Jest to ocenzurowane wydanie książki "Pięć lat kacetu" z 1982 roku.
Autor Stanisław Grzesiuk pięć lat spędził w obozach koncentracyjnych w Dachau, Mauthausen i Gusen. W książce tej opisuje jak to zrobił, że udało mu się przeżyć tyle lat w obozach.
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Data wydania: 1982 (data przybliżona)
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 398
Język oryginału: polski
Czy o pobycie w obozie koncentracyjnym można pisać tak .... zwyczajnie i swobodnie? Można! Stanisław Grzesiuk to zrobił. Właśnie w taki sposób spisał swoje wspomnienia z czasów, gdy był więźniem obozu koncentracyjnego. Ba! Był aż w trzech obozach (Dachau, Mauthausen i Gusen). Był więźniem praktycznie przez całą wojnę, czyli pięć lat! Pięć długich lat w kacecie! Jak?! Jak udało mu się przetrwać?
Sam Grzesiuk nie ukrywa, że przeżyć pomogło mu czerniakowskie zahartowanie. Hart ducha! To było istotne! Istotne było też to, że w momencie zamknięcia w obozie był młodym, zdrowym i przyzwyczajonym do fizycznej pracy chłopakiem. Był też przyzwyczajony do bójek, a w swoim życiu łomot dostał nie raz. Miał też swój spryt (tudzież cwaniactwo) i ... nie bał się ryzyka. Szybko zorientował się, co należy robić, aby zwiększyć swoje szanse na przeżycie. Bo pewności przeżycia nie miał nikt. Byli w piekle. Byli w miejscu, gdzie śmierć można było spotkać na każdym kroku. Ta śmierć była tak powszechna, że na Grzesiuku w pewnym momencie przestała robić wrażenie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to okropne, ale... miał odwagę się do tego przyznać.
Jedzenie. Trzeba było robić wszystko, aby najczęściej jak się da, zdobyć dodatkowe porcje jedzenia. Nawet takiego, którego przed wojną do ust by nie zbliżył. To było kluczowe!
Praca. Trzeba było robić wszystko, aby najczęściej jak się da, nie pracować. Trzeba było migać się od pracy ile wlezie. Trzeba było zabiegać o to (jak trzeba to i przekupić), aby trafić do pracy jak najlżejszej, blisko kuchni i pod dachem. Trzeba było też trafić do takiego komanda, które dla efektywności pracy powinno długo pozostać w niezmienionym składzie.
Szczęście. I to nie łut szczęścia, a cała jego masa. W obozie wszystko było ryzykowne. Wszystko mogło doprowadzić do utraty życia.
Grzesiuk przetrwał. Nie zawsze był dumny ze wszystkiego, co robił. Był przerażony swoją obojętnością na śmierć drugiego człowieka. Uruchomił całe pokłady swojego sprytu, aby zawsze jak najlepiej odnaleźć się w sytuacji. Przeszedł wszystkie etapy obozowego życia. Tak, był nawet muzułmanem! Wyczołgał się z tego stanu. Mało tego! Gdy stanął na nogi na tyle pewnie, aby otoczyć opieką słabszych, zrobił to.
Honor. Swój honor trzeba mieć. Tak, nawet tutaj, w obozie! Grzesiuk doskonale pamiętał wszystkie upokorzenia, które spotkały go nie tylko od strażników, SSmanów, kapów... także od współwięźniów. Dlatego sam nie upokarzał słabszych. A kiedy los się do niego uśmiechnął i był w obozie na tyle urządzony, że mógł zadbać nie tylko o siebie, ale też o innych - wspierał ich. Dawnych urazów nie wyrzucał z pamięci, ale też nie szukał zemsty.
Przeżył. Pobyt w obozie zabrał mu najpiękniejsze lata jego młodości. Zabrał mu zdrowie. Zabrał mu pięć lat życia! Nie zabrał mu honoru, godności i ... humoru. Przeżył także dzięki niemu!
Kto nie zna wspomnień Grzesiuka niech nadrabia przy najbliższej okazji. Pierwszy raz czytałam "Pięć lat kacetu" w liceum. Później co jakiś czas wracałam do tych wspomnień.
Wspomnienia z kręgów piekieł
Książek o tematyce obozowej powstało wiele, a zdecydowana większość z nich jest skondensowaną porcją okrucieństwa i cierpienia. Powszechna jest opinia, że o niektórych sprawach nie powinno się pisać w inny sposób, niż pełen podniosłości, patetyzmu oraz szacunku dla tragedii milionów uwięzionych ludzi. O życiu codziennym w obozie pisze się raczej dość ogólnikowo, skupiając na najmakabryczniejszych jego elementach: torturach, egzekucjach, krematoriach, eksperymentach „medycznych”. Stanisław Grzesiuk nie mitologizuje rzeczywistości obozowej i oprowadza czytelnika po kolejnych kręgach piekieł, opowiadając historię swojego pięcioletniego uwięzienia w Dachau, Mauthausen i Gusen, mówiąc przede wszystkim o codzienności.
Wielu więźniów po trafieniu do obozu umierało w ciągu pierwszych miesięcy, czasem udawało się komuś przeżyć rok czy dwa (zwłaszcza uwięzionym po roku 1943), ale przeżycie pięciu lat w trzech obozach jest prawdziwą rzadkością i wymaga nie tyle woli walki, co instynktu przetrwania, którego z pewnością Stanisławowi Grzesiukowi nie brakowało. Główny bohater jest człowiekiem, który wzbudził we mnie ogrom sympatii – zawadiacki, warszawski cwaniaczek, często bezczelny i pewny siebie. W najgorszych latach potrafi wtopić się w obozowe tło, nie rzucać w oczy strażnikom i będąc tak zakamuflowanym, przewegetować czas największego terroru, głodu i upodlenia. Kiedy dla więźniów nadchodzą lepsze czasy Grzesiuk kombinuje, handluje, wymienia i robi wszystko, by wymigać się od pracy i bicia. Ostatecznie umacnia swoją pozycje w obozie i zjednuje sobie sympatię więźniów oraz osób funkcyjnych. Kiedy trzeba poczęstuje papierosem, kiedy indziej przywali w mordę – prosty człowiek z zasadami, którego nic nie zdołało złamać. Najbardziej poruszające jednak jest to, że tyle lat przeżytych w zimnie, skrajnym głodzie i strachu nie zabiło w nim człowieczeństwa i to człowieczeństwo w czasie lektury momentami ściska za gardło.
Relacja Stanisława Grzesiuka, człowieka, który przetrwał tyle lat w niewoli, jest pod względem historycznym niezwykle cenna, ponieważ ukazuje różnice (np. organizacyjne i sanitarne) pomiędzy kolejnymi obozami, powstawanie i organizację nowego obozu, a także zmiany zachodzące w dyscyplinie i podejściu do więźniów, wraz z rozwojem sytuacji na frontach drugiej wojny światowej.
"Pięć lat kacetu" jedną z najbardziej wartościowych historii obozowych, jakie do tej pory przeczytałam. We wstępie do nowego wydania umieszczono recenzję książki z 1958 roku, która mówi, że wszystkie podniosłe dzieła o tematyce obozowej, skupiające się na najokrutniejszych jej aspektach, nie ukazują całej prawdy, tak jak całej prawdy nie pokazują wspomnienia Grzesiuka, który wiele tematów z obozowej rzeczywistości traktuje pobieżnie. Jednak poznając wszystkie strony tej samej historii mamy szansę, by prawdę odnaleźć.
Bardzo chciałabym, żeby wspomnienia Stanisława Grzesiuka znalazły się w kanonie lektur obowiązkowych, jako przeciwwaga dla takich pozycji jak: "Zdążyć przed Panem Bogiem", czy "Proszę państwa do gazu", jednak nie mam złudzeń - ten moment szybko nie nastąpi. Autor poruszył zbyt wiele niewygodnych tematów: powszechny homoseksualizm w obozie, niechęć do powstańców warszawskich, niemieccy cywile pomagający więźniom – to nie jest zgodne z linią programową. Podobnie jak postawa głównego bohatera, który nie wpisuje się w schemat niezłomnego, ale biernego, szlachetnego człowieka, oczekującego na wyzwolenie lub śmierć. Stanisław Grzesiuk bierze los w swoje ręce, potrafi dostosować się do każdych warunków – do bólu bezpośredni, cwaniaczkowaty, pragmatyczny, często brawurowy, pełen pogody ducha i ludzkich odruchów – oczywiście w miarę rozsądku.
Naprawdę żałuję, że młodym ludziom w szkołach od lat serwuje się półprawdy, pokazuje tylko jedno oblicze obozów i nie daje szansy na odkrycie losów autora "Pięciu lat kacetu", chociaż napisane są one znacznie prościej i przystępniej, niż lektury obowiązkowe. Czytajcie i przekazujcie tę historię dalej. Pamiętajcie o Staszku z Czerniakowa.
Pewnie zdziwię wielu z Was, ale tę książkę Grzesiuka po raz pierwszy przeczytałam jak miałam 12 lat. Jako młoda dama sięgnęłam po literaturę obozową ponieważ chciałam poszerzyć wiedzę z lekcji historii i ... nie chciało mi się czytać zadanej lektury a konkretnie klasyki "W pustyni i w puszczy", która wydawała mi się nudna. Patrząc z perspektywy czasu wiem co mnie ujęło. Rzeczywista relacja inna niż troszkę nudna i naciągana przygoda w Afryce. Do książki Grzesiuka wróciłam jeszcze za kilka lat, ale czytałam ją fragmentami. Kilka dni temu przeczytałam ją znów w całości w formie elektronicznej za sprawą wznowienia tytułu przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka. To wydanie jest wyjątkowe, bo bez cenzury i skreśleń.
Kim jest Autor? Urodzony w 1918 roku pisarz i pieśniarz został okrzyknięty Bardem Czerniakowa. W tej publikacji Grzesiuk to przede wszystkim więzień obozów koncentracyjnych, zniewolony i skrzywdzony człowiek, któremu udało się przeżyć pięć długich, ciężkich lat kacetu. Dachau, Mauthausen i Gusen to miejsca w których za drutami Stanisław Grzesiuk żył i czekał na wolność nie mając pewności, że tego czasu doczeka. Każdy dzień był drogą przez mękę.
"Pięć lat kacetu" to literatura obozowa. To wspomnienia napisane bez patosu, bez podniosłego stylu. Język użyty przez Autora jest prosty i potoczny, relacja szczera i bezpośrednia. I co może wielu zdziwić jest w niej miejsce na humor. Właśnie tak podszedł do owej rzeczywistości młody człowiek, któremu zabrano wolność. I pewnie taki nastrój pomógł mu wytrwać w trudnych warunkach, gdzie ciągle musiał ocierać się o śmierć.
Tekst zszokuje pewnie wielu odbiorców zwłaszcza tych młodych. Grzesiuk pokazał bowiem życie obozowe jako szczerą, brutalną rzeczywistość bez zbędnych słów i patosu. To prawda w pełni naga. To relacja szczera i brutalna, która bez osłonek pokazuje obozowe życie i szarą codzienność więźniów w pasiastych ubraniach. Tu nie ma miejsca na beletrystykę, na podniosły styl. Może szokować, że o okrutnej rzeczywistości w którą trwale wpisana jest śmierć Autor opowiada jak o zwyczajnym świecie. Autentyczność była bowiem głównym celem, a na woal okalający to, jak było zabrakło świadomie miejsca.
Debiut pisarski (rok 1958) okazał się niezwykle udany, a książki błyskawicznie znikały z księgarskich półek. Różnie tę publikację oceniano - chwalono i krytykowano. Nie można jej jednak odmówić wysokiej oceny za autentyczne świadectwo.
"Pięć lat kacetu" to książka trudna i wymagająca. Nie dla osób, które nie mają mocnych nerwów. Jej treść pokazuje jakie piekło uczyniono w imię chorej idei i jak bardzo okrutny dla człowieka może być drugi człowiek. Ale to nie cały przekaz. Na przykładzie Stanisława Grzesiuka możemy też ujrzeć jak wiele jest w stanie przeżyć człowiek, jak bardzo organizm ludzki i psychika może mocno nagiąć się do rzeczywistości by przetrwać. Humor i specyficzne spojrzenie na świat może być maską, która ma pomóc przeżyć koszmar i totalne dno piekła.
Naturalizm jest tutaj ogromnym walorem, który pozwala poznać realną rzeczywistość, która była przez wiele miesięcy światem dla tysięcy ludzi, dla wielu ostatnim, ale i dla jednostek takim, który udało się przetrwać.
Mocą głównego bohatera jest jego postawa, którą naznacza cwaniactwo i luz. Tam, w czasie wojny wszystkie chwyty były dozwolone. Liczyło się by przeżyć. Grzesiuk pokazuje niezwykle wyraziste, realne obrazy, które współczesnego czytelnika mogą mocno zszokować, wzruszyć i przyprawić o niedowierzanie. Pokolenie więźniów obozów już praktycznie wymarło. Prawda o tamtych czasach jest potrzebna, by nigdy nie powtórzyć tamtego zła. Ta książka jest niezwykle ważnym i cennym świadectwem, dokumentem na wagę kronik, które powinny być ludziom polecane i rekomendowane.
Starałam się czytać tę publikację gdy było jasno, nigdy przed snem, bo bałam się że do krainy snu wkroczą wydarzenia tamtych lat. Chwilami tekst doprowadzał mnie do łez, bywało, że musiałam odłożyć książkę by ochłonąć bo emocje przesłaniały zbyt mocno cały świat. Mimo tych trudności warto podjąć się tej lektury i przeżyć obozową gehennę nakreśloną oczami Grzesiuka.
To cenna lekcja historii, którą powinien poznać każdy człowiek.
Stanisław Grzesiuk przez pięć lat był więźniem obozów koncentracyjnych- w Dachau, Mauthausen i Gusen. Jest jednym z nielicznych, któremu udało się przeżyć w obozach tyle czasu.
Codziennie czy to w dzień czy w nocy, był świadkiem strasznych scen bicia, torturów, mordowania, chorób, głodu (sam niejednokrotnie został ciężko pobity, doświadczył głodu i chorób).
Jak nikt inny potrafił opisać gorzką prawdę.
Jego podstawą przeżycia w obozach było miganie się od pracy oraz organizowanie jedzenia:
"Kto chciał przeżyć, nie wolno mu było bać się śmierci, bo każdy, kto chciał żyć, a bał się śmierci - bał się narazić na bicie i wykonywał ściśle zarządzenia, czekając na cud i koniec wojny, że go zwolnią albo że przetrzyma. Gdy się zorientował, że się kończy, za późno już wtedy było na zryw i dla takiego zostawało tylko krematorium."
O biciu pisał tak:
"Do bicia można się przyzwyczaić, tak że nie robi już żadnego wrażenia, a ból przestaje być bólem. Nie mogłem tylko przewidzieć, gdzie, kiedy, od kogo i za co otrzymam uderzenie, które mnie uśmierci - wszystkie inne uderzenia to drobiazgi, coś, co było nierozłącznie związane z codziennym życiem. Nieraz ktoś chwalił się, że miał bardzo dobry dzień, bo przez cały dzień oberwał tylko cztery razem kijem."
Mimo tak strasznych warunków nigdy nie opuszczał go dobry humor oraz potrafił utworzyć w obozie orkiestrę muzyczną.
W jednym zdaniu można podsumować, że jest to wstrząsająca relacja człowieka, który przeżył piekło obozów koncentracyjnych i był w stanie to wszystko opisać z taką dokładnością do dat, nazwisk, miejsc.
Polecam wszystkim przeczytać.
Nieznane opowiadania i felietony barda warszawskiej ulicy. Czytelnicy pokochali Stanisława Grzesiuka - autora kultowej trylogii - za humor, honor i prawdę...
Kiedy mówię, że w obozach starano się wszystkimi możliwymi sposobami zabić w człowieku uczucia, upodlić go, zrobić z niego nieboszczyka już za życia...
"Kto chciał przeżyć, nie wolno mu było bać się śmierci, bo każdy, kto chciał żyć, a bał się śmierci - bał się narazić na bicie i wykonywał ściśle zarządzenia, czekając na cud i koniec wojny, że go zwolnią albo że przetrzyma..."
Więcej