Niektórzy zastanawiają się, jak to jest pojawić się na własnym pogrzebie. Charles dostał taką szansę. Uznany za zmarłego, słynny sprzedawca marzeń oczami wyobraźni już widział, jak staje przed tłumem zszokowanych żałobników.
Ale gdy zobaczył, że żegnają go tylko trzy osoby, zrozumiał, jak wielką szansę zmarnował. Przez całe życie nie zdołał zamieszkać w niczyim sercu. Przeciwnie – wiele serc złamał.
Lecz skoro Charles był martwy dla świata, teraz mógł narodzić się na nowo. Postanowił wyruszyć w wielką podróż, by odkupić winy. Nie wiedział, że w drodze spotka się z zadziwiającą ludzką dobrocią, ale i największą podłością.
Czy z tych spotkań Charles zdoła wyciągnąć odpowiednie lekcje?
I która z dróg okaże się trudniejsza – ta, która liczy tysiące mil, czy ta w głąb własnego serca?
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2019-06-03
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 289
Tytuł oryginału: The Forgotten Road
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Hanna de Broekere
"Podróż tysiąca mil" to druga książka w cyklu "Opowieści sprzedawcy marzeń". Sięgnęłam po nią bez znajomości części pierwszej i muszę przyznać, że ani razu nie odczułam tego tego podczas lektury. Powieści Richarda Paula Evansa są mi znane. Miałam już okazję przeczytać kilka tytułów i choć raz bywało lepiej, a raz gorzej, jest to autor, do którego prozy regularnie wracam.
Charles, główny bohater, otrzymuje od losu niesamowitą szansę. Ma możliwość uczestniczenia we własnym pogrzebie. Mężczyzna jest pewny tego, co zastanie na uroczystości żałobnej - tłum żałobników. Jednak, gdy staje w progu sali, jego zdziwienie jest ogromne. Zaledwie trzy osoby zasiadają w początkowych ławkach. Charles zdaje sobie sprawę, że w pewnym momencie skierował swoje życie na niewłaściwe tory. Odnajduje szczęście w nieszczęściu i po wyciągnięciu z tej sytuacji wniosków, postanawia odkupić swoje grzechy i odnaleźć siebie na nowo podczas długiej i trudnej wędrówki. Oficjalnie uznano, że mężczyzna znajdował się na pokładzie samolotu, który uległ katastrofie lotniczej. Nikt nie wie, że w rzeczywistości nie było go w samolocie. Gdy staje na początku Route 66 postanawia narodzić się na nowo. Zostawić poprzednie życie daleko za sobą i wyruszyć w podróż w głąb kraju i w głąb siebie.
Książki autorstwa Evansa mają w sobie odrobinę magii, którą można wyczuć pomiędzy wersami. Pisarz potrafi odnajdywać w z pozoru prostych historiach pierwiastek niecodzienności. Dzięki niemu zwyczajne życie bohaterów nabiera głębszego znaczenia, a czytelnik odnosi wrażenie, że jego życie być może też nie jest zupełnie zwykłe. Zaczyna myśleć o swoich dniach tygodnia - o każdym poniedziałku, środzie i niedzieli, i powoli dostrzega tę magię ukrytą pośród życia, które wiedzie. U Evansa magia nie przejawia się w postaci czarownic, magów lub innych stworzeń. U niego magii trzeba szukać, jako przejawu codzienności. Zobaczyć niewidzialne.
"Podróż tysiąca mil" prowadzi czytelnika wzdłuż historycznej Route 66. Droga jest miejscami trudna, a miejscami łatwa. Spotykani ludzie bywają przyjaźni, jednak zdarzają się również wrogo nastawieni. Jedne miasta są ładne, inne niebezpieczne. Jedzenie w zależności od hostelu smakuje bardziej lub mniej. Charles każdą sytuację, która spotyka go na trasie, traktuje jak lekcję. Wyciąga z niej jak najwięcej i zastanawia się nad swoim życiem. Uparcie dąży do celu - do końca drogi i wędrówki. Podobało mi się, że autor serwował czytelnikowi ciekawostki na temat Route 66. Niektóre o paliwie, niektóre o reklamach, inne o jej historii. Uznaję to za ciekawe urozmaicenie opowieści. Co do samej historii - nie była porywająca, a mimo to przyjemnie się ją czytało. Nie nudziłam się, jednak nie zastanawiałam się również, co wydarzy się dalej, Z resztą myślę, że nie o to w niej chodzi. Już po samym przeczytaniu opisu, wiadomo w którą stronę będzie zmierzała powieść. Nie ma wielu zaskoczeń, a mimo to się po nią sięga. "Podróż tysiąca mil" wycisza, uspokaja i odpręża. Jeśli poszukujecie lektury, która wzbudzi w Was takie uczucia, śmiało po nią sięgnijcie.
Pewnie wiele z Was zastanawia się jak to jest znaleźć się na własnym pogrzebie, zobaczyć ile osób przyjdzie i tak to w ogóle będzie wyglądało. Charles dostał taką szansę i to całkiem przypadkowo. Nasz bohater w ostatniej chwili przypomniał sobie, że czegoś zapomniał, wrócił się po to i przez to nie zdążył na lot. Samolot, którym miał lecieć rozbił się. Następnego dnia we wszystkich mediach można było usłyszeć o katastrofie, a w gazetach pojawił się nekrolog, że Charles nie żyje. I tu zaczyna się cała przygoda. Mężczyzna postanawia się nie przyznawać do tego, że żyje. Idzie na swój pogrzeb i doznaje szoku. On - ceniony przedstawiciel uważał, że zobaczy tłumy niestety tak się nie stało. Wtedy zrozumiał, że zbyt wiele krzywdy wyrządził innym, dlatego mimo dobrej pracy i wielu kontaktów z ludźmi - w ostatniej drodze towarzyszyły mu tylko trzy osoby. Rozczarowany postanawia udać się w podróż życia. Każdy dzień tułaczki zmienia jego charakter i nastawienie do ludzi. Zaczyna doceniać to miał, a przede wszystkim zaczyna rozumieć osoby, które nie posiadają tyle dobra materialnego co on.
Zbyt wiele napisać nie mogę, bo musiałabym zdradzić o czym dokładnie jest książka. Ale gwarantuje Wam, że spodoba się ona. Książka jest podróżą nie tylko naszego bohatera, ale także nas samych. Wszystko zależy od tego jak czytacie książki i czy treści przenosicie do swojego życia. Ja właśnie tak robię, dla mnie każda książka oprócz jakieś historii ma drugie dno, z którego staram się wyciągnąć jak najwięcej. Zastanówmy się, która droga jest trudniejsza - ta, którą podążamy, czy może ta wgłąb nas? I na to pytanie Charles uzyska odpowiedź.
"Podróż tysiąca mil" to powieść o dawaniu drugich szans, własnych wyborach, o walce z samym sobą.
Warto ją przeczytać!
"Podróż tysiąca mil" to kontynuacja losów Charlesa Jamesa, którego mieliśmy okazję poznać w poprzedniej książce autora pod tytułem "Sprzedawca marzeń". Spóźniony na samolot, który rozbija się zaraz po starcie, decyduje się dać sobie drugą szanse by narodzić się na nowo. Informacja o katastrofie obiega cały świat a Charles postanawia, że nie będzie jej dementował. Przybywa na własny pogrzeb gdzie odkrywa, że przez całe życie nie zdołał zdobyć wiernych przyjaciół i na uroczystości pojawiają się jedynie 3 osoby. To znak aby rozpocząć trudną podróż w głąb własnego serca i odkryć na nowo sens życia. "Podróż tysiaca mil" to zapis wędrówki jaką odbył Charles wzdłuż legendarnej Route 66. Wraz z bohaterem poznajemy kolejne etapy dalekiej podróży, która wydaje się być najtrudniejszą i jednocześnie najważniejszą w jego życiu. W jej trakcie mężczyzna doświadcza wielu przykrych jak i przyjemnych wydarzeń, poznaje mnóstwo przypadkowych osób a każde spotkanie i doswiadaczenie przybliża go do prawdziwego celu podróży. "Podróż tysiąca mil" to wzruszająca historia z przekazem, opowieść o poszukiwaniu siebie na nowo, wewnętrznej przemianie i dawaniu drugiej szansy. Nie ukrywam, że mimo ogromnego ładunku emocjonalnego książka przyniosła mi również odrobinę rozczarowania. W moim odczuciu autor za bardzo skupił się na przyziemnych sprawach np. opisie potraw czy mijanych atrakcji turystycznych a za mało miejsca poświęcił charakterystycznej dla niego magicznej atmosferze i opisom przeżyć wewnętrznych bohatera. Mimo tej drobnej wady polecam Wam udać się w podróż wraz z Charlesem i spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie: "Czy wystarczyłoby mi odwagi aby udać się w podróż tysiąca mil?"
„Wszystko, co ziemskie, jest tymczasowe. Na końcu zawsze zwycięża miłość.”
Niesamowite szczęście czy wyjątkowy pech? Gdyby nie to, że Charles zapomniał zabrać laptop i musiał się po niego wrócić, zginąłby w katastrofie lotniczej. Świat jednak uznaje, że był na pokładzie samolotu i mężczyzna znajduje w prasie swój nekrolog. Charles dostaje szansę od losu i postanawia pojawić się na swoim pogrzebie i zobaczyć, dla jak wielu ludzi był ważny. Uznany za zmarłego, słynny sprzedawca marzeń oczami wyobraźni widzi, jak staje przed tłumem żałobników. Grubo się jednak przeliczy, bo niestety zamiast zrozpaczonego tłumu żałobników zobaczył tylko trzy osoby. Czy był aż taką złą osobą? Na pogrzebie nie zjawiła się nawet była żona.
Pogrzeb był jednak dla Charlesa bardzo dobrą lekcją. Postanowił narodzić się na nowo i odkupić wszystkie swoje winy. Plan, który opracował, może wydawać się szalony, bowiem zamierza wyruszyć w pieszą podróż słynną drogą Route 66. Charles nie przewidział tylko jednego, że podczas tej drogi spotka go ludzka dobroć i największa podłość. 4 tysiące mil, by móc spojrzeć w głąb swojej duszy i się zmienić. Czy tyle wystarczy, by wyciągnąć odpowiednie lekcje? Która z tych dróg będzie ważniejsza i trudniejsza – ta, która liczy cztery tysiące mil, czy może ta w głąb własnego serca?
„Podróż tysiąca mil” Richarda Paula Evansa to drugi tom serii Opowieści sprzedawcy marzeń. Bardzo żałuję, że nie przeczytałam części pierwszej „Sprzedawcy marzeń”, ale na szczęście można je bez problemu czytać oddzielnie. Ciekawią mnie jednak losy naszego bohatera i w oczekiwaniu na część trzecią na pewno nadrobię pierwszą część. Charlesa poznajemy w momencie, gdy czyta w gazecie swój własny nekrolog. Czy ma ogromne szczęście, że dostał od losu drugą szansę, czy lepiej by jednak było, by znalazł się na pokładzie samolotu? Nie wiem, czy zdecydowałabym się na pójście na własny pogrzeb, tak jak zrobił to Charles, lecz może uznanie za martwą byłoby dla mnie „kopniakiem” od świata, by jednak coś w moim życiu zmienić. Nasz bohater ma cel, chce przemierzyć pieszo cztery tysiące mil drogą Route 66. Czy aby tylko by się zmienić? Otóż nie, bo gdy w nią wyrusza, nie przypuszcza, że jego życie się aż tak odmieni. Jego cel znajduje się na końcu drogi, a co nim jest, to już musicie odkryć sami.
„Podróż tysiąca mil” była moją trzecią książką Evansa i niestety nie zachwyciła mnie tak, jak dwie poprzednie („Stokrotki w śniegu” i „Tajemnica pod jemiołą”). Chyba zabrakło mi w tej książce unoszącej się magii i miłości. Nie oznacza to jednak, że autor mnie rozczarował. Choć pozostał mi niedosyt i wydaje mi się, że za bardzo autor zwracał uwagę na przyziemne sprawy — jak opis każdej zjedzonej potrawy, to mimo wszystko Evansowi udało się osiągnąć to, co tak bardzo cenie sobie we wszystkich jego powieściach. Sprawił, że podczas czytania książki nieobecny dla mnie stał się otaczający mnie świat, bo skoncentrowana byłam tylko na tym, co dzieje się w książce. Długa podróż bohatera stała się szansą nie tylko dla samego Charlesa na odmienienie swojego życia. Dzięki poznanym bohaterom drugoplanowym, którzy odgrywają tu bardzo istotną rolę, mogłam zatrzymać się i także odpowiedzieć sobie na kilka ważnych pytań. I to tak właściwie powinno się tylko liczyć.
„Podróż tysiąca mil” to historia z przekazem, o wewnętrznej przemianie oraz o dawaniu drugiej szansy. Czy Ty byś się odważył/odważyła na wyruszenie w taką długą podróż? Z ogromną przyjemnością zapoznam się z częścią trzecią, by dowiedzieć się, jak skończy się podróż bohatera.
"Podróż tysiąca mil zaczyna się od jednego kroku"
Kiedy po śmierci żony Alan postanowił sprzedać wszystko, co miał, i rozpoczął swoją przedziwną pieszą wędrówkę przez kontynent, nie wiedział, co...
Mówi się, że czasami najlepszą rzeczą, jaka nas spotyka w życiu, jest dar drugiej szansy, abyśmy nareszcie zrobili to, co powinniśmy byli zrobić...
Przeczytane:2022-02-16, Ocena: 4, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2022 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2022, 12 książek 2022, 52 książki 2022, 26 książek 2022, ***Wiara i religia,
WĘDRÓWKA PO SZCZĘŚCIE
Po dłuższym czasie powróciłam do historii o sprzedawcy marzeń, która zapowiadała ciekawą wydrówkę pokutną w kierunku odnalezienia istoty samego siebie. Bo „Podróż tysiąca mil” zaczęła się właśnie od pierwszego kroku…
Charles James Gonzalez po tym, jak pojawił się na swoim własnym pogrzebie, postanowił wyruszyć w drogę ze wschodu na zachód Stanów Zjednoczonych aby ostatecznie dotrzeć do Santa Monica w Kalifornii, gdzie mieszkała jego była żona i syn. Tę niecodzienną podróż tysiąca mil rozpoczął w Chicago i idąc przez kolejne stany, miasta i miasteczka, pustkowia i bezdroża wzdłuż osławionej i legendarnej ROUTE 66 kontemplował swoje życie i wyciągał wnioski.
Drogę nr 66 otwarto 11 listopada 1926 roku jako trasę drogową w USA o długości 2448 mil łączącą Chicago z Los Angeles. Od 1936 toku została ona przedłużona do Santa Monica i wbrew krążącym w Ameryce legendom nie kończyła się w wodach Pacyfiku, ale w rzeczywistości łączyła się z ówczesną autostradą US-101, biegnącą wzdłuż wybrzeża oceanu. Szlak przebiega przez osiem stanów i przecina trzy strefy czasowe, a jego długość osiągnął początkowo 3939 kilometrów, jednak na przestrzeni swojego istnienia ROUTE 66 przeszła wiele przeróbek, przbudów i napraw. Przez dziesiątki lat stała się symbolem wolności, beztroski i niezapomnianych wrażeń, a więc tak bardzo pasowała do Charlesa – sprzedawcy marzeń, który odkąd tylko odniósł pierwszy sukces, starał się prowadzić spektakularne życie i przebywać zawsze na szczycie. ROUTE 66 od lat była inspiracją dla wielu twórców – pisarzy, filmowców, muzyków, a nawet projektantów gier planszowych, czy producentów papierosów, a Charlesa Jamesa skłoniła do przewartościowania swojego dotychczasowego życia i wewnętrznej przemiany.”Podróż tysiąca mil” doprowadza bohatera do Amarillo w Teksasie, czyli półmetka całej wyprawy. Towarzysząc Charlesowi w codziennej wędrówce poznajemy kolejne mniejsze i większe miasteczka, mniej lub bardziej interesujące miejsca, które z jakiś powodów dostały się do historii ROUTE 66, mamy też okazję spotkać interesujących ludzi. Nie wszyscy są jednak przyjaźnie nastawieni, co sprowadza na bohatera niebezpieczeństwo i przykre niespodzianki…
Przeczytałam niemal wszystkie powieści autora i z przykrością muszę przyznać, że cykl zatytułowany „Opowieści sprzedawcy marzeń” zdecydowanie najmniej mi się spodobał. Wędrując u boku Charlesa nie odstępowało mnie uczucie deja vu. Czułam się tak, jakbym szła razem z Alanem Christoffersenem – bohaterem serii „Dzienniki pisane w drodze” na Key West na Florydzie i szczerze mówiąc, tamta wyprawa zrobiła na mnie zdecydowanie większe wrażenie. Była ekscytująca, emocjonująca i pochłaniała bez reszty. W „Opowieściach sprzedawcy marzeń” najbardziej urzekła mnie legendarna ROUTE 66 i związane z nią anegdoty, fakty i mity.
A wiecie czego mi zabrakło w tej historii?… Przede wszystkim nie znalazłam w niej emocji. Zawiódł przekaz, jak sądzę. Autor, którego opowieści zawsze poruszały moje serce i duszę tym razem nie dotarł z emocjami do mojego wnętrza. A szkoda…
Z natury zawsze staram się doprowadzać rozpoczęte sprawy do końca i tak jest też z lekturami, z cyklami, które zazwyczaj czytam do końca. Dlatego na pewno sięgnę po trzeci tom zatytułowany „Pieśń serca”. Jestem przekonana, że dowiem się jeszcze czegoś ciekawego na temat dalszego odcinka osławionej Drogi 66 i mam nadzieję, że chociaż zakończeniem autor mnie zaskoczy. Tym razem jednak po lekturze pozostaje spory niedosyt. Ciekawa jestem jakie są wasze odczucia?…