Dawno, dawno temu magia zniknęła z powierzchni ziemi. Lecz z dnia na dzień wszystko się zmieniło. Poziom energii magicznej znowu rośnie i król Snodd IV zaczyna rozumieć, że kto ma władzę nad mocą, ma władzę nad… praktycznie wszystkim innym. Tylko jedna osoba może rozwiać jego chciwe sny o bogactwie i potędze. Poznajcie Jennifer Strange, szesnastoletnią menedżerkę Kazam, agencji zatrudniającej czarodziejów i jasnowidzów. Mogąc liczyć tylko na jednego ze swoich magów oraz wiernego asystenta Tygrysa, Jennifer musi pokrzyżować niecne plany króla. A nie będzie to łatwe, gdyż monarcha sprzymierzył się z szefem konkurencyjnej firmy, doświadczonym i niegodziwym czarodziejem Blixem Zadziwiającym. Jennifer zrobi jednak wszystko, aby szlachetna sztuka magii nie stała się narzędziem w rękach skorumpowanego, żądnego zysku despoty. Na kartach tej powieści pojawią się także tajemniczy Tymczasowy Łoś, pozbawiona mocy Kiedyś Cudowna Boo, dobrze nam znana Matka Zenobia, a także sam Pan Zambini. Oraz… Kwark!
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2015-04-23
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: The Song of the Quarkbeast
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Ilustracje:Robert Sienicki
Magia, czarodzieje, konkurs, walka o władzę. To znajdziecie w "Pieśni Kwarkostwora". Byłam trochę rozczarowana, że tak bardzo rzadko wspomina się tu o Kwarkostworach. Tytuł i okładka rozbudziły tylko moją nadzieję. Dodatkowo jeśli pierwszy raz czytacie prozę Fforde (tak jak ja) może okazać się że, w międzyczasie znajdziecie sobie inną lekturę, a tą odłożycie na półkę i o niej zapomnicie przez długi czas. Nie łatwo jest w nią wniknąć. Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie: "Co tu się właściwie dzieje?". Specyficzne poczucie humoru może nie przypaść Wam do gustu. Ponadto Fforde rozrzuca wszędzie wszystkie te szczególiki, które stają się po pewnym czasie bardzo ważne. To wymaga dużego skupienia podczas lektury, żeby żadnego z nich nie przegapić.
Pojawia się tu także wiele trudnych (często zabawnych) nazwisk (niekiedy pseudonimów) i nazw. Przez to chwilami miałam dość duży problem ze śledzeniem poszczególnych wątków. Oprócz tego niektóre fragmenty mogą dla czytelnika zabrzmieć absurdalnie, ale uwierzcie mi, gdy już "wsiąknięcie" w fabułę to wszystko po pewnym czasie okaże się mieć sens. Przyznam się, że nie miałam jasnego obrazu tej historii aż do około dwusetnej strony. Wiem, że to dość długo, ale muszę przyznać z perspektywy czasu, że warto było się trochę "pomęczyć". Początkowo bardzo spodobała mi się specyficzna gra słów, żarty, aluzje. Jednak około setnej strony zaczęło mnie to mocno irytować. Czułam, że autor trochę przesadził. Styl Fflorde przypomina mi trochę twórczość Douglasa Adamsa, Terry'go Pratchetta czy Neila Gaimana. Zabawny i jednocześnie dziwaczny. Humor pojawia się w takich miejscach, że czasami nie byłam pewna, czy mają one być zabawne. Czułam jakby czegoś brakowało na początku książki i w jej środku. Przywoływanie wydarzeń z przeszłości wydało mi się ostatecznie nieco przypadkowe.
Podobało mi się, że można tu odnaleźć komentarze do realnego świata z punktu widzenia korporacji, korupcji i polityki. Jednak trzeba podkreślić, że historia koncentruje się na pracy zespołowej i zaradności. Muszę pochwalić autora za próbę połączenia tu magii, odrobiny bajki, tajemnicy, przestrogi i komentarza społecznego z humorem. Dodam, że brytyjskim. Stworzone przez Fforde'go postacie są tu moim zdaniem w przeważającej mierze dość ekscentryczne. Historia została przedstawiona w narracji pierwszoosobowej. To główna bohaterka, 16-letnia Jennifer, okazuje się tu opowiadać całkiem ciekawe przygody. Zaimponowała mi swą dojrzałością, inteligencją, silną osobowością, zaradnością. Autor na szczęście nie zmuszał mnie tu do "wysłuchiwania" nastoletnich fochów jak często zdarza się w książkach adresowanych do młodzieży. Niestety forma ostatniego rozdziału trochę zepsuła mi lekturę. Wydał mi się napisany jakby w pośpiechu. Sprawił także wrażenie domykającego fabułę, a przecież są kolejne dwie części tej serii. To trochę mylące. Na koniec wspomnę jeszcze tylko, że książka zawiera wiele użytecznych przypisów i kilka czarno-białych ilustracji autorstwa Roberta Sienickiego.
Jasper Fforde jest twórcą serii książek fantastycznych adresowanych głównie dla młodzieży, ale nie tylko, bo czytają je także dorośli. Wykreował w nich postać szesnastoletniej Jennifer Strange, która jest menedżerką Kazam, największej na świecie agencji zatrudniającej czarodziejów i jasnowidzów. Pierwsza część cyklu Kroniki Jennifer Strange nosi tytuł ,,Ostatni Smokobójca" i w niej po raz pierwszy zostało opisane Królestwo Magii. Druga część to ,,Pieśń Kwarkostwora".
Po nagłym i niespodziewanym odnalezieniu Wielkiej Magii, której siła związała ,,chmury na supeł i sprowadziła deszcz o smaku dzikiego bzu" moc czarodziejów z agencji Kazam i konkurencyjnej Magii Industrialnej ponownie spadła i przestały działać sieci komórkowe, a po nich pozostałe urządzenia napędzane skwarem tzn. komputery, telewizory, nawigacja GPS itp. Wzrost energii następuje powoli, więc czarodzieje zajmują się prostymi zadaniami jak np. dostarczaniem pizzy na latającym dywanie.
Magiczna energia jednak systematycznie wzrasta i chciwy król Snodd pragnie mieć nad nią całkowitą kontrolę, bo kto ma energię ten ma władzę i bogactwo. Sprzymierza się w tym celu z Conradem Blixem Zadziwiającym kierującym agencją Magii Industrialnej. Blix prowadzi ciągłe spory z szefem Kazam Wielkim Zambinim, które dotyczą kierunku rozwoju Sztuk Tajemnych. Zambini uważa, że ,,magia powinna być narzędziem w walce o sprawiedliwość społeczną i powinna służyć czynieniu dobra, zaś Blix traktuje ją jak maszynkę do robienia pieniędzy."
Wielki Zambini, który odbija się jak piłeczka pingpongowa znikł, trwają jego poszukiwania, a tymczasem Jennifer Strange musi przeszkodzić w realizacji planów króla i Blixa. Może liczyć na pomoc jednego ze swoich magów i asystenta Hortona ,,Tygrysa" Krewetkę-dwunastoletniego znajdę o kręconych włosach z niezliczoną liczbą piegów na nosie, który ma przejąć jej obowiązki w agencji, gdy ona skończy 18 lat.
W powieści pojawia się bardzo wiele zabawnych postaci. Praktykant w agencji Kazam Młokos Perkins, nieprzeciętny przystojniak, który czasem recytuje zaklęcia przed przemyśleniem ich konsekwencji i specjalizuje się w Zdalnej Perswazji, czyli umieszcza na odległość jakąś konkretną myśl komuś w głowie.
Lady Mawgona, która jest najpotężniejszym czarodziejem w Kazam i ciągle zrzędzi, marudzi. Nosi długą, czarną, zapiętą pod samą szyję suknię z krynoliny i prawie unosi się, sunie jakby na nogach miała wrotki. Potrafi odnaleźć zagubiony przedmiot lokalizując ludzkie wspomnienia i uczucia przywiązane do przedmiotu.
Niesamowity Kevin Zipp potrafiący przejrzeć miliony możliwych scenariuszy przyszłości, a także Damulka Corby, Tymczasowy Łoś, Matka Zenobia i wielu innych bohaterów.
Trzeba przyznać, że Jasper Fforde ma nieokiełznaną wyobraźnię i magiczny świat, który stworzył w powieści zachwyca, oczarowuje i z jednej strony wydaje się znajomy, a z drugiej strony całkiem nierzeczywisty. Autor stworzył tak zabawne postacie i sytuacje, że nie można powstrzymać się przed śmiechem czytając powieść.
Zapraszam do fantastycznej Krainy Magii i poznania Kwarkostwora :)
http://magiawkazdymdniu.blogspot.com/
Przepis na Smokobócję:<br/ > Do koncepcji świata rodem z Harry’ego Pottera dodać szczyptę humoru à la Pratchett, całość zamieszać...
Agenci ds. Operacji specjalnych wybawią cię z każdych tarapatów. Porwano bohatera twojej ulubionej powieści - zadzwoń do OS-27. Zgubiłeś tabletki przeciw...
Przeczytane:2018-02-16,
Książka w której trudno zorientować się o co właściwie chodzi. I trzeba naprawdę lubić magię i fantasy by się nią nie zmęczyć.
W skrócie wygląda to tak - dwie korporacje zarządzające światową magią: Kazan i iMagia walczą o to, w jaki sposób wykorzystywać ją w dziejach świata. Kazan chce by była ona przeznaczona wyłącznie do czynienia dobra, iMagia pragnie ją skomercjalizować i sprzedawać do dowolnych, także tych niegodziwych, celów.
Zrozumienie o czym jest ta książka przyszło mi ze sporym trudem. Bohaterowie co i rusz przerzucają się skomplikowanymi magicznymi pojęciami, zaklęciami, imionami współpracowników itp. Wydobycie z tego wszystkiego główniej akcji sprawiło mi nie mały problem. Być może łatwiej byłoby mi pojąć o co w tej powieści chodzi gdybym przeczytała jej pierwszą część ("Ostatni Smokobójca), choć autor zastrzega że nie jest to konieczne. Nie ma sensu jednak teraz nad tym gdybać, najpierw przeczytałam część drugą, niezbyt przypadła mi do gustu, więc po pierwszą raczej nie sięgnę.
To że "Pieśń Kwarkostwora" mnie nie zachwyciła nie znaczy że nie posiada ona żadnych plusów. Dla mnie jest po prostu zbyt chaotyczna, jednak warto zauważyć że mimo iż motywem przewodnim jest magia, nie powiela ona po raz kolejny historii Harry'egp Pottera, jak dzieje się to w przypadku wielu innych współczesnych powieści fantasy. Nie mamy tu na szczęście szkoły magii i nastoletnich czarodziejów, lecz organizacje przypominające współczesne korporacje oraz magów-biznesmenów. Książka ta jest też adresowana do starszych niż "Harry Potter" czytelników - starszych nastolatków i młodych dorosłych. Świadczy o tym nie tylko miejsce akcji, ale przede wszystkim język w którym mnóstwo pojęć zapożyczonych jest ze współczesnej polityki, ekonomii i nauki.
Całokształt językowy stanowi kolejny walor "Pieśni Kwarkostwora". Ogromnie zabawny, pełen neologizmów, wieloznaczności (chociażby w imionach i przydomkach bohaterów), gier słownych stanowić musiał nie lada wyzwanie dla tłumacza Bartosza Czartoryskiego, z którym ten jednak poradził sobie doskonale.
Kolejną zaletą są dwa główne wątki czy też motywy przewodni powieści (pod warunkiem że się je odnajdzie w gąszczu szczegółów). Pierwszy to oczywiście nieustanna walka dobra ze złem (chyba nie muszę pisać co wygrało), drugi zaś - o wiele bardziej nowatorski- to wszelkie powiązania magii i nauki. Wiele magicznych wyrażeń występujących w tekście zostało zapożyczonych z terminologii naukowej, głównie z fizyki. Poza tym w procesach fizycznych można też odnaleźć analogie do niektórych występujących w książce zaklęć i ich konsekwencji. Nie jest to moim zdaniem przypadek, bo czyż to co dla nas jest wysoką technologią opartą o prawa matematyki i fizyki dla naszych przodków nie byłoby magią? Przypominają mi się w tym momencie książki Wojciecha Cejrowskiego, w których członkowie dzikich plemion nazywają magią takie zjawiska jak burza piaskowa czy przepływy i odpływy wód, w świecie cywilizowanym już dawno naukowo przebadane i wytłumaczone. A czyż "magią" nie jest sieć komórkowa i łącze wi-fi? Kto wie, czy za jakiś czas nie zastąpi ich jakaś sieć telepatyczna... Może więc i te zjawiska które nam wydają się magiczne, dla naszych praprawnuków będą zwykłymi dziełami zdolnych naukowców i inżynierów?
Książka ta przeznaczona jest przede wszystkim dla wielbicieli gatunku, jest bowiem tak naszpikowana fantastyką że czytelnik za nią nie przepadający lub dopiero zaczynający z nią przygodę może szybko doznać uczucia przesytu i pogubić się w tych wszystkich skwarach, kwarcach i fantomach. Jednak dla miłośników powieści "magicznych" może być to jedna z bardziej interesujących pozycji, wprowadzająca nieco inne klimaty do świata opanowanego przez podopiecznych wszelakich szkół magii.
Recenzja pochodzi z mojego bloga "Świat Powieści": http://swiat-powiesc.blogspot.com/