Robert, bezrobotny prawnik, za namową ekscentrycznej ciotki Felicji zatrudnia się na okres wakacji w agencji detektywistycznej. Od tego momentu ktoś nieustannie go śledzi i podsłuchuje. Na prośbę przyjaciela przenosi się do jego willi. To dopiero początek szalonej historii! Jaka niespodzianka kryje się w garażu pod stertą rupieci? Kim jest krnąbrna Brygidka?
Duże pieniądze, seria pożarów na fermach hodowców gęsi, anonimowy dziennikarz i nielegalne interesy.
Robert ze swoim zespołem wyrusza na misję, która ma pomóc znaleźć rozwiązanie wszystkich zagadek…
Wydawnictwo: Skrzat
Data wydania: 2017-10-18
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 352
Język oryginału: polski
Na zaproszenie Polonii pan Tomasz leci do Nowego Jorku w związku z pojawieniem się tam kilku obrazów polskich malarzy z kolekcji hrabiego Ignacego...
Wobec trudności finansowych swojego departamentu pan Tromasz, za namową byłego zwierzchnika Jana Marczaka, przystaje na propozycję udziału w rejsie po...
Przeczytane:2020-06-16, Ocena: 2, Przeczytałam, 52 książki 2020,
„Pasztetowe wakacje” zachęciły mnie zabawnym tytułem i ciekawą okładką. Wyglądało na to, że trafiłam na lekki, zabawny kryminał, idealny na wakacyjny czas. Niestety – rozczarowałam się. Powieść jest bez wyrazu, a akcja zupełnie nie wciąga czytelnika.
Zaczyna się obiecująco: bezrobotny prawnik Robert dostaje pracę w agencji detektywistycznej, a jednocześnie przenosi się do domu przyjaciela, który wyjeżdża w podróż. Wokół Roberta zaczynają dziać się dziwne rzeczy: ktoś go śledzi, ktoś zakłada mu podsłuchy, wreszcie – atakuje… Czytelnik trochę się wciąga w akcję, ma nadzieję, że za chwilę zacznie się dziać coś konkretnego i zniknie wrażenie chaosu, które mamy od początku – ale tak się nie dzieje. Chaos nawet się zwiększa, wiele wydarzeń nie ma logicznego uzasadnienia, pojawiają się nowe postaci, które niewiele wnoszą, za to potęgują chaos.
Przeczytałam do końca, bo zwykle nie porzucam lektury – ale przyznam, że było to tylko przerzucanie stron, bez zainteresowania, bez zastanawiania się, kto i dlaczego, jaki jest cel i dokąd zmierza akcja. Dużym plusem jest wyraźna czcionka i ładny papier. Ale poza tymi szczegółami – niezbyt mi się podobało.
Drażnił mnie ten wspomniany chaos, brak logiki, dziwny humor, no i główny bohater, który denerwował mnie strasznie. Niby dojrzały mężczyzna, a zachowuje się zupełnie nielogicznie, no i to jego szowinistyczne „skarbie”… Małpa Brygidka ma więcej rozumu niż on… Może gdyby nie pierwszoosobowa narracja w wykonaniu właśnie tego osobnika, podobałoby mi się bardziej? Chociaż nie sądzę – wydaje mi się, że po prostu styl pisania pana Niemirskiego to nie moja bajka. Albo trafiłam na niezbyt udany kryminał. Mam właśnie zastrzeżenia do tej kategorii – wydaje mi się, że gdyby oznaczono, że to powieść dla młodzieży, nie byłoby takiego rozczarowania: bo ten styl i humor wydaje mi się właśnie przemawiający do młodych czytelników (chociaż ja akurat lubię czytać zarówno książki dla młodzieży, jak i dla dzieci – i zwykle ich język i humor mi odpowiada, więc nie wiem, czy o to chodzi…).
Trudno w tej akcji znaleźć logiczny układ i trudno stwierdzić, o co tak naprawdę chodzi. Zresztą nasz bohater też jakoś specjalnie się nie angażuje i nie szuka, tylko błądzi po omacku, próbuje śledzić tych, którzy śledzą jego, absurdalnie się przebiera, jeździ po Polsce, tropi nie wiadomo kogo. Trudno mu kibicować i trudno zaangażować się w akcję – czytelnik po prostu śledzi kolejne wydarzenia i przyjmuje do wiadomości „odkrycia” i pomysły Roberta, a na koniec stwierdza beznamiętnie: „aha”… Odkłada książkę – i zapomina o niej natychmiast.
Komu ta powieść może się spodobać? Sama nie wiem. Trudno mi ją polecać. Na pewno nie miłośnikom kryminałów i sensacji. Ale widziałam, że autor ma na swoim koncie bardzo dużo książek – więc chyba jednak znajduje zwolenników. Ja do nich nie należę.
Podsumowując: niezbyt ciekawa powieść, akcja chaotyczna, bohater denerwujący. Na pewno po inne książki autora nie sięgnę.