9 listopada to data, która zaważyła na losach Fallon i Bena. Tego dnia spotkali się przypadkiem i od tej chwili zaczynają tworzyć dwie historie: jedna to ich życie, drugą pisze Ben zauroczony swoją nową muzą. Choć los postanawia ich rozdzielić, to wzajemna fascynacja jest na tyle silna, że nie może pokonać jej ani czas, ani odległość. Co roku 9 listopada rozpoczyna kolejny rozdział historii - tej realnej i tej fikcyjnej. Gdy nieubłaganie zbliża się koniec powieści, szczęśliwe zakończenie wydaje się jedynie mrzonką, bo historia na papierze zaczyna różnić się od tej, w którą wierzy Fallon...
,,Zagubiliśmy się między fikcją a rzeczywistością. Nieważne, jaką wersję poznacie. Nieważne, który z ostatnich rozdziałów okaże się tym prawdziwym. Ważne jest tylko jedno: zawsze będę ją kochał".
Nowa książka Colleen Hoover to opowieść o młodym pisarzu, jego niezwykłej muzie i przeznaczeniu, które ukrywa między wierszami coś więcej niż miłość.
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2016-11-09
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 364
Tytuł oryginału: November 9
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski
"Czasem trzeba odpuścić" - czy będzie kontynuacja szwedzkiego dramatu o rodzinie na granicy rozpadu?
„Ciało to po prostu opakowanie dla skarbów, które skrywamy wewnątrz siebie”.
Przeczytałam „November 9” po raz drugi. Minęły jakieś 4 lata odkąd poznałam tę historię po raz pierwszy. Niezmiennie uważam, że Colleen Hoover ma niesamowity dar do tworzenia niebanalnych historii i kreowania niezwykłych bohaterów ❤Jestem oczarowana, ale zarazem nie czuje zaskoczenia, ponieważ wiem, że każda książka Hoover będzie dla mnie świetna.
To moje kolejne spotkanie z Colleen Hoover i znów się nie zawiodłam. Idealna książka na zimowe wieczory, ciekawa fabuła, lekki język i miłosne rozterki. Hoover zręcznie opowiada historie, nie są one nudne, każda ma "to coś" w sobie, że ciężko odłożyć czytanie na później. Gdybym tylko miała możliwość w ogóle bym się nie odklejała od jej książek, tylko czytała aż skończę, ale niestety czasem trzeba wrócić do rzeczywistości ;-)
Jestem przekonana, że trafia nie tylko do młodzieży, ale też i do starszych czytelników, w końcu każdy z nas przeżywa miłość większą lub mniejszą, niezależnie od wieku. Miłość w książkach Hoover - tak jak i w życiu, nie jest prosta, a pełna zawiłości i przeszkód...
Żałuję tylko, że nie poznałam wcześniej tej autorki, bo na pewno już bym miała wszystkie powieści na swojej półce. Na razie pozostaje mi wersja elektroniczna, chociaż uważam, że jej książki to coś co warto postawić w swojej biblioteczce.
November 9
Ten dzień jest niesamowicie ważny dla Fallon, osiemnastoletniej dziewczyny, która była kiedyś aktorką. Byłaby nią dalej, gdyby nie pożar, który miał miejsce dwa lata temu, 9 listopada. Pożar, o który obwinia swojego ojca, również byłego aktora.
Fallon zamierza rozpocząć nowy etap w życiu. Z tego powodu chce wyjechać z Los Angeles do Nowego Jorku. Spotyka się, więc z ojcem w restauracji, aby mu to oznajmić. Od czasu wypadku nie mają dobrego kontaktu, tak jak i teraz, stale się kłócą, aż do rozmowy wkracza nieznajomy. Przedstawia się jako chłopak Fallon i broni jej w dyskusji z ojcem.
Oboje grają doskonale swoje role do czasu wyjścia ojca Fallon z restauracji. Wtedy przychodzi pora na pytania. Fallon nie może uwierzyć, że ktoś mógłby się nią zainteresować tak po prostu, a wszystko wskazuje na to, że ten chłopak - Ben, tak właśnie zrobił.
Z racji, ze nie mają zbyt wiele czasu na poznanie się, Ben wpada na szalony pomysł. Proponuje jej spotykać się co roku, przez pięć lat, o tej samej porze, w tym samym miejscu, tego samego dnia. Oprócz tego mają się w ogóle nie kontaktować.
Aby skłonić Fallon do swojego pomysłu, mówi jej, że napiszę książkę o ich historii, więc aby mieć o czym pisać musi ją spotkać jeszcze raz, a nawet więcej niż raz.
Nie obiecują sobie, że będą na siebie czekać. Nie wiedzą co przyniesie im te pięć lat, a w tak młodym wieku to bardzo długi czas. Czy będą o sobie pamiętać za rok? Na te pytania nie znają odpowiedzi, ale są gotowi zaryzykować.
Czy podołają wyzwaniu? Dlaczego akurat pięć lat i tylko jeden dzień w roku? Czy Ben spotkał ją przypadkiem czy może ma coś wspólnego z pożarem? Ale przecież to niemożliwe..
Jeden dzień w roku. Jak wiele może zmienić się przez rok. Burzliwa historia dwóch młodych osób. Prawdziwa miłość czy tylko fikcyjna, stworzona na potrzeby książki?
"Kiedy znajdujesz miłość, to ją bierzesz. Chwytasz obiema rękami i robisz co w swojej mocy, żeby jej nie puścić. Nie możesz tak po prostu od niej odejść i oczekiwać, że będzie trwać, dopóki nie będziesz na nią gotowa."
____
Staję się fanką Colleen Hoover. Bardzo mnie oczarowała swoimi książkami. Historie są tak piękne, że robi się dziwnie pusto po ich skończeniu. Mogłabym czytać ją godzinami, tak lekko i przyjemnie się ją czyta. To kolejna powieść, która nie zawiera szczegółowych opisów domów, otoczenia czy innych pomieszczeń, a jest po prostu wspaniała. Jak widać, można ich unikać, nie są niezbędne. Cieszy mnie to bardzo, bo nic mnie tak nie nudzi jak czytanie zbyt długich i szczegółowych opisów. I jestem pewna, ze nie tylko ja tak mam.
Książki Hoover są idealne dla osób, które rzadko czytają, bo na pewno się nie znudzą. Zawsze, gdy ktoś taki prosi mnie o polecenie tytułu mam pewien dylemat. Chciałabym zachęcić do czytania moich bliskich, więc musi to być tytuł, który ich nie zniechęci przez opisy czy długo rozwijająca się akcje. Hoover mogę polecić z czystym sumieniem, oczywiście nie tylko dla tych, którzy czytają rzadko.
Bardzo podobały mi się tutaj dialogi, ciekawe rozmowy i intrygujące postaci. Nie do końca mogłam sobie wyobrazić postać Bena, z jednej strony pisarz, z drugiej strony nieco przypominał mi Holdera z „Losing hope”. Muszę przyznać, że bardzo mnie zaintrygował.
Bardzo spodobał mi się tez pomysł na książkę. Przypomina mi trochę powieść „Jeden dzień”, czytaliście?
Umielibyście spotykać się z kimś tylko jeden dzień w roku? Bez żadnego kontaktowania się pomiędzy spotkaniem? Ja nie, a z pewnością nie z osobą, która by mi się podobała. Nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić ogromu tęsknoty jaki ten pomysł musiałby przynieść.
Czy udało się to naszym bohaterom? Co musieli przejść podczas wykonywania tego dziwnego planu?
Złap za książkę, a nie pożałujesz. Jestem o tym przekonana.
To dopiero moja trzecia, przeczytana książka tej autorki i póki co jestem oczarowana. Mam nadzieje, ze to odczucie tylko się pogłębi, nie zmniejszy. :)
"BO KIEDY KOGOŚ KOCHASZ, TO MUSISZ POMÓC MU BYĆ NAJLEPSZĄ WERSJĄ SIEBIE, JAKA MOŻE BYĆ." - NOVEMBER 9 - COLLEEN HOOVER || RECENZJA + KONKURS
Colleen Hoover chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Zwyczajowo jest ona nazywana królową powieści romantycznych, zwłaszcza tych młodzieżowych. "November 9" jest czwartą książką po jaką sięgnęłam. Moja relacja z autorką jest dość burzliwa, raz kocham jej książki, a inny razem zupełnie mi się one nie podobają.
Jeżeli więc zastanawiacie się, czy warto przeczytać "November 9" to zachęcam do dalszego czytania recenzji, zwłaszcza, że będziecie mieli okazję zgarnąć egzemplarz tej powieści dla was.
http://nerdprostozksiazki.blogspot.com/2017/12/bo-kiedy-kogos-kochasz-to-musisz-pomoc.html
Amerykański sen o miłości i problemach zupełnie innych niż nasze polskie to niewątpliwie definicja powieści Colleen Hoover. Pisarka doskonale odnajduje się w historiach o trudnej miłości, która musi pokonać wiele przeszkód rzucanych przez los. To wprawdzie dopiero moje drugie spotkanie z twórczością Hoover, ale myślę, że nie ostatnie.
9 listopada
Fallon O'Neil ma osiemnaście lat i... brak wiary w siebie. Dwa lata temu jej karierę telewizyjną - a przede wszystkim normalne życie - zniszczył pożar a jak wiadomo, w tej branży trzeba mieć ładną buzię... Przez cały ten czas dziewczyna obwinia o tragedię ojca, który podczas wspólnego posiłku w restauracji obwieszcza jej, że zamierza po raz trzeci się ożenić, bowiem... znów zostanie ojcem. Fallon zaś wyznaje, miało to być spotkanie pożegnalne, wyjeżdża bowiem na drugi koniec kraju, by tam próbować stanąć na nogi. Jednak ojciec nie wspiera jej, tak jak powinien a wręcz dołuje. Rozmowa przeradza się w kłótnię, podczas której do boksu znanego aktora i jego córki dosiada się osiemnastoletni Ben i przedstawia się jako... chłopak Fallon. Jego mocne wejście i świetna dyskusja z Donovanem mają być nauczką, tylko czy O'Neil zrozumie przekaz?
Niestety wtrącenie się Bentona pogarsza tylko sprawę i chłopak czuje się winny że chciał pomóc a wyszło jeszcze gorzej... Dlatego w ramach rekompensaty postanawia spędzić z Fallon jej ostatnie godziny w mieście a potem odwozi dziewczynę na lotnisko. Wymieniają się kartkami z zadaniem domowym i zawierają układ - brak kontaktu przez cały rok aż do kolejnego dziewiątego listopada, kiedy znów się spotkają... Czy randki raz w roku mają sens? Czy wspólne chwile wymażą z ich pamięci traumatyczne przeżycia związane z tym właśnie listopadowym dniem? Jakie sekrety skrywają ich serca i umysły?
Kolejne lata mijają ogromnie szybko a czytelnik otrzymuje jedynie rozdziały o tytule '9 listopad'. To właśnie wtedy dzięki naprzemiennej narracji Bena i Fallon poznajemy co działo się w ich życiu przez ostatni rok oraz jak wygląda ten konkretny dzień - dzień spotkania. Czy to drugie nie zapomni? Czy przyjdzie? Co jeśli okoliczności nie pozwolą na spełnienie obietnicy? Jak długo wytrzymają będąc cztery tysiące kilometrów od siebie? Czy mają szansę na prawdziwy związek czy tylko fikcyjny?
Na te pytania już nie odpowiem, bowiem radość z czytania tej książki to możliwość samodzielnego odkrycia co kryje kolejny listopadowy dzień. Czy nastąpi i jak potoczą się losy bohaterów... Muszę Was jednak uprzedzić! To nie są zwykli młodzi ludzie, którzy mają kaprysy... Oni dążą do wytyczonego wcześniej celu, tylko traumatyczne przeżycia obojga sprawiają, że wszystko się zmienia jak w pogodzie... Słońce, deszcz, wiatr, grad czy tornado - dokładnie tak można określić to, co ich łączy. Tak naprawdę niewiele o sobie wiedzą, sporo ukrywają i nie są to sprawy błahe. Choć przyznaję, że aż dwie kwestie dość szybko 'rozgryzłam' i w kolejnych rozdziałach wyczekiwałam tylko na potwierdzenie bądź zaprzeczenie czy mam rację.
Jedno jest pewne, historia opisana przez Hoover jest warta poznania, bowiem to świadectwo nietypowego związku, rodzącego się uczucia oraz przeszłości, która jak czarne chmury wisi nad szczęściem dwojga ludzi u progu życia. Autorka nie stworzyła im idealnych warunków dla rozwijającej się miłości a wręcz robiła wszystko, by nie była im dana świetlana przyszłość. Wielokrotnie miałam mord w oczach, często bowiem w moim mniemaniu pokazywali, że są niedojrzali i dziecinni a przecież stawali się coraz bardziej dorośli! Obrażanie, rzucanie kartkami, wybieganie boso z domu... Czy na pewno nie lepiej było porozmawiać i zamiast tracić rok dowiedzieć się prawdy?? Może i tak, ale wtedy opowieść nie byłaby tak ciekawa, zaskakująca i burzliwa...
A dzięki zabiegom autorki jest piękna, przepełniona romantyzmem, ale i tragedią. Ma w sobie nutkę radości i smutku. Niesie odrobinę humoru, jednocześnie łamiąc czytelnicze serce...
Teoretycznie to przedstawicielka gatunku New Adult, ale moim zdaniem śmiało może się podobać również starszym czytelnikom.
Powieść Colleen Hoover jest dowodem na to, jak bardzo chęć poznania koloru czyichś majtek może mieć wpływ na życie ludzi a przykra prawda często jest zastępowana tym, co rozmówcy chcą usłyszeć od siebie nawzajem. Nie zawsze robimy i mówimy to, co powinniśmy, co niejednokrotnie niszczy nasze marzenia i bezinteresowną miłość, którą można przecież okazywać na różne sposoby. Jak potoczy się opowieść o młodym pisarzu i dziewczynie, dzięki której napisał książkę?
Podsumowując - "November 9" to bardzo emocjonująca, wzruszająca, ale i szokująca historia, w której - na przestrzeni lat - możemy uczestniczyć tylko przez kilka dni. Jedynym określeniem, które odda idealnie stworzoną przez Hoover lekturę to - 'rollercoaster' - nawet jeśli akcja zwalnia, możecie mi wierzyć, że to tylko moment na rozpędzenie wagonika a największe przeżycia dopiero przed Wami! Jestem pewna, że nie powstrzymacie się przed otarciem łez czy szepnięciem 'nie wierzę'... albo 'tak myślałam/-łem'.
* C. Hoover, "November 9", Wyd. Otwarte, Kraków 2016, 44%
** Tamże, 77%
Książka przybliża nam historię Fallon i Bena, którzy w wieku 18 lat obiecują sobie, że co roku 9 Listopada będą się ze sobą spotykali. W książce mamy pokazany punk widzenia zarówno ze strony dziewczyny, jak i chłopaka, a cała podzielona jest na 6 rozdziałów. Jeden rozdział to jeden listopad. :)
Książkę czyta się bardzo szybko! Jest lekka i przyjemna i ma w sobie dużo ciekawych i mądrych cytatów. Ja bałam się, że jej zakończenie bardzo mnie rozczaruje, ale zdecydowanie jestem w nim zakochana i kompletnie się takiego nie spodziewałam! Losy bohaterów są ze sobą idealnie splecione, a historia jest piękna i wzruszająca. Mamy w niej dużo uczuć i emocji.
Jest w niej jednak sporo momentów, które były dla mnie dziwne i aż za
bardzo wymyślone. Mimo to szczerze ją polecam! Jako taki lekki i szybki przerywnik po czytaniu jakiejś ciężkiej książki.
Doskonale wiecie, że do czytania książek nie trzeba mnie namawiać! Dlatego, gdy wszyscy wokół mówili, przeczytaj ,,November 9"! To świetna książka! Nie będziesz mogła oderwać się od lektury, a zakończenie wyrwie cię z butów! Najlepszy romans napisany przez Colleen Hoover! Nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Jednakże z racji tego, iż 9 listopada wypadał w tym roku w sobotę, postanowiłam skusić się na jej przeczytanie dopiero tego dnia. Czy po jej zakończeniu podzielam zdanie tych wszystkich, którzy namawiali mnie do lektury? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Fallon i Ben pierwszy raz spotkali się 9 listopada. Tego dnia zdecydowali, że nie będą utrzymywać ze sobą codziennego kontaktu, a będą spotykać się jedynie raz w roku właśnie 9 listopada. Brzmi ciekawie? Przyznam, że nawet bardzo zważywszy na to, że Ben jest początkującym pisarzem i decyduje się napisać książkę o sobie i Fallon. Która historia okaże się lepsza, ta fikcyjna czy realna? Tego dowiecie się, sięgając po ,,November 9" autorstwa Colleen Hoover.
Chociaż wszyscy zachwycali się tą publikacją, mnie ona niespecjalnie przypadła do gustu. Pierwsze 146 stron straszliwie mi się ciągnęło i tak naprawdę, w ciągu tych kilku godzin poświęconych na czytanie, więcej patrzyłam w telefon, niż faktycznie czytałam. Zazwyczaj, kiedy zatapiam się w lekturze, mój smartfon znajduje się na stojaku i nie mam potrzeby, aby po niego sięgać, jednak w przypadku tej książki było zupełnie inaczej.
Po pierwsze powieść Hoover za bardzo kojarzyła mi się z filmem ,,Jeden dzień", który miałam okazję oglądać kilka lat wstecz. Chociaż tamci bohaterowie doskonale się znają i ogólnie mają kontakt ze sobą przez cały czas, a jedynie spotykają się jednego dnia w roku, gdzieś z tyłu głowy miałam wrażenie, że wiem, jak to wszystko się skończy. I może zakończenie okazało się zgoła inne, to z przykrością muszę stwierdzić, że domyśliłam się wszystkiego w momencie, gdy Ben pokłócił się ze swoim bratem, gdy Falon pojawiła się w ich domu.
Wydaje mi się również, że autorka za wszelką cenę chciała uprzykrzyć życie bohaterom. Ilość traumatycznych przeżyć, jakie wydarzyły się w ich życiu była wręcz powalająca i jak dla mnie było to trochę za dużo, dla tak młodych ludzi.
Niemniej jednak końcówka książki była całkiem, całkiem nawet pomimo tego, że ją przewidziałam niemal 1 do 1. I nawet Ben zyskał w moich oczach, chociaż przez całą książkę miała ochotę walnąć go czymś ciężkim.
,,November 9" było dopiero moją drugą książką autorki, ale po jej lekturze dwa razy zastanowię się, zanim sięgnę po kolejną powieść jej autorstwa.
Zdarza się tak, że niektóre daty są dla nas znaczące. Jako ludzie mamy tendencję do zapamiętywania tych, które niezbyt dobrze nam się kojarzą. I rok rocznie unikamy tego dnia, niczym diabeł święconej wody, święcie wierząc, że jest niemalże przeklęty. Nic nam się wtedy nie układa, myśli biegną w złym kierunku, a przeszłość powraca jak bumerang. I takim dniem dla Fallon jest 9 listopada, bowiem właśnie wtedy omal nie zginęła w pożarze. A przypomnienie stanowią blizny, które już na zawsze stały się jej częścią. Ale poniekąd ta felerna data z czasem zmieniła jej życie. Choć droga ku temu z pewnością nie była usłana różami.
Fallon poznajemy jako osiemnastolatkę, dwa lata po wypadku. Musiała porzucić dobrze rokującą karierę aktorską na rzecz rekonwalescencji. Nie ma co ukrywać, że Hollywood rządzi się swoimi prawami, a jej szanse na powrót do zawodu są nikłe, z uwagi na to, że jej wizerunek nie jest już idealny. Choć Fallon stara się jak może gonić za swoimi marzeniami i nie poddawać się, to tamtej nocy straciła nie tylko część urody. Straciła pewność siebie, potrzebną nie tylko w aktorstwie i walce o role ale także w codziennym życiu i ma wrażenie, że stało się to już nieodwracalnie. Choć jest miłą, inteligentną, ambitną i pełną życia i pomysłów dziewczyną, to sama siebie ocenia przez pryzmat blizn i uznaje, że inni również w ten sposób ją postrzegają. A przecież stara prawda głosi, że dobrze widzi się tylko sercem...
Ben chciałby zostać pisarzem i ma ku temu zadatki. Studiuje, mieszka z bratem i jego narzeczoną, jest całkiem wrażliwym ale przede wszystkim serdecznym, młodym mężczyzną. Nie opowiada zbyt wiele o sobie, natomiast z jego gestów i słów można wyczytać szczerość, a przede wszystkim to, że przemawia przez niego dobre serce. To on, jako pierwszy, stara się przebić przez mury Fallonn i pokazać jej, że jest piękna i nie ma się czego wstydzić. To przypadkowe spotkanie wpływa także na niego i każdego roku będzie na nie wyczekiwał z utęsknieniem.
Książek z motywami jednego dnia w roku czytałam już kilka, natomiast z całą pewnością żadna nie zaskoczyła mnie tak mocno poprowadzeniem fabuły. Mimowolnie, zaangażowałam się w czytaną historię i podobnie jak bohaterowie, oczekiwałam kolejnego 9 listopada, ciekawa tego, co przyniesie. A ten dzień potrafił zarówno napawać nieograniczonym szczęściem co pokiereszować serce. Pięć lat to ogrom czasu, a taki właśnie okres narzucili sobie bohaterowie. Teoretycznie to Fallon potrzebowała naprawy, uzdrowienia, przekierunkowania swoim myśli. W praktyce, cóż, życie potrafi tak samo zaskakiwać jak i rozczarowywać. Ta książka to istny rollercoaster emocji, przede wszystkim dzięki błędom, ludzkim, zwyczajnym potknięciom, które zdarzają się bohaterom ale także najzwyczajniej w świecie ich losom. To powieść nie tylko o szalonej miłości, to powieść przede wszystkim o akceptowaniu siebie i wybaczaniu- sobie. Co jest najtrudniejszą rzeczą, ale nie niemożliwą. Książki Hoover nie przestaną mnie zaskakiwać i chyba nigdy nie uodpornię się na jej niesamowitą zdolność tworzenia niebanalnych, poruszających historii.
Fallon 9 listopada o mało nie zginęła w pożarze. Ta data każdego roku napawa ją strachem. Przez blizny jej kariera aktorska legła w gruzach. Stała się bardzo niepewna siebie. Poznanie Bena zmienia ją. Mimo że widują się raz w roku to już od pierwszego spotkania Fallon jest kims innym. Jeszcze wtedy nie wie, że dla Bena 9 listopada także jest dniem, z którym ma przykre doświadczenia.
Kolejna wspaniała, chwytająca za serce historia napisana przez Colleen Hoover! 9 listopada zarówno dla Bena jak i dla Fallon kojarzy się ze smutkiem. Dla każdego z nich ten dzień był tym najgorszym w całym roku. Gdy jednak się poznali, obiecali sobie, że będą spotykać sie raz w roku, właśnie 9 listopada. Od tego czasu z utęsknieniem czekają na ten dzień. Ich znajomość przeradza się w coś poważnego. Jednak Fallon nie wie, że Ben skrywa przed nią pewną tajemnicę. Opisuje swój ból w swojej książce lecz niepotrafi wyznać prawdy dziewczynie. Gdy ona dowiaduje się o tym sama, ich związek zaczyna zmierzać ku rozkładowi.
Doskonała jak każda książka Hoover. Oczywiście jeśli zna się jej powieści, bardzo łatwo się domyślić pewnych rzeczy, bo to zawsze ten sam schemat... co zupełnie nie przeszkadza pokochać bohaterów od pierwszego zdania oraz pochłonąć książkę jednym tchem. Wprost nie można się od niej oderwać!
"Bo kiedy kogoś kochasz, to musisz pomóc mu być najlepszą wersją
siebie, jaka może być."
Więcej