Wzruszająca powieść o wielkiej miłości dla wielbicieli "Alibi na szczęście" i "Domu nad rozlewiskiem".
Tego miejsca nie znajdziesz w Internecie. Nie mówią też o nim w telewizji. Mimo to wszyscy wiedzą, że w pobliżu jednego z mazurskich jezior, pośród drzew i krętych leśnych alejek znajduje się Pensjonat samotnych serc. Stary, piętrowy dom, w którym zawsze możesz liczyć na wsparcie i zrozumienie. Dom, którego gospodyni, pani Wiesia, robi najlepszą szarlotkę na świecie i wszystkich gości traktuje jak własne dzieci.
Dom, którego tak bardzo teraz potrzebujesz.
Matylda przyjeżdża do Pensjonatu z tajemnicą, której boi się wyjawić nawet pani Wiesi. Dlaczego milczy i codziennie płacze przed snem? Przed kim się ukrywa? Kogo tak bardzo się boi?
Jedyna osoba, przy której Matylda czuje się bezpiecznie, to syn pani Wiesi, pomagający kobiecie przy prowadzeniu Pensjonatu i próbujący dojść do siebie po rodzinnej tragedii. Dwa samotne serca dostaną szansę zabić tym samym rytmem. By tak się jednak stało, Matylda musi stawić czoła bolesnej przeszłości, która nie daje o sobie zapomnieć.
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2020-07-15
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 384
Nie znajdziesz go w żadnym przewodniku, ani na żadnej mapie. Nie prowadzi do niego żaden drogowskaz. W samym sercu Mazur, w pobliżu jednego z jezior, w starym piętrowym domu, mieści się on – Pensjonat Samotnych Serc. To miejsce stworzone z myślą o tych, którzy szukają wsparcia i zrozumienia.
Matylda znajduje się na życiowym zakręcie. Długo bije się z myślami i dręczącym sumieniem, aż wreszcie podejmuje ważną decyzję. By się z nią zmierzyć na blisko miesiąc trafia pod skrzydła pani Wiesi, właścicielki Pensjonatu. Kobieta zakochuje się od razu w miejscu i uroczej starszej pani, która choć praktycznie obca potrafi wyczytać z niej więcej niż najbliższa przyjaciółka. Pensjonat ma jeszcze jednego mieszkańca, który próbuje uporać się z echami życiowej tragedii – to syn pani Wiesi, mrukliwy i zamknięty w sobie Artur.
„Pensjonat Samotnych Serc” Zofii Ossowskiej to urocza opowieść, którą przeczytałam z dużą przyjemnością. Choć nie przepadam za literaturą obyczajową, tym bardziej za tą kierowaną typowo dla kobiet, historia Matyldy Jaśmin skradła moje serce. Może dlatego, że na samą powieść był pomysł, a Ossowskiej udało się stworzyć bohaterów z krwi i kości. Choć akcja powieści należy do tych przewidywalnych nie odbiera to zupełnie przyjemności z czytania. Tego typu historie mogą być dobrą odskocznią od krwawych historii i powieści wymagających analizowania i wyciągania wniosków.
Powieść Ossowskiej choć z pozoru lekka dotyka ważnych kwestii. To historia walki, ale nie tej fizycznej, a walki z samym sobą, z decyzjami, walki o lepsze jutro. Choć historia Matyldy w dużej mierze pełna jest bólu i smutku, to znajdzie się również miejsce dla nadziei i miłości. Ossowska pod przykrywką banalnej historii pokazuje, że los w każdej chwili może odwrócić swoje karty, dlatego nie warto tracić wiary w lepszą przyszłość. To historia w głównej mierze miłosna, ale na szczęście nie pozbawiona szczypty humoru.
Powieść ma swoją magię i klimat. Ciepło i życzliwość właścicielki Pensjonatu emanują na całe otoczenie, a także na nas, czytelników. Lektura pozytywnie nastraja i karze wierzyć, że dobro ma przewagę nad złem. Fanom niebanalnych obyczajówek – polecam.
W pobliżu jednego z mazurskich jezior znajduje się Pensjonat Samotnych Serc. Stary, piętrowy dom, którego gospodyni, pani Wiesia, robi najlepszą szarlotkę i troszczy się o dobro wszystkich swoich gości. Odwiedzają ją osoby, które pogubiły się w życiu i mają problemy, z którymi nie są w stanie sobie poradzić w pojedynkę. Matylda planowała ucieczkę od męża od miesięcy, ale dopiero teraz decyduje się na ostateczny krok.
Na początku nie miałam zamiaru czytać tej książki. Zamówiłam ją z myślą o mojej babci bo po opisie wydawało mi się, że to idealny tytuł dla niej. Z ciekawości zaczęłam czytać pierwszy rozdział i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że mi się podoba. Od samego początku była bardzo ciepła i wzruszająca. Nie jest oczywiście idealna, ale oceniłam ją na mocne 3,5/5 gwiazdek. Autorka wykreowała cudownych bohaterów, a w szczególności panią Wiesię. Starsza pani prowadząca pensjonat docenia każdą chwilę i cieszy się z małych rzeczy. Do tego wspiera zupełnie obce jej osoby i traktuje je jak własną rodzinę. W książce ze względu na pensjonat, w którym pojawiają się osoby z problemami życiowymi poruszanych jest wiele poważnych tematów. Nie jest to może książka, do której będę wracać myślami i długo o niej pamiętać, ale dobrze się bawiłam podczas czytania.
„Pensjonat Samotnych Serc” Zofii Ossowskiej to książka, którą pokochałam od pierwszych stron.
Pełna ciepła opowieść o tym, że życie bywa okrutne, ale potrafi także zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Przekonali się o tym bohaterowie tej książki.
Tytułowy pensjonat to dom, który prowadzi niezwykłe ciepła i wrażliwa na krzywdę innych pani Wiesia. Po śmierci męża postanowiła, że stworzy miejsce, w którym każdy będzie mógł odpocząć i wyleczyć swoją duszę. Pani Wiesia to kobieta jakich mało. Nie da się jej nie kochać. Stara się pomóc każdemu kto tylko tego potrzebuje.
Do Pensjonatu Samotnych Serc trafia Matylda, która ucieka przed mężem tyranem. Ma nadzieję, że u pni Wiesi znajdzie spokój i zrozumienie. Być może Matylda nie tylko pomoże sobie, ale również Arturowi, synowi gospodyni, który przeżywa osobistą tragedię. Mężczyzna dopiero przed Matyldą powoli się otwiera i walczy ze swoimi demonami.
Ta książka skrywa w sobie całą paletę uczuć. Raz wywołuje uśmiech na twarzy, a miejscami doprowadza do łez. W szczególności jak dowiadujemy się co przytrafiło się rodzinie pani Wiesi.
Ogromnym atutem książki jest jej przepiękna okładka, która wręcz zachwyca i zachęca do sięgnięcia po tę książkę.
Mam już za sobą jedną książkę pani Zofii i uważam, że jest to świetna autorka, która idealnie bazuje na emocjach.
Jestem bardzo ciekawa dalszych losów bohaterów i z niecierpliwością czekam na drugą część.
Tego miejsca nie znajdziemy w internecie. Miejsca magicznego, które potrafi sklejać złamane serca. Miejsca, prowadzonego przez przesympatyczną panią Wiesię:)
Właśnie do takiego pensjonatu trafia Matylda. Dziewczyna jest poraniona przez życie i ucieka przed nieszczęśliwą miłością. Ma nadzieję, że w pensjonacie odnajdzie spokój i zacznie życie na nowo.
Syn pani Wiesi, Artur, też w życiu nie jedno przeszedł. Pomaga matce przy pensjonacie i po jakimś czasie nawiązuje z Matyldą nić porozumienia. Czy znajdą siłę, żeby zapomnieć i przeszłości i rozpocząć wszystko na nowo?
Książka jest niesamowicie klimatyczna. Do takiego pensjonatu każdy z nas chciałby trafić. Zaszyć się nad mazurskim jeziorem, we wsi Borówki, i odnaleźć ciszę i spokój.
Końcówka książki zaskakuje i wiemy, że będą kolejne części tej historii, po która bardzo chętnie sięgnę. Książkę polecam na wakacje oraz jaką miłą lekturę przed snem:)
Cudowna, poruszająca opowieść o miłości, która przepełniona jest emocjami, bólem i wzruszeniem. Podczas czytania niejednokrotnie w oczach pojawiały się łzy, a serce rozpadało się na kawałki.
Historia, która na długo zostanie w pamięci. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, ale zdecydowanie nie ostatnie. Wprost ją pokochałam!
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.
Jak to jest, że za każdym razem gdy sięgam po powieść obyczajową podejrzewam jak się ona skończy, a i tak całość czytam z zapartym tchem? Tak było i podczas czytania "Pensjonatu Samotnych Serc" Zofii Ossowskiej.
Pensjonat Samotnych Serc, czyli pensjonat w którym każda zraniona dusza znajdzie ukojenie. Prowadząca go pani Wiesia jest znana w całej okolicy ze swojej życzliwości oraz pysznych szarlotek. Tym razem do tego zacisznego miejsca, o którym nie znajdziecie ani jednej wzmianki w Internecie, przyjeżdża młoda kobieta z Warszawy - Matylda. Jakie tajemnice skrywa jej przeszłość oraz co ukrywa tajemniczy syn właścicielki pensjonatu?
Już od pierwszych stron dałem się wciągnąć w historię tej doświadczonej przez los kobiety, Matyldy. Z każdą stroną coraz lepiej poznajemy jej przeszłość, tworząc zarys jej prawdziwego życia, które skrywało się pod otoczką idealnego życia. Powieść ta pokazuje, że nie zawsze wszystko jest takie, jak nam się wydaje. Niejednokrotnie podejmujemy decyzje, które odbijają się na naszym całym dalszym życiu. Nie zapominajmy jednak, że zazwyczaj mamy przy sobie bliskie osoby którym możemy się zwierzyć ze swoich problemów.
Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że aż tak bardzo polubię czytać powieści obyczajowe, zdziwiłbym się. Jak teraz jednak widzę, mają one w sobie to coś co wzbudza emocje w czytelniku. Może nie chodzi o skomplikowaną fabułę, zwroty akcji tylko EMOCJE od A do Z. Naprawdę, nie pamiętam kiedy ostatnio uroniłem łzy podczas czytania jakiejś powieści, tym razem jednak miało to miejsce. Szarpała mną bezsilność i wile skrajnych emocji, przez co ponownie nie mogłem się oderwać od lektury. Komu polecam? Osobom które chcą poznać ciepło płynące z serca właścicielki Pensjonatu Samotnych Serc, zagubionym duszom i oczywiście zwolennikom obyczajówek. Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie, bo ja bawiłem się świetnie podczas czytania. :)
Najnowsza powieść Zofii Ossowskiej "Pensjonat samotnych serc" miała swoją premierę przed dwoma dniami, a zatem już możecie rozglądać się w księgarniach za klimatyczną okładką, która zaprasza w gościnne progi pewnego mazurskiego pensjonatu położonego we wsi Borówki nad Mamrami.
Temu kameralnemu miejscu nie potrzeba specjalnego nagłaśniania i internetowej reklamy. Za sprawą ludzi odwiedzających pensjonat drogę do Borówek bez trudu odnajdą wszyscy poobijani przez los, którym potrzeba pewnej szczególnej rekonwalescencji. Wiesława Kasiuk jest właścicielką tego magicznego miejsca, w którym każdy może odnaleźć spokój i nadzieję. Przemiła, taktowna gospodyni, niczym dobra wróżka, służy swoją gościnnością, pomocą i uwagą. Ale terapia nie jest jednokierunkowa. Dzięki oswajaniu problemów swoich gości pani Wiesia ma szansę zagłuszyć własną rozpacz, bo i jej w przeszłości życie nie szczędziło bólu.
Za sprawą Klary - szefowej i przyjaciółki z korporacji do pensjonatu trafia przerażona Matylda Jaśmin, która decyduje się ukryć tutaj przed mężem psychopatą. Kobieta ma nadzieję znaleźć w Borówkach bezpieczny azyl, gdzie będzie mogła zebrać siły na ostateczną walkę z Wojtkiem i zdobyć się na odwagę by stawić czoła jego agresji i przemocy. Dzięki zaufaniu jakim Mati obdarzyła panią Wiesię, dziewczyna jest w stanie otworzyć się i ze szczegółami opowiedzieć smutną historię swojego życia. Ta swoista spowiedź sprawia, że Jaśminek (jak nazwała kobietę gospodyni) może nabrać dystansu do swojej trudnej sytuacji, ma szansę odbudować poczucie własnej wartości, uwierzyć w swoje możliwości i odważyć się na dokonanie radykalnych zmian. Matylda może być pewna, że zarówno Wiesia, jak i jej poturbowany przez życie syn Artur są gotowi nieść jej pomoc i wsparcie. Tym bardziej, że Wojtek nie spocznie dopóki nie sprowadzi żony z powrotem do domu...
Powieść urzekła mnie magią i klimatem. Ciepło i życzliwość właścicielki emanują na całe otoczenie, udzielają się bohaterom, a za ich sprawą oddziaływają także na nas, czytelników. Dlatego lektura tej książki tak pozytywnie nastraja do życia i pozwala uwierzyć w dobro, które ma niezaprzeczalną przewagę nad złem. To niezwykle pozytywna opowieść, dzięki której czujemy się zdeterminowani do działania, gotowi na zmiany i przekonani, że chcieć oznacza móc. I co ciekawe, wcale nie musimy znajdować się w sytuacji podobnej do bohaterów żeby poczuć siłę i moc tej historii.
Pensjonat samotnych serc to taka bezpieczna przystań dla życiowych rozbitków, gdzie zawsze znajdą dobre słowo i wyciągniętą pomocną dłoń. Powołani do życia bohaterowie naprawdę mają za sobą trudny czas i wiele spraw do przemyślenia. A gospodyni niczym dobra wróżka stara się każdego otoczyć opieką i podsunąć szczyptę życiowej mądrości. Myślę, że każdy z nas chciałby mieć na codzień taką Wiesię, do której mógłby się zwrócić z każdym problemem, albo po prostu razem pomilczeć.
Autorka bardzo dobrze nakreśliła portret psychologiczny psychopatycznego Wojtka i zwróciła uwagę na mechanizmy rozumowania i postępowania takich ludzi. Być może dzieki tej historii uda się przestrzec kogoś przed związkiem z taką osobą. Matylda bardzo przypadła mi do gustu podobnie jak jej przyjaciółka Klara. Zachowania obu kobiet są bardzo wiarygodne, adekwatne do sytuacji i z pewnością mogłyby być udziałem każdej z nas.
Bardzo ucieszył mnie fakt, że "Pensjonat samotnych serc" to pierwsze odwiedziny w Borówkach i za jakiś czas ponownie zagościmy nad Mamrami żeby poznać dalsze losy sympatycznych bohaterów i ostateczne rozwiązania niedokończonych wątków. Tym bardziej, że zakończenie zapowiada naprawdę interesujący dalszy ciąg. Jakże miło będzie znów odwiedzić Wiesię, Artura, Matyldę i pozostałych bywalców tego magicznego miejsca. To pierwsza powieść autorki jaką miałam przyjemność przeczytać i muszę przyznać, że jestem zachwycona zarówno prowadzeniem wydarzeń, jak i samym pomysłem na fabułę. W ogólnym zarysie nie jest to nic nowego, ale gdy zagłębimy się w szczegóły odnajdujemy w tej historii sporo ciekawych rozwiązań.
Powieść zainteresowała mnie od pierwszej strony. Przypadł mi do gustu styl autorki, prosty język mocno nacechowany emocjami i realizm zarówno jeśli chodzi o postacie jak i towarzyszące im sytuacje. Drażniło mnie natomiast używanie samych nazwisk na określenie bohaterów. Przecież zamiast Matylda można było użyć słowa kobieta, dziewczyna, a nie wymiennie Jaśmin i Staroń, czyli nazwisko obecne i panieńskie. Tak mi to jakoś nie pasowało, choć z czasem trochę się przyzwyczaiłam. Podział opowieści na trzy części wypadł dość sztucznie i moim zdaniem można było go sobie w ogóle darować. Całość jest spójna, klarowna i nie było potrzeby zaznaczania poszczególnych części.
Jeśli tylko gustujecie w powieściach obyczajowych z klimatem, które podejmują trudne problemy i jednocześnie pokazują jak radzić sobie z bólem, strachem, traumą, czy stratą, to "Pensjonat samotnych serc" będzie idealnym wyborem. Warto przenieść się na kilka wieczorów na Mazury by np. poddać się testowi na szarlotkę, albo spędzić miło czas wśród pięknej przyrody, ciekawych ludzi i sympatycznych zwierzaków. Tak, ten pobyt na pewno będzie udany!
W pobliżu jednego z mazurskich jezior, pośród drzew i krętych leśnych alejek znajduje się Pensjonat Samotnych Serc. Stary, piętrowy dom,którego gospodyni,pani Wiesia,robi najlepszą szarlotkę i troszczy się o dobro wszystkich swoich gości.
Matylda przyjeżdza do Pensjonatu z tajemnicą,którą boi się wyjawić nawet pani Wiesi. Dlaczego milczy i codziennie płacze do poduszki? Przed kim się ukrywa
Jedyna osoba,przy której Matylda czuje się bezpiecznie,to syn pani Wiesi, pomagający kobiecie przy prowadzeniu Pensjonatu i próbujący dojść do siebie po rodzinnej tragedii.
Dwa samotne serca dostaną szansę zabić tym samym rytmem. By tak się stało, Matylda musi stawić czoła bolesnej przeszłości, która nie daje o sobie zapomnieć.
Akcja dzieje się w tytułowym pensjonacie, prowadzonym przez panią Wiesię. Wiesia to lekarz dusz, do jej pensjonatu przyjeżdżają ludzie ze swoim złanym sercem. Jest to ciepła opowieść dająca nadzieję, że z każdej sytuacji jest jakiś wyjście. W pensjonacie szuka ukojenia Matylda, która chce. się uwolnić od męża tyrana. Opisana jest też trauma, jaką cały czas przeżywa syn Wiesi, Artur. Czy ci dwoje postanowią razem iść przez życie? W tej części nie ma na to odpowiedzi. Czekam więc na dalszą część.
Czarowne miejsce na Mazurach. Pensjonat, w którym ma się ochotę zamieszkać, choćby na krótki czas. Ludzie ze zraninymi sercami, uczuciami. Ich historie. Smak szarlotki. I sympatyczna, ciepła gospodyni. Czy wszycy przebywający w pensjonacie znajdą spokój?
Autorka znalazła równowagę, przeplatając bieżącą akcję ze wspomnieniami bohaterów poturbowanych przez los. Można nieco ochłonąć od balastu życiowego i trudnych emocji. Od razu pokochałam panią Wiesię o złotym sercu i anielskiej cierpliwości. Gospodyni azylu dla ludzi po miłosnym zawodzie troszczy się o gości. Wysłuchuje ich, koi ich serca, leczy ich smutek, daje siłę i nadzieję, napełnia szczęściem i wewnętrznym spokojem. Bohaterowie realistycznie wykreowani, z paletą zalet i wad stali się moimi znajomymi, oprócz Wojtka. Trochę sztuczne według mnie były rozmowy Matyldy z rodzicami. Akcja powieści dla mnie przewidywalna, lecz nie odebrało mi to przyjemności czytania. Byłam pewna, że to książka na jeden raz, a tu niespodzianka – emocjonujące zakończenie i ciekawość, co będzie dalej.
Książkę dobrze się czyta, chociaż z pewnymi wyjątkami. Historia Matyldy chwyta za serce. Opisy tego, przez co przechodziła, wywoływały we mnie bunt, niezgodę na takie traktowanie kobiety i przyprawiały o ciarki. Autorka wiarygodnie opisała zachowanie ofiary i jej kata, mechanizm działania psychopaty, jego metody działania i techniki osaczania ofiary. Od podszewki ukazała toksyczny związek, przebiegłość i inteligencję kata oraz bezsilność ofiary. Pokazała, jak znaleźć w sobie odwagę, by uczynić pierwszy krok ku wolności, jak być w tym wytrwałym. Autorka zwraca uwagę, by pielęgnować teraźniejszość i docenić stabilizację, zwyczajność, przewidywalność. To także obraz skomplikowanych relacji międzyludzkich i skutki wychowywania dzieci. W powieści znalazłam wiele mądrych słów o miłości i nie tylko. Rady pani Wiesi i babci Helenki „zmuszały” mnie do chwili refleksji nad życiem.
„Pensjonat Samotnych Serc” to historia dwóch wojowników, pozornie lekka, lecz tak naprawdę to batalia o siebie samych i nowe życie, wyrwanie się ze szponów trudnej i bolesnej przeszłości. Na szczęście pensjonat ma dobrą energię, emanuje magią i przyciąga do siebie samotnych ludzi, by gospodyni wyleczyła zranione dusze.
Ostatnio z przyjemnością zatrzymałam się na Mazurach. Już po raz drugi w tym roku. Za tę możliwość dziękuję Wydawnictwu Filia. Najpierw zauroczyła mnie okładka powieści, później treść...
Oczyma wyobraźni śledziłam tamtejsze widoki, łódki sunące niespiesznie po jeziorze. Jednak to, co najistotniejsze... poznałam niezwykłą gospodynię Pensjonatu Samotnych Serc. Jestem pewna, że i Wy, Drodzy Państwo zapałacie do niej sympatią.
Panią Wiesię nigdy nie ciągnęło do miasta. To na wsi było i jest jej miejsce. Wraz z mężem doczekali się syna, Artura, a później wnuczki. Niestety los nie ofiarował im dużo czasu, by wspólnie nacieszyć się bliskimi. Aby dom nie stał pusty, po śmierci męża, pani Wiesia otwiera pensjonat. Jego goście to osoby poszukujące ukojenia, spokoju. Do hotelu przyjeżdża zmęczona życiem Matylda. Dziewczyna odnalazła w sobie dosyć odwagi, by uciec od męża tyrana. U pani Wiesi chciałaby poczuć się bezpiecznie. Jej przybycie może pomóc nie tylko jej samej, ale także Arturowi, który nie potrafi uporać się z pewną tragedią, jaka wydarzyła się w jego życiu. Czy dwoje zranionych osób może wzajemnie ukoić swoje serca?
Świetna, świetna, świetna!
Jestem niesamowicie usatysfakcjonowana tą lekturą. Mam nadzieję, że i Wy będziecie. Idealna dla wielbicielek „Alibi na szczęście” - tak określa ją wydawca i ma rację. Podpisuję się pod tym zdaniem obiema rękami (i nogami) też! Ileż tutaj emocji. Od samego początku bardzo wciąga, czaruje słowem. Cudowna obyczajowa opowieść na letnie dni, których jeszcze wciąż sporo przed nami. Jeśli ktoś ma bujną wyobraźnię, podczas tej lektury może ona pracować na zwiększonych obrotach.
Pełna bólu, smutku, ale również nadziei i miłości. Pokazuje, że los w każdej chwili może odwrócić swoje karty i zaserwować słoneczne dni. Nie warto tracić wiary w piękną przyszłość.
Polecam serdecznie i wypatruję kontynuacji.
W pobliżu jednego z mazurskich jezior, pośród drzew i krętych leśnych alejek znajduje się Pensjonat Samotnych Serc. W mazurskim pensjonacie pojawia...
Piękna powieść o odwadze i wielkiej miłości, która pozwala przetrwać w trudnych czasach. Rok 1942. Do drzwi domu Rzewnickich puka uciekająca przed...
Przeczytane:2020-08-23, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2020, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2020 roku (100), Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2020,
Ludzie nieszczęśliwi często powracają myślami do przeszłości i próbują odnaleźć ten moment, to wydarzenie, tą decyzję, kiedy się pogubili, kiedy źle wybrali życiową drogę. Zastanawiają się wtedy czy gdyby dokonali innego wyboru, byliby szczęśliwsi... Tylko że takie "gdybanie" po fakcie niewiele zmienia. Zapraszam Was na Mazury, gdzie takich rozmyślań wiele unosi się w powietrzu.
"Nie warto męczyć się z kimś, przez kogo jesteśmy nieszczęśliwi." *
Wiesława Kasiuk nie dała się namówić rodzicom do opuszczenia ojcowizny, jej dom od zawsze był w pobliżu jeziora Mamry i tak miało pozostać. Gdy odszedł ukochany mąż postanowiła, że nie chce spędzić starości samotnie. To właśnie wtedy powstał Pensjonat Samotnych Serc, w którym Wiesia przyjmowała tylko i wyłącznie ludzi ze złamanymi sercami. Swoją dobrocią, cierpliwością i serdecznością gospodyni leczy zranione dusze; również popisową szarlotką!
Pewnego dnia w progu jej Pensjonatu zjawia się Matylda Jaśmin, analityczka finansowa z Warszawy. Kobieta wciąż ze strachem ogląda się za siebie, boi się nawet odbierać połączenia telefoniczne. Do ostatniej chwili nie wiedziała czy ucieczka od męża się powiedzie. Chciał ją stłamsić, uzależnić, poniżyć i odseparować od znajomych. Zależało mu na kontrolowaniu jej i udowodnieniu, że jest słaba i bezbronna. W najważniejszych, ale jednocześnie najtrudniejszych chwilach, nie było go przy niej. Matylda nie wie jak to się stało, że z ideału - za jakiego go uważała - stał się damskim bokserem.
"Nie zawsze da się jednak przewidzieć, że ktoś nam najbliższy nie jest tym, za kogo go uważamy, Że pewnego dnia zdejmie maskę i odsłoni swoją prawdziwą twarz. Obcą, budzącą w nas lęk..." **
Pani Wiesia o gołębim sercu oraz kojące otoczenie łąk i lasów sprawiły, że Jaśmin zaczęła się otwierać i po wielu łzach wypłakanych w poduszkę, opowiedziała gospodyni swoją historię. A nie jest ona łatwa i bezbolesna; wstrząsnęła nawet panią Kasiukową, która przecież podobnych opowieści wysłuchała już wiele. Matylda cofnęła się do czasów swojej pierwszej miłości, wyraziła też żal, że nie doceniła mężczyzn, którzy na nią zasługiwali i dlatego spotkała ją kara w postaci tyrana Wojtka. Opowiedziała też jak go poznała i kolejne etapy zmian człowieka, z którym żyła. Mati zdaje sobie sprawę, że teraz czeka ją najtrudniejszy moment - by się nie poddać, nie ugiąć, nie wrócić i ponownie nie dać sobą pomiatać. Czy pośród mazurskich łąk znajdzie wsparcie? Kto najbardziej pomoże jej w trudnych chwilach? Jak zakończy się ten wątek?
W powieści poznajemy nie tylko historię kobiet - Wiesi i Matyldy, ale również Artura Kasiuka - syna gospodyni. Mężczyzna od początku jest zamknięty w sobie, gburowaty i stroniący od ludzi. Jaka tragedia spotkała tego trzydziestopięcioletniego człowieka? Bardzo długo kazał czytelnikowi czekać na wyznanie prawdy. Przeczucia mnie nie myliły...
"Nie ma sensu być z kimś na siłę. Samotność wcale nie jest taka zła." ***
Zofia Ossowska już po raz drugi zabrała mnie w przepiękną podróż. Podróż w głąb człowieka, jego uczuć, pragnień, tragedii i bolesnej przeszłości. Znów udowodniła, że czas akcji nie jest najważniejszy, niezależnie od tego w jakim miejscu historii umieści swoich bohaterów to i tak czytelnik zatraci się w lekturze. "Pensjonatu Samotnych Serc" nie można czytać bez emocji. Nie wierzę bynajmniej, że ktoś tak potrafi. Podczas każdej z opowieści, wraz z narratorami przeżywałam ich smutki i radości; zaciskałam pięści ze strachu o ich los, życie, zdrowie. Zastanawiałam się, kim trzeba być, jakim "gatunkiem człowieka", by w taki sposób traktować innych i z premedytacją się nad nimi znęcać. Myślałam też o tych chwilach, gdy bohaterowie tracili bliskich i z różnym skutkiem próbowali uporać się z żałobą.
Autorka prowadzi narrację naprzemiennie - w teraźniejszości i przeszłości poszczególnych postaci, które doskonale nakreśliła. Myślę, że każdy z nas chciałby się znaleźć w tym magicznym miejscu, by pozbierać się po traumie, zapomnieć o smutku i zaleczyć rany pod okiem wróżki Wiesi. Podoba mi się pomysł na fabułę, na historie życiowe bohaterów, uwielbiam realizm w stylu Ossowskiej, która każdym zdaniem zabiera w inny świat - totalnie odcinałam się od rzeczywistości i przenosiłam do mazurskiej wsi. Dlatego bardzo cieszy mnie fakt, że to nie koniec. Zaskakujący finał powieści zwiastuje nie mniej emocji w dalszym jej ciągu, który obiecała autorka.
Moją uwagę przyciągnęły jedynie dwie rzeczy, jeśli chodzi o negatywy książki - zupełnie nie rozumiem jej podziału na części, nic to nie wnosi do odbioru lektury, nie oddziela mocno zróżnicowanych okresów czy wydarzeń. Autorka mocno nadużywała również określania bohaterów ich nazwiskami, wprawdzie nie rzutuje to na wysoką jakość powieści, ale uważam, że była lepsza alternatywa.
"Dwoje wojowników, którzy postanowili stawić czoła bolesnym przeżyciom i zawalczyć o szczęście. Cierpienie, które przez ostatnie lata niszczyło oboje od środka, połączyło ich ze sobą." ****
Podsumowując - "Pensjonat Samotnych Serc" to naprawdę wyróżniająca się pośród innych obyczajówek książka. Jest przepełniona przykrymi doświadczeniami, żalem, bólem, rozpaczą i wyrzutami sumienia; toksyczne relacje wiodą tutaj prym a żałoba, depresja i poronienia jeszcze bardziej uwierzytelniają przeżycia bohaterów z krwi i kości. Znajdziemy tutaj również motyw miłości do zwierząt, pielęgnowania pamięci ofiar II wojny światowej, pojednania i wybaczenia a także rozczarowania i wręcz śmiertelnego przerażenia. Czy wszystkie bolesne rany uleczy lekarz-czas? Koniecznie sprawdźcie sami - świetna lektura!
* Z. Ossowska, "Pensjonat Samotnych Serc", Wyd. Filia, Poznań 2020, s. 178
** Tamże, s. 66
*** Tamże, s. 179
**** Tamże, s. 382