,,Nie dająca spokoju, ambitna" zdaniem recenzenta z ,,The New York Times". ,,Osiągnięcie godne uwagi" według ,,The Washington Post". Richard Flanagan w kolejnej zachwycającej odsłonie.
Uwięziony przez prąd tasmańskiej rzeki, wciągnięty pod sam wodospad, Aljaz Cosini, przewodnik turystycznej wyprawy, tonie. Ostatnie chwile życia stają się dla niego rodzajem mistycznej podróży w głąb własnego życia oraz życia przodków. Przed oczami Aljaza przetaczają się obrazy z przeszłości. Widzi, jak jego ojciec Harry jako mały chłopiec grzebie swojego ojca pod drzewem gumowym, które wnet rozkwitnie tysiącem żółtych kwiatów. Jak wuj Reg sprzedaje zęby, by spłacić dom. Jak prababka ucieka przed złym duchem, a pijany łowca fok gwałci na plaży Aborygenkę zwaną Czarną Perłą. Widzi piękną twarz kobiety, którą kochał... W podwodnym świecie, który odbiera Aljazowi ostatni oddech, rodzinna wizja złożona z okruchów aborygeńskich, celtyckich, włoskich, angielskich, chińskich i wschodnioeuropejskich opowieści przeistacza się w bezdenną historię Tasmanii.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2017-07-06
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 368
Tytuł oryginału: Death of a River Guide
Słyszałam same superlatywy o twórczości Richarda Flanagana, jednakże dotychczas nie byłam jakoś specjalnie przekonana do jego powieści. Dopiero Śmierć przewodnika rzecznego, a więc najnowsza na polskim rynku książka tegoż autora, wzbudziła moje zainteresowanie tragiczno-surrealistyczną fabułą i wielokulturową ucztą.
Narratorem powieści zdaje się być tytułowy przewodnik rzeczny w dwóch odsłonach - wszystkowiedzącego gawędziarza, widzącego siebie z góry i zwyczajnego człowieka, Alijaza Cosini'ego. Mężczyzna prowadzi swoją waśń w nietypowych okolicznościach, bowiem właśnie... tonie. Nieubłaganie nadciągająca śmierć budzi w nim wspaniałe i rozległe wizje, którymi musi się z kimś podzielić, bo inaczej ich czar stanie się ciężarem. Dzięki temu darowi poznajemy zarówno przeszłość głównego bohatera, jego krewnych i znajomych, jak i przerażającą i brutalną historię Tasmanii.
Powieść nie jest łatwa w odbiorze, z początku nieco się w niej gubiłam i nie do końca rozumiałam zamysł autora. Z czasem jednak zaczęłam zatracać się w niebezpiecznej, dzikiej przyrodzie, wspomnieniach wypełnionymi nałogami, przemocą, wśród których nie zabrakło też radosnych i podnoszących na duchu chwil oraz kulturowych smaczków, m.in. aborygeńskiego orła przenoszącego duchy przodków... Ta książka jest jak rzeka - z początku delikatnie obmywa stopy czytelnika, by zaraz potem porwać go i zatopić w magicznej i niepokojącej treści. Grzęźniemy w bajkowości opowieści Alijaza, dziejach jego krewnych, dziejach Tasmanii... Zarówno historiom, jak i samym przemyśleniom głównego bohatera towarzyszy poetyckie piękno, miejscami nieco pospolite (I te płonące oczy, poszarpany błękit. Jak niebieskie serce gasnącego żółtego płomienia palnika tlenowego gdy zostaje wyłączony dopływ gazu.), jednakże znajdziemy tu i język ostry, bogaty w kolokwializmy i wulgaryzmy.
Tym, co najbardziej urzekło mnie w powieści Flanagana, była narracja, która pozwoliła na poznanie bohatera od duszy strony. Naturalnie - z czasem jego przeszłość i aparycja również nie są dla nas tajemnicą, ale to w perspektywie nadchodzącej nieubłaganie śmierci Alijaz odsłonia przed czytelnikami swoje wnętrze, objawiając się im w całej okazałości - bez sekretów, z nagim umysłem i sercem...
W wielu momentach książka szokuje, przeraża, wywołuje gęsią skórkę i obrzydzenie, ale jest to jedna z tych powieści, które zostają z czytelnikiem na zawsze. Jest w niej coś urzekającego - może to pełna gama emocji, może czar nieprzejednanej przyrody, może bestialstwo piętrzące się w historii Tasmanii, może wielokulturowość, a może wdzięk gwałtownej śmierci, przed którą bohater misternie odkrywa enigmę swoich przodków, swojego życia, swojej natury... Śmierć przewodnika rzecznego zdecydowanie daje do myślenia i jestem pewna, że jeszcze długi czas zostanę pod jej powierzchnią. Polecam serdecznie z całego serca, szczególnie wymagającym czytelnikom.
To kolejna książka Richarda Flanagana, która trafia do moich rąk. Nawet wiem, czego mogę się spodziewać. Dostanę historię osadzoną w Australii lub Tasmanii, z wyraźnie narysowanymi postaciami – na pewno otrzymamy bogaty portret psychologiczny tychże; tragedia będzie wisiała w powietrzu, a całość przepełniona smutkiem. Śmierć przewodnika rzecznego jest pierwszą powieścią w dorobku Flanagana, ale nie można powiedzieć, by było to dzieło nieprzemyślane ani by autorowi brakowało warsztatu. Już w debiucie widoczne są stałe punkty dalszej twórczości australijskiego pisarza. Jeden z nich stanowi opisywanie sytuacji potomków dawnych zesłańców, którzy musieli sobie poradzić na Ziemiach van Diemena. Flanagan dał się poznać nie tylko jako znawca historii swojego kontynentu, ale także świetny pisarz i specjalista od budowania skomplikowanych wnętrz swoich bohaterów.
Nie inaczej jest w przypadku Śmierci przewodnika rzecznego. Główna postać, Aljaz Cosini, tonie w rzece Franklin, po której wielokrotnie pływał tratwą, przeprowadzając kolejne grupy turystów po niebezpiecznych bystrzynach. Gdy śmierć zbliża się nieuchronnie, Aljaz zdaje sobie sprawę, że otrzymał dar wizji, dzięki któremu może przyjrzeć się z góry każdej chwili swojego życia, a także życiu swoich przodków.
Powiem wam, że nie jestem zdziwiony tymi wizjami. Ani trochę. O ile wiem, wizjonerstwo jest u nas rodzinne. Harry ciągle miał wizje, zwłaszcza pod koniec tygodnia, po siedmiu dniach ostrego picia cydru i taniego rieslinga z Oślizgłym Tedem, starym kapitanem, poławiaczem homarów. (…) w rodzinie po kądzieli trzecie oko miała też moja babcia, która wróżyła z fusów parzonej po turecku kawy i przepowiedziała, że z brzucha mojej mamy wylezą kiedyś robaki, i rzeczywiście, tak się mniej więcej stało.
Podążamy wraz z bohaterem po najważniejszych momentach życia, poznajemy także historię rodziny Aljaza. Opowiadacz prowadzi nas po swych kolejnych wizjach, dzięki czemu widzimy, jak Harry, ojciec przewodnika rzecznego jako kilkuletni chłopiec grzebie swego tatę, jak wiele lat później poznaje w Trieście Sonję, matkę Aljaza. Dowiadujemy się o dzieciństwie bohatera, o jego głuchocie, i wydarzeniach, które doprowadziły go po wielu latach na brzeg rzeki. Każda z historii odsyła nas do kolejnej i dodaje fragment pozwalający do stworzenia jednolitego obrazu dzikiej i przepełnionej bólem Tasmanii.
Bez wątpienia Flanagan wie, jak powinno się budować napięcie w powieści. Jego nieśpieszna narracja potrafi hipnotyzować niczym delikatny nurt rzeki Franklin, by za chwilę porwać tratwę z czytelnikiem na bystrzynę, gdzie trzeba szybko i umiejętnie lawirować pomiędzy pniami drzew i ostrymi kamieniami, żeby przetrwać podróż. Podobnie jest z lekturą dzieła literackiego tasmańskiego diabła; musimy trwać w ciągłym skupieniu, bo w przeciwnym razie wartki nurt narracji wyrzuci nas z łodzi i utopi.
Kolejne spotkanie z prozą Flanagana muszę uznać za udane. Kończąc Śmierć przewodnika rzecznego poczułam, że dowiedziałam się czegoś więcej o życiu i o sobie. Dlatego właśnie sięgamy po ambitną literaturę, żeby zobaczyć świat zupełnie innymi oczami niż nasze i otworzyć się na tę inność. Wyprawa wzdłuż rzeki przypomina podróż w głąb siebie i pozwala poznać te zakamarki naszej psychiki, które normalnie zostają poza zasięgiem naszego wzroku. Flanagan zabiera nas dokładnie w taką podróż, jeśli popłyniemy wraz z nim, może i nam otworzy się trzecie oko. Gorąco polecam.
"...wiemy o sobie o wiele więcej niż to, do czego zwykle mamy ochotę się przyznać, chyba że w chwilach wielkich prawd w naszym życiu, w miłości i nienawiści, w momencie narodzin i śmierci."
Cytat, który ciekawie ustawił ster odbioru powieści, pojawił się już na osiemnastej stronie, z zaangażowaniem i fascynacją podążałam w wytyczonym przez niego intrygującym kierunkiem. Aljaz Cosini, trzydziestosześcioletni mężczyzna, po wielu latach zawieszenia w zawodzie przewodnika rzecznego, decyduje się pokierować grupą turystów w ramach niebezpiecznego spływu po tasmańskiej rzece Franklin. Dochodzi do nieszczęścia, członek wyprawy wpada do burzliwego nurtu wody, Aljaz rzuca się na pomoc, lecz sam zaklinuje się między skałami pod powierzchnią wody, zaczyna tonąć, coraz mocniej zanurza się też w ciąg rozlicznych migawek podsuwanych przez własną pamięć.
Piękna tasmańska opowieść, na granicy życia i śmierci, w tych ułamkach chwil, kiedy obraz całego życia przewija się głównemu bohaterowi przed oczyma, w tym także tajemniczego i wstydliwego, ale jakże barwnego i zaskakującego dziedzictwa. Przywoływanie różnorodnych odcieni wspomnień, portretów bliskich osób, obrazów znaczących wydarzeń, niezapomnianych miejsc, symbolicznych przedmiotów, istotnych gestów i słów. Rachunek jakości minionych lat, rozgrzeszenie z tego, co nie było właściwe, gorycz tego, jak wiele nie będzie dane już przeżyć. Ale i pozostawienie bolesnego żalu za sobą, w pewien sposób pogodzenie z tym, co nieuniknione, z zakończeniem podróży na tym świecie, wdzięczność, że jednak można było przez jakiś czas kolekcjonować doświadczenia życiowe, poznawać ludzi, zachwycać się światem, poznawać samego siebie, ale przede wszystkim odczuwać rozmaite emocje, czuć puls serca i bieg myśli.
Wrażenie robi elegancki i malowniczy styl narracji, poetyckie dobieranie słów, lekkość w kreśleniu przekonujących i sugestywnych odwzorowań, przywoływania wzruszających urywków ludzkich losów nasączonych smutnymi i radosnymi kolorami. Z ogromną przyjemnością delektujemy się powieścią, przemawia do nas, wrażliwie uruchamia wyobraźnię, osadza w refleksyjnym klimacie, z którego nie chcemy przez dłuższy czas wychodzić. Autor umiejętnie dozuje napięcie, podkreśla przyspieszonym rytmem dramaturgię kluczowych wydarzeń, frapująco prowadzi czytelnika po przywoływanych wspomnieniach i odniesieniach, opisuje nie tylko jednostkową historię, ale i walkę o przetrwanie podszytą szacunkiem wobec potęgi natury. Książka niełatwa, nie na szybkie przerzucanie kartek, a na delektowanie się każdym rozdziałem, wymagająca uwagi i skupienia, ale dzięki temu niezwykle wciągająca, mocno wiarygodna, bezsprzecznie wartościowa.
bookendorfina.pl
Wielki powrót laureata Nagrody Bookera, autora Ścieżek Północy. Piękno ginącego świata, rozpacz, miłość i nadzieja. Życie i śmierć. Anna -...
,,Dobry pisarz musi mieć brudne ręce..." W swojej najnowszej powieści, zainspirowanej karierą autentycznego oszusta i własnym doświadczeniem z rolą pisarza...
Przeczytane:2017-12-12, Ocena: 6, Przeczytałam, 26 książek 2017,