W tej książce Remigiusz Mróz daje się poznać od dotychczas skrzętnie skrywanej strony. Opisuje swoją pisarską drogę i trzyma czytelnika w napięciu niczym w jednym ze swoich najlepszych kryminałów. Odkrywa kulisy własnego warsztatu, a ostatecznie udowadnia, że każdy z nas nosi w sobie przynajmniej jedną nienapisaną książkę.
Wszystko to robi na chłodno, ale także z przymrużeniem oka - dzięki czemu pozycja ta tonie tylko wyczerpujące kompendium pisarskie dla wszystkich, którzy myślą o stworzeniu własnej powieści, ale także porywająca, zabawna i momentami poruszająca lektura.
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2018-11-28
Kategoria: Poradniki
ISBN:
Liczba stron: 304
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Zastanawialiście się jak napisać dobrą książkę? To pytanie raczej można skierować do tych, którym marzy się wielka kariera pisarska. Albo czy ciekawi was jak to się dzieje, że niektórzy autorzy w ciągu roku wydają dużo książek? Mnie zawsze to ciekawiło, zwłaszcza jeśli chodzi o osobę Remigiusza Mroza.
Moja przygoda z książkami Remigiusza Mroza do tej pory była ograniczona jedynie do serii z Chyłką i półtoragodzinnego fragmentu audiobooka #hashtagu. Nie, żebym, nie lubiła autora, ale jestem zdania, że uwielbienie jakiegoś pisarza nie wiąże się z koniecznością przeczytania jego każdej książki. Skąd więc wzięła się u mnie książka Mroza o pisaniu? Ciekawość! Chciałam zobaczyć, co jeszcze może zaprezentować mi autor oprócz spraw kryminalnych. I co dostałam?
Zacznę może od tego, że moim zdaniem to nie jest książka, którą będzie w stanie przeczytać każdy. Myślę, że tę książkę do końca do czytają jedynie ci, którzy mają w planach napisanie książki, bo O pisaniu na chłodno, to książka właśnie o tym, jak stworzyć dobrą książkę.
Bardzo podobało mi się, to, że autor w książce zwraca się bezpośrednio do czytelnika, co daje możliwość poczucia bliższego kontaktu z autorem i lepszego zrozumienia, o czym czytamy w danym momencie.
Oprócz ciekawie opisanych procesów tworzenia, wydawania książki, autor przytacza niekiedy swoje wspomnienia, co nadaje książce jeszcze bardziej ekscytującej barwy.
Z mojego punktu widzenia, a jest to punkt widzenia osoby, która utknęła w niemocy twórczej nad książką, oceniam ją na 10/10, bo przeczytanie tej książki jest dla mnie pozytywną dawką energii do dalszego pisania
Chyba nie ma w Polsce takiego czytelnika, który po usłyszeniu „Remigiusz Mróz” zareagowałby słowami: „nie znam”, „nie kojarzę”, „Remi... jak?”. Już prędzej usłyszymy „Nie czytałem/am jego książek, ale...”. Właśnie: ale. Nawet bez znajomości jego twórczości jesteśmy w stanie powiedzieć, kim jest ten człowiek. Trudno się temu dziwić. Przecież co kwartał jesteśmy atakowani dziesiątkami zapowiedzi nowych tytułów spod pióra pana Mroza. Media grzmią o nich tygodniami, zasypując wszelkie media społecznościowe. Czasami aż strach otworzyć lodówkę, by nie dostrzec na swoim ulubionym jogurcie „Mnie już Zmroziło, teraz czas na ciebie!”. Poniekąd powinniśmy się już do tego stanu rzeczy przyzwyczaić, bo ta dobra passa autora trwa już od paru ładnych lat. Także nie wzdychajcie z rezygnacją, spoglądając na część wskazującą, że ponownie zmierzycie się z opinią na temat nowej książki tegoż właśnie autora. Pomyślcie o tym, że tym razem nie mamy do czynienia z kryminałem. Także nie jest to thriller, a... autobiografia!
CISZA. PAN MRÓZ BĘDZIE OPOWIADAŁ NAM HISTORIĘ SWOJEGO ŻYCIA.
Jeżeli jakimś cudem przykułam waszą uwagę, pragnę coś doprecyzować. „O pisaniu. Na chłodno” nie należy do tych autobiografii, do których wielu z nas jest już przyzwyczajonych. Także, nie zdołacie dowiedzieć się z niej, co takiego zmalował za młodu pan Mróz, że opowiadanie tej historii przy każdej okazji może stanowić rodzinną tradycję. Nie odkryjecie, dlaczego nazywa się właśnie Remigiusz, a nie – na przykład – Stanisław, Jacek czy Abelard. Również wiele innych spraw zostaje po prostu dla czytelników poza zasięgiem. W sumie można było się tego spodziewać. Poniekąd tytuł wskazuje nam motyw przewodni (gdzie na pierwszy rzut oka człowiek myśli, że ma do czynienia z poradnikiem, ale o tym powiem troszkę później) książki. Pan Mróz przedstawia nam się od strony czysto twórczej! Oczywiście od czasu do czasu przemyca coś spoza tej sfery, lecz stara się je dawkować dość oszczędnie... Dobrze, skupmy się jednak na tej treści, która zajmuje na kartkach najwięcej powierzchni.
Muszę przyznać, że nieco obawiałam się tej książki. Wiecie, do tej pory nie skupiałam się zbytnio na twórczości pana Mroza, a tym bardziej na nim samym. Także zacisnęłam zęby i pozwoliłam się ponieść lekturze. I powiem krótko – moje obawy były bezpodstawne. Autor ukazał spory skrawek swego życia tuż sprzed samego mroźnego okresu, a dokładniej „boję się otworzyć lodówkę, bo – nie daj boże! – wyskoczy z niej sam Mróz!” (taki urok nadmiernej promocji, nic na to nie poradzimy). Prowadził mnie przez swoją pisarską ścieżkę, wesoło opowiadając o wszystkim tym, co powoli kształtowało kierunek, jakim aktualnie podążał. W ten wyraźny sposób uświadomił czytelników, że jego pasja dzielenia się wyimaginowanymi historiami nie przyszła do niego znikąd. Przez długie lata – pomimo drobnych przerw spowodowanych różnymi sprawami – cały czas mu towarzyszyła. Jakby czekała na chwilę, kiedy pan Mróz w końcu zrozumie, że są sobie przeznaczeni. Taki moment nadszedł, co spowodowało, że odtąd stali się nierozłączni. Stwierdzam jednak, że pomimo całego szacunku do autora muszę stwierdzić jedno – to już nie jest zdrowe. Może nie powinnam stawiać takich diagnoz, jednak z mojego punktu widzenia przeznaczenie tylu godzin dziennie na pisanie może przyczynić się do wielu przykrych konsekwencji. Pomijając już to, że z czasem może zacząć doskwierać kark i kręgosłup, obraz przed oczami zacznie się rozmywać, to jeszcze z czasem zabraknie pomysłów, przez co cała radość przeistoczy się w nienawiść do czegoś, co się kocha.
DOBRZE, PANIE REMIGIUSZU. A MOŻE ODNIESIE SIĘ PAN DO TYTUŁU KSIĄŻKI?
Uważam jednak, że najlepszym momentem zostaje... ujawnienie największego sekretu. Człowiek tutaj rozmyślał, czy czasem autor nie skrywa w piwnicy niewolników, którzy nieprzerwanie coś tworzą lub ukradł maszynę klonującą i sam z niej skorzystał, a tu wyszło takie sprostowanie sprawy. I wiecie co? Ja się tak nie bawię. To jest za proste. O wiele za proste! Jasne, można było się tego poniekąd domyślić, ale... Jak żyć z tą informacją, proszę pana? Jak żyć?
Powróćmy jednak do samego tytułu. Na pierwszy rzut oka „O pisaniu. Na chłodno” może wydawać nam się poradnikiem dotyczącym twórczej sfery. Chociaż wcześniej wspomniałam, że ta książka skrywa w sobie autobiografię, to jednak tuż przed tym stwierdzeniem dopisałam coś jeszcze. Napisałam, iż jest ona w większości poświęcona życiu autora, ale przecież pozostaje nam jeszcze ten skrawek. Skrawek, który został zapełniony pewnymi myślami. Pan Remigiusz Mróz nie tylko podzielił się z czytelnikami „patentem” na wydawanie kilku książek rocznie. Pokazał również, w jak prosty sposób można spróbować swych sił w tym ciężkim zawodzie. Przypuszczam, że znajdą się tacy, którzy przy tej kwestii parskną śmiechem i każą mi się puknąć w łepetynę. Niewielu jednak wie, że napisanie czegoś, co ma ręce i nogi oraz z miejsca porwie czytelnika, zajmuje sporo czasu. A jeszcze kiedy jest się debiutantem, trzeba podwoić swoje wysiłki i udowodnić potencjalnemu wydawcy, że jesteśmy właściwą osobą na właściwym miejscu. Niektóre rady wydawały mi się aż nadto znane, choć przy niektórych nieco się zdziwiłam. Nie powiem, nawet z początku byłam zła za uznawanie czegoś – moim zdaniem – właściwego za zbędne, ale po ochłonięciu muszę temu przyklasnąć. Przykład: uwielbiane przeze mnie rozpisywanie się przy danej czynności, jaką wykonuje wykreowany przeze mnie bohater. Dla mnie wydawały się one fascynujące, ale kiedy podeszłam do tego z dystansem, zrozumiałam, że czytelnik nie musi odczuwać tego samego. Co więcej, może zrezygnować z lektury, po prostu tekst wyda mu się... nudny jak powtórki seriali paradokumentalnych. Natomiast lekko uśmiechnęłam się, kiedy dotarłam do pewnej kwestii, która również sprawia, że czytelnik zacznie ziewać nad książką. Otóż pan Mróz wypomniał pewien znaczący błąd, gdzie... tak jakby sam go popełnił. Tak, wiem – autobiografia rządzi się swoimi prawami, jednak czy to nie zabawne, że akurat ta rzecz została wskazana jako skaza, a wcześniej została użyta? Żeby za dużo nie zdradzić, podpowiem jedynie: gust muzyczny. Aczkolwiek, pozwolę sobie wziąć te cenne rady do serca i zacząć je powoli wprowadzać w życie. Kto wie, może wreszcie zmotywuję się i zostanę kolejną blogerką książkową, która poszerzy grono autorów?
NA SZTYWNO CZY LUŹNO, CZYLI JAK PRZEKAZANO NAM TE FAKTY.
Zazwyczaj, kiedy myślimy o wszelkich poradnikach (czy autobiografiach, nie zapominajmy o autobiografiach), wyobrażamy sobie ten sztywny przekaz oraz niemal naukowy bełkot, który może wyjść nam bokiem. Pan Remigiusz Mróz udowodnił, że wcale tak nie musi być. W dość przystępny sposób opowiedział to wszystko, dbając o to, by nikogo nie uśpić. Nawet przy autobiograficznej części można mieć wrażenie, jakby sam przeistoczył się w bohatera książki, kreując go na tyle, by czytelnicy dostrzegli w nim człowieka, a nie robota. Fakt, zawsze powinno to tak wyglądać, ale przy tej książce naprawdę łatwo zapomnieć, że ma się do czynienia z prawdziwą historią. Skłamałabym, gdybym napisała, że pochłonęłam tę książkę w mgnieniu oka. Co to, to nie. Zdarzały mi się momenty, gdy odkładałam ją na bok i trawiłam to, co do tej pory przewinęło się przed moimi oczami. Natłok informacji poniekąd przytłaczał, ale odpowiednio dawkowany stał się dobrze przyswajalny. Warto także wspomnieć o wplecionym w wersy żartobliwym tonie, który nieraz sprawiał, że się uśmiechałam. To idealnie odciążało przesycony faktami umysł.
Podsumowując, „O pisaniu. Na chłodno” to nie tylko książka zawierająca wskazówki dla próbujących okiełznać swoje pióro oraz wyobraźnię twórców. To także kolejna okazja, by móc znacznie lepiej poznać autora i odkryć jego pisarską naturę. Zrozumieć, że pan Mróz nie tylko żyje wyimaginowanymi historiami – on nimi oddycha! Tylko proszę uważać, aby czasem ta „bezpieczna” przystań nie przyciągnęła uwagi wielu intruzów...
No wybitne dzieło to nie było, ale za to pozwoliło głębiej rozumieć problem pisania ze strony pisarza. Jakieś tam wskazówki idzie wyłapać. Nie powiem, że jakoś mocno polecam, ale gdy ktoś chce pisać, to może właśnie ta książka zmotywuje go do roboty.
To książka dla fanów Remigiusza Mroza jak i tych, którzy marzą o napisaniu swojej. Na początku autor zdradza nam trochę informacji o sobie. O dzieciństwie, o tym jak zaczęła się jego przygoda z pisaniem, jak to jest możliwe wydawanie takiej ilości książek rocznie. Czyli coś dla fanów twórczości Remigiusza Mroza. Reszta książki to przede wszystkim poradnik dla tych, którzy chcą napisać coś swojego.
Mam wrażenie, że Remigiusz Mróz codziennie wydaje nową książkę, ale nie miałam jeszcze okazji po żadną sięgnąć. Gdy wpadła mi w ręce pozycja "O pisaniu. Na chłodno", pomyślałam, że to dobra okazja, żeby poznać tego autora. Pierwsza część książki to jakby autobiografia. Dowiadujemy się co ukształtowało Mroza jako pisarza, o jego dziecięcej pasji czytania i pisania. Trochę wyjaśnia się tajemnica ilości wydanych książek w krótkim czasie. Druga część to porady warsztatowe dla osób, które chciałyby wydać swoją książkę. Warto przeczytać.
To połączenie biografii z poradnikiem pisania. Poradnikiem przede wszystkim dla piszących książki, bo traktuje nie tylko o tym jak pisać, ale i jak wydać książkę. Autora, Remigiusza Mroza, można nazwać demonem szybkości pisania i wydawania kolejnych powieści. Wydaje kilka książek rocznie, a do tego w jego szufladzie z jeszcze niewydanymi dziełami niedługo wypaczy się dno tak wiele ich jeszcze czeka. Ale i on zmierzył się z tym, z czym każdy pisarz: klątwą słabego warsztatu, nudnych opisów, zawiłych, najeżonych trudnymi wyrazami sentencji czy wreszcie reaserchem wciągającym bardziej niż samo pisanie. Jednak można od Mroza nauczyć się wytrwałości i rutyny pisarza. Bo choć to wolny zawód, to jednak jeśli nie kopnie się mocno w zadek i dzień w dzień nie przysiedzi kilku godzin nie można nazwać się pisarzem, a jedynie nigdy niewydanym grafomanem. Porad jak pracować w domu, jak nie przejmować się kolejnymi odmowami wydania książki oraz jak tworzyć zgrany duet (kwartet, kwintet…) z redaktorem czy wydawcą mamy tu najwięcej. Porad jak pisać, czego unikać, skąd czerpać natchnienie – znacznie mniej i w tych kwestiach proponuje on raczej udać się do językoznawców pokroju prof. Bralczyka czy choćby na kanał Mówiąc inaczej na Youtube. Dla Mroza pisanie książek to przede wszystkim praca, ciężka praca.
Więcej na https://konfabula.pl/chyba-wszystkie-najlepsze-ksiazki-o-pisaniu/
Pierwsza część super. Poznajemy autora, jego pierwsze kroki w pisaniu, jego inspiracje oraz genezę dedykacji dla cioci... Druga część strikte dla tych którzy chca pisac ksiazki-sory ale to nie dla mnie. Uwielbiam je czytać, ale na pewno nie napisze.
Szary człowiek kontra wielka korporacja. Dyskryminacja kontra tolerancja. Chyłka kontra Oryński. Żona i córka robotnika z Ursynowa giną tragicznie...
Wczesne lata dwutysięczne. Blokowisko na osiedlu RZNiW żyje w rytmie rapu, oddycha dymem z jointów i nie toleruje obcych. Na dwunastym piętrze jednego...
Ocena: 4, Przeczytałam,
Wszystkie fascynacje, obsesje i przestrogi Remigiusza M
Znany autor, podążając śladami innego twórcy, Stephena Kinga, postanowił wydać własny poradnik. Jego tytuł brzmi: O pisaniu na chłodno.
Tym samym wzbudzając zawiść u starszych i bardziej obytych kolegów po piórze. W swoich klarownych wywodach, prawnik przypomniał ważną myśl Stanisława Ignacego Witkiewicza: W sztuce więcej jest wart atom zapału niż góra doświadczenia.
Naturalnie można krytykować twórczość Mroza i nie zachwycać się jego dziełami. Jestem zdania, że w swoim dotychczasowym dorobku ma słabe, przeciętne pozycje, jak choćby Wieża milczenia. Ale generalnie większość z nich pochłonęłam w ekspresowym tempie. Pisarz nie zdradza nam żadnych nadzwyczajnych sekretów, takowych w tej pracy nie znajdziecie. Wspomina o różnych życiowych sytuacjach mających zasadniczy wpływ na wybór drogi życiowej, w tym miłość do literatury.
O pisaniu na chłodno nie jest klasycznym poradnikiem, raczej autobiografią, rzeczową i konkretną. Dywagacje zostały podzielone na dwie części. Pierwsza z nich to osobiste przemyślenia doktora nauk prawnych. Dopiero w drugiej części możemy zapoznać się z przybornikiem użytkownika słowa. Nie dostajemy jednak gotowych recept czy patentów, ponieważ nie w tym rzecz. Dowiemy się, w jaki sposób winniśmy doskonalić swój warsztat. I drobna uwaga ze strony autora, ostrzega przed spożywaniem alkoholu podczas pracy. Pomny własnych doświadczeń, odradza.