Kot, który patrzył sercem
Ostatnie, czego Gwen potrzebowała, to kolejny kot. Miała już dwa - a do tego beznadziejnie płatną pracę i bałagan w życiu emocjonalnym. Ale gdy odebrała telefon z kliniki weterynaryjnej, że pozbawiony oczu kot szuka domu i nikt go nie chce wziąć, nie mogła odmówić.
Szybko przekonała się jednak, jak mocno utrwalone są stereotypy. Znajomi i rodzina powtarzali, że ślepy kot to brzemię. Że sobie nie poradzi. Że umrze z głodu. Że to zwyczajny inwalida.
Tymczasem Homer miał to gdzieś. Pędził przez mieszkanie jak rakieta, łapał owady (w locie!), a nawet obronił Gwen przed włamywaczem! Przeżył też zamach na World Trade Center.
Oto historia odważnego kota, który chciał żyć
Wydawnictwo: Nowa Baśń
Data wydania: 2024-07-02
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 306
Tytuł oryginału: Homer
W sumie nie bardzo wiedziałam czego się po tej książce spodziewać,poza uwagą,że to książka obowiązkowa dla każdej kociary...A poniewaz lubię koty...
Zdecydowanie jest to książka o przyjaźni,nawet miłości.Miłości do zwierzat,głównie.Chociaz nie tylko.Gwen postanowiła adoptowac ślepego kociaka głównie ze współczucia,które to szybko zmieniło sie w pełna akceptacje zwierzaka i miłość do niego.Wszystko w tej książce pokazane jest przez pryzmat kotów,tak poszukiwanie idealnego mężczyzny jak i tak tragiczne wydaarzenia jakim był atak na World Trade Center.Muszę przyznać,że opis pełnej trudności drogi do kotów z strefie zero(tuz po ataku) potrafi wzruszyc niejedna osobę.Na uwage zasługuje również determinacj bohterki,która nie waha sie podjąć sporego trudu,żeby dotrzec do uwięzionych kotów...Mimo wszystko książka mnie troche uwierała.według mnie jest lekko przegadana.Nigdy nie lubiłam pustego gadania czy chwalenia się czego się nauczyło moje dziecko,bądź dziecko znajomych.Dlaczego o tym wspominam?Bo książka jako żywo coś takiego mi przypomina.Gwen traktuje swoje koty jak dzieci,zwłaszcza Homera,a każde jego odkrycie to dla niej sukces wart upamiętnienia.Bo kot szybko poznał rozklad mieszkania,nauczył sie wspinać,polować na muchy,czy bawić nowa zabawką...Na dłuższą metę okazuje się to trochę nużące.Ślepota nigdy nie była mi obca(miałam taki przypadek w rodzinie),więc dla mnie rzecza oczywista jest fakt,że w przypadku ślepoty inne zmysły działaja zdecydowanie lepiej.Najwidoczniej działa to nie tylko u ludzi.Może dlatego ciągłe powtarzanie przez Gwen sloganu że homer nie widzi było dla mnie rzecza denerwującą.
Mimo wszystko nie jest to tylko historia kota.Głównie jest to opowieść o meramorfozie ludzi,którzy sie z tym kotem zetknęli.Nawet zdeklarowani psiarze potrafili Homera pokochać na tyle,że oferowali mu miejsce we własnym domu.Książka mówi tez o tym,że koty to indywidualiści,każdy jest inny i ma swój wasny charakter.Niby wiadome,aale może nie dla każdego.Fakt,że taki kot potrafi wychować sobie właściciela też nie do każdego dociera.Jak sie okazuje niewidomy kot też to potrafi...Może nie jest to jakaś wielka literatura,ale rzeczywiscie jest to książka dla wielbicieli kotów.Dla ich przeciwników również,być może po przeczytaniu poczują chęć na osobiste bliższe spotkanie z kotami.
Kolejny kot to była ostatnia rzecz, która w tym momencie była potrzebna Gwen. Miała już dwie kotki i beznadziejną pracę. Dodatkowo niedawno rozstała się z chłopakiem i nie miała tak naprawdę własnego kąta. A jednak, kiedy odebrała telefon z kliniki weterynaryjnej i dowiedziała się o bezdomnym małych kocie, który dodatkowo jest niewidomy, nie mogła pozostać bierna. Postanowiła dać mu dom. Szybko przekonała się, że stereotypy na temat niewidomych zwierząt są wciąż silne. Wielu znajomych Gwen powtarzało jej, że ślepy kot to brzemię dla opiekuna. Tymczasem okazało się, że Homer okazał się odważnym kotem, który czerpał pełnymi garściami ze swojego życia.
Bycie opiekunem psa czy kota to spora odpowiedzialność. Wbrew temu, co sądzą niektórzy ludzie, nasi podopieczni nie są samowystarczalni. Pupil to zobowiązanie na lata, chociaż tak niewielu ludzi o tym nie pamięta... Szczególnie, jeśli jest niepełnosprawny...
Autorka książki była tego świadoma. Dlatego ze wszystkich sił starała się zapewnić Homerowi, który już od pierwszego spojrzenia skradł jej serce oraz pozostałym podopiecznym godziwe życie. Nie zawsze było jej łatwo. Czasami musiała nieźle natrudzić się by móc spokojnie patrzeć w przyszłość, ale myślę, że nie żałowała swojej decyzji o adopcji Homera. Dlaczego tak myślę? Czytając niniejszą książkę miałam wrażenie, że z każdej kolejnej strony wyzierała wdzięczność za Homera i wielka miłość do trzech pupili, którzy były dla niej wielką siłą napędową. Nie raz podkreślała, że wiele się od Homera nauczyła. Nie raz wspominała, że była z niego dumna... Z niego i z jego dokonań...
Odyseja kota imieniem Homer to wspaniała i wzruszająca książka. To lektura o nadziei silniejszej niż trudna rzeczywistość. O mniejszych i większych cudach, które dzieją się na naszych oczach. To prawdziwa lekcja empatii. Pokazuje, że niepełnosprawność wcale nie jest przeszkodą by żyć szczęśliwie. Serdecznie ją polecam!
,,(...) ta książka jest nie tylko dla takich szaleńców jak ja, ale również dla tych innych, którzy porzucili wiarę w cuda i bohaterów dnia codziennego; dla miłośników kotów i tych, którzy uważają się za ich zajadłych przeciwników; dla tych, którzy słowa ,,normalny" i ,,idealny" traktują jako synonimy, i tych, którzy wiedzą, że mały krok w bok od utartego szlaku wzbogaca czasem całe życie."
cała recenzja dostępna na moim blogu:
https://magicznyswiatksiazki.pl/recenzja-odyseja-kota-imieniem-homer-gwen-cooper/
Raz na dziewięć kocich żywotów zdarza się coś niezwykłego... Prawdziwa historia ślepego kota o imieniu Homer i kobiety, którą nauczył miłości. Ostatnią...