Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2012-02-08
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 363
Na krótko przed ślubem bohatera tego niezwykłego romansu odwiedza człowiek, który twierdzi, że jest nim samym z przyszłości i złowieszczo przestrzega go, że nie może poślubić miłości swojego życia - Q. Na początku bohater wątpi w słowa obcego, ale z czasem staje się przekonany o autentyczności ostrzeżenia i opuszcza swoją narzeczoną... Nasz bohater cały czas zastanawia się, czy pozostawienie prawdziwej miłości nieodwołalnie zmieniło bieg jego życia?
Narrator jest "plastyczny", dopasowuje się do każdej sugestii jaką usłyszy od przybyłej wersji samego siebie. Mimo to, nie pozbawia go to bardzo prawdziwej i niepowtarzalnej osobowości. Oświeca i bawi nas w trakcie całej książki. Czy jesteśmy tak samo "plastyczni"? Czy powinniśmy martwić się o naszą przyszłość, która nie podlega zmianom pod wpływem kaprysów naszej "przyszłej wersji"?
"Q. Ponadczasowa historia miłosna" to częściowo love story. Czytając ją uroniłam łzę lub dwie. Jednak utwór jest także rodzajem zabawnej, postmodernistycznej powieści. Autor przedstawia tę samą historię na wiele różnych sposobów. Te zabieg literacki przypomniał mi jedną z moich ulubionych powieści Grahama Swifta "Waterland", choć podejście Mandery'a jest znacznie lżejsze w odbiorze, bardziej humorystyczne. Książka ukazuje również stopniowe zwiększenie się samoświadomości bohatera, a nawet proces gdy staje się coraz mądrzejszy.
Książka kwestionuje założenie, że "gdy wybierzemy "dobrą" drogę w życiu i nią podążymy będziemy szczęśliwi". Mandery z optymistycznym egzystencjalizmem nawiązuje tu także do innego tematu: iluzji postępu. Poddaje pod wątpliwość charakter postępu i ciągłe dążenie ludzkości ku czemuś lepszemu. Podobało mi się, że przedstawił to wszystko z humorem i ironią.
U podstaw tego bolesnego a zarazem i zabawnego dzieła leżą aż nazbyt znajome pytania: Gdybyśmy mogli cofnąć się w czasie i przestrzec samych siebie przed pewnymi błędami czy byśmy usłuchali wysłannika? Czy powinniśmy go posłuchać? Czy jest ktoś kto lepiej doradzi niż człowiek, który już przeżył konsekwencje swoich decyzji?
Mandery pisze z dowcipem, ironią i zjadliwością - wszystko z pewnym odcieniem niepokoju i refleksji filozoficznej. "Q. Ponadczasowa historia miłosna" to rzadkie połączenie humoru, prawdy i zjadliwość. Mądra, zabawna, filozoficzna, wzruszająca historia o miłości i odkrywaniu tego co ma znaczenie w naszym życiu. Książki nie można przerwać i odłożyć na później. Nie jest to lektura łatwa w odbiorze. Skłania do głębszych refleksji. Ciągle zadawałam sobie pytania: Co by się stało, gdyby gdzieś w przyszłości, zdolność do podróży w czasie stała się rzeczywistością? Jeśli można by cofnąć się w czasie, aby porozmawiać z wcześniejszą wersją siebie i próbować zmienić przyszłość? Czy zdecydowałabym się na taki skok w czasie?Jedno jest pewne, gdybym cofnęła się w czasie i poznała młodszą wersję samej siebie zachęciłabym ją do przeczytania tej książki.
Evan Mandery (rocznik 1967) amerykański pisarz, w 1989 roku ukończył studia o kierunku społecznym na poziomie licencjatu, trzy lata później został absolwentem prawa na Harvardzie. Wykłada na Jana Jay College of Criminal Justice - jedynej uczelni nauczającej o sądownictwie karnym i kryminalistyce w USA. Mieszka w Manhasset w stanie Nowy Jork. Jego żona, Valli Radża-Mandery, jest socjologiem i mają trójkę dzieci. Mandery również gra amatorsko w pokera. Jego pierwsza powieść "Dreaming of Gwen Stefani" została opublikowana w 2007 roku. Następna "First Contact, Or, It's Later Than You Think" ukazała się trzy lata później. "Q" jest jego trzecią powieścią i zaraz po jej ukazaniu się na rynku Columbia Pictures wykupiła prawa do jej sfilmowania. Tworzy również prace na temat zagadnień prawniczych: "The Campaign: Rudy Giuliani, Ruth Messinger, Al Sharpton and the Race to be Mayor of New York", "Capital Punishment in America: A Balanced Examination" i "A Wild Justice: The Death and Resurrection of Capital Punishment in America".
Przeczytane:2019-03-10,
O Evanie Mandery nie wiem nic. Nie znam jego poprzednich książek, biografia którą udało mi się znaleźć jest dość uboga więc o autorze nie będę opowiadać Wam o autorze. Do sięgnięcia po książkę skłoniły mnie 2 rzeczy – dość niezwykły opis książki który zdawał się wiązać fantastykę z romansem, oraz okładka która urzekła mnie swoją prostotą i elegancją.
Główny bohater i narrator w jednym, wykładowca na wydziale historii (oraz początkujący pisarz), poznaje miłość swojego życia – Q. Właściwie to Quentinę Elizabeth Deveril, ale wszyscy nazywają ją Q. Szczęście jednak nie trwa długo. Na chwilę przed ślubem odwiedza go… jego starsza wersja prosto z przyszłości. Tajemnicze zaproszenie na kolacje przynosi ze sobą same złe wieści, a nasz bohater musi porzucić swoją ukochaną ponieważ ich związek przyniesie same nieszczęścia dla nich obojga.
Książka zainteresowała mnie niesamowicie gdy tylko przeczytałam jej opis. Dostałam jednak coś czego się nie spodziewałam. Liczyłam na prostą rozrywkę, wzruszający romans i lekko fantastyczne tło. Co dostałam? Pojęcia nie mam! Chyba najbardziej nieszablonową książkę w moim życiu. Wątek romansowy przeplata się dygresjami na najróżniejsze tematy, przemyśleniami egzystencjalnymi, fragmentami książek autorstwa głównego bohatera i opisami dnia codziennego. Przyznacie sami, że mieszanka dość specyficzna. Właśnie tym słowem najlepiej opisać „Q. Ponadczasowa historia miłości”. Książka jest specyficzna. Momentami wściekałam się na autora za to całe zagmatwanie, chwilę później go za to wielbiłam. Tak naprawdę mimo, że książkę przeczytałam trzy dni temu nadal nie wiem co dokładnie o tej powieści myślę.
Co byście zrobili gdybyście dostali liścik z zaproszeniem na kolacje ewidentnie napisany waszym pismem? Ja bym zdziwiła się niezmiernie. Co byście zrobili jakby na spotkaniu czekała na was wasza starsza wersja? Dostałabym pewnie zawału. Za to nasz bohater nie zdziwił się wcale. To niejedyne zachowanie które dziwi… Parę posunięć naszego profesora jest dla mnie kompletnie niezrozumiałych, a rekcje nie tyle niespodziewane co po prostu dziwne. Jednak muszę przyznać, że bardzo go polubiłam – właśnie za to jaką jest niezwykłą postacią. Dzięki temu, że jest jednocześnie narratorem poznajemy masę jego przemyśleń (często naprawdę dziwnych), jego przeszłość i uczucia co pozwala nam zajrzeć w niego naprawdę głęboko.
Chociaż tekst na okładce książki ostrzega nas przed czytaniem zakończenia w miejscach publicznych, mi łzy poleciały tylko raz i to w połowie książki. Wielki finał był zupełnie inny niż się spodziewałam i nie do końca mi się podobał. Był magiczny, nie da się ukryć – jednak miałam nadzieję na trochę inne rozwiązanie. Evan Mandery zaskakuje czytelnika co parę stron, więc nie mogłam się raczej spodziewać szablonowego zakończenia.
Ta historia miłosna jest zupełnie inna niż historie opowiedziane wcześniej, dzięki temu wiem, że nigdy tej książki nie zapomnę. Nieszablonowe podejście do miłości i szczęścia jest zdecydowanym plusem powieści. Jednak niektóre fragmenty są uciążliwe, miałam trudności by przebrnąć przez filozoficzne rozmyślania jednak książka stanowi spójną całość i nawet jej minusy wydają się na miejscu. Wiele razy przerywałam czytanie by zadać sobie pytanie co bym zrobiła w takiej sytuacji, czy zachowałabym się tak samo, czy mi by się udało znaleźć receptę na szczęście?
Gdybyście wiedzieli co przyniesie Wam przyszłość zmienilibyście swoją teraźniejszość? Jeżeli chcecie odpowiedzi na to pytanie poszukajcie podpowiedzi w „Q. Ponadczasowej historii miłosnej”.