Wydawnictwo: selfpublishing
Data wydania: 2015-11-15
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 251
Ostatnimi czasy padłam ofiarą intrygującego tytułu książki i jestem pewna, że nikogo to nie zdziwi. Zobaczywszy Śmierć, zakon, jeż i demony oraz zapoznawszy się z jej opisem, zwyczajnie nie mogłam przejść obojętnie obok takiej lektury! Zastanawiałam się, co do diabła robi tam jeż? Jakie jest jego zadanie w tej na pozór mrocznej opowieści? Po prostu - musiałam to wiedzieć!
Czytając książkę, od razu rzucają się w oczy licznie wykorzystane fragmenty piosenek. Królują tutaj cięższe brzmienia, zarówno polskich wykonawców, jak i zagranicznych. Pojawiło się wiele kawałków, które bardzo cenię i już samym tym autor zaskarbił sobie moją sympatię. Spotkamy tu m.in. Iron Maiden, Tenacious D, Disturbed, a nawet Kury (Chryzantemy złociste)! W trakcie lektury przyjemnie słuchało się poszczególnych kawałków, dodały całości klimatu. Śmierć, zakon, jeż i demony prosi się wręcz o audiobooka!
Naturalnie, treść książki to coś więcej niż utwory muzyczne. Powieść ogólnie jest dość absurdalna, jednak niedorzeczności w niej wpływają jedynie na jej korzyść. Czytelnik zwyczajnie nie może się domyślić, co go spotka na kolejnej stronie! W jednej chwili mamy zagubioną w ludzkim świecie Śmierć, w drugiej poznajemy osobowość Szatana, a w trzeciej śledzimy rozmowę niesamowitego jeża z białym królikiem. Dawno nie czytałam tak zaskakującej, zakręconej i wciągającej powieści.
Jeż w tym czasie biegł do Leny. Wyglądał naprawdę pociesznie. Jeże tak śmiesznie biegały...
- Uciekaj! - krzyczał. - Uciekaj! Oni chcą cię unicestwić!
Śmierć, zakon, jeż i demony pełna jest barwnych postaci, które znamy z opowieści, przedstawionych w zupełnie nowy sposób. Śmierć jest tutaj piękną, czerwonowłosą kobietą, Dziadek Mróz menelem (akurat jego pociąg do alkoholu nie dziwi - w końcu to Rusek), Wróżkę Zębuszkę prowadzącą bar, a także wiele, wiele innych, jak choćby tajemniczy, surrealny jeż, który zdaje się ratować każdą sytuację. Dodatkowo autor bierze w swej powieści na cel wszystkie bolączki, stereotypy i absurdy, które krążą wokół tych postaci, subkultur, popkultury oraz fanatyków religii. Jego uwagi, które przekazuje za pośrednictwem stworzonych przez siebie charakterów, są pełne ironii i groteski, niekiedy z bardzo dobrymi puentami. Nie brakuje tutaj także zabawnych gagów, choć miejscami humor autora jest nieco prymitywny.
- Mnie też jest ciężko! - odparła Lena. - Nagle tracę moce, stopniowo, to fakt, ale i tak przeżyłam szok. A dzisiaj pierwszy raz miałam kran z dupy! Z czego się śmiejesz?
- Z krany z dupy - wyjaśnił Kosiarz. - Nie mówi się tak. Nie wiem, skąd Dziadek Mróz wytrzasnął to określenie.
Jedynym moim zastrzeżeniem odnośnie książki są błędy interpunkcyjne. Trafiały się miejsca, gdzie zabrakło przecinka lub był on niepotrzebny. Nie zdarzało się to jednak zbyt ciężko, a i nie przeszkadzało w odbiorze treści.
Śmierć, zakon, jeż i demony to lekka powieść, która zabiera czytelnika w szalony XXI wiek, w którym na ulicy można spotkać fantastyczne postaci w ludzkich odsłonach. Jest to idealna książka na odstresowanie się oraz spędzenie rozrywkowo wieczoru. Nie polecam jej jedynie miłośnikom kotów, którzy nie potrafią podejść do lektury z dystansem.
Przeczytane:2017-04-13, Ocena: 1, Przeczytałam, 52 książki 2017, Wyzwanie - fantastyka 2017,
Z debiutami bywa różnie. Różnie bywa także z książkami wydawanymi jako self publishing. Jednak ja nigdy nie patrzę na to jak i gdzie została wydana książka. Staram się nie odrzucać autorów i daję im szansę, jeśli ich książka ciekawie zapowiada się. Największą szansę na moje nieodrzucenie mają debiutanci, bo lubię im pomagać, gdy okazuje się, że ich książka jest naprawdę dobra. Ale zdarza się też tak, że wystawiam negatywną opinię, chociaż nie lubię podcinać skrzydeł początkującym autorom.
Dziś z przykrością wystawiam właśnie opinię należącą do drugiej grupy, chociaż zapowiadała się ciekawa lektura.
Niestety "Śmierć, zakon, jeż i demony" to lektura, która zanudziła mnie już na samym początku. Uważam, że jest w niej zbyt wiele absurdów.
Zacznijmy jednak najpierw od samej tytułowej Śmierci.
UWAGA! BĘDĄ DALEJ SPOJLERY! Bo inaczej nie da się... Śmierć jest dziewczyną, która skazana jest na nudne życie. Chodzi lub jeździ swoim samochodem, macha kosą i odcina duszę od ciała. Każdy dzień jest taki sam - nudny. Śmierć narzeka na swoje życie, którego tak naprawdę w ogólnie "nie ogarnia". Narzeka, narzeka i narzeka. Tak przez cały czas...
Śmierć zachowuje się jak zwykły człowiek: pali papierosy, robi zakupy w Tesco. I absurdem jest, że chodzi po sklepie i nikt nie zauważa jej, bo ludzie zapatrzeni są w swoje codzienne życie. Owszem, może i są zapatrzeni, ale bez przesady. Śmierć robiąca zakupy w Tesco? Przesada.
Śmierć zanudziła mnie swoimi wewnętrznymi monologami.
Totalnie nie spodobał się mi pomysł przedstawienia Śmierci jako dziewczyny, zwyczajnej dziewczyny, bo tak ją odbieram. Punktem, przez który chciałam rzucić książką był moment, kiedy Śmierć pojechała na zakupy do Tesco, a przed sklepem spotkała SZAMANA! Ludzie... trzymajcie mnie, ale gdyby w codziennym życiu ktoś stanął przed Tesco ubrany jak dziwoląg, z kijem, na który nabita jest czaszka, to każdy by spojrzał na taką osobę jak na kogoś, kto uciekł z psychiatryka, szaleńca... A dodatkowo rozmawiał z dziewczyną ubraną na czarno, w klimacie gotyku. Absurd totalny. Dwóch wariatów.
Później była kolejne scena, kiedy to Śmierć postanowiła użalać się nad swoim życiem i mazgaić, że chciałaby wtulić się do matki, której nigdy nie miała... Jak martwa osoba może marzyć o czymś takim, skoro nawet nie zna uczucia posiadania kogoś bliskiego?
A dalej jest tylko gorzej... Spotykamy chłopaka, który pragnie pokonać Śmierć, a żeby ją wezwać musi zabić siedem dziewic lub czarnego kota. I tu pojawiły się kolejne salwy śmiechu i absurdu... Autor postanowił pośmiać się z tego, że najlepiej będzie zabić jakieś dziewczynki, bo o dziewice powyżej piętnastu lat teraz ciężko. Naprawdę słabo. Osobiście uważam, że jest to stereotypowe myślenie i robi z nastolatek małe, puszczalskie dziewczynki...
Tu cytuję:
"Niewielu dziewczynom udawało się przetrwać gimnazjum, zachowując cnotę."
Myślę, że te trzy kropki ... skomentują to wszystko idealnie.
Ale lecimy dalej, no bo co z tym kotami? Trzeba znów strzelić jakąś głupotę... Okazuje się, że nagle w okolicy zniknęły wszystkie czarne koty! To po prostu niemożliwy zbieg okoliczności... I jak się dowiadujemy, wszystkie koty zostały wyrżnięte, bo jakaś banda za przeproszeniem idiotów (bo nie da się ich inaczej nazwać) postanowiła sobie odprawić rytuały przywołania demonów. Wyłapali koty, zabili, nie ma.
A ten bohater, który postanowił zabić dziewczynki lub kota? Kretyn, dosłownie kretyn, który jest zadufany w sobie, myśli, że inni są gorsi, a on jest panem tej planety. Zdecydowanie brakuje mu piątej klepki.
MYŚLAŁAM, ŻE BĘDĘ RZUCAĆ TĄ KSIĄŻKĄ. Pomysł był naprawdę ciekawy, ale wykonanie jest tak słabe i nieprzemyślane... Sam styl autora zanudził mnie. I chociaż autor wydawał się być w porządku osobą, z którą dość fajnie pisało się, to jednak jego książka przypomina mi raczej kilka kartek wyjętych z pamiętnika. Jak bazgroły dziecka.
Te nieustanne wplątywanie w całą książkę tekstów piosenek doprowadzało mnie do szału.
Usnęłam przy tej książce, poważnie. I już do niej nie wróciłam. Nie dotrwałam nawet do połowy. Przykre, a jednak prawdziwe.