Marek Bener, dziennikarz i właściciel lokalnego tygodnika, podejmuje się odnalezienia zaginionej maturzystki. Znużony sierpniowym upałem odkrywa kolejne tajemnice rodziny Żelaznych, a im więcej wie, tym trudniej rozwikłać mu prostą z pozoru zagadkę. Przeżyje jednak wstrząs, kiedy okaże się, że dziewczyna może mieć coś, co przed laty należało do jego zaginionej żony. Nowy trop przeczołga go przez podziemia hazardu i zmusi do spojrzenia w przeszłość. To w jej cieniu kryją się najgorsze koszmary. Pytanie tylko, czy porzuci swój strach i znajdzie w sobie dość siły, by się z nimi zmierzyć.
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2017-08-30
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 448
Mija trzy lata odkąd Marek Bener dowiedział się prawdy o przeszłości swojej siostry, rozwiązał sprawę ofiary pożaru. Nie trudno się domyślić, że tamte wydarzenia spowodowały, iż musiał odejść ze swojej redakcji. Ale nie potrafił żyć bez gazety, bez podania, dlatego otworzył swoją własną. I tak powstaje ,,Echo Torunia", darmowa gazetka miejska, która utrzymuje się z reklam i sponsoringu. Pracując w niej Bener czuje, że żyje, ale jego radość psuje fakt zaginięcia ukochanej Agaty. Zdaje sobie sprawę z faktu, że minęło już 6 lat od jej zaginięcia, a on zachowuje się jakby zaakceptował ten fakt i po prostu żyje dalej. Jego jedynym zmartwieniem jest to, że powoli zapomina. Zapomniał już jej zapach, głos, boi się momentu kiedy zda sobie sprawę, że nie pamięta jej twarzy. To go przeraża.
Przez to, że sam doświadczył zaginięcia ukochanej, nie potrafi obojętnie przechodzić obok próśb o pomoc w poszukiwaniu osób zaginionych. Pewnego dnia dzwoni do niego bogaty biznesmen z prośbą o pomoc w poszukiwaniu zaginionej nastoletniej córki, która nie wróciła z imprezy urodzinowej przyjaciółki. Bener przeprowadza wstępną rozmowę z rodzicami zaginionej. Państwo Żelazny przedstawiają ostatnie godziny z córką, okoliczności jej zaginięcia, aż w końcu kobieta pokazuje Markowi zdjęcie córki.
Bener już wie, że coś tu nie gra. Ponieważ dziewczyna, która jest poszukiwana, była rano u niego w redakcji. Cała i zdrowa.
W ,,Echu Torunia" oprócz Benera pracuje młoda, początkująca w zawodzie Aldona Terlecka. Kobieta, żeby pokazać się i wybić w zawodzie, postanawia zgłębić, rozszyfrować i nagłośnić sprawę podziemnego hazardu. Niestety jej prywatne śledztwo kończy się dla niej niemal tragicznie.
Zatem Bener pracuje nad tajemniczym zniknięciem córki Żelaznego. Aldona nad podziemnym hazardem. W pewnym momencie obie te sprawy łączą się z tajemniczym zniknięciem żony Benera.
Co łączy zaginięcie Moniki Żelaznej, hazard podziemny ze zniknięciem Agaty Bener? Oto jest pytanie.
Drugi tom serii o Marku Benerze okazał się być super książką. Pierwszy wg mnie to tylko dobra książka, ale drugi już rewelacja. ,,Porzuć swój strach" napisana jest łatwo przyswajalnym językiem. Wkrada się tu nawet odrobina humoru, co wg mnie podnosi jej jakość. Lubię się pośmiać czytając. Akcja nabiera bardzo szybko tempa, już praktycznie od początku trzyma w napięciu i nie puszcza do samego końca.
Bardzo ciekawie autor rozbudował wątek Agaty. Jak w pierwszej części wiedzieliśmy tylko, że zniknęła bez śladu. Tak tu możemy się domyślać co się z nią stało, ale nie jest to jasno powiedziane. Myślę, że Małecki rzuci tą bombę w trzeciej części. Bombą jest właśnie zakończenie historii Agaty.
Polecam, bo to bardzo fajnie napisany kryminał, który warto przeczytać. Zostaje mi teraz zabrać się za trzeci tom i zobaczyć co w końcu stało się z żoną Benera.
Mijają trzy lata… Nie, absolutnie nie od przeczytania przeze mnie pierwszej części serii z Markiem Benerem, bo skończyłam ją w sierpniu, a miesiąc później mam na koncie już pełną trylogię toruńską. O czym to świadczy? Że po pierwszym tomie zapowiadającym, że „Najgorsze dopiero nadejdzie” przyszło dużo lepsze, niż mogłabym oczekiwać. Do tego stopnia, że musiałam doczytać całą historię już do końca, moja ciekawość nie pozwoliła na chwilę przerwy.
Ale wracając do początku. Mijają trzy lata w życiu dziennikarza i sześć od zaginięcia jego ciężarnej żony. Dużo się w tym czasie zmienia. Bener zostaje naczelnym własnego tygodnika, do którego dołączają znani nam z pierwszej części bohaterowie, reporterka Aldona i fotograf Rak. Bener nie poprzestaje w poszukiwaniach żony, choć czuje, że się od niej oddala, a jego rozpacz zaczyna zacierać czas.
Gdy dostaje zlecenie odnalezienia córki lokalnego biznesmena nie podejrzewa, że sprawa ta rzuci nowe światło na jego prywatne poszukiwania. Nie podejrzewa też jak bardzo skomplikowana i niebezpieczna się okaże i w jakie obszary każe mu się zagłębić. To co z początku wydaje się proste, przeradza się w wielowątkową piramidę intryg i kłamstw napędzanych machiną hazardu, z której trudno się wyrwać.
To były naprawdę szalone godziny spędzone w towarzystwie Benera. Pełne emocji, niepokoju, zaskoczeń, ale i śmiechu. Dowcip zarówno sytuacyjny, jak i słowny idealnie trafił w moje poczucie humoru i choć powieści daleko do komedii kryminalnej, to myślę, że autor ma w tym zakresie spory potencjał.
Jednym słowem - brawo!
Robert Małecki – prywatnie mąż innej pisarki i ojciec – jest stosunkowo mało znanym pisarzem na polskim rynku wydawniczym. Widać jednak, że z powieści na powieść coraz bardziej się rozkręca, a pisanie idzie mu coraz lepiej. W powieści „Porzuć swój strach” głównym bohaterem jest właściciel lokalnej gazety, Marek Bener, który zostaje wynajęty przez bardzo bogatą i wpływową rodzinę do odnalezienia córki. Niestety, od początku wszystko idzie nie tak. Najpierw Marek dosłownie o włos unika spotkania z osobą, którą ma odnaleźć, rodzina Żelaznych okazuje się bardziej pogrążona w różnego rodzaju oszustwach, niż rodzina Ojca Chrzestnego, a później okazuje się, że jego prawa ręka w pracy, Aldona Terlecka wpada w tarapaty aż po samą głowę.
Rodzina samego Marka też nie jest idealna. I na niej, w toku prowadzonego przez niego śledztwa, pokazują się drobne rysy. Okazuje się, że za zniknięciami ludzi stoi człowiek, u którego wcześniej ci ludzie się zadłużyli i choć robili wszystko, a nawet więcej, by oddać mu pieniądze i spłacić odsetki, on najpierw ich wykorzystywał do cna, a później zabijał.
W aferę został wplątana nawet rodzina jego żony. I choć z teściową miła dobry kontakt i ona – nie z własnego wyboru – zrobiła wszystko, żeby go oszukać.
Na dodatek poszukiwana przez Marka dziewczyna posiadała coś, co wcześniej należało do jego żony.
Autor kluczy i mnoży wątki, wodząc czytelnika za nos. To podsuwając tropy, to znów usuwając mu je spod nóg.
I choć ostatecznie rozwiązanie wydaje się proste, a kłopoty Aldony kończą się na paru siniakach, cała afera, po raz kolejny, zostaje częściowo zamieciona pod dywan, a nie wszyscy winni zostają przykładowo ukarani.
W jednej z ostatnich scen w opustoszałym domu czytelnik, wraz z bohaterami, doznaje uczucia bezradności i węzła zaciskającego się na jego szyi z powodu przebywania w domu, który może być otoczony ze wszystkich stron. Czuje się, jakby był na widelcu.
Bener, jak nietrudno się tego spodziewać, wychodzi ze sprawy bez większego szwanku, za to z milionem nowych pytań w głowie. Śledztwo wcale nie dobiegło końca. Przeciwnie; ono dopiero zaczęło się rozkręcać, pozostawiając głównego bohatera z wieloma nowymi wątpliwościami.
My, jako czytelnicy, mamy okazję zajrzeć w głąb życia redaktora naczelnego gazety. Przekonać się, jak pogmatwane jest zarówno jego życie zawodowe, jak i prywatne. A on jest tak zdesperowany, że wdaje się w romans z żoną człowieka, który go wynajął, by na koniec przekonać się, że żaden Żelazny nie jest z nim do końca szczery i każdy pogrywa na przykład prowadząc lewe interesy, lub ukrywając się pod fałszywym nazwiskiem.
Autorowi udało się stworzyć wyjątkowo barwne, niejednoznaczne i bardzo żywe postacie.
Przekonał mnie swoją wizją „przyzwoitej” teściowej, która potrafi i nakarmić i poprosić o przysługę, wiele rzeczy zostawiając dla siebie.
Żelazny jest typowym biznesmenem, który załatwia swoje interesy „na zimno” i nie bierze jeńców. Współczucie i jakiekolwiek żywsze uczucia są mu zupełnie obce. W przeciwieństwie do szantażu, gróźb i kłamstw, a także lewych interesów. Jego żona jest go warta. Wdaje się w romanse i z nim współpracuje, jednocześnie ostrzegając przed mężem innych ludzi.
Ich syn, Michał, to taki bogaty chłopiec, który z powodu pieniędzy wpada w tarapaty. Okrutny i chciwy, ale oddany ojcu.
Córka z nic wszystkich wydaje się najbardziej przyzwoita.
Główny bohater z początku robi wrażenie przeciętnego, zakochanego w swojej pracy pismaka, ale później wychodzi z niego połączenie McGayvera i Jamesa Bonda.
Jego prawa ręka, Aldona, to ambitna, ładna i trochę szalona kobieta o nieco głupich pomysłach, ale ich romans, nawet mając w pamięci problem zaginionej żony, nie wydaje się czymś nieprzyzwoitym.
Powieść jest dobrze napisana. Akcja jest wyjątkowo sprawnie poprowadzona, a dialogi takie, jakie powinny być. Żywe i nieubarwione. Opisy proste, ale bardzo działające na wyobraźnię. Nie przeszkadzają w prowadzeniu akcji, raczej są jej godnym uzupełnieniem.
Książka warta przeczytania.
Najlepiej jest jednak zacząć – w przeciwieństwie do mnie – od pierwszej części pt. „Najgorsze dopiero nadejdzie”.
Polecam na coraz zimniejsze wieczory.
Kryminał, który przyciąga czytelników nie ilością popełnionych na kartach powieści morderstw, a doskonale dopracowaną intrygą. Nic nie dzieje się przypadkiem. Czytelniku, Porzuć swój strach i wejdź w skomplikowany świat Marka Benera. To wszystko mogło przydarzyć się Tobie... Kontynuacja losów toruńskiego dziennikarza Marka Benera. Po doskonale przyjętym debiucie NAJGORSZE DOPIERO NADEJDZIE Robert Małecki ponownie wraca z kryminalną petardą w postaci książki Porzuć swój strach. Bener dalej wspomina swoją żonę Agatę, od której zaginięcia minęło sześć lat. Na co dzień, prócz prowadzenia lokalnego tygodnika podejmuje się poszukiwania nastolatki, córki miejscowego biznesmena. Dokąd doprowadzi go to śledztwo? Teraźniejszość miesza się z przeszłością, a nowe fakty mogą wiele zmienić w życiu Benera. Wszystko zależy od tego czy jest w stanie porzucić strach... Po przeczytaniu pierwszego tomu wiedziałam, że będę z niecierpliwością wyczekiwać premiery kolejnego. I wreszcie się doczekałam. Wygląd głównego bohatera mówi już sam za siebie. Nie jest to wypacykowany mężczyzna, liczący kalorie i pijący rano świeżo wyciskany sok z pomarańczy. To facet z krwi i kości, z długimi włosami, który ma nietypowe nawyki żywieniowe: Bener rzucił kromką i nożem o blat. Oblizał ręce i uznał, że na śniadanie najlepiej smakuje kawa. Przy okazji, jak widzicie, autor w swojej powieści nie wzbrania się przed ironicznymi, a czasem zabawnymi opisami. Fabuła rozkręca się w dobrym tempie, a niespotykane zwroty akcji, potrafią zaskoczyć. Nie ma tutaj trupa za trupem, jak w niektórych kryminałach. Za to trzeba się nagłowić, by połączyć ze sobą różne fakty. Jeśli chodzi o minusy... Chciałabym się do czegoś przyczepić, ale zwyczajnie nie mogę. Podoba mi się treść, skonstruowane postaci, no i jeszcze dodatkowy plus za to, że w trakcie czytania nuciły mi się piosenki Dżemu. Tak więc, jeśli jeszcze nie znacie twórczości Roberta Małeckiego musicie to nadrobić.
Popełniłam zbrodnię. Zrobiłam coś, o czym nie śniło się nawet Królowi. Stefanowi Królowi (temu od horrorów). Bez mrugnięcia okiem, bez zająknięcia, bez przemyślenia sprawy, bez wyrzutów sumienia (dopiero teraz, po fakcie się pojawiły). Zastanawiam się, jak mogłam doprowadzić do takiego przestępstwa. Człowiek sam siebie nie zna. Nigdy nie przypuszczałam, że mogłabym tak krwawo rozprawić się z kimkolwiek. Tyle siły w sobie, tyle energii! Atak, amok, biała gorączka, szaleństwo wręcz! A wszystko to w pewnym dyskoncie podczas kupowania sałaty dla królika. No tak, jeszcze niewinne zwierzę w to wplątałam. Wstyd. I nie, nie mam na myśli awantury o Świeżaka. Gdzie tam! Zrobiłam coś znacznie gorszego. Kupiłam „Porzuć swój strach” Roberta Małeckiego, drugą (powtarzam: DRUGĄ) część trylogii z zamiarem natychmiastowego przeczytania, podczas gdy nigdy nie miałam styczności z częścią pierwszą. Zbrodnia w biały dzień.
Podeszłam do najnowszej książki Małeckiego bez znajomości części pierwszej. I tutaj kłaniam się w pas, bo nawet z takim brzemieniem mogłam swobodnie ją przeczytać. Tak więc zbrodnia okazała się nie taką straszną, jak pierwotnie się wydawało. Niemniej jednak moja recenzja będzie uboższa o porównanie z debiutem - nie wiem, czy to dobrze, czy też nie. „Porzuć swój strach” oceniam tak, jakby był faktycznie debiutem. Bardzo dobrym zresztą.
Bez owijania w bawełnę: za co szczególnie polubiłam Roberta Małeckiego? Za cudownie przemyślaną historię. Ale po kolei, bo wątków tutaj co niemiara.
Marek Bener to redaktor naczelny jednej z toruńskich gazet, któremu bardzo dobrze wychodzi dziennikarstwo śledcze. Zostaje zatrudniony przez biznesmena poszukującego swojej zaginionej córki, Moniki. Małecki nie jest zawodowym śledczym, nie nosi odznaki na piersi i nie legitymuje się dokumentem otwierającym niemal każde drzwi, a w sytuacji zagrożenia życia nie może bronić się Waltherem P99. Swoje śledztwa opiera na wyczuciu, dedukcji i znajomościach. Absolutnie nie jest superbohaterem, polskim Brudnym Harrym czy Jamesem Bondem. Szczerze mówiąc, na tle postaci, z którymi ostatnio spędzałam literackie wieczory to bryza świeżego powietrza.
Sprawa zaginionej Moniki to nie jest jedyne śledztwo, które prowadzi. Bener ciągle jeszcze nie pogodził się ze zniknięciem swojej żony i łapie się każdej, choćby najmniejszej wskazówki dotyczącej wydarzeń sprzed lat.
Osobnym wątkiem jest śledztwo Aldony Terleckiej, dziennikarki współpracującej z Markiem w jego gazecie. Jej ambicje sięgają dalej niż praca w toruńskim tygodniku, chciałaby zabłysnąć i znaleźć swoje miejsce w dużym czasopiśmie, dlatego też podejmuje się karkołomnego zadania.
W całość wplecione są fragmenty nagrania poczynionego przez zmarłego teścia Marka, który powoli ujawnia największą rodzinną tajemnicę.
I tu dochodzę do puenty: cudownie przemyślana historia to taka, w której czuć, że zanim pisarz zasiadł do pisania, bardzo dobrze zmapował swoje pomysły skupiając je wokół jednego problemu. Dzięki temu autor bawi się z nami w kotka i myszkę w bardzo smaczny i wyważony sposób. Tu nie ma wielkich zwrotów akcji, ale sukcesywnie, co jakiś czas słychać w głowie „klik” i kolejny trybik wchodzi w odpowiednie położenie powodując, że wszystkie wątki łączą się ze sobą w zaskakująco prosty sposób. Poza skrupulatnie skonstruowanymi zagadkami Małecki przypomina, że każda (nawet wydawałoby się idealna) rodzina ma swoje tajemnice i posiada swój własny gałgan paskudnego brudu wrzucony niby przypadkiem w najciemniejszy kąt piwnicy.
Jeszcze kwestia zakończenia… Nic nie powiem. Tachykardia.
Zapraszam: https://www.facebook.com/spadlomizregala/
Tym razem Marek Bener dostaje zlecenie od pewnego biznesmena, któremu zaginęła córka. Kto może sobie z tym poradzić jak nie Bener ? jednak droga do rozwiązania zagadki nie jest prosta.
Ja zdecydowanie jestem #teammałecki
Każda powieść Autora jest dla mnie wyjątkowa. Uwielbiam w nich wszystko, sposób prowadzenia narracji, budowanie bohaterów, pomysły na intrygi, świetny miks warstwy obyczajowej i kryminalnej, język, który tak gładko otula. Ten zachwyt utrzymuje się od pierwszej przeczytanej powieści, nie słabnie, a rośnie w siłę.
Jeśli lubisz dobrze napisane powieści, zaskakujące zwroty akcji, mistrzowską narrację to zapraszam do lektury książek Autora bo #wartojakpieron
Latem 2024 roku na polskim rynku książki pojawiło się trzecie już wydanie debiutanckiej trylogii Roberta Małeckiego, które w końcu wykorzystałam, by nadrobić swoją zaległość w twórczości tego autora. "Porzuć swój strach" to tom środkowy i choć w teorii da się go czytać oddzielnie, jednak tym razem ze względu na dosyć istotny wątek prywatny zalecam zachowanie kolejności chronologicznej - równolegle do intrygi każdego tomu prowadzony jest wątek zaginięcia żony głównego bohatera, dziennikarza Marka Benera. Oczywiście w drugim tomie najważniejsze punkty tego wątku są przypomniane, jednak i tak szkoda byłoby tracić niuanse, gdyż kto wie - może w trzecim tomie okażą się one kluczowe? Intryga tego tomu skupia się również na zaginięciu, tyle że chodzi o nastolatkę - Marek dostaje zlecenie od lokalnego biznesmena. Pozornie prosta sprawa zaczyna się nagle rozrastać, a punkt zaczepienia mocno się rozmywa. Z początku bardzo intrygą tajemnice rodzinne zaginionej, i to one są tym, co sprawia, że od historii trudno się oderwać. Za chwilę jednak akcja wpada w bardziej sensacyjne nuty, tempo przyspiesza i trzyma się już tak do samego końca, co wywołało u mnie skojarzenia z historiami, jakie tworzy Harlan Coben. Intryga jest podobnie wielowarstwowa i zakręcona, a wszystko, co wokół akcji jest przede wszystkim jej nośnikiem - tyczy się to samego języka, jak i postaci. Wyróżnia się tam jednak jeden z tematów, który mnie zaskoczył - mianowicie chodzi o hazard, któremu ostatnio autor poświęcił całą serię z policjantami z Archiwum X. Tutaj jest to jeden z wątków, ale przedstawiony naprawdę solidnie od strony psychologicznej - i uzależnionego, i tych, którzy tym biznesem rządzą. Dobra, sensacyjna historia, która kończy się tak, że z niecierpliwością oczekuje się tomu trzeciego.
To moje kolejne spotkanie z dziennikarzem Markiem Benerem. Założył własną gazetę, którą prowadzi wraz z Aldoną Terlecką. Marek wciąż nie zapomniał o zaginionej przed sześcioma laty żonie Agacie.
Tym razem przyjmuje zlecenie od pewnego biznesmena. Ma odnaleźć jego córkę Monikę
Śledzwto jest trudne przez mylne tropy podsuwane mu przez osoby uwikłane w śledztwo.
Każdy z zamieszanych w nią świadków wydaje się nie być do końca szczery.
Sytuacja staje się bardziej szokująca i zagadkowa, gdy okazuje się, iż zaginięcie nastolatki wiąże się tajemniczym zaginięciem żony Benera.
Sprawa otworzy jeszcze nie zagojone ranę ale da też nadzieję na poznanie prawdy.
W drugiej części Benera, mimo że awansował w hierarchii toruńskich pismaków coraz bardziej ciagnie do pracy detektywa. W szczególności, że podjęta przez niego sprawa tak jak z resztą nas już Robert Małecki przyzwyczaił, łączy się w coraz bardziej zawiły sposób z przeszłością samego dziennikarza.
Marek Bener założył własną gazetę. Dostaje zlecenie znalezienia zaginionej dziewczyny. Śledztwo zaprowadza go do świata hazardu. Odkrywa wstrząsającą prawdę o przeszłości teściów. Wciągający kryminał, który polecam.
Są kości i ślady, które rzucają nowe światło na tajemnicze zaginięcie pary studentów. Jednak zmowa milczenia trwa od lat. Kiedy w podchełmżyńskim...
Nic tak nie łamie życia jak dążenie do prawdy. Pierwszy tom nowej serii kryminalnej Roberta Małeckiego. Zbrodnia doskonała nie istnieje. Przestępcę...
Przeczytane:2024-10-13,
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗮𝗿𝗮𝗻𝗼𝗷𝗮
Robert Małecki to jeden z najlepszych i najbardziej cenionych polskich autorów powieści kryminalnych, laureat Nagrody Wielkiego Kalibru oraz nagrody Kryminalnej Piły. Serca czytelników podbił bestsellerowymi seriami o komisarzu Bernardzie Grossie, dziennikarzu Marku Benerze oraz o śledczych z Archiwum X – Marii Herman i Olgierdzie Borewiczu.
Pierwsza część trylogii z dziennikarzem Markiem Benerem w roli głównej była debiutem autora, który doczekał się, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego, wznowienia. Jak sam autor zaznacza w posłowiu, mimo upływu lat trylogia toruńska się nie zdezaktualizowała i jest dobra w takiej formie, w jakiej jest, bo nadal podoba się czytelnikom. Uznał, że nie ma sensu ulepszać fabuły ani nic w niej zmieniać.
Po przeczytaniu 𝑁𝑎𝑗𝑔𝑜𝑟𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑜𝑝𝑖𝑒𝑟𝑜 𝑛𝑎𝑑𝑒𝑗𝑑𝑧𝑖𝑒 stwierdziłam, że to powieść zdecydowanie w moich klimatach, bo czytało mi się ją świetnie. Fabuła wciągnęła mnie od pierwszych stron, a szybkie tempo akcji cały czas utrzymywało moje zainteresowanie. Smaczku historii dodaje główny bohater – nietypowy śledczy, arogancki dziennikarz Marek Bener, który, jak każdy człowiek, popełnia błędy.
𝑃𝑟𝑎𝑤𝑑𝑎, 𝑘𝑡ó𝑟ą 𝑝𝑜𝑧𝑛𝑎𝑠𝑧, 𝑧𝑎𝑏𝑜𝑙𝑖 𝑐𝑖ę, 𝑎𝑙𝑒 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑛𝑎𝑗𝑔𝑜𝑟𝑠𝑧𝑎 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑎 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑙𝑒𝑝𝑠𝑧𝑎 𝑛𝑖ż 𝑑𝑜𝑠𝑘𝑜𝑛𝑎ł𝑒 𝑘ł𝑎𝑚𝑠𝑡𝑤𝑜.
Marek Bener, po dramatycznych przeżyciach, zrezygnował z pracy w „Gazecie Miejskiej”, gdyż redakcja całkowicie się rozsypała, a on nie zamierzał rezygnować z dziennikarstwa. Tylko to potrafił robić, więc założył swój tygodnik – bezpłatny, miejski i mocno toruński, a utrzymanie go postanowił oprzeć na reklamach. Naczelnym był tylko z nazwy; to stanowisko nie wbijało go w pychę, ale dawało poczucie, że wreszcie ma pełną kontrolę nad swoją pracą i nie musiał martwić się tym, że ktoś patrzy mu na ręce.
Gdy wydawało mu się, że teraz będzie mógł spokojnie funkcjonować, niespodziewanie zgłosił się do niego ojciec zaginionej nastolatki z prośbą o pomoc w jej poszukiwaniach. Mimo początkowej niechęci do zajęcia się tą sprawą Bener zgadza się wziąć udział w poszukiwaniach Moniki, ponieważ było coś, co pchało go do zajmowania się zaginięciami. Może to jego osobista tragedia powodowała, że czuł więź z rodzinami zaginionych bowiem, sześć lat temu bez wieści przepadła jego ukochana żona Agata, będąca w szóstym miesiącu ciąży. Pomimo że później odnaleziono jej samochód, niestety nie udało się jej odnaleźć, a brak śladów, które mogłyby dać policji jakiś punkt zaczepienia, nie pomógł w śledztwie. Czas mijał, a po Agacie i jej dziecku wszelki ślad zaginął.
Bener spotkał się z Żelaznym, ojcem zaginionej Moniki, ale ten nie zrobił na nim dobrego wrażenia. Okazało się, że o swojej córce wiedział niewiele, a poza tym oboje z żoną pracowali normalnie, jakby nic się nie stało, co nie umknęło uwadze Benera. Coś w tej sprawie było nie tak, zwłaszcza że ich córka była u nich rano w redakcji. Miał szukać Moniki, która wcale nie zaginęła. Po co przyszła tego ranka do biura gazety w chwili, gdy jej ojciec dzwonił do Benera w sprawie jej zaginięcia? Ta sprawa wydała mu się bardzo dziwna, a zarazem interesująca, postanowił więc ją wyjaśnić i dowiedzieć się, o co chodzi w tych dziwnych układach rodzinnych. Całe to zaginięcie wydało mu się szyte grubymi nićmi, a Żelazny, jak rzadko kto, działał mu na nerwy.
Bener nadal niewiele wie na temat zaginięcia Moniki. Czy naprawdę coś jej się stało? A może jednak ją zawiódł? To wrażenie go nie opuszczało. Próbuje skupić się na śledztwie, ale zaginięcie jego ciężarnej żony wraca do niego jak bumerang, chociaż minęło już sześć lat. Sześć długich lat życia w niepokoju i niewiedzy.
Aldona nie przyznaje się Benerowi, że próbuje na boku ogarnąć dla siebie temat, bo marzy o pracy w renomowanych czasopismach w Warszawie. „Echo Torunia” nie spełnia jej dziennikarskich ambicji. Tylko że nie zdaje sobie sprawy, że pęd za atrakcyjnym tematem może wpędzić ją w tarapaty.
Bener zaczyna natrafiać na coraz więcej tropów w sprawie zaginięcia żony i łączyć kolejne kropki ze sobą. Lwi kieł, podarowany dawno temu Agacie, zwierzenia jej ojca nagrane na dyktafonie, wskazówki tajemniczej postaci Szamana, który sugeruje, by śledztwo rozpoczął od swojego teścia, oraz Monika Żelazna – tego nie wiedział, co z tą sprawą ma wspólnego, ale był pewien, że to jedyny prawdziwy ślad. Jednak gdy zaczął drążyć temat ojca Agaty, teściowa pokazała mu drzwi, a potem zaginęła. Wszystkie tropy w tej sprawie prowadzą do mrocznego świata przestępców zajmujących się hazardem i wymuszaniem spłaty długów.
Paranoja była najlepszym określeniem tego, co działo się obecnie wokół Benera; sytuacja była wręcz absurdalna. Zaginięcie Moniki i zdjęcia, które chciała mu wysłać, ale nie wysłała; Szaman, który kazał iść tą drogą, chociaż Bener nie wiedział, o co mu chodzi; oraz teściowa, która zachowuje się jakby postradała zmysły. A najgorsze było to, że każda z tych spraw łączyła się z następną jak koła zębate w mechanizmie. Gdzie w tym wszystkim była Agata i co to miało znaczyć?
Hazard dla jednych staje się zgubą, podczas gdy inni przekształcają ten przestępczy proceder w źródło utrzymania, wykorzystując biednych nieszczęśników jak pijawki, które raz przyssane nie chcą się od nich odczepić, manipulując ich losem. Bener już wie, co tak naprawdę spotkało teścia, ale nadal nie odnalazł Agaty, chociaż wydawało mu się, że jest bliski odkrycia prawdy. Czy naprawdę tak dobrze znał swoją żonę, jak mu się wydawało? Czy znał jej przeszłość?
𝑃𝑜𝑟𝑧𝑢ć 𝑠𝑤ó𝑗 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ to świetna powieść kryminalno-sensacyjna, w której Robert Małecki po mistrzowsku łączy różne elementy, tworząc intrygującą układankę i utrzymując napięcie od początku do końca. Zaginięcia, tajemnice rodzinne oraz mroczne postacie ze świata przestępczego tworzą sieć powiązań, w której Bener coraz bardziej się gubi. Imponuje mi jego determinacja w dążeniu do prawdy, mimo że zdaje sobie sprawę, iż jej odkrycie może raz na zawsze zmienić jego życie. Jestem w pełni usatysfakcjonowana lekturą drugiej części opowieści o Marku Benerze. Wszystko w tej książce mi się podobało: nietuzinkowa fabuła, wspaniała kreacja postaci, piękny język, momentami niewymuszony humor, doskonałe nawiązanie do filmu „Frantic”, oraz nieustannie towarzysząca Benerowi muzyka. Finał powieści to prawdziwy majstersztyk; choć wiele wątków zostaje wyjaśnionych, inne pozostają otwarte i zagadkowe, co sprawia, że nie pozostaje nic innego, jak sięgnąć po kontynuację.
𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑎ł 𝑤 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 ż𝑎𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑤𝑖𝑎𝑟𝑦, 𝑛𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗𝑎, 𝑗𝑒ś𝑙𝑖 𝑤 𝑛𝑖𝑚 𝑏𝑦ł𝑎, 𝑡𝑙𝑖ł𝑎 𝑠𝑖ę 𝑙𝑒𝑑𝑤𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑑𝑜𝑐𝑧𝑛ą 𝑖𝑠𝑘𝑟ą. 𝑂𝑠𝑡𝑎𝑡𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑤𝑦𝑠𝑠𝑎ł𝑦 𝑧 𝑛𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑎łą 𝑒𝑛𝑒𝑟𝑔𝑖ę. 𝐶𝑧𝑢ł 𝑠𝑖ę 𝑚𝑖𝑚𝑜𝑤𝑜𝑙𝑛𝑦𝑚 ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑘𝑖𝑒𝑚 𝑡𝑒𝑔𝑜, 𝑐𝑜 𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑤𝑜𝑘ół, 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑎ł 𝑛𝑎 𝑛𝑖𝑐 𝑤𝑝ł𝑦𝑤𝑢.