Są takie przygody, które zostają w człowieku na zawsze.
Są takie przygody, po których nie ma co zbierać.
Kiedy prawda o przeszłości, zamiast wyzwolenia, przynosi jedynie nową traumę, trzem pannom Stern pozostaje już tylko ucieczka od siebie nawzajem. Dopiero wołanie z zaświatów sprawia, że ścieżki dawnych przyjaciół spotykają się raz jeszcze. Czy tajemnicze zaginięcie sprzed wielu lat i dramatyczna wyprawa na ratunek Eleonorze zdołają na dobre scementować rodzinę? Czy też kolejne zanurzenie w czasie dla wszystkich okaże się tym ostatnim?
Dramatyczna opowieść o podnoszeniu się z gruzów, osadzona w pełnej tajemnic i grozy scenerii Gór Sowich.
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2020-03-11
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 320
Przekonałam się już wielokrotnie, że po książki Marty Kisiel mogę sięgać w ciemno. Jej nazwisko na okładce to dla mnie gwarancja ciekawej fabuły, niebanalnych bohaterów i genialnego poczucia humoru. Dlatego gdy tylko zobaczyłam na liście premier "Płacz", nie miałam wątpliwości, że muszę go przeczytać.
Po ostatnich dramatycznych wydarzeniach siostry Bolesne starają się pogodzić z losem i przystosować do warunków zwyczajnego życia. Wygląda jednak na to, że normalność nijak nie idzie z nimi w parze. Pewnego dnia w słuchawce telefonu znów zaczynają rozbrzmiewać głosy, a wśród nich jeden bardzo dobrze im znany. Matylda, Gerd, Dżusi i Karolek wyruszają na pomoc Eleonorze. Najpierw muszą ją jednak zlokalizować. Jedyny trop - zniszczona pocztówka - prowadzi ich do małego pensjonatu w Jedlince-Zdroju. Czy zdążą dotrzeć do dziewczyny nim ta utonie w odmętach czasu?
Na poczuciu humoru Marty Kisiel jak zwykle się nie zawiodłam. To jedna z niewielu autorek, które za każdym razem potrafią wywołać u mnie napady śmiechu. Tym razem jednak było też bardzo poważnie. Historia Jurka Dobrzynia, porcelanowego pałacu i Riese głęboko porusza i przyprawia o ciarki. A widma niemieckich żołnierzy maszerujące przez środek miasteczka w śnieżnej zamieci to dopiero początek. W Górach Sowich czyha bowiem zło tak potężne, że potrafi wydobywać tragiczną przeszłość na powierzchnię czasu i zapętlać go. Tak aby móc żywić się ludzką krzywdą i cierpieniem bez końca, wciąż na nowo.
Fabuła powieści została dopracowana w najmniejszych szczegółach. Czytając, miałam wrażenie, że nie znalazło się tam ani jedno zbędne zdanie. Aktualne wydarzenia uwikłały bohaterów w skomplikowaną i niezwykle smutną historię z przeszłości. Poprowadzenie akcji w taki sposób, by teraźniejszość i czasy drugiej wojny światowej tak płynnie się przenikały, to po prostu mistrzostwo. Z każdym kolejnym rozdziałem tajemnice wciągały mnie coraz bardziej, a zwroty akcji nie pozwalały oderwać się od lektury.
Powieść "Płacz", zamykająca tzw. cykl wrocławski, to kawał dobrej lektury. To przede wszystkim świetny pomysł na fabułę, poprowadzoną tak, że trzyma w napięciu do ostatnich chwil. A w połączeniu z niezawodnym poczuciem humoru autorki tworzy opowieść, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Nawet jeśli nie czytało się poprzednich tomów (ja wciąż mam przed sobą "Toń", która patrzy na mnie z wyrzutem z półki). Wielbicielom Marty Kisiel i miłośnikom fantastyki polecam z całego serca!
Nadszedł ten dzień. Chociaż go odwlekałam jak mogłam. Książka “Płacz” leżała sobie na półce i czekała aż przeczytam dwie inne. Ale je skończyłam i już nie znajdowałam więcej wymówek, więc wzięłam się za czytanie. A teraz czuję smutek ogromny, że to koniec. Koniec cyklu wrocławskiego, który rozpoczęła książka “Nomen omen”, potem “Toń” i jako zwieńczenie dzieła “Płacz”. Jak było? Jak zwykle doskonale, bo Ałtorka umie w słowa i umie w emocje.
W ostatniej części mamy próbę podsumowania i domknięcia wątków z poprzedniej części. Jeśli ktoś nie czytał książki “Toń”, to będzie ciężko, bo są odniesienia i nawiązania to wydarzeń, które w niej miały miejsce. Tym razem głównymi bohaterkami są Matylda Bolesna i Eleonora Stern. Pojawiają się również Karolek, Dżusi i Gerd, a także przez krótki czas towarzyszy nam Klara Stern. Nową postacią jest Hubert Dobrzyń, którego Eleonora poznaje, kiedy wyjeżdża z Wrocławia, aby odciąć się od wszystkiego i wszystkich. Zostawia pracę, rodzinę i ucieka w ustronne miejsce w okolicach Gór Sowich i zatrzymuje się w małym pensjonacie. Poznaje Huberta, on opowiada jej o rodzinnej zagadce, a Eleonora czy to z nudów, czy to z ciekawości chce mu ją pomóc odkryć z użyciem swoich wyjątkowych umiejętności. To prowadzi to nieprzewidzianych i bardzo niebezpiecznych zdarzeń. Eleonora potrzebuje pomocy, stara się o nią wołać, a jedyną osobą, która ją słyszy jest pani Matylda. Zbiera więc ekipę ratunkową i wyruszają na pomoc pannie Stern.
Wizyta w Górach Sowich pozwala zagłębić się w tajemnice tamtejszych terenów. Marta Kisiel przybliża nam ciekawą, a właściwie bardzo trudną i smutną historię wydarzeń z czasów II wojny światowej. Dla mnie były to bardzo interesujące fragmenty, dlatego że okres II wojny światowej, a szczególnie temat obozów koncentracyjnych, to coś co mnie fascynuje (jeśli takiego słowa można użyc w tym kontekście). Miałam okazję odwiedzić obóz Gross Rosen, a dzięki książce dowiedziałam się o nim nowych faktów. Już od książki “Nomen omen” Marta Kisiel przemyca historię Dolnego Śląska, szczególnie Wrocławia i uważam, że to świetny pomysł.
Wracając do głównej części książki “Płacz”. Kiedy ekipa ratunkowa dociera na miejsce odkrywa, że coś jest bardzo nie tak jak być powinno. Ktoś miesza z pogodą, z czasem. Karolek, Dżusi, pani Matylda i Gerd dowiadują się czemu Eleonora była w niebezpieczeństwie i kogo szuka Hubert Dobrzyń. Żeby przywrócić równowagę w przyrodzie muszą ruszyć na bardzo trudne poszukiwania, zdając sobie sprawę, że mogą już z tej wyprawy nie wrócić. Jak to wszystko się zakończy? To już musicie sprawdzić sami. Mogę tylko napisać, że zakończenie książki jest takie słodko-gorzkie i dobrze. Bo nie jest zbyt cukierkowo, ale też człowiek nie łapie totalnego doła.
Kiedy pierwszy raz sięgałam po książkę Marty Kisiel była to właśnie “Nomen omen”. Jej recenzję możecie przeczytać TU. Wcześniej wzbraniałam się przed sięganiem po polskie autorki, ale jakaś siła niższa mnie podkusiła i jestem jej bardzo wdzięczna :). Potem była “Toń”, o której nie pisałam, bo to była akurat czas, kiedy mało co na blogu się pojawiało. A teraz “Płacz”. Trudno wybrać która z nich jest najlepsza. Każda ma swój urok. Cykl wrocławski, to zupełnie inna tematyka i inne emocje niż książki o Lichotce, czy Lichu. Tutaj mamy duży ładunek uczuć, a mniej żartu. Oczywiście też pojawiają się elementy humorystyczne, ale generalnie nastawienie jest na mówienie o sprawach poważnych na serio. W ostatniej części nie jest inaczej. Jest wiele sytuacji, które nawet przygnębiają, ale gdzieś zawsze stara się przebijać ten promyk nadziei, że w końcu będzie lepiej, że z gruzów należy się otrzepać i powstać, albo zbudować na nich coś nowego. Jest oczywiście smutno, że to już koniec, ale za te wszystkie emocje, nawet za łzy, które czasem się pojawiły, bardzo Ałtorce dziękuję.
Zaczęło się kilka latem temu od „Nmen omen”, który tak naprawdę jest drugą częścią cyklu wrocławskiego, bo to dopiero późniejsza „Toń”, okazała się pierwszym tomem tej serii. Wydaję się to dziwne i nieco zakręcone, jednak nie ma dużego znaczenia, od której książki zaczniecie. Miłośnicy autorki musieli troszkę się naczekać na finał i w końcu jest!
Dawni bohaterowie powracają i muszą zmierzyć się z przeszłością, która pozostawiła w nich głębokie ślady, lecz nie ma czasu na żale i smutki, bo przed Klarą, Matyldą, Eleonorą, Dżusi, Karolkiem oraz Jagą, nowe problemy, które mnożą się jak grzyby, po wyjątkowo ciepłym, jesiennym deszczu.
Liczyłam na lekką lekturę, a dostałam coś z goła innego. Owszem, czyta się szybko, ale nie jest to powieść zwyczajna. Marta Kisiel stworzyła świat pełen niebezpiecznych bytów, a przy tym jest to obraz tak realny, że swoją prawdziwością potrafi przyprawić o dreszcz. Klimat niezwykły, lekko duszący, wręcz gęsty i w tym wszystkim można się zatracić. Bohaterowie to silne osobowości. Skupiają na sobie uwagę czytelnika, a to jest naprawdę ważne, bo uwielbiam postaci charyzmatyczne, które na długa zapadają w pamięci. Trzecioosobowy narrator również spisał się idealnie, szczególnie, że przeskoki czasowe, oraz między bohaterami są dość częste, a tak łatwiej zrozumieć fabułę i chronologię wydarzeń.
Jeśli miałabym się czegoś czepiać, to jedynie mało istotnych wywodów na błahe sprawy, lecz nie było to dla mnie wielkim problemem. Taki już specyficzny styl autorki, który trzeba zaakceptować w całości.
Góry Sowie i ich historia, to jeden z ważniejszych wątków i choć miejsce do tej pory całkowicie mi nieznane, zaczęło mnie kusić i chętnie odwiedzę to piękne i malownicze miejsce.
Język soczysty i bardzo sarkastyczny, a ja sarkazm kocham i to dosłownie. Liczyłam na więcej zabawnych sytuacji, ale przekomarzanie się między bohaterkami kilka razy doprowadziło do głośnego chichotu, i dziwnych spojrzeń otaczających mnie ludzi. Naprawdę nie wiem, czemu były skierowane na mnie… „Płacz” okazał się znacznie poważniejszą książką niż się spodziewałam, bo obnaża ludzkie pragnienia i uczucia. Bohaterowie mierzą się ze stratą i samotnością i tak naprawdę cała ta fantastyczna otoczka, stanowi tylko tło, dla toczących się wydarzeń. To relację międzyludzkie są najważniejsze i wybijają się na pierwszy plan.
„Płacz” jest idealnym domknięciem cyklu wrocławskiego. W tej książce nic nie jest pewne, no może jedynie liczne zwroty akcji, które nieustanie zaskakują. Czy polecam? Jak najbardziej! Jedna z bardziej oryginalniejszych serii, i to wszystko zasługa stylu autorki i bohaterów, o których długo będziecie rozmyślać. 8/10
,,Krzew czarnego bzu, który zgarnął dla siebie cały kąt na tyłach ogrodu, jak zwykle zazielenił się pierwszy, dając tym samym sygnał okolicznej faunie i florze, że najwyższa pora wziąć się do roboty".
Nie wiem ile osób to potwierdzi, jednak po przeczytaniu już kilku dzieł pani Marty śmiało mogę powiedzieć, że ten tom jest najbardziej poetycki ze wszystkich, chyba najbardziej wzruszający i nieco smutny, gdyż jest równocześnie zakończeniem trylogii wrocławskiej. Teraz widać kto od początku jaki był, widzimy jak się zmieniali, niemal jak dorastali i jakie piętno odcisnęli nawet na nas ci bohaterzy. Zupełnie jakbym żegnała swoich przyjaciół, których wiem, że już nie spotkam. Wiem, że to głupie traktować osoby wymyślone jako przyjaciół, ale ja nie odbierałam ich tylko jako kogoś z książki. Wiele razy bywało, że czułam od nich pocieszenie, może rady nie zawsze były trafne, ale totalnie zapadały w pamięci. Często śmiałam się wtedy, kiedy sytuacje bywały bardzo komiczne. Tutaj mamy zwrócenie uwagi na to, by nie przejmować się zbytnio przeszłością, gdyż już nigdy nie będziemy mieli na nią wpływu. To, co teraz jest ważne, bo właśnie chwilę obecną możemy inaczej ukierunkować, zmienić, poprowadzić we właściwym celu, by miał dla nas sens. To szczęście powinno być tym celem, do którego trzeba dążyć, bo tylko człowiek radosny jest w stanie pomóc innym.
Dodatkowo chciałam abyście wiedzieli, że moją uwagę zwracały tutaj sceny, które mogłyby być prawdziwe i fikcyjne jednocześnie. Nie można jednoznacznie powiedzieć, że sytuacje w danym momencie były tutaj wymyślone, bo przekaz jaki z nich wychodził był ewidentnie skierowany do czytającego. Jakby za fasadą osób z książki autorka chciała nam przekazywać wszystkie prawdy życiowe do których jej samej udało się dojść. Do tego mamy tutaj większy druczek i bardzo dużo dialogów. Opisy przyrody i miejsc przy których warto się zatrzymać. Jestem nią naprawdę zachwycona!
"Pielęgnowany ból ma niewyobrażalną, destrukcyjną moc i nie rodzi niczego poza dalszym bólem".
Już tytuł zwiastował zmiany tej części "Cyklu wrocławskiego". Mniej jest wątków humorystycznych i popkulturowych nawiązań. Więcej gorzkich rozrachunków z przeszłością, zadumy nad ludzkim życiem i przemijaniem.
Rodzina Stern po raz kolejny potrzebuje wsparcia od sióstr Bolesnych. Eleonora wyjechała i.. przepadła. A Klarę i Dżusi prześladują dziwne połączenia. Dzięki ich determinacji i umiejętnościom Matyldy Bolesnej brygada ratunkowa dociera do gór Sowich. Po to aby ocalić Eleonorę, rozwiązać tajemnicę i naprawić przeciekający czas.
Cudowna, fantastyczna opowieść pełna sarkastycznego humoru, a także trudnych decyzji. Z każdej strony pokazuje czytelnikowi, że życie nie jest czarno-białe. Nigdy. I zawsze musimy żyć z konsekwencjami naszych decyzji. Trudno nieraz się pogodzić ze swoimi czynami, lecz zadręczanie się, rozpamietywanie nie pomoże. Należy się odciąć od tego, co nas przygniata. W gruzach można zginąć, ale można też spróbować zbudować coś nowego - niekoniecznie lepszego, niekoniecznie gorszego - innego. Każdy jest inny i ma swój sposób na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami.
Cykl Wrocławski Marty Kisiel oferuje nam cudowną historię, wiele mitów i legend. Fantastycznych bohaterów. Sarkazm i ironię niemal wszędzie, humor, a także tragedie, problemy, żale i smutki. Jest cudowną lekcją życia, mimo że nikt z nas nie potrafi tonąć w czasie.
Proza Marty Kisiel ma to do siebie, że wciąga od pierwszych słów i zdań. Nie da się od jej książek oderwać – autorka ma niezwykły talent do tworzenia światów, plątania rzeczywistości z magią i elementami fantastycznymi oraz do tworzenia postaci nietuzinkowych i intrygujących, chociaż nie zawsze pozytywnych. A język, jakim posługuje się pisarka? Toż to prawdziwa uczta czytelnika. Ironiczny, dopieszczony, elastyczny i plastyczny.
Płacz to już trzecia część cyklu wrocławskiego. Do tej pory mogliście przeczytać Toń i Nomen Omen (co ciekawa, druga część ukazała się pierwsza i to od tej książki zaczęła się moja przygoda z twórczością Marty Kisiel). Po wydarzeniach, jakie miału miejsce w Toni, panny Stern muszą nauczyć się żyć, ale nie jest to łatwe. Prawda je przeraża i trudno się od niej uwolnić. Klara, Eleonora i Dżusi oddalają się od siebie – zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Najmłodsza z panien Stern wyprowadza się do innego miasta, ciotka ucieka codziennie na Lipową, a ta stateczna członki rodu rzuca pracę i wyjeżdża, nikomu nie zdradzając miejsca swojego pobytu. Jednak coś się dzieje – Dżusi i Klara zaczynają odbierać dziwne telefony z zaświatów. Okazuje się, że Eleonora zaginęła. Czy wyprawa na ratunek pomoże rodzinie się pojednać? Wraz z Klarą i Dżusi do Gór Sowich wyruszają Karolek, Gerd i pani Matylda.
Dlaczego Eleonora zaginęła? Jakie mroczne i przerażające tajemnice skrywają Góry Sowie?
Ostatni tom cyklu wrocławskiego jest dobry, ale niestety, nie najlepszy. Ma w sobie wszystko to, czego oczekiwałam, ale jednak bez tej charakterystycznej iskry. Jak zwykle Marta Kisiel zabiera swoich czytelników w przeszłość. Historia jest mroczna, okrutna i nacechowana cierpieniem. O ile w Toni i Nomen Omen autorka przedstawia swoim czytelnikom Wrocław okresu II wojny światowej, jego oblężenie i tragedię mieszkańców, to w Płaczu zabiera nas do Gór Swoich, gdzie funkcjonowały również obozy koncentracyjne, a hitlerowcy budowali Riese, czyli sieć korytarzy wydrążonych w górach. Jaki był ich cel? Spekulacji jest wiele, a autorka przedstawia kilka z nich w swojej książce.
Akcja w Płaczu obejmuje zaledwie kilka dni, ale pojawiają się też retrospekcje. Fabuła jest tutaj napięta, a każda kolejna strona niepokoi, bo nie wiadomo, jakie nowe widmo nas zaatakuje. Płacz to powieść mroczna, tajemnicza, przerażająca, ale nie pozbawiona swoistego poczucia humoru autorki, który przebija się na pierwszy plan, zwłaszcza w postaci pani Matyldy Bolesnej i Dżusi – obie mają cięty język, są pewne swego i nie boją się utarczki słownej. W tej części cyklu wrocławskiego Marta Kisiel odsłania prawdziwe lęki i strachy bohaterów. Obdziera ich z tej całej otoczki i pokazuje to, kim naprawdę są. Już nie raz wspominałam, że autorka potrafi tworzyć postacie wielobarwne, głębokie, nieidentyczne i skomplikowane. Po lekturze tej książki mogę was zapewnić, że to, co autorka zrobiła z bohaterami sprawia, że nie możemy wyjść z szoku. Marta Kisiel złamała mi serce nie raz, ale zrobiło to przemyślanie. Wszystkie wątki do siebie pasują i łączą się ze sobą.
Płacz to naprawdę dobra książka. Zadowoli wszystkich fanów twórczości Marty Kisiel, ale niestety, nie uważam, że jest to najlepsza część cyklu wrocławskiego.
W tekście znajdują się odniesienia do poprzednich tomów trylogii.
Trzeci tom cyklu wrocławskiego skończył się zdecydowanie za szybko. To znaczy wiecie, fabuła ma zakończenie, wątki zostały domknięte, ale chodzi mi o to, że przeczytałam ją piorunem! Ale nie ma się co dziwić, w końcu to powieść Ałtorki, której historie są wciągające i nieprzewidywalne. Człowiek czyta coraz szybciej, żeby dowiedzieć się, co wydarzy się za chwilę i takie będą efekty niesamowitej wyobraźni Marty Kisiel.
Kolejne tomy trylogii łączą się płynnie, choć mają pomieszaną chronologię. Pierwsza jest „Toń”, w której poznajemy trzy Sternówny, siostry Dżusi i Eleonorę oraz ich ciotkę, Klarę. Dżusi wywija pewien numer, w którym uczestniczy tajemniczy antykwariusz Ramzes. Siostry ruszają w pogoń za mężczyzną, z czego wynikną różne zaskakujące sytuacje. W finale pojawia się Salomea, o której przeczytamy w tomie drugim pt. „Nomen omen”. Tam dziewczyna wraz z bratem Niedasiem będzie prowadzić pewne odrobinę przerażające poszukiwania. Trzecia część to klamra spinająca wszystkie tomy w elegancką, choć dość pokręconą, całość. Zanim jednak ta całość pojawi się w finale w pełnej krasie, wydarzy się dużo realistyczno-fantastycznych sytuacji.
Eleonora znika bez śladu. Ramzes również jest nieosiągalny. Jadwiga i Matylda, dwie mojry, muszą nauczyć się żyć bez trzeciej siostry. Dżusi zaś stanie wobec całkiem nowego wyzwania. Kiedy w telefonie sióstr Bolesnych znów odzywają się głosy, kobiety wiedzą już, że dzieje się coś złego. Wzywają na pomoc pewnego zegarmistrza, który przyzwyczaił się już do ich dość nietypowych działań. Silna grupa pod wezwaniem wyrusza w Góry Sowie, by tam szukać odpowiedzi na cały wachlarz pytań. Zagadki i tajemnice to w końcu ich chleb powszedni, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
W tym tomie na czytelników czekają wydarzenia z czasów II Wojny Światowej, ale pojawi się również powiązanie z wiekiem dziewiętnastym, więc bądźcie czujni. Kto zanurkuje w przeszłości i po co? Kogo lub czego będzie szukać ekipa ratunkowa? Czy wszyscy wyjdą zwycięsko z podjętej akcji?
Marta Kisiel podzieliła swoją powieść na rozdziały Teraz i Przedtem. Dzięki temu trzyma w napięciu cały czas. Taka przeplatanka nie daje szans na oddech, bo człowiek koniecznie chce wiedzieć, co dalej, CO DALEJ!? Można dostać zadyszki, ale co zrobić, wiadomo, że Marta Kisiel potrafi nie tylko w atmosferę, ale także w sytuacje urwane z choinki. Kiedy decydujemy się na lekturę jej książek, trzeba je brać w pakiecie z dreszczem ekscytacji i wielopoziomową fabułą, która nie jest taką sobie zwykłą fantastyczną historyjką, ale zawiera duży ładunek psychologiczny i historyczny.
Koniecznie sięgnijcie po tę trylogię, ponieważ za chwilę (PREMIERA „PŁACZU” już 11 marca) będziecie mogli przeczytać ciągiem całość. To zdecydowanie ułatwi ogarnięcie fabuły :D
Aha, zapomniałam dodać. Niesamowicie podobały mi się wplecione w tekst fragmenty ze znanych powieści, filmów i pewnie jeszcze innych tworów, których nie wyłapałam J Była to dla mnie dodatkowa atrakcja podczas lektury.
Tytułowa Szaławiła, Oda Kręciszewska, ma trzydzieści osiem lat i właśnie zmarła jej matka. Po dziesięciu latach podróżowania po świecie i ku przerażeniu...
Kiedy spłoszony praktykant znajduje w toalecie świeże zwłoki redaktora współpracującego, w wydawnictwie JaMas nie robi to na nikim większego wrażenia....
Przeczytane:2020-08-09, Ocena: 3, Przeczytałam, E-booki, 2020, 52 książki 2020, Fantasy,
"Płacz" to trzeci i zarazem ostatni tom z "Cyklu wrocławskiego" Marty Kisiel. Powieść ta należy do fantastyki i opowiada o dalszych losach panien Stern. Wołanie z zaświatów sprawie, że ścieżki dawnych przyjaciół spotykają się raz jeszcze.
Cóż powiem pi krótce, zakończenie całkowicie mnie rozczarowało i zdecydowanie bym je zmieniła. Ponadto jeśli zaś chodzi o samą powieść to no cóż książka jest dobrze napisana, pomysł też dobry niestety wykonanie trochę gorsze. Paru fragmentów po prostu nie mogę zdzierżyć. W każdym razie "Toń" było zdecydowanie lepsze, ale też nie do końca było dopracowane.
Jeśli zaś chodzi o wątek romansów to zostawia on wiele do życzenia.
Cóż w każdym razie czytając opinie tej książki zdecydowanie nie tego się spodziewałam i jestem trochę rozczarowana zwłaszcza zakończeniem powieści.