Zoja rozpoczyna swoje życie od nowa. Przeprowadza się z dzieckiem do Norwegii, gdzie razem z babcią na skalistych Lofotach wynajmuje domki turystom spragnionym aury baśniowych fiordów. Poznany wkrótce Norweg, za którym kroczy cień trudnych doświadczeń, znowu obudzi w Zoi kobietę. Tymczasem niezapowiedziany gość sprowadza na jej dom kłopoty, a świat legend tego regionu będzie mieć zaskakujący wpływ na jej niezwykle uzdolnione dziecko.
Potężne sztormy, widowiskowe zorze polarne i biały śnieg, który swym zimnem przenika przez skórę, staną się tłem dla miłości, walki ze słabościami i dla tajemniczych obrazów malowanych ręką dziecka.
"Njord" to podróż pełna realizmu, duchów, przeczuć i szeptów niesionych wiatrem.
Wydawnictwo: Mięta
Data wydania: 2023-10-04
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 336
Język oryginału: polski
Tak właściwie to po tę książkę sięgnęłam niejako przypadkowo i jak zwykle zachęciła mnie do tego piękna, w zimowej scenerii okładka. Również opis dotyczący Norwegii i jej piękna również do mnie przemówił. Z pewnością patrząc na zdjęcia fiordów aż chciałoby się tam być i samemu zobaczyć ich urokliwy klimat, ale myślę, że ja nie wytrzymałabym tam zbyt długo. Nie lubię braku słońca i długich zimowych nocy, dla mnie to zbyt depresyjne..., lecz zupełnie co innego jest czytać o tym w ciepłym mieszkaniu w cieplejszym klimacie.
" Zimą w Norwegii świat się zatrzymuje. Drzemie jak niedźwiedź zapadający w letarg. Przykryty białą pierzyną wydaje się uśpiony, choć życie pod nią tętni, lecz inne, jakby senne."
Zimą w Norwegii życie jakby zamiera, niby toczy się normalnie, lecz z pewnością powoli i musi być dostosowane do panującej pogody, zwłaszcza w małych osadach. Śnieg, silne wiatry oraz odległość od miejskiej cywilizacji są może i urokliwe, lecz tylko dla ludzi potrafiących żyć w takich ekstremalnych warunkach.
Właśnie w takich warunkach zdecydowała się zamieszkać Zoja razem z niepełnosprawnym synkiem. Gdy w wigilijny wieczór mąż w prezencie oświadczył jej, że zostawia ich oboje, kobieta nie namyślając się zbyt długo, spakowała siebie i dziecko i wyjechała do Norwegii, do mieszkającej tam babci.
" Chaos w mojej głowie nijak się miał do świątecznej atmosfery. Prezent, który podarował mi ojciec mojego dziecka, zgasił
wszystkie lampki na choince naszego związku. "
Na skalistych Lofotach chętnie odwiedzanych przez turystów, babcia Zoji wynajmuje domki. Urokliwe fiordy i zorza polarna ściągają chętnych spragnionych niecodziennych wrażeń. Tu, na dalekiej północy, Zoja odzyskuje spokój a jej syn Anton coraz bardziej oddaje się w artystycznej pasji. Mimo swojej niepełnosprawności, potrafi tak pięknie malować, jakby tworzył kredką, ołówkiem czy pędzlem fotografie...
Gdy z pomocą znajomego, trzy obrazy Antona trafiły do internetowej galerii, okazało się, że dwa zostały zakupione i to aż we Włoszech...
Życie na Lofotach toczy się zupełnie inaczej, często nawet nie można wyjść z domu z powodu szalejącej zamieci a czasem nawet zabraknie prądu. Jednak ten niesprzyjający klimat nie zraża ani Zoji ani jej syna. Oboje czują się tu dobrze, a gdy pojawia się znajomy Norweg, pokazuje im piękno okolic i zabiera na wycieczki. Z każdego takiego wypadu Anton wraca z nowymi pomysłami do malowania. I oddaje się tej pracy z wielką przyjemnością.
Ta biała kraina jest wręcz miejsce magicznym, pełnym legend i czarów, w której nie ma takich zmartwień jak w dużym mieście. Zoja przypadkiem zauważa coś dziwnego w obrazach syna, maluje on postacie, których nie powinno być w miejscach przez niego przedstawianych, chociaż chłopiec twierdzi, że je widział a nawet z nimi rozmawiał...
" Czułam, że drżą mi ręce. Szelest trzymanej przeze mnie kartki dobitnie mi uświadamiał, że gdy tylko uchylę powieki, dowód na to, że moje dziecko naprawdę widzi duchy, znów stanie mi przed oczyma.
Co ja mam teraz z tym zrobić? "
Przyjazd tajemniczego włoskiego turysty burzy spokój panujący w okolicy. Zachowuje się on zbyt głośno i zwraca na siebie uwagę. Nie pasuje tutaj.
Spokojne życie Zoji zmienia pewne zaskakujące wydarzenie.
Z jednej strony cała ta historia jest bardzo realna, autorka opisuje prawdziwe opisy przyrody, nazwy miejscowości są również prawdziwe a nawet jedna z postaci występujących także, lecz te wierzenia, duchy, cała ta magia i legendy dodaje nieco baśniowego klimatu, który łączy się z realizmem.
"Njord" to zaskakująca i nieoczywista powieść, bajeczna a zarazem kojąca, w sam raz na długie zimowe wieczory.
Zoja po rozpadzie swojego małżeństwa postanawia całkowicie zmienić swoje życie. Wraz z synkiem, który jest dzieckiem niezwykłym, przenoszą się do Norwegii gdzie mieszka jej babcia. Anton ma zdiagnozowany zespół Sawanta, a jednocześnie niezwykły dar. Chłopiec potrafi pięknie malować, a to, co tworzy, wygląda, jakby wyszło spod ręki wielkiego artysty, a nie dziesięcioletniego chłopca. Żyją sobie w trójkę, utrzymując się z wynajmowania domków turystom. Mają spokój i są szczęśliwi. Nic nie zapowiada zmian, jednak one nadchodzą, nawet jeśli nie są mile widziane.
Po kilku latach wraca Runar i wynajmuje od nich jeden z domków. Jednak nie jest to już ten sam mężczyzna co kiedyś. Zoja pamięta go jako lekkoducha, podrywacza, teraz jest zupełnie inny, wycofany, zamknięty w sobie. Jednak nie tylko on pojawi się w życiu Zoji, a także pewien Włoch. Co połączy ją z Runarem? Dlaczego mężczyzna się tak zmienił? Kim jest tajemniczy Włoch? Jakie ma zamiary? Czy Zoja i jej synek odnajdą swoje miejsce w Norwegii? Czy będą szczęśliwi?
Ta książka bardzo mi się podobała i nawet nie chodzi o samą historię, a o coś zupełnie innego. Co takiego? Autorka przeniosła mnie do Norwegii, tak wszystko przedstawiła, że bez problemu oczami wyobraźni mogłam wszystko zobaczyć. Te wszystkie Lofoty i fiordy mnie po prostu zachwyciły. Wracając do historii, uważam, że była ciekawa, a także dość wciągająca. Autorka umieściła w niej dość sporo, mamy połączenie kilku gatunków i mnie tym kupiła. Jest samotne macierzyństwo, choroba dziecka, miłość i jej różne odmiany, tajemnice, sekrety, niebezpieczeństwo, a nawet duchy. Można pomyśleć „za dużo tego wszystkiego”, nic bardziej mylnego. Wszystko doskonale się z sobą łączy tworząc spójną całość.
Bohaterowie ciekawi, dobrze wykreowani. Bardzo polubiłam zarówno Zoję, jak i babcie, a także małego Antona. Jeśli chodzi o Runar, to nie da się go tak od razu ocenić, najpierw trzeba poznać jego historię i dowiedzieć się, dlaczego zaszły w nim pewne zmiany.
„Njord” to książka, która „przeniosła” mnie do Norwegii pozwalając „zobaczyć” jej piękno, a jednocześnie z ciekawą historią. Z przyjemnością polecam.
Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA
„Dotyk może być kojący, pomocny, może być kotwicą, która daje bezpieczeństwo, gdy ktoś przeprowadza nas przez ciernistą drogę wspomnień i doświadczeń”
Zoya, przeprowadza się na północ Norwegii ze swoim dziesięcioletnim synkiem. Ten wyjątkowy chłopiec, choć dotknięty chorobą Sawanta, to obdarzony jest niesamowitym talentem malarskim. Razem z mieszkającą tam babcią, prowadzą wynajem domków w tym niesamowitym miejscu. Jej dotychczasowe spokojne życie zmienia nagłe pojawienie się Runara, beztroskiego bawidamka, niegdyś podrywającego wszystkie turystki, którego urok jednak nigdy nie zadziałał na Zoyę, i który przed paru laty opuścił to piękne miejsce. Ich początkowa zimna relacja, podgrzewa się z dnia na dzień, a to za sprawą Antona, synka Zoii.
„Nijord” to niesamowita i cudownie malowana opisami krajobrazów i niezwykłych legend historia. Każda ze stron sprawia, że niemalże przenosimy się do przepięknej Norwegii.
A w tym wszystkim śledzimy historię rodzącej się miłości samotnej matki i miejscowego vikinga, którego widoczna przemiana z beztroskiego podrywacza na odpowiedzialnego mężczyznę sprawia, że kobieta, która wcześniej miała o nim złe zdanie, teraz widzi w nim tego jedynego.
Jednak jak to w życiu bywa, gdy wszystko wydaje się układać tak jak należy, na horyzoncie pojawia się ktoś, kto jest jak dobrze opakowany cukierek, ale taki z nadzieniem, ale takim, którego się totalnie nie spodziewamy, a poznanie, którego budzi strach, przerażenie i niewiadomą, czy wszystko ma szansę skończyć się dobrze, szczęśliwie i przede wszystkim bezpiecznie…
Wow, niesamowita historia od pierwszej, aż do ostatniej strony. To wszystko co towarzyszy nam podczas czytania, to niesamowity, wręcz nierealny rollercoaster emocji. Fabuła tak inna, a zarazem tak wciągająca.
Każda postać przedstawiona jest w niesamowity sposób. Każda z emocji tych osób, jest tak wyrazista, że aż odczuwalnie namacalna.
I ta niepowtarzalna magia Norwegii, jej piękna, jej tajemniczości, legend i duchów, które przyprawiają nas o gęsią skórkę.
Autorka sprawiła, że na kilka dni sama przeniosłam się do życia Zoii, by z nią przeżywać, to wszystko co ją spotyka i z czym się musi zmierzać i zmierzyć, za sprawą tego niesamowitego talentu malarskiego jej syna.
Gorąco polecam!!!
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Mięta 💚
Zoja rozpoczyna swoje życie od nowa. Przeprowadza się z dzieckiem do Norwegii , gdzie razem z babcią Oleną na skalistych Lofotach wynajmuje domki turystom spragnionym aury baśniowych fiordów. Poznany wkrótce Norweg Runar, za którym kroczy cień trudnych doświadczeń , znowu obudzi w Zoi kobietę.
Tymczasem niezapowiedziany gość Włoch Adriano sprowadza na jej dom kłopoty, a świat ledend tego regionu będzie mieć zaskakujący wpływ na jej niezwykle uzdolnione dziecko Antona.
Potężne sztormy , widowiskowe zorze polarne i biały śnieg, który swym zimnem przenika przez skórę,staną się tłem dla miłości,walki ze słabościami i dla tajemniczych obrazów malowanych ręką dziecka.
Pola, zmęczona życiem w wielkim mieście, wraca do rodzinnej miejscowości, by spełnić swoje marzenia. Jednak spokojne życie na prowincji przerywa seria...
Przeczytane:2024-09-08, Ocena: 5, Przeczytałem, Mam,
Niekiedy sięgam po książkę, która nie jest może moim pierwszym wyborem, bo zawsze pierwszym wyborem będzie fantastyka, jednak praktycznie zawsze, jak sięgam po powieść z innego gatunku, to dobrze trafiam.
A jak to jest u was? Sięgając po coś z innego gatunku, macie szczęście i trafiacie na dobre książki, czy jest to losowe?
Ostatnio sięgnęłam po “Nord” Joanny Gajewczyk, książkę, którą miałam na oku już od premiery, jednak zawsze coś innego mi wpadało do przeczytania i przyznaję, że zdążyłam już o niej zapomnieć. Z pomocą i przypomnieniem, przyszła do mnie sama autorka, proponując mi swoją książkę, nie zastanawiałam się długo, tak jak długo nie zwlekałam z przeczytaniem tej książki.
Bardzo spodobał mi się pomysł na połączenie romansu w oprawie mroźnego norweskiego archipelagu, wraz z przyprawiającym o dreszcz kryminałem i świetnie napisaną obyczajówką.
Autorka porusza w swojej powieści wiele ważnych tematów, przez co cała historia nabiera głębi i na długo nie wychodzi z głowy czytelnika. Wraz z Zoją przeżywałam jej wzloty i upadki, które były bardzo bolesne i zatapiałam się w każdej opowiedzianej historii o duchach. Może i te historie o duchach to tylko dodatek do historii Zoji, a może jest to coś, o czym nie powinniśmy zapomnieć, ponieważ i obok nas może skrada się jakaś dusza, która chce nam coś przekazać, kto wie.
Życie Zoi nie jest łatwe, dlatego postanawia przeprowadzić się do Norwegii, na piękne, lecz również mroźne i niebezpieczne Lofoty. Tam wraz z babcią wynajmuje turystom domki. Jeden taki domek wynajmuje Norweg, który kiedyś mieszkał w pobliżu, jednak teraz wydaje się nie być tym, kim był kiedyś. Zoja odczuwa, że przyczepił się do przystojnego wikinga mrok, a ona stara się od mroku trzymać jak najdalej, ma dość na swojej głowie. Jej głównym celem w życiu, jest zapewnienie szczęścia i bezpieczeństwa jej choremu synowi, który jest dla niej całym światem. Na horyzoncie, oprócz wikinga, pojawia się równie przystojny Włoch, który wydaje się bardzo przyjacielski, może niekiedy nawet aż za bardzo.
Czy Zoja znajdzie w swoim sercu miejsce na kogoś innego niż jej syn, czy potrafi w sobie rozbudzić choć małą iskierkę uczucia dla kogoś nowego?
Lubicie życiowe książki?
Takie, które ukazują prawdziwe życie, nie koloryzują go, pokazują, że życie nie jest tylko usłane różami, że między nimi, są kolce, które potrafią porządnie zranić.
Lubię takie książki i cieszę się bardzo, że miałam możliwość sięgnąć po “Njord” Joanny Gajewczyk, ponieważ właśnie taka jest ta książka. Autorka w genialny sposób przemyciła do fabuły motywy paranormalne, które były świetnym dodatkiem. Przecież nie samym romansem człowiek żyje. Co do romansu, nie był on ani płytki, ani nudny, było czuć pasję między bohaterami, jednak cały czas autorka nie pozwalała swojej bohaterce zapomnieć o tym, co powinno być najważniejsze w jej życiu, jej syn.
Bardzo spodobał mi się klimat tej książki, mroźny, czyli idealny na ostatnie upały, lecz również na swój własny sposób magiczny. Oczywiście malowniczość fiordów również robiła klimat tej książce. Autorka przekazała nam to, co sama poznała i widziała, bardzo cenię takie przygotowanie, więcej o tym jak autorka znalazła się na Lofotach, dowiecie się na sam koniec książki, warto tego nie omijać, ponieważ autorka sporo nam zdradziła ze swojego życia.
Historia porwała mnie od samego początku, bałam się, że w którymś momencie, znajdę jakiś fragment, który ten zachwyt mi minie, jednak nie, całość mnie zachwyciła i porwała, nie mam się do czego przyczepić, jedynie mogę ubolewać, że tak szybko się skończyła.
Dziękuje bardzo autorce za zaufanie.