Dzień dobry, nazywam się Malina. Bardzo lubię nasze miasto. Mieszkam tu od urodzenia. Mojej mamy często nie ma w domu, bo spełnia się zawodowo. Tata też ciężko pracuje. Uwielbiam długie spacery po lesie albo nad rzeką z naszymi psami: mopsiczką Kredką i terierem Mazakiem. Bardzo kocham babcię Krysię i dziadka Kazika. Babcia prowadzi na rynku cukiernię z najlepszymi ciastkami. W naszym mieście dużo się dzieje... Musicie nas odwiedzić! Zapraszam.
"Rok w mieście" zawiera dwanaście rozkładówek z kolejnymi miesiącami jednego roku. Każdy miesiąc to ten sam szczegółowo rozrysowany kadr miasta z mieszkańcami pokazanymi w innych sytuacjach, warunkach pogodowych, w innej porze dnia lub nocy. Dwie dodatkowe rozkładówki zawierają prezentację bohaterów i interaktywną zabawę.
"Rok w mieście" można oglądać godzinami. Ta niezwykła książka pobudza wyobraźnię, rozwija spostrzegawczość, zdolność logicznego myślenia, szukania związków przyczynowo-skutkowych, umiejętność opowiadania, a przede wszystkim gwarantuje świetną zabawę.
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2015-05-06
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 28
To lekko skandalizująca, mocno żartobliwa historia kilkuletniego chłopca, który w zbiorze swoich ulubionych zabawek ma lalkę o imieniu Wiola. Jak się okazuje...
Przeczytane:2015-09-16, Przeczytałam,
Picture booki to takie fajne książki, które rosną razem z dzieckiem. Na początku maluch fascynuje się całą gamą kolorów i kształtów. Nie jest przy tym w stanie raczej zniszczyć takiej książki, bo zazwyczaj są to grube kartonówki. Przedszkolak może już w pełni korzystać z walorów picture booka i mieć z tego niezłą frajdę. Wielu rodziców sceptycznie podchodzi do tego typu publikacji poddając w wątpliwość wartości książki, która nie ma treści. A więc proszę państwa treść jest! W obrazach i w dziecięcej wyobraźni. Wiecie co się może przytrafić przez dwanaście miesięcy blisko siedemdziesięciu bohaterom? Nie? To bierzcie w łapki Rok w mieście i przekonajcie się sami.
Rok w mieście to dwanaście rozkładówek tętniącego życiem miasta. Ale zanim przekroczycie jego bramy musicie poznać mieszkańców. Katarzyna Bogucka każdemu z nich poświęciła dosłownie kilka słów, ale tak trafnie dobranych, że nawet mały czytelnik nie znudzi się podczas tych prezentacji. A bohaterowie tej książki to nie żadne bajkowe postaci. To zwykli ludzie z krwi i kości, których autorka ujęła w bardzo współczesne ramy. Mamy więc ulubioną przez Tymka Malinę – dziewczynkę, którą wychowują dziadkowie, bo mama spełnia się zawodowo. Są dziewczyny prowadzące modowego bloga, jest pan burmistrz, kurator sztuki, artysta zajmujący się tworzeniem instalacji artystycznych, jest kominiarz, szewc, emeryci, przyszła mama, która lada dzień trafi na porodówkę, nauczyciel, siostry bliźniaczki i wiele innych postaci. Czy przy takiej różnorodności może być nudno? Absolutnie nie!
Każda strona to niby ten sam obraz miasta, ale jakże zmieniony porami roku i ludźmi, którzy tam przebywają. Zimą dominuje chłodny błękit, biel i fiolet. Od marca krajobraz zaczyna się przejaśniać. Na arenę wchodzą szarości, zielenie, brązy, które wkrótce zamienią się w soczysty pomarańcz i żółć. Zmieniają się też mieszkańcy miasta, których przez dwanaście miesięcy poznajemy doskonale, dzięki subtelnym „podpowiedziom” autorki i naszej osobistej wyobraźni. Nie da się ukryć, że to miasto po prostu tętni życiem. Jest wesoło, romantycznie, czasem strasznie i niebezpiecznie, a bywa też zupełnie normalnie.
Co można zrobić z taką książką? To już właściwie zależy od waszej inwencji. Powiem szczerze, że Rok w mieście przeleżał u nas ostatni miesiąc wakacji. Tymek raz wziął książkę do rąk przejrzał i odłożył. Nie przejmowałam się, bo rzadko kiedy obdarza książki miłością od pierwszego wejrzenia. Najpierw musi się z nimi oswoić, pochodzić wokół nich, by wreszcie pokochać bezgranicznie i potem przez kilka tygodni dzień w dzień gramolić się z nimi do łóżka. Tak też było tym razem. Po powrocie z wakacji, pewnego deszczowego dnia po prostu wziął Rok w mieście i najpierw leżał na dywanie, przeglądając i mamrocząc coś pod nosem, a potem poprosił mnie żeby mu przeczytać coś o tych ludziach. No i zaczęło się. Siedzieliśmy bite dwie godziny i sprawdzaliśmy, co każdy z bohaterów robi w danym miesiącu. Oczywiście pękaliśmy ze śmiechu próbując prześcignąć siebie nawzajem podczas tych poszukiwań. Na drugi dzień już tworzyliśmy historie. Swoje własne, choć oczywiście inspirowane grafikami Katarzyny Boguckiej. Tymek najbardziej lubi tą o babci Maliny, której spaliła się cukiernia. Moje dziecko za każdym razem dodaje jakieś nowe szczegóły. Raz cukiernię podpala złodziejaszek, innym razem wybuchają zapomniane w piekarniku ciastka. Różne też wybiera zakończenia. Czasem cukiernia zostaje odbudowana szybko i sprawnie, innym razem robotnicy pracują bardzo powoli. I teraz sobie wyobraźcie, że takich historii można przy tej książce wymyślać dziesiątki. Tu pali się cukiernia, tam kobieta rodzi dziecko, w Zoo biegają dzikie zwierzęta, dziadek łowi ryby, a po placu biegają ludzie w przebraniach karnawałowych.
Wyobraźnia dziecka szaleje, a pomysłów na nowe opowieści z dnia na dzień pojawia się coraz więcej. Co najlepsze, że mnogość szczegółów nie pozwala na zbyt szybkie zapamiętanie, gdzie znajdują się konkretne osoby i czym w danym miesiącu się zajmują. W rezultacie minie wiele czasu zanim dziecko się znudzi (jeśli to w ogóle nastąpi). Przykład? Tymek leży na dywanie i wpatruje się usilnie w książkę. Słyszę jak pod nosem mówi: Oj Malina, ty to się zawsze tak schowasz (szuka jej tak od kilku dni i za każdym razem ma niezłą frajdę).