Wydawnictwo: Solaris
Data wydania: 2010-06-29
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 386
WIELKI PIERŚCIEŃ: DRUŻYNA PIERŚCIENIA
Można powiedzieć, że to niepozorna powieść: ani za gruba, ani szczególnie oryginalna, jeśli sądzić po samym opisie. A jednak Pierścień to kawał porywającej, fascynującej i zachwycającej fantastyki, przy której 90% współczesnych dzieł z tego gatunku może się, kolokwialnie mówiąc, schować. Bo dzieło Nivena ma w sobie wszystko to, czego oczekuje się od dobrego SF: przekonującą, poruszająca wizję, świetne pomysły, intrygujące pytania, spektakularne sceny, dobrze skrojonych bohaterów, głębię, krytykę naszych ciągot, a także lekkość i pazur, które sprawiają, że całość czyta się dosłownie jednym tchem.
Jest rok 2850. Louis Wu jest zwyczajnym, znudzonym Ziemianinem. Osiągnął wiek dwustu lat, jednak stanu zdrowia i kondycji mógłby mu pozazdrościć niejeden młodzik, i dalej nie wie za bardzo, co ze sobą począć. Co pewien czas dopadają go tego typu problemy, rzuca się wtedy w wir kosmicznych podróży, wracając i obserwując, jak zmienił się świat. W tym odnajduje jeszcze jakąś rozrywkę, ale najnowszy świat już go nuży. Świat, gdzie dzięki teleporterom zniknęły granice i języki, a ludzie nie potrafią już nawet powiedzieć, gdzie na mapie leży jakie miasto, kraj, bo dzieli ich od nich jedynie dystans ułamków sekund potrzebnych na podróż.
Wszystko jednak zmienia się w dniu dwusetnych urodzin, kiedy to Wu zostaje „uprowadzony” przez jednego z laleczników Piersona. Kosmici ci opuścili niegdyś tę część wszechświata, uciekając przed eksplozją jądra galaktyki – eksplozją, którą ludzie się nie przejmują, bo jej skutki dosięgną ich za jakieś dwadzieścia tysięcy lat. Dlaczego jeden z nich pojawił się teraz i sprowadził tu Wu? Bo w kosmosie odkryty został dziwny pierścień, olbrzymia budowla z własną grawitacją i warunkami do stworzenia tam świata miliony razy większego od Ziemi. Najpierw jednak trzeba to zbadać, dlatego lalecznik zbiera ekipę kosmitów skłonnych do tej misji, a Wu, z jego znudzeniem, logicznym umysłem i pragnieniem przygód, nadaje się do tego zadania idealnie. W ten oto sposób drużyna trafia na Pierścień i zaczyna odkrywanie niezwykłych rzeczy, jakie tam na nią czekają…
Całość mojej recenzji na portalu NTG: https://nietylkogry.pl/post/recenzja-powiesci-pierscien/
Grupa kolonistów z Ziemi wyrusza na statku kosmicznym ARGOS poza Układ Słoneczny. Docierają do Planety Przeznaczenia. Prowadząc badania naukowe, przygotowują...
System podwójnej gwiazdy T3 i LeVoy zasiedlają potomkowie ziemskich kolonistów. Żyją w warunkach zbliżonych do nieważkości na struktueach zwanych drzewami...
Przeczytane:2021-09-02, Ocena: 6, Przeczytałam,
Akcja się wlecze, bo zanim trafisz na Pierścień są urodziny, zbiorowisko, planety i tak dalej. Niektórych czekanie może zmęczyć, no mnie akurat nie. Ja tam nigdy nie byłam wielką fanką wartkiej i napiętej akcji, strzelanin i fajerwerków. I wolałam kosmiczne dysputy o życiu niż całą otoczkę 'łaa! kosmos! ciesz się!" A tu?
Trochę uboga ta ekspedycja, spodziewałam się bardziej flotylli z naukowcami, wojskiem i taką blondynką w białek kiecce, która piszczy i wszystkiego się boi i przeżyje, a jej biała kiecka nawet plamkę błota nie spotka (chociaż jest Nessus, ale łon to szalone jest. No i Teela, ale akurat jej przypadłą klasyczna rola kobiety lat 70). Za to jest czwórka i już rozumiem, że gdyby było ich więcej, to byłoby tłok.
A potem trafiasz na Pierścień, niby nie-lądując, ale jednak wpadając na górę (nie mogę, góra, a 'góra', że tego od razu nie zauważyłam) i definitywnie pozbawiając się drogi ucieczki. Z tym że ta droga pojawia się pod koniec powieści i przychodzi wrażenie 'to po jaką cholerę tyle się tłukli, skoro rozwiązanie było tak blisko?'. Może po to, by pooglądać co na tej megastrukturze jest. A jest sporo i chociaż nie wszystko potrafię sobie wyobrazić, to opisy robią wrażenie.
Książka kończy się tak... niespodziewanie. Nie wiem, czy ucieczka się udała. Nie wiem, czy przeżyli. Nie wiem, nie wiem, chociaż patrząc na to, że jest część następna - wiem ;) Miałam wrażenie, że w ostatnich rozdziałach nasza grupa była coraz bardziej zmęczona. Tym. Wszystkim. I ja też, tak troszeczkę.
Z początku czytanie szło mi ślamazarnie. Co rusz musiałam sobie mówić 'Iwona, to 1970 rok, on tego nie wiedział', bo łatwo mi teraz powiedzieć, że to jest niemożliwe, booo nauka w 1999r. powiedziała że... Rozumiecie, nie? I chyba dlatego opisy działania technologii są zagmatwane, nielogiczne. Ale, macham ręką i spoko.
Później nie machałam, bo jak wspomniałam, na równi z przygodami zaczęły się pogadanki o życiu i śmierci i problemy egzystencji. A takie pogadanki to ja lubię. Seksizm trochę uwierał, chociaż może w przyszłości rola kobiet sprowadzi się do roli 'chętnego ciała'? Co prowadzi do innej myśli - czas leci do przodu, postęp rozwinął ludzi, a jednak wciąż tkwimy przy szufladkowym odgrywaniu ról.
Czy będę chciała sięgnąć po drugi tom? Tak, ale... dorwać kolejny, albo kolejny-kolejny tom graniczy z cudem.