Wydawnictwo: SOL
Data wydania: 2014-06-18
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
Uświadomiłam sobie, jak bardzo się zmieniłam przez te parę miesięcy. Ile się nauczyłam, jak znaczące odebrałam lekcje. Najwięcej - poza Julianem - wniósł w moje życie Tomek. Dzięki niemu zrozumiałam, że ważne jest to, co tu i teraz, bo jutra może po prostu nie być. doświadczyłam namacalności bliskości śmierci i jej nieuchronności, pojęłam też, że w obliczu odchodzenia wiele drobnostek nie ma znaczenia. Ja z tych drobnostek dotychczas potrafiłam sobie i innym robić piekło".
Jedni wolą życie w mieście, inni na wsi. Różnic pomiędzy tymi miejscami można doszukiwać się wiele. Aczkolwiek kiedy zagubiony człowiek szuka ucieczki, miejsca do przemyśleń, czy zwyczajnego odpoczynku od zgiełku i gwaru, to idealnym azylem okazuje się wieś. Podczas takiego pobytu, na jednej ze wsi, bohaterka wykreowana przez Magdalenę Kulus dojrzała, wydoroślała, a także zrozumiała co jest ważne, a co nie.
Magdalena Kulus to z wykształcenia filolożka, z zamiłowania gawędziarka. Blogerka, recenzentka literatury dla najmłodszych. Pisze więcej niż czyta, choć zdaje sobie sprawę, że powinno być na odwrót. Na co dzień urzędniczka. Debiutowała w 2011 roku powieścią "Blondyn i Blondyna".
Główna bohaterka Anastazja zwana Nastką postanawia dojrzeć i usamodzielnić się, ale przede wszystkim odpocząć od zgiełku, rodziców i w spokoju napisać pracę magisterską. Dlatego przeprowadza się do domu letniskowego w Maszkarce. Tam odwiedza ją Olek, który relację z Nastką traktuje bardzo luźno, a dziewczyna jest w nim zakochana i coraz bardziej się angażuje. Wiadomo, że nie wróży to nic dobrego i będą z tego kłopoty. Oprócz problemów natury sercowej, Nastka boryka się z innymi kłopotami wynikającymi z życia na odludziu, gdzie wszystko trzeba zrobić samej, opiekować się niesfornymi psami. Ponadto bardzo szybko staje się obiektem plotek na skutek zaistniałych dwuznacznych sytuacji.
Powieść "Nie tylko o łajdakach" urzeka swoim sielskim, przyjaznym, a nawet rodzinnym klimatem. Bowiem bardzo szybko się okazuje, że bohaterka dzięki podjętej decyzji o zamieszkaniu na wsi zyskała coś bardzo cennego. Cenne i prawdziwe przyjaźnie, których człowiek nie w stanie niczym zastąpić. W trudnych chwilach okazywało się, że ma wsparcie wśród bliskich osób, od siebie także chciała dawać jak najwięcej. Historia ta pokazuje również relacje rodzinne począwszy od rodziców, przez babcię, aż po ciotki i kuzynostwo.
Powyższa książka została napisana w humorystycznym tonie, także banana na waszej twarzy nie zabraknie. Warsztat autorki jest prosty. Uzupełnieniem całości są barwne dialogi dlatego też lekturę czyta się bardzo szybko, ale i przyjemnie. Nie sposób nie wspomnieć o całej gamie bohaterów od tytułowych łajdaków, przez prawdziwych przyjaciół, aż po liczną rodzinę. Wszystkie postacie zostały bardzo dobrze nakreślone ukazując zarówno swoje wady, jak i zalety. Powieść "Nie tylko o łajdakach" zalicza się do gatunku literatury obyczajowej. Chociaż w literaturze było już o dorastaniu, dojrzewaniu, życiowych wyborach i miłości, to moim zdaniem ta powieść wyróżnia się na tle innych. Przede wszystkim dominuje tu lekki styl, obraz sielskości z wadami i zaletami, ale także pokazuje, iż dobrzy ludzie istnieją gdzieś tam w Maszkarce, gdzie może nie wszyscy, ale większość gotowa jest sobie pomóc w trudnych chwilach, a co najważniejsze pomóc bezinteresownie. Chociaż życie w małej społeczności nie jest łatwe, gdyż przed nikim nie da się nic ukryć, a wieści rozchodzą się błyskawicznie, czasami przeradzając się w fałszywe plotki.
"Nie tylko o łajdakach" to lektura godna polecenia. A powodów może być kilka, chociażby główna bohaterka, którą bardzo polubiłam, na moich oczach widziałam jej przemianę, to jak porażki zamieniła w sukces, czy chociażby wydoroślała. Albo sam klimat panujący na kartach powieści, gdzie czytelnik naprawdę przenosi się na Maszkarkę i jest świadkiem toczących się wydarzeń. Czy chociażby wydźwięk przyrodniczy, łona natura i niesfornych psów. Powieść ta także przypomina o drogach jakie wybrało się samemu, uświadamia nam zarówno słuszne wybory, jak i te których żałujemy po dzień dzisiejszy, ale w chwili obecnej można zadać sobie tylko pytanie co by było gdyby..? I ponownie uświadomić sobie zarówno sukcesy, jak i porażki. Lektura ta także porusza jeszcze istotny temat, mianowicie choroby rdzenia kręgowego, która występuje u jednego z bohaterów Tomka. Nie jest to przypadek, że autorka zagłębiła się w ten temat, gdyż sama na nią choruje, ale na lżejszą odmianę.
"Nie tylko o łajdakach" to powieść, która wnika w istotne tematy, a lekkość z jaką została napisana zachęca do przeczytania. Może nie jest to arcydzieło, ale bardzo dobra powieść, która zostawia po sobie ślad, a czas spędzony z lekturą nie będzie straconym. Polecam.
"Nawet kac stał się jakoś mniej odczuwalny, gdy uświadomiłam sobie, że znalazłam swoje miejsce na ziemi, pełne zieleni i błękitu, z dobrymi ludźmi na wyciągnięcie ręki, z psami radośnie podlewającymi krzaczki i z dwiema gipsowymi, pełnymi urokami gęsiami, które stały w trawie pod czereśnią i były akurat w zasięgu mojego wzroku. Dlaczego wcześniej zabrakło mi odwagi, by zmienić swoje życie"?
Anastazja zwana zdrobniale Nastką to główna bohaterka tejże powieści. Dziewczyna o przeciętnej urodzie, ciągle lokująca nieodpowiednio uczucia. Jej obecny "partner" to stuprocentowy łajdak. Nie jest skory do angażowania się, wykorzystuje jej dobre serce na każdym kroku. Artysta bez grosza przy duszy. Rodzice Nastki go nie akceptują. Radzą, aby znalazła sobie innego amanta. Porządnego. Pewnego dnia postanawia wyjechać do wiejskiego domu swych rodziców - Maszkarki. I pozostać tam na jakiś czas. Pragnie na trochę odseparować się od krytykujących ją cały czas rodzicieli i wreszcie skończyć pisać swoją pracę magisterską. Marzy jej się stworzenie powieści. Jeszcze nie wie, że życie na wsi może okazać się tak nieprzewidywalne...
Nastka została tu ukazana jako kobieta-anioł. Każdemu zawsze bezinteresownie pomaga, naiwnie wszystkim wierzy. Właśnie te cechy charakteru powodują, że ciągle wpada w tarapaty. Staje się nawet kilkakrotnie tematem wiejskich plotek. Każdy następny dzień na wsi przynosi nowe, czasem miłe, a nieraz smutne wieści. Jednak nasza bohaterka odważnie stawia czoła wszelkim wyzwaniom, a muszę przyznać, że życie wcale jej nie oszczędza. Aż niekiedy trudno było mi uwierzyć, że tak wiele może wydarzyć się w tak małej mieścinie. Zadziwiające.
Jak sugeruje tytuł książki nie tylko o łajdakach tu mowa. Choć trzeba przyznać, że Nastka ma niewyobrażalnego pecha w tej kwestii. Większość mężczyzn pojawiających się na jej drodze to właśnie dranie, przez których bardzo cierpi. Pewnie dlatego stara się być bardziej ostrożna w relacjach damsko-męskich. Niestety najczęściej ostatecznie podąża za głosem serca. Jak to w życiu bywa, nadchodzą także wreszcie "te" lepsze dni. Jak na tak małą wieś wolnych mężczyzn tu nie brakuje. Zatem i jej serce nie raz mocniej zabije. Michał, Julian, Florian... Z każdym z nich "coś" ją łączy. Cała wieś huczy od plotek i oburzenia. Ani chwili spokoju. Ciągle wpadają z wizytą ciotki, rodzice, kuzynki, sąsiadki. Nawet jeszcze dobrze się nie kichnie, a już wszyscy o tym wiedzą. Krótko mówiąc - wiele się tu dzieje.
Historia wciąga. Powiedziałabym, że nawet otula czytelnika jak ciepły koc w zimną noc. Nie miałam ochoty jej odkładać. Nawet się nie spostrzegłam, a już prawie się skończyła. Jej dużą zaletą jest to, że autorska umiejętnie wplotła w fabułę kilka wierszy. Aż mi się zrobiło cieplej na sercu, gdy zetknęłam się z mimochodem z poezją. Ponadto miłośnicy muzyki również powinni być ukontentowani tą lekturą, ponieważ odnajdą tu wiele cytatów tekstów znanych piosenek.
Podsumowując. Książkę można nazwać swoistym balsamem dla poharatanych dusz. Daje nam nadzieję na lepsze jutro. Ukazuje siłę więzów rodzinnych i przyjaźni. Kultywuje zapomniany już przez niektórych styl życia. Blisko natury, bez wszelkich wygód miejskich. Przedstawia obraz zamkniętej społeczności wiejskiej uwypuklając jej cechy charakterystyczne. Przyznam się szczerze, że nie raz w trakcie lektury pomyślałam: "zamieszkałabym w tym miejscu", choć od urodzenia jestem mieszczuchem. Ciepła, pozytywna historia w sam raz na obecną, jesienną pogodę...
Bardzo rzadko sięgam po książki obyczajowe, zwłaszcza te autorstwa naszych rodzimych pisarzy. Czasem jednak zdarza się wyjątek od reguły. Tym razem powieść Nie tylko o łajdakach Magdaleny Kulus bardzo umiliła mi ciepłe, wakacyjne dni, sprawiając, iż co chwilę wybuchałam śmiechem.
Książka ta jest słodko – gorzka. Z jednej strony na jej kartach dostrzegamy dojrzewanie głównej bohaterki, Nastki, a z drugiej obserwujemy wiele smutnych momentów. Bohaterowie powieści są wyraziści i ciepli, aż chce się mieć takich ludzi w sąsiedztwie albo w gronie przyjaciół. Ale do rzeczy, bo czuję, iż gubię się w swoich myślach.
Nastka zamieszkuje na wsi, w Maszkarce. Ma dość wszystkiego, a zwłaszcza pewnego niedojrzałego faceta, który namieszał jej w głowie. Chce odpocząć, spokojnie napisać pracę magisterską. Nie jest na wsi sama, otacza ją rodzina i znajomi, również kilka nowych znajomości zdobywa podczas swojego pobytu. Na przykład niemal topless poznaje księdza Grzegorza albo tajemniczego, muzyka Juliana, który na wsi również poszukuje swojej samotni. Nastka z pewnością na brak rozrywek na wsi pod Częstochową nie będzie narzekała, gdyż kilka interesujących wydarzeń czy skandali z jej udziałem będzie miało miejsce.
Na pierwszy rzut oka książka wydaje się zwyczajna, jednak z każdym kolejnym rozdziałem, bohaterowie stają się nam bliżsi, a główną bohaterkę coraz bardziej lubimy i dopingujemy jej, aby wreszcie znalazła szczęście, miłość oraz spokój. Powieść ta jest bardzo ciepła, rodzinna i przyjazna, jednocześnie jednak pokazuje wiele dramatów życiowych, tragedii i chwil, kiedy człowiek jedynie może się załamać. Również w tej książce same kobiety są przedstawione jako bardzo silne osobowości, które nie jest łatwo złamać i ten zabieg uważam za duży plus. Styl autorki, Magdaleny Kulus jest lekki i bardzo przyjemny w odbiorze, a pomysłowość i poczucie humoru tylko zachęcają do dalszej lektury, a także do sięgnięcia po kolejne jej dzieła.
Przyznam szczerze, że ciężko było mi się zabrać za tę książkę, gdyż bałam się nudy i przeciętności. Tymczasem powieść Nie tylko o łajdakach dała mi wiele emocji i później nie mogłam oderwać się od tej lektury. Wszystkich Was zachęcam do przeczytania tej powieści, zwłaszcza w lato, gdyż właśnie w ciepłe dni odczuwa się cały klimat opisanych wydarzeń.
Łajdak to słowo mieszczące w sobie wiele znaczeń, od tych żartobliwych po najbardziej negatywne, użycie go w tytule książki wzbudza zaciekawienie. Co więc może kryć się za stroną tytułową gdy opowieść ma nie tylko dotyczyć właśnie jego czyli pana na literę Ł? Komedia? Dramat? Kryminał? Okazało się, że ... duża dawka humoru, ogromny zastrzyk optymizmu oraz świetna historia w jakiej wspaniałym tłem jest Maszkarka.
Nastka miała w planach po pierwsze pisanie pracy magisterskiej, po drugie uwolnienie się od rodziców, po trzecie odpoczynek, po czwarte dorośnięcie, a po piąte - no to się jeszcze okaże w przysłowiowym praniu. Najlepiej do takiego projektu nadaje się domek letniskowy, w miejscu oddalonym trochę od miasta, w tym rodzinnego w szczególności i to dość sporo. Oczywiście wszystko zostało przemyślane, ale od czego jest improwizacja, w końcu wakacje też miały być! Nie tak łatwo jednak odciąć się od tego wszystkiego co wcześniej denerwowało człowieka, a zwłaszcza od nadopiekuńczości rodziny. Problemem mogą być też niespodziewane wizyty nie tylko krewnych, lecz i pewnego osobnika, który też miał pozostać hen daleko. Plany mają to do siebie, że często nie dochodzą do skutku albo gdy je próbujemy wprowadzić w życie nie przypominają tego, co było w ich założeniach. Maszkarka miała być azylem i w sumie nim jest, naturalnie w chwilach kiedy nikt nie zakłóca Nastce spokoju. Jednym z intruzów jest Olek, artysta, student i ktoś więcej, chociaż niektórzy nie mają o nim dobrego zdania, posiadający wiele zalet, szczególnie w oczach mieszkanki Maszkarki. Siła uczuć już nieraz była wystawiona na próbę, aczkolwiek co za dużo to niezdrowo i ktoś o tym przekonał się na własnej skórze. Złamane serce nie leczy jedynie czas, pomagają w tym i okoliczności przyrody i ludzie, jacy niespodziewanie stają na drodze. Kiedy przełamie się wewnętrzne opory i strach przed nieznanym okazuje się, że tuż obok jest ktoś warty poznania. Przyjaźń może narodzić się wszędzie, podobnie jest z miłością, jednego i drugiego raczej Nastka nie oczekiwała po miejscu, jakie sobie wybrała na ucieczkę od dotychczasowej rzeczywistości. Ale kto powiedział, że będzie łatwo? Na pewno jest swojsko, barwnie i wreszcie można zrozumieć co w życiu jest ważne, a czym lub kim nie warto zawracać sobie głowę.
"Nie tylko o łajdakach" to nie pogodna opowiastkach na leniwy letni dzień. Książka Magdaleny Kulus to historia w jakiej czytelnik ma szansę odkryć siłę przyjacielskich więzi oraz rodzinnych związków, a także miłość w różnorodnych odcieniach. Autorka nie opisała kolejnej ucieczki na prowincję uwieńczonej happy endem. Oczywiście jest wieś i bohaterka przybywająca na nią, lecz dalej to już opowieść przede wszystkim o dojrzewaniu, otwieraniu się na innych oraz dostrzeganiu, w całkiem wydawałoby się zwyczajnej codzienności, szansy na to o czym się marzyło. "Nie tylko o łajdakach" to nie bajkowy czy też hollywoodzki świat, zamiast niego znajome krajobrazy i klimaty, ale właśnie one idealnie uzupełniają fabułę i samych bohaterów - zwyczajnie niezwyczajnych. Sielanka? Nie, Maszkarka i okolice, nie idealne, lecz zamieszkane przez ludzi, podobnych do naszych przyjaciół, denerwujących znajomych oraz łajdaków i ich przeciwieństwa ;)
Nie każdy jest stworzony do mieszkania na wsi. Zwłaszcza typowy mieszczuch. Ale co się dzieje, kiedy na wsi pojawia się urocza dziewczyna, która ucieka od swojego życia? Czy da się w ten sposób uciec od problemów, czy one za nami podążają? A może całkowita zmiana otoczenia jest tym, czego człowiek potrzebuje w stanach całkowitego zagubienia? „Nie tylko o łajdakach” Magdaleny Kulus to książka tak prawdziwa, że aż nierealna.
Anastazja, czyli główna bohaterka książki, jest młodą dziewczyną, która dość niepoprawnie ulokowała swoje uczucia. Jej wybranek jest artystą, który niespecjalnie dba o jej potrzeby i sam o siebie (to już powinno jej powiedzieć, że coś jest nie tak, ale wiadomo miłość jest ślepa!). Ten wyjazd na wieś, w której okolicy mieszka także spora część jej rodziny, jest przede wszystkim ucieczką od tego „związku”, choć ciut nieświadomą. Oprócz niej poznajemy mnóstwo bohaterów, którzy reprezentują różne osobowości i wiele wnoszą do jej życia (choćby Julian – spokój, Mery i Marta – siłę i determinację, Tomek – cierpliwość i wiarę). Nastka chce w spokoju napisać swoją pracę magisterską i ułożyć najróżniejsze myśli w swojej głowie. Sama tak naprawdę nie wiedziała, jak dalece zmieni ją pobyt w tym uroczym łez padole.
Choć wyjazd na wieś niektórym może kojarzyć się z samymi negatywnymi rzeczami, to nasza bohaterka do tego tak nie podchodzi. Samo jej nastawienie sprawia, że Czytelnik również zaczyna odbierać życie na wsi jako coś optymistycznego i przynoszącego dużo ciepłych wrażeń. Oczywiście mamy do czynienia z negatywnymi zdarzeniami, które mogą wprowadzać chaos do życia naszych bohaterów, ale jest jedna kluczowa rzecz, której nauczyła się Nastka. Ważne jest to, jakimi ludźmi się otaczasz. Wybierz źle i twoje życie wydaje się pasmem niepowodzeń, których nie jesteś w stanie przeskoczyć. Wybierz dobrze, a nawet najtrudniejsze wyzwania staną się rzeczami osiągalnymi. Tylko jak wybrać dobrze? To trudne pytanie, na które sami musimy sobie odpowiedzieć. Musimy sobie pozwolić na chwilę zadumy, dystansu od naszego życia, refleksji nad tym, co robimy, dlaczego robimy i czy warto.
„Nie tylko o łajdakach” Magdaleny Kulus to bardzo ciepła książka o wewnętrznej przemianie. Często uśmiechałam się, gdy ją czytałam, często uśmiałam się do łez. Były też smutne momenty, które w życiu każdego z nas się zdarzają, ale dodawało nadziei zachowanie bohaterów, którzy nie poddawali się i szli do przodu. Książka jest napisana w bardzo przystępny sposób, dzięki czemu czyta się ją niemal jednym tchem. Potrzebowałam takiego zastrzyku energii, który z niej wypływa, bo dzięki temu na nowo można mieć nadzieję i wiarę, że wiele rzeczy w naszym życiu zależy wyłącznie od nas. Za to dziękuję!
„Obawiałam się poranka, bo poranki mają to do siebie, że odzierają z piękna wszystko, co w nocy wydaje się niezwykle atrakcyjne i pociągające.”
Przegapiłam debiut Magdaleny Kulus, coś mi tam się kojarzy, że książka została bardzo dobrze przyjęta. No, ale fizycznie nie da się być na bieżąco z każdą nowością. Autorka była dla mnie kompletnie obca, nie wiedziałam czego się spodziewać(wyjąwszy profil wydawniczy Wydawnictwa SOL). Dlatego, gdy to słońce dla wszystkich świeciło. Zaległam na podkarpackiej wsi, w samym środku lata i otworzyłam zieloną okładkę. Żebym dała porwać się od pierwszej strony – nie mogę powiedzieć. Może to wina tego, że ostatnio czytałam świetne książki. No i ta wieś. Były Mazury, było Podlasie, Podkarpacie, teraz przyszła kolej na Śląsk. W polskiej literaturze nadal jest zatrzęsienie książek, których motywem przewodnim jest ucieczka na wieś w celu odmiany swego życia. Polska wieś jako panaceum. Do takich książek podchodzę sceptycznie, bo zwykle autorki nie mają pojęcia o realiach polskiej wsi i lecą takimi schematami stereotypami, że zgrzytam zębami, a tego zabrania mi mój stomatolog. Później sobie pomyślałam, że nie mogę osądzać książki, tylko dlatego, że znajdę w niej znany motyw. To, iż ktoś spieprzył temat, nie znaczy, że ktoś inny nie da rady. Wyzbyłam się uprzedzeń, (a lato jest piękne tego roku- więc było łatwiej). Zaczęłam czytać, narracja pierwszoosobowa(nie lubię), dosyć specyficzna narracja z rzadko spotykanymi charakterystykami nowych postaci, no nic – najwyżej nie spodoba mi się – nikt od tego nie umrze. Nastka, czyli Anastazja kończy studia i postanawia wyjechać do domu rodziców na wieś, aby dokończyć magisterkę i odpocząć od Rodzicieli, którzy są dosyć toksyczni. Mają wąty o wszystko. Bywa. Wioska jest typową, małą miejscowością, każdy zna się „od zawsze” i o wszystkim wie „wszystko”. Można być pewnym, że jeśli o północy kichniemy na jednym końcu wsi, to o świcie, na drugim końcu zapytają nas jak tam katar. Znam to z własnego podwórka. Autorka opisuje wieś bardzo prawdziwie, bez uciekania się na „miejskie wyżyny” i komentowania nawyków „wieśniaków” z wyższością. Pisze jak jest. Realizm i takt – rządzi. Więc Anastazja jedzie na wieś, również po to, aby odpocząć od toksycznego związki, jednak toksyczny związek w postaci Olka zjawia się jednak na wsi. Ogólnie książka jest o tym jak Anastazja walczy z przeciwnościami losu, boryka się z codziennością i oddaje serce wsi. To pogodna, ciepła książka o życiu. Nie zwykłe czytadło, ale fajny pretekst do refleksji, okraszony poezją, muzykę(dzięki Autorce przypomniałam sobie jak ja uwielbiam skrzypce). Nie chcę opisywać Wam fabuły, bo nie chcę Wam psuć niespodzianek, drobnych zaskoczeń. Jestem bardzo zbudowana tą ksiązką. Ciepłą, pełną dobrej energii, chociaż również nie jest wyzuta ze smutku. Tak jak w życiu wielkie radości zakwitają w cieniu ogromnych smutków, a może odwrotnie. Czy zebra jest biała w czarne paski, czy czarna w białe? Nieważne, wszystko to splata się w naturalny warkocz życia. Barwny, pachnący, smakowity, a że czasami zdarzy się ziarenko gorczycy? Dodaje smaku i podbija słodycz. Moim zdaniem to jest idealna powieść na lato, do poczytania na plaży, w ogródku, gdy słońce świeci nam w oczy, a twarz muska nam lekki wiaterek. Takie powieści, chociaż nie są novum, nie grzeszą innowacyjnością, nie poruszają nowych, wstrząsających wątków, ale zaspokajają w nas potrzebę happy endów, przywracają wiarę w świat, ogrzewają od środka, że nie potrzebny nam już żaden drink. Książka jest bardzo dobrze napisana, zabawna, pachnąca ziołami, oślepiająca zielenią, otula nas pysznymi zapachami z kuchni i otacza psim towarzystwem i towarzystwem fajnych ludzi. Bardzo udany to mariaż i chętnie zapoznam się z wcześniejszą powieścią autorki i na pewno sięgnę po kolejne – mam nadzieje, że je napiszę. Powieść ta wpisuje się w założenia wydawnicze Wydawnictwa SOL, to naprawdę są książki, które pomagają się zresetować, zapomnieć o smuteczkach. Polecam!
W domu Łatka pojawia się intruz. Taki mały, taki chudy... wszyscy domownicy natychmiast się nad tym nowym kiciusiem litują i rozpieszczają go niemożliwie...
Jamnik Raptus ze swoją ukochaną panią Halinką są nierozłączni od jedenastu lat. Mają swoje codzienne rytuały, troszczą się o siebie wzajemnie. Pewnego...
Przeczytane:2015-04-12, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki - 2015, Mam,