"Z biegiem lat uodporniłem się w tym zawodzie. Nie na krzywdę dzieci, ale na patolę i ich tryb życia. Skoro jesteś dorosły, to chlej, ćpaj, żyj w syfie albo na dworcu. To w sumie twój wybór, a ja jedynie mogę ci powiedzieć, że można inaczej. […] Ale jeżeli prowadząc taki tryb życia, masz pod opieką dzieci – zabiorę ci je. I zrobię to z przepięknym uśmiechem na ustach i satysfakcją, bo wiem, że twoje dzieci, które hodujesz, dostaną szansę na inne życie. Czy z niej skorzystają? Nie wiem, ale przynajmniej będą miały wybór."
(ze wstępu)
Jak wygląda praca kuratora sądowego? Kim są ludzie, z którymi styka się każdego dnia?
Na kartach notatnika kurator opisuje realia swojej pracy. To popegeerowskie wsie, brudne dzielnice i stare kamienice, świat alkoholików, meneli, sprawców i ofiar przemocy, rozwodników wszelkimi sposobami walczących o dzieci i ludzi, których los ich dzieci obchodzi mniej niż butelka wódki. To także urzędowe absurdy, bezsensowne sprawy, papierologia, lekceważenie pracy kuratora. Świat, w którym krzywdzone dziecko jest statystyką i problemem dla służb, a kolejny patol przestał wzbudzać już jakiekolwiek emocje.
Na książkę składa się nieco ponad dwadzieścia obrazów, opisanych subiektywnie, żywym, dosadnym językiem, pozbawionych upiększeń. Autor nazywa swoich bohaterów i sytuacje po imieniu. W unikalny sposób przedstawia świat, który większości z nas jest nieznany, od którego odwracamy wzrok, a jednak stanowi on zaskakująco szeroki margines życia w Polsce.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Wydawnictwo: RM
Data wydania: 2024-02-15
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 224
Język oryginału: polski
„Taplam się w ludzkim bagnie. W ekskrementach ludzkiego życia. W gnoju. W patologii. W ludzkim syfie. Codziennie bywam na marginesie życia. Jestem...
Przeczytane:2024-01-22, Ocena: 3, Przeczytałam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu - edycja 2024,
Książka na pewno potrzebna, ukazująca specyfikę pracy kuratora sądowego, która jest bardzo trudna, wymagająca i niedoceniana, również finansowo. Autor obnaża w niej gorzką prawdę o kondycji moralnej naszego społeczeństwa i niedoskonałości polskiego prawa. Ale robi to - w mojej ocenie - w sposób nie do przyjęcia. Książka jest pełna wulgaryzmów, słów pogardy dla podopiecznych kuratora i ogólnie pretensji do wszystkich, że musi on wykonywać tak niewdzięczny zawód za marne grosze. Wyraźnie rzuca się w oczy wypalenie zawodowe pana kuratora, na szczęście już byłego. A kloaczny język, jakim się posługuje, przewyższa na pewno możliwości językowe osób, którym miał pomagać, a których nie określał inaczej jak: patol, debil, kurwa, menel, bękart...
Do tej lektury trzeba mieć mocne nerwy, ze względu na poruszaną tematykę i używane słownictwo.