Jeremy Marsh jest wschodzącą gwiazdą mediów, dziennikarzem śledczym, ktorego specjalnością jest pisanie demaskatorskich artykułów o 'rzeczach niezwykłych' - nietypowych koncepcjach naukowych, rzekomych zjawiskach nadprzyrodzonych, jasnowidzach i uzdrowicielach. Realista, sceptyczny od urodzenia, lubi swoją pracę i dlatego bez wahania przyjmuje zaproszenie przyjazdu do miasteczka Boone Creek w Północnej Karolinie. Miejscowy cmentarz jest ponoć nawiedzany przez duchy dawnych niewolników. Ilekroć nadciągnie mgła, tajemnicze błękitne światełka zdają się tańczyć na kamieniach nagrobnych. Po przyjeździe, wbrew sobie, Jeremy zaczyna interesować się prześliczną młodą bibliotekarką Lexie Darnell. Specyficzna atmosfera małej miejscowości, w której wszyscy się znają i wiedzą o sobie wszystko, absorbująca tajemnica oraz atrakcyjna kobieta sprawią, że Marsh przeżyje pierwszy w swoim życiu prawdziwy cud...
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2014-08-11
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 382
Tytuł oryginału: True Believer
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Elżbieta Zychowicz
Nie, nie, panie Sparks. Tak się nie bawimy. Pan ma mieć same wspaniałe książki, a nie jakieś gnioty czy coś podobnego, rozumiemy się? Więc tę książkę zjadę- jak mogłabym się o to nie pokusić?- ale zapominam o niej później i jedziemy dalej. Może być? Musi, panie Sparks, musi.
Zaczynało się ciekawie, nie powiem, że nie. Ciągle czekałam aż się rozkręci, zaciekawi mnie, wciągnie. I przeczytałam, nie mogąc doczekać się jakiegoś ostrego zwrotu akcji 10 stron, 20, 30, 50, 90, 147, 185, 193, 210... I doczekałam się. Cóż, ciężko byłoby napisać książkę, w której przez całe 382 strony nic by się nie działo.
Pozostałe 100 parę stron jak najbardziej podobały mi się.
Kolejna sprawa, tyle że to już raczej nie broszka Pana, panie Sparks. Ogromnie nie podobało mi się wyrażenie „niestety jednak”. Co to, u licha, ma znaczyć? Irytujące niezwykle.
Ale... były i plusy. Postać Doris cudowna! Ciekawie odmalowany był też burmistrz i Alvin. Na temat głównych bohaterów nie będę wypowiadała się tak pochlebnie. Przesłodzeni, wyidealizowani do bólu, panie Sparks. Nie, nie, nie.
A fabuła... Najpiękniejsza! Pomijając fakt, że kiedy byłam na 193. stronie, napisałam karteczkę. Z pozoru niepozorna- że tak się wyrażę- ale zawierała w sobie tajemnicę... Złożony papierek dałam Patrycji, która usychała z ciekawości, o co może chodzić. Powiedziałam jej, że wyjaśnię, gdy przeczytam książkę i kategorycznie zabroniłam, by przeczytała. Na karteczce było zakończenie książki. Tak naprawdę przeczytałam powieść po to, żeby dowieść swego, bo- o dziwo- moje przepowiednie się sprawdziły. Jednak było w tej do bólu przewidywalnej książce coś nieprzewidywalnego. Ostatnia strona rozwiązuje tajemnicę i... jest pięknie.
Wie Pan co, panie Sparks? Tym zakończeniem mnie Pan kupił totalnie. Na Pańskim miejscu napisałabym tę książkę raz jeszcze albo pozwała do Sądu Najwyższego tłumacza za działanie na szkodę dzieła. A jeśli owe działanie nie było celowe- zamknęłabym w psychiatryku. Proszę rozpatrzeć pozytywnie moją prośbę i cóż... Pozostaje mi tylko życzyć bardziej udanych powieści. Jak reszta.
Jeremi jest specjalista od zagadek paranienormalnych i zjawisk nadprzyrodzonych.Jego praca polega na opisywaniu tego typu wydarzen a on sam ciagle stara sie udowodnic ,ze jest najlepszy w tym co robi i to mu sie udaje.Jest urodzonym sceptykiem i mimo,ze sam pisze o zjawiskach paranienormalnych sam w nie nie wierzy ale czy na pewno.Jego podejscie do tej sfery zagadnien zmienia sie gdy udaje sie do Boone Creek gdzie poznaje miejscowa biblotekarke Lexie i wtedy wydaza sie cud.Ksiazka ciekawa aczkolwiek watek romantyczny uznalabym za nie bardzo potrzebny ,no coz autor mial inna wizje.
„Prawdziwy cud” to wzruszająca opowieść o dwójce młodych ludzi, na pozór diametralnie od siebie różnych, posiadających inne zainteresowania, pochodzących z różnych środowisk, których jednak coś połączy…
Tym razem Nicholas Sparks zabiera nas do małego miasteczka Boone Creek w Karolinie Północnej. Właśnie tutaj zjawia się początkujący młody dziennikarz Jeremy Marsh aby rozwiązać zagadkę tajemniczych świateł pojawiających się po zmroku, we mgle, na miejscowym cmentarzu. W Boone Creek Jeremy poznaje śliczną dziewczynę Lexie Darnell, która pracuje w tutejszej bibliotece – tej samej, w której mężczyzna poszukuje materiałów do swojego reportażu. Oboje są ludźmi po przejściach, którzy pozamykali za sobą drzwi do przeszłości, ale dawne przeżycia i obawy nadal znajdują odbicie w ich obecnym zachowaniu. Pomimo tego okazuje się, że coraz więcej ich łączy, a ponieważ przeciwieństwa się przyciągają, to z czasem młodzi ludzie zakochują się w sobie. Jeremy – człowiek sceptyczny z natury, pragnie za wszelką cenę wyjaśnić zagadkowe zjawiska zachodzące na cmentarzu.
Czy mu się to uda? Skąd pochodzą owe świetliste smugi tańczące wśród nagrobków we mgle?
Wyjaśnienia poszukajmy w kolejnych rozdziałach tej interesującej powieści…
Nastrojowy klimat małego miasteczka, w którym nie można pozostać anonimowym, a wszyscy mieszkańcy dobrze się znają oraz efekty świetlne okryte nutką niesamowitości i tajemnicy sprzyjają rozreklamowaniu tego miejsca i przyciągnięciu doń turystów. Reportaż Jeremiego o Boone Creek również ma posłużyć jako promocja tego niezwykłego miejsca, gdzie spełniają się marzenia i zdarzają cuda…
Co oznacza i czego dotyczy ów tytułowy „prawdziwy cud”?
Przeczytajcie sami. Lekka i przyjemna lektura, przy której wspaniale można się zrelaksować. Plastyczny język i spora dawka humoru odpręża, a zagadki i tajemnice, jakie kryje miasteczko, intrygują. Wątek związany z uczuciami bohaterów trafia do serca. Osoby lubiące romantyczne historie z elementami zagadkowości i tajemnicy na pewno będą usatysfakcjonowani lekturą tej powieści.
Dalsze losy Jeremiego i Lexie poznamy w powieści Nicholasa Sparksa pt.: „Od pierwszego wejrzenia”.
Polecam.
Jest rok 1958. Beztroski siedemnastolatek, Landon Carter, rozpoczyna naukę w ostatniej klasie szkoły średniej w Beaufort w Kalifornie Północnej...
Dzieciństwo Johna Tyree nie należało do łatwych. Gdy okazało się, że świat nie stanie przed nim otworem, zaś szanse na uzyskanie wyższego wykształcenia...
Przeczytane:2024-08-25,
„Prawdziwy cud” to jedna z powieści Nicholasa Sparksa - „Mistrza romantycznych historii”, jak pisze na okładce książki. Tym razem pisarz opowiada nam historię Jeremiego Marsha i Lexie Darnell. Na początku historii dzieli ich prawie wszystko. Jeremy jest dziennikarzem śledczym demaskującym zjawiska nadprzyrodzone i mieszka w Nowym Jorku. Lexie jest bibliotekarką i mieszka w niewielkim miasteczku Bone Creek na południu Ameryki. On urodził się i wychował w dużej rodzinie, ma pięciu braci. Ona wcześnie straciła rodziców i wychowali ją dziadkowie. To co ich łączy to trudne doświadczenia z poprzednich związków, on rozwiódł się z żoną, a ona przyłapała narzeczonego na zdradzie.
Pewnego dnia Jeremy zjawia się w Bone Creek zaproszony do odkrycia czym są „duchy” pojawiające się w czasie mgły na miejscowym cmentarzu. Przy okazji zbierania informacji o miasteczku, jego historii i legendzie związanej z „duchami” poznaje Lexie. Od początku coś ich do siebie ciągnie, są sobą zauroczeni, zaciekawieni, zafascynowani.
Sparks przepięknie opisuje ten początek rodzącego się uczucia, kiedy między dwojgiem ludzi coś już jest, w spojrzeniu, dotyku, ale jeszcze nie w słowach. Kiedy oboje czują się zagubieni w tym co czują. Do tej pory Lexie dwa razy „sparzyła się” lokując uczucia w mężczyznach z dużych miast, ona kocha swoje Bone Creek i nie może zostawić babci. Czy Jeremy będzie umiał i chciał to zrozumieć? Z kolei Jeremy po rozwodzie unikał zaangażowania i dłuższych związków, czuł się wybrakowany i niepełnowartościowy. Czy będzie potrafił powiedzieć Lexie o tym?
Opisy okolicznej przyrody i widoków tworzą piękne tło i przeplatają toczące się wydarzenia. Czytając o życiu w Bone Creek czujemy atmosferę małego miasteczka, gdzie wszyscy się znają, opiekują się sobą, wspólnie spędzają czas, a wiadomości rozchodzą się bardzo szybko.
Fabuła nie jest skomplikowana, nie ma tu nagłych zwrotów akcji, a w zasadzie jest tylko jeden, ale razem z bohaterami przeżywamy ich rozterki związane z rodzącym i rozwijającym się uczuciem.
Osobiście drażniło mnie zachowanie Lexie. Z jednej strony flirtowała, podpuszczała, Jeremiego, a potem się wycofywała i udawała niedostępną, igrała z jego uczuciami. Wymagała od niego, a sama niewiele chciała zmieniać w swoim życiu. Większą sympatię wzbudził we mnie Jeremy.
Przesłanie powieści to pokazanie wartości życia w małym mieście, swoistą magię takich miejsc, gdzie relacje międzyludzkie są bliższe.
A także pokazanie, że nawet ci, którzy nie wierzą w cuda kiedyś znajdą swój cud. Bo cudem jest znalezienie swojej drugiej połówki, kogoś kto będzie naszym dopełnieniem mimo różnic. Cuda dzieją się codziennie, tylko trzeba je umieć dostrzec.
„Prawdziwy cud” to ciepła, klimatyczna, odprężająca, romantyczna książka, pokazująca wiarę w ludzi, dobry świat i prawdziwą miłość.
Pasuje do niej ciepły koc i dobra herbata. Lektura wprawia w dobry nastój i wywołuje uśmiech.
Nikolas Sparks jak zawsze niezawodny w tworzeniu romantycznej historii. Tak jak Nora Roberts napisała „Oblicza śmierci” to książki Sparksa mogłyby z powodzeniem utworzyć serię „Oblicza miłości”.