Ania Bednarek przywykła do uwagi i podziwu. Scena jest całym jej życiem... do czasu. Splot niefortunnych zdarzeń sprawia, że jej kariera w kanadyjskim zespole baletowym zostaje zrujnowana. Dziewczyna, zagubiona, niepewna własnej przyszłości, wraca do rodzinnego miasteczka. Nikogo nie chce prosić o pomoc, a pod maską pewności siebie i arogancji ukrywa osobisty dramat. Zakrada się do starej willi dawnej nauczycielki tańca, gdzie uporczywie ćwiczy, próbując odzyskać formę. Czy po roku przerwy uda jej się wrócić do baletu?
Ania będzie musiała na nowo określić, kto jest jej przyjacielem, a kto wrogiem. Jaką rolę odegrają w jej nowym świecie znajomi ze Staromiejskiej, dawny narzeczony Edek oraz jego obecna wybranka, właścicielka sklepu z rękodziełem, Weronika? I jakie plany ma wobec niej równie tajemniczy, co dziwaczny mężczyzna, którego dziewczyna nieustannie spotyka?
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2015-03-18
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 480
W przypadku drugiej części cyklu zawsze towarzyszy nam wyczekiwanie, ciekawość dalszych losów bohaterów, z którymi się zaprzyjaźniliśmy. Spodziewamy się także zupełnie nowych postaci i ich wpływu na tych już znajomych. Anna Mulczyńska sprawiła czytelnikom pewną niespodziankę – obok ulubionych Weroniki, Edka czy Roberta – uczyniła pierwszoplanową bohaterką Anię, persona non grata w „Powrocie na Staromiejską”. Trzeba mieć w sobie wiele odwagi, ambicji oraz wyobraźni, by – jak autorka „Przyjaciółek ze Staromiejskiej” – nie iść po linii najmniejszego oporu, ale postawić sobie poprzeczkę wysoko nad głową. O ile prościej i pewniej byłoby pokazać Weronikę i Edzika, Roberta czy Karolinę, rozbudować ich losy, wpleść jakieś nieoczekiwane zwroty i wszystko zakończyć happy endem. Ale Anna Mulczyńska poszła dokładnie w przeciwnym kierunku, oddając głos Ani Bednarek, na którą nawet czytelnik nie mógł patrzeć łaskawym okiem. Pokazała tym samym, że człowiek nie jest czarno-biały, że w życiu każdego z nas jest cała paleta rozmaitych barw, wszyscy też nosimy w sobie jakiś smutek, a pod maską uszczypliwości czy wyniosłości może kryć się ogromne nieszczęście. Drugi tom skupia się przede wszystkim na losach Anki. Poznajemy kanadyjskie życie i „karierę” baletnicy, powrót do kraju i próbę znalezienia własnego miejsca (tożsamość, taniec, uczucia, przestrzeń). Jak można się domyślać, jej wizyta na Staromiejskiej nie przebiegnie w spokojnej i przyjaznej atmosferze, zwłaszcza że kobieta nie należy do tych potulnych i łatwo oddających należne jej miejsce. U Werki i Edzika sielankę zakłócają drobne nieporozumienia. No i jest jeszcze Paweł Rostowski, wytwórca miniaturowych budynków, nieszczęśliwy, schorowany i samotny. Nad całością czuwają przychylnie nastawione… duchy, które wspierają jedną z postaci. Mulczyńska w zachwycający sposób dzieli się i zaraża swoimi pasjami. W „Powrocie…” oczarowała, a wręcz zaczarowała bogactwem zainteresowań, w „Przyjaciółkach…” postawiła przede wszystkim na balet, potem na zabawkarstwo, o zamiłowaniu Werki czy Karoliny jedynie wspominając, dzięki czemu nie czujemy przesytu. Wszechobecny w „Przyjaciółkach…” balet rządzi się bardzo surowymi regułami. Układ taneczny wymaga precyzji i zwiewności, talentu oraz wyczucia. Tak też jest z prozą Mulczyńskiej. Autorka jest staranna, bardzo dokładna i pomysłowa. Poza swobodnym stylem opowieści, nietuzinkowymi bohaterami (choć może zbyt dobrymi), na uwagę zasługują konstrukcja (tytuły rozdziałów korespondują z treścią, przemyślana całość) oraz naturalność i realizm (dialogi, postacie, zdarzenia). Na Staromiejskiej żyją ludzie bardzo do nas podobni, którym też nie zawsze jest z górki, przeżywamy ich wzloty i upadki, odczuwamy radości i rozczarowania. Anna Mulczyńska potwierdza drugim tomem, że potrafi patrzeć i widzieć drugiego człowieka, wiele sobie wyobrazić i poczuć cudze emocje, a przede wszystkim umie oddać to wszystko za pomocą słów tak, by udzieliły się one czytelnikowi. „Przyjaciółki ze Staromiejskiej” to ciepła, zabawna (ale nie pozbawiona dramatycznych i bolesnych momentów) życiowa opowieść, bez absurdalnych rozwiązań, nie polana lepkim lukrem.
Przyjaźń. To trudne zjawisko, które wbrew pozorom dość trudno utrzymać w dobrej kondycji. Dlaczego? Bo jesteśmy tylko ludźmi. Mamy swoje wady i zalety, a dodatkowo nawarstwia się na to cała masa sytuacji, w których mamy pewne oczekiwania, którym nasi przyjaciele nie są w stanie sprostać. Dodajmy do tego najróżniejsze problemy życiowe i mamy skomplikowane momenty, w których poznajemy prawdziwą warstwę przyjaźni. Czy na Staromiejskiej znajdziemy wieloletnich przyjaciół?
Poznajmy Weronikę, dla przyjaciół Werkę, która uwielbia wyszywać. Sama nigdy nie byłam wielką zwolenniczką rękodzieła (mam dwie lewe ręce w tej kwestii…), to umiem docenić coś niezwykle pięknego, gdy to widzę. Muszę przyznać, że wszystkie aspekty związane z kordonkami, mulinami i tego typu przedmiotami czarnej magii są mi zupełnie obce, zatem wierzę na słowo, że zostało to w książce przedstawione bardzo realistycznie i z należytą starannością (tak to brzmi przynajmniej)! Opisy wyszywania przez Weronikę jej prac są naprawdę szczegółowe i pobudzają wyobraźnię – Czytelnik „widzi” przed sobą te robótki wyszywane najróżniejszymi haftami i ściegami. Wzory, które ożywają w rękach Weroniki są z pewnością godne podziwu (sam opis wszystkich wzorów i nitek do tego użytych pozwala dojść do takiego wniosku). Oczywiście nie jest to jej jedyne zajęcie, bowiem główną pracą Weroniki jest ogarnięcie całego „Robótkowa” – przyznam, że nazwa mnie rozczuliła.
W „Przyjaciółkach ze Staromiejskiej” mamy wielu bohaterów, niemniej za głównych można uznać: Weronikę, Edka i Anię. W poszczególnych rozdziałach Czytelnik ma do dyspozycji różne narracje, co tylko urozmaica fabułę i pozwala poznać lepiej bohaterów. Ewidentnie Ania może nie wzbudzać sympatii (podejrzewam, że w części pierwszej było jeszcze gorzej), mimo to nie zostaje przedstawiona jako postać jednoznacznie czarna, tak samo jak Weronika nie jest jednoznacznie dobra. Ich perypetie wzbudzają uśmiech, rozczulenie i ogromną dozę sympatii, która budzi się z każdą przeczytaną stroną.
Naprawdę dawno nie czytałam tak ciepłej książki. Te pozytywne emocje wybuchają w pewnych momentach tak, że nie sposób się nie uśmiechnąć! I jak tu oprzeć się takiej lekturze?Choć to drugi tom przygód mających miejsce na Staromiejskiej, to muszę przyznać, że jako Czytelnik nie czuję się w żaden sposób pominięta w minionych wydarzeniach, nie czuję także zbyt wielu spoilerów, które popsułyby mi przyjemność z zapoznania się z pierwszą częścią (ogromny plus!). Anna Mulczyńska prowadzi aktywnie swojego facebooka i jest on bardzo sympatyczną stroną z jej aktywnościami (podejrzewam, że sama autorka jest równie sympatyczna). Tutaj natomiast możecie zapoznać się z wpisami Ani na jej blogu. Już tam widać, że faktycznie zakochana jest w rękodziele, co naprawdę widać w „Przyjaciółkach ze Staromiejskiej” w postaci Weroniki i balecie – postać Anki. Choć znam drugą część ich niesnasek, to z chęcią wrócę do poprzedniej, bo takie książki czyta się z przyjemnością. Jeśli czytaliście pierwszy tom, z pewnością wiecie o czym piszę.
No nareszcie, w końcu, wreszcie! Jest druga powieść Anny Mulczyńskiej pt. "Przyjaciółki ze Staromiejskiej". Rok temu też w marcu ujrzała światło dzienne debiutancka książka tejże pisarki, którą pokochałam od pierwszych stron. Losy Weroniki Paterson powracającej ze Szwecji do Polski ze złamanym sercem, jej walka o dobry start w Ojczyźnie, założenie Robótkowa aż w końcu przełamanie strachu i wejście w głębsze relacje z Edwardem - kucharzem mającym swój lokal naprzeciwko sklepiku Weroniki - porwały mnie na tyle, abym nie mogła wyrzucić z pamięci tych bohaterów.
Teraz dane mi było wejść w świat, życie Anny Bednarek - primabaleriny i byłej narzeczonej
Edwarda. Odkąd pojawiła się na Staromiejskiej, spokojna do tej pory Weronika na widok rywalki reaguje zazdrością ale to przecież nic dziwnego. Anna jest smukła, długowłosa i bardzo atrakcyjna. Balerina dostrzega zawahanie Werki i kokietuje Edwarda. W sumie nie tylko jego. Splot niefortunnych wydarzeń sprawia, że dziewczyna przestaje tańczyć. Wraca z Toronto do Polski z bólem w sercu, tak jak niegdyś Weronika, i nie ma nadziei na odmianę swego losu. Nikt nie domyśla się nawet jakie uczucia kryją się pod maską roześmianej, atrakcyjnej baletnicy.
Ktoś jednak nad nią czuwa a życie jeszcze nie jeden raz ją zaskoczy. Podczas spaceru po parku udziela pomocy mężczyźnie, który najwyraźniej ma kłopoty z sercem. Później wciąż go spotyka. "Dziwak" myśli o nim. Dopiero kiedy decyduje się poznać tego człowieka głębiej, nabiera do niego sympatii...
Tym mężczyzną jest Paweł Rostowski. Samotnik, po rozwodzie zaszywa się w swym muzeum zabawek i wciąż pracuje nad coraz to nowszym miniaturowym zapierającym dech w piersiach dziełem.
Ania natomiast chce wrócić na scenę teatru na Satromiejskiej, w tym celu ośmiela się wchodzić najczęściej wieczorami do domu nie żyjącej już nauczycielki tańca. Wielka sala baletowa to idealne miejsce. Czuje, że tylko tam może odzyskać dawną siłę fizyczną by wrócić do tańca. Nie podejrzewa nawet, że ktoś ją obserwuje...
Poznajemy też życie Ani za granicami kraju, gdzie poznaje przystojnego hokeistę. Zwykła życzliwość, którą okazał dziewczynie na lotnisku, zaowocowała miłością i to taką prawdziwą. Nie był to romans. Aż miło było czytać co się między nimi działo. Chwilami obawiałam się, że Ray jest bawidamkiem lecz nie. Nic z tych rzeczy. On na prawdę kochał baletnicę i gdyby nie wypadek... byliby małżeństwem...
"Przyjaciółki ze Staromiejskiej" to wspaniała opowieść o przyjaźni, która może się pojawić nawet pomiędzy zatwardziałymi rywalkami, o miłości. Uczy też aby nie przekreślać drugiego człowieka tylko dla tego, że jego wygląd pozostawia wiele do życzenia. Napisana przyjemnym, prostym i lekkim językiem. Podczas czytania odpływamy... wchodzimy w życie bohaterów, czując się tak, jakbyśmy śledzili akcję z odległości kilku metrów. Weronika, Edward, Ania i Paweł są tak realni, że skłonna byłabym ich szukać na ulicy :)) Dla mnie ta opowieść była wspaniała. Tak jak spacer w wiosenny słoneczny dzień. Czekam na więcej.
Weronika Peterson po kilku latach spędzonych w Szwecji wraca ze złamanym sercem do Polski. W odziedziczonym po dziadku dawnym zakładzie zegarmistrzowskim...
Przeczytane:2017-06-13, Ocena: 5, Przeczytałam, 40 książek w 2017,