Wiosną roku 1925 w paryskim barze " Dingo" Ernest Hemingway poznał wytworną angielską arystokratkę, lady Duff Twysden, której przypominająca wyścigowy jacht sylwetka i krótka, zaczesana po chłopięcu fryzura posłużyły pisarzowi za model do postaci lady Ashley, bohaterki powieści "Słońce też wschodzi" (oczywiście jej autor zaprzyjaźnił się ze swą "literacką modelką").
Książka ukazała się w 1926 roku - i wywołała w Paryżu prawdziwą sensację towarzyską jako tzw. roman a clef, powieść z kluczem, portretująca różne osobistości ze środowiska "Amerykanów w Paryżu" (było ich tam wtedy mnóstwo). Oczywiście dopatrzono się i autoportretu pisarza w postaci Jake'a Barnesa.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 1999 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 274
Tytuł oryginału: Sun also rises
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Bronisław Zieliński
Epizod z życia grupy Amerykanów z tzw. "zgubionego pokolenia", ktorzy po zakończeniu wojny pozostają w Europie, trwoniąc czas i pieniądze na bujne życie towarzyskie. Pewnego dnia postanawiają wybrać się na ryby do Hiszpanii, przy okazji uczestnicząc w fieście w Pampelunie.
"Nie można uciec od samego siebie, przenosząc się z miejsca na miejsce"
Miałam z tą książką ogromny problem. Nie potrafiłam odnaleźć się w fabule i niestety nie widziałam jej sensu.
Akcja "zaś słońce wschodzi" rozgrywa się w latach dwudziestych, w Paryżu. Bohaterami są młodzi amerykańscy artyści, którzy po wojnie przybyli do Europy. Czas spędzają na rozmowach, romansach i odwiedzaniu kolejnych barów. Postanawiają się też wybrać do Pampeluny, aby obejrzeć walki byków.
Uwielbiam "Starego człowieka i morze" Hemingwaya ale tak jak wspomniałam, w tej książce nie znalazłam prawie nic. Jedyne co mi się podobało to walki byków i klimat Hiszpanii, które opisał autor. Bohaterowie byli dla mnie nijacy, a ich problemy i zachowanie nie podobało mi się. Możliwe, że wynika to z tego, że książka została napisana w 1926 i nie odnalazłam się w realiach tamtych czasów.
Tej książki nie trzeba czytać, bo ona sama się czyta. Dziwny był tylko wstęp, gdyż wydawało mi się, że został wyrwany z kontekstu. Później poznałam historię Roberta Cohna, szczegółową i skrótową zarazem obarczoną bardzo długimi zdaniami. Czułam się jakbym czytała w biegu, jakby mierzono mi czas w ciągu którego ją przeczytam. To się nie zmienia do samego końca, choć jest totalną odwrotnością samej historii. Niby nic takiego się nie dzieje, bo postacie dużo rozmawiają, wdają się w romanse i ogólnie każdy czas spędzają na upojeniu swojego ciała alkoholem, jednak coś tu było takiego, że chciało się to czytać. Mamy taki dziwny styl pisarski, który wręcz pociąga nas do czytania. Zdania niby kończą się kropką, ale czytający czuje, że jest tu trzy kropek. To było totalnie abstrakcyjne i sprzeczne. Czytałam o tym jak wlewali w siebie alkohol i mnie to uzależniało. Gdy czytaliśmy o dwuznaczności sytuacji, to jakbym stała obok i to wszystko widziała. Nikt tu nikogo nie czaruje, zdania są proste aż do przesady, rozmowy ograniczone aż do bólu, a jednak chciałam to czytać. To taka pozycja z serialu ,,Chłopaki do wzięcia ", gdzie wiemy, że nic ciekawego się nie wydarzy, ale nie potrafimy przegapić żadnego odcinka:-))) Jestem świadoma, że nie wszystkim się ona spodoba. Nie ma tu filozofowania, nie ma opisów, ozdobników, postacie są średnio przedstawione, bywa, że wiemy w jaki sposób postąpią, ale nie tak dokładnie. Bohaterowie potrafią rozmawiać o wszystkim i o niczym, nie zawsze jest zawarty w nich sens, jednak jak rozmawiają to żywo gestykulują, jakby nie wiadomo było jakie to ważne. Dobrze czują się w swoim towarzystwie i to jest dla nich najważniejsze. Są to lata dwudzieste, to artyści, więc nie każdy z czytających będzie się zachwycał ich zachwytem. Według mnie połowa z nich jest szczęśliwa wtedy, kiedy o tym mówi, a druga połowa udaje, też to odczujecie. Wewnątrz ich gdzieś tam czai się smutek. Nawet nadałabym książce tytuł Wewnętrzna rozpacz. Odebrałam ją jako coś, co przemija, lecz pozostawia w sercu rysy bez możliwości zakrycia.
Santiago nie miał łatwego życia. Był starym rybakiem, któremu nie powodziło się najlepiej. Ludzie się z niego śmiali, bo już od dłuższego...
Przeczytane:2022-07-31,
"Objąłem ją ramieniem, wtuliła się we mnie i ogarnął nas spokój. Patrzyła na mnie w ten szczególny sposób, który kazał mi się zastanowić, czy naprawdę mnie widzi tymi swoimi oczami. Pozostawały utkwione we mnie, kiedy każdy inny człowiek już dawno odwróciłby wzrok. Patrzyła tak, jakby na świecie nie istniało nic, na co nie dałoby się patrzeć w ten sposób, choć przecież tak wiele rzeczy budziło jej lęk."
"Zaś słońce wschodzi" miałam już od jakiegoś czasu na liście. Ta książka znalazła się w rankingu 100 najważniejszych książek według Amerykanów
dlatego uznałam, że warto się z nią zapoznać. Całkiem niedawno pojawił się nowy przekład tej powieści - zrobiony, jak zapowiadało wydawnictwo na miarę XXI wieku. Mogę potwierdzić to stwierdzeniem, że czytało mi się ją bardzo dobrze. I choć książka pochodzi z 1926 roku - historia w niej zawarta wydała mi się na tyle uniwersalna, że mogłaby dotyczyć nawet i naszych współczesnych czasów. Bowiem "Zaś słońce wschodzi" to opowieść o straconym pokoleniu ...
"Zaś słońce wschodzi" na pierwszy rzut oka wydaje się być prostą, wakacyjną, beztroską historią. Ale pomimo tego, nie da się nie zauważyć w niej tragizmu i desperacji. Bohaterowie tej książki stanowią grupę dobrych znajomych, którzy mają podobne egzystencjalne problemy i żadnemu z nich nie udaje się ich rozwiązać. Cohn, Brett oraz Jake (narrator) z jednej strony chcą żyć pełnią życia, z drugiej ciągle towarzyszy im uczucie pustki i strach przed ryzykiem. W tym wszystkim ciągle są pod wpływem alkoholu, który z całą pewnością ma wpływ na ich zachowanie, więc sennie
wędrują po barach, restauracjach, nocnych klubach i prowadzą między sobą pijackie rozmowy. Z klimatycznego Paryża, przenoszą się do Hiszpanii i biorą udział w korridzie, gdzie tylko na chwilę poruszy ich krwawe, szalone widowisko.
Wydaje mi się, że rozumiem dlaczego "Zaś słońca wschodzi" jest ważną książką. Poza tym, że zrobiła furorę w swoich czasach i była inspiracją dla wielu artystów. Jest to jednak obraz młodych ludzi rozczarowanych światem, przykład dekadencji, niezdecydowania. Kiedy potencjalnie masz i możesz zrobić wszystko, ale postanawiasz nie robić nic. Do tego otwarte zakończenie sprawia, że historia, którą właśnie przeczytaliśmy tak naprawdę na zawsze pozostanie nierozstrzygnięta.
Bez wątpienia, nie jest to książka dla każdego i chyba potrzeba dojrzałości do tego typu literatury. Ale polecam kiedyś po nią sięgnąć i zmierzyć się z tak uznanym klasykiem.