jednocześnie, między wierszami, zachęca nas do zdrowej diety, zwraca uwagę czytelnika na istotną rolę śniadania w naszym codziennym życiu, opisuje swoje nawyki i przyzwyczajenia. Bardzo podoba mi się, że autorka nie robi tego w nachalny sposób, nie irytuje swoimi racjami. Po prostu zwyczajnie i po ludzku tłumaczy, jak zmiana odżywienia wpłynęła na jej samopoczucie i podejście do świata.
Między wizytami w kolejnych krajach mamy możliwość poznać ulubione przepisy autorki. Jej propozycje śniadaniowe to dania niezbyt wyszukane, dość proste, a przy tym zdrowe i pożywne. Sama od niedawna przekonuję się, że warto poświęcić nieco czasu na przygotowanie owsianki, rezygnując przy tym z prostych i powtarzających się kanapek. Dobrze wiem, że nie jest łatwo odżywiać się bezbłędnie, eliminując z diety szkodliwe czy bezwartościowe składniki. Wiem też, że nigdy nie będę miała tak silnej woli i samozaparcia, jak autorka. A jednak dzięki jej przepisom mogę nad tym swoim jadłospisem nieco popracować, mogę go wzbogacić i wypróbować nowe przepisy na późne weekendowe śniadania.
„Śniadania świata” to książka lekka, ale przy tym interesująca i pozwalająca nam przemyśleć to, w jaki sposób podchodzimy do tematu odżywiania. Pawlikowska próbuje nas nie tylko zaintrygować, ale również skłonić do refleksji, podkreślając, że to od nas należy, czy z tych wskazówek skorzystamy. Ja na pewno wypróbuję kilka przepisów, a do tej pięknie wydanej książki jeszcze nie raz wrócę.