Najsłynniejsza, wielokrotnie ekranizowana, powieść o nawiedzonym domu
Do starego, mrocznego i owianego złą sławą domu na wzgórzu przybywają cztery osoby: doktor Montague - znawca okultyzmu, szukający żelaznych dowodów na istnienie zjawisk paranormalnych, jego śliczna asystentka, Eleanor - młoda kobieta posiadająca sporą wiedzę na temat duchów, a także Luke - przyszły spadkobierca rezydencji. Z początku wydaje się, że będą mieć do czynienia jedynie z niewytłumaczalnymi odgłosami i zamykającymi się samoistnie drzwiami. Jednak tak naprawdę mroczny i tajemniczy dom cały czas gromadzi siły, by wybrać spośród śmiałków swoją ofiarę.
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2021-06-29
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: The Haunting of Hill House
Mamy wrażenie, że nas widzi, że nas obserwuje i oddycha. Przygląda się temu co robimy... A to tylko zwykły Dom.
Powieść "Nawiedzony Dom Na Wzgórzu" wzbudziła wielką sensację. Powstało wiele ekranizacji, w tym niedawno bardzo ciekawy serial Netflixa (bardzo odbiegający od książki), który zachęcił mnie do przeczytania oryginalnej papierowej wersji. Niestety trochę się na niej zawiodłam.
Do rzekomo nawiedzonego, starego jak świat i owianego tajemniczą aurą Domu na Wzgórzu przybywają cztery osoby, doktor Montague, który poszukuje zjawisk paranormalnych; Theodora i Eleanor, obie ciekawe przygód, które na nie czekają; oraz Luke - przyszły spadkobierca rezydencji. Zaczyna się ciekawie i tajemniczo, ponieważ o Domu na Wzgórzu krążą różne pogłoski i żadna z nich nie jest pozytywna. Następnie służba, która ze strachu nie zostaje na noc w rezydencji... Dom jest owiany dziwną aurą, którą można wyczuć zaraz po przekroczeniu progu.
Z pewnością nie jest to jednak powieść dla każdego, ale na pewno przypadnie do gustu fanom klasyki horrorów. Tak jak początek książki w miarę mnie wciągnął i zaciekawił, tak im później tym było co raz gorzej. Miałam wrażenie, że napięcie rośnie a potem zanika bez żadnego punktu kulminacyjnego. Akcja toczyła się bardzo wolno, brakowało jej wartkości oraz efektów zaskoczenia, wręcz gubiłam się w pewnych momentach i musiałam wracać kilka stron wcześniej, żeby zrozumieć o co chodzi.
Oczywiście przeczytałam książkę do samego końca, jednak zakończenie również mnie nie zachwyciło. Sam pomysł na fabułę jest genialny, tak samo jak niepowtarzalny klimat, którym charakteryzują się powieści Shirley Jackson. W ciekawy sposób przedstawiła Dom na Wzgórzu, jak ten, który "żył" obserwując swoich mieszkańców i mieszając im w głowach. Wypatrywał swoją ofiarę i skupiał się na niej. Był jednym wielkim labiryntem, który co jakiś czas zmieniał swój układ pokoi. Dlatego właśnie ta powieść jest niezwykła, i nie jest typową opowieścią o duchach. Działa bardziej na tle psychologicznym, "niektóre domy rodzą się złe" (cytat z serialu "Nawiedzony Dom Na Wzgórzu").
Są książki - horrory, dreszczowce, opowieści o duchach - które broczą krwią i sprawiają, że nagle chcemy znaleźć się jak najdalej od książki... a jednak wciąż nas coś do niej przyciąga. Są także książki, które bazują na okrucieństwie ludzi z krwi i kości - takie są najstraszniejsze. Ale są też takie, które oplatają nas nastrojem lekkim jak pajęczyna, ale tak samo zakurzonym, jakbyśmy przedzierali się przez labirynt pełen szeptów i niedopowiedzeń.
I taką właśnie książką jest "Nawiedzony dom na wzgórzu".
Powieść ta napisana została bardzo dawno temu. Nie tak dawno, jak Sherlock Holmes... nie tak dawno nawet jak śledztwa Herculesa Poirot. Ale dostatecznie dawno, by ludzie inaczej patrzyli na grozę, zło i nawiedzenia. Kiedyś, w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, zapewne książki były bardziej stonowane, nie ochlapywały nas emocjami jak czerwoną farbą i stawiały raczej na powolne budowanie atmosfery. "Nawiedzony dom na wzgórzu" robi to powoli, ale systematycznie - aż pod koniec znajdujemy sie w miejscu, w którym za nic byśmy do tego domu nie wkroczyli, a cała otoczka, która towarzyszyła nam praktycznie od samego początku, nabiera innych barw i innego znaczenia.
Cóż więc mamy na początku? Jagniętami przeznaczonymi na rzeź (oczywiście mówię w przenośni) zostają doktor Montague oraz jego trójka asystentów. Mimo złowrogiej historii i aury przeczącego prawom geometrii domu, zostają w nim na kilka nocy, by sprawdzić, jak bardzo jest nawiedzony. Luke - przyszły właściciel domu, pozornie nonszalancki. Teodora - prawie można dać jej się nabrać i uwierzyć, że się nie boi. I nasza narratorka, Eleanor. Ona jest najbardziej szczera w swoim podejściu do domu, okazuje lęk, jednak w takim samym stopniu tego nienawidzi. Każdy inaczej radzi sobie w plątaninie kątów domu na wzgórzu. Przez często dowcipne i trochę dziecinne - i najeżone tym atawistycznym strachem przed nieznanym - rozmowy, poznajemy ich, bez poznania ich przeszłości, charakterów i zainteresowań. Jednak czujemy, że ich znamy. Są przestraszeni, chcą pokazać innym, że staną na wysokości zadania. Ale tak naprawdę, są jedynie dziećmi pośrodku przybytku, który ich otacza i naciska na ich psychikę.
Jest to książka bardzo gotycka, bardzo malownicza. Dla tych, którzy szukają tu dreszczyku emocji podobnego do tego, który dał im serial (którego nota bene nie oglądałam, ale przypuszczam, że jest bardzo emocjonujący - czar srebrnego ekranu) lub lęku spowodowanego brutalnością i mnogością nadprzyrodzonych zjawisk... cóż... To powieść, która wycisza, nic nie daje na tacy. Tutaj klimat jest ważniejszy od samego nawiedzenia, od groźby. Tutaj zło skrada sie powoli i powoli się budzi. I nic nie jest oczywiste. Wszystko zdaje się być swoistym studium delirium, które emanuje od domu na wzgórzu. Sam dom, jego nie matematyczna budowa, jego dusza i serce, chłód bijący od twarzy umiejscowionych nad pokojami dziecięcymi, drzwi, które się same zamykają, mimo, że się je przystawi wazą... to dom na wzgórzu. Zaprasza tych, którzy umieją... czekać.
Powoli, krok po kroku, powieść nabiera nowych znaczeń, tajemnice się wyjaśniają... a niektóre zapadają jeszcze głębiej. I to mi sie bardzo spodobało. To książka, która może nie jest arcydziełem literackim, styl czasami jest toporny, ale jedno mogę powiedzieć na pewno.
Oddaje klimat nawiedzonego domostwa w stu procentach.
„Nawiedzony Dom na Wzgórzu” to jedna z sztandarowych powieści Shirley Jackson. Druga to „Zawsze mieszkałyśmy w zamku”. Jako datę wydania oryginalnego podano 1959 rok, a Polskie wydanie miało miejsce w 2018 roku. I to, niestety, widać. Nadgryziona zębem czasu powieść grozy, zupełnie niedostosowana do tego, co współcześnie może wywoływać uczucie niepokoju, czy przerażać. Spodziewałam się istnych ciarek na skórze, trudności przy zasypianiu przy zgaszonym świetle, czy obrazów, które na zawsze pozostaną za moimi zamkniętymi oczami. Niestety, głównie zabijałam nudę, przewracając kolejne kartki tej powieści.
Na powieść trafiłam, gdy przeglądałam polecane przez znanych polskich autorów książki w serwisie biblionetka, który wysyła ludziom zamówione przez nich pakiety tematyczne w abonamencie.
Łukasz Orbitowski w swojej audycji polecał różne książki, między innymi tę, więc postanowiłam do niej zajrzeć. Co ciekawe autorka zaczęła publikować tuż po zakończeniu studiów, kiedy zamieszkała w Nowym Jorku. Była związana z kilkoma znanymi gazetami, na łamach których publikowała swoje pierwsze teksty min. „The New Yorker”, czy „The Saturday Evening Post”Pierwszą powieść – The Road Through The Wall – opublikowała w 1948 roku. Towrzyła w bardzo wielu gatunkach: eseje, bajki dla dzieci, powieści obyczajowe, czy powieści grozy”. Pochodziła z San Francisko, gdzie urodził się w 1916 roku, a zmarła w North Bennington w stanie Vermont.
Wydawać by się mogło, że niejedna osoba pozazdrościłaby jej takiej pisarskiej wprawki. Być może wtedy, w dawnych czasach, ludzie w ten sposób pisali, teraz jednak tego typu formy wydaja mi się nieco przesadzone.
Historia nawiedzonego domu na wzgórzu rozpoczyna się w momencie, gdy niejaki doktor John Montague rozsyła listy do potencjalnych ochotników, którzy mogli by wraz z nim zamieszkać w nawiedzonym domu. W końcu z nieprzebranej liczby listów wyłuskuje kilku kandydatów. Ich liczba maleje, im bardziej zbliża się dzień przyjazdu. W końcu, wraz z nim, do domu docierają trzy osoby: Luke Sanderson, który jest spadkobiercą tytułowego domu i przyjechał na miejsce na polecenie swojej ciotki, tej samej, która wynajęła dom doktorowi, Theodora oraz Eleanor Vance. Każda ze zdolnościami, pozwalającymi, tak czy inaczej, wykryć jakieś zjawiska paranormalne. Autorka, nim trafią do domu na wzgórz, przybliża nam krótko historię każdej z nich. Kiedy trafiają w końcu na miejsce, w określonej kolejności, dokładnie wiemy, kto jest kim.
Doktor Montague nie spieszy się ze swymi badaniami. Chce lepiej poznać nowych towarzyszy oraz samą rezydencję, o której – od momentu, gdy tylko o niej usłyszał, a potem zbierał informacje – nie może przestać myśleć. Rezydencja nie daje się długo namawiać i wkrótce przedstawia swym nowym lokatorom ogrom swych możliwości. Uczciwie jest dodać w tym miejscu, że rezydencją na co dzień zajmuje się pewne małżeństwo – ona gotuje i przygotowuje pokoje dla gości , on jest struże przy branie – które każdego wieczora wraca na noc do miasteczka, nie chcąc przebywać w nawiedzonym domu po zmroku. Oboje próbują też odwieść zarówno doktora, jak i jego gości od decyzji zamieszkania w tym nawiedzonym domu. Mieszkańcy doświadczają wielu przykrych zdarzeń: mają omamy zarówno słuchowe, jak i wzrokowe, coś gnieździ się w ich głowach, wyciągając na wierzch dawno niechciane albo zapomniane myśli, przejmuje kontrolę nad ich postanowieniami i zachęca do skrajnie niebezpiecznych czynów.
Wyszukuje w ten sposób najsłabsze ogniwo, którym okazuje się być Nell. Choć wszyscy, chcąc dla niej jak najlepiej, próbują ją zmusić do wyjazdu, koniec końców młoda kobieta zostaje i przypłaca to życiem. W międzyczasie w domu pojawia się jeszcze żona doktora Montague wprowadzając nic więcej, jak tylko jeszcze więcej zamieszania. Towarzyszy jej Arthur, dyrektor szkoły dla chłopców. Wydaje się być on całkowicie pozbawionym empatii zwolennikiem tak zwanej twardej ręki, który nie znosi, kiedy chłopcy płaczą albo są za miękcy.
A w domu straszy w dalszym ciągu, a to, co po nim chodziło, chodziło samotnie.
Muszę zatrzymać się na dłużej przy dialogach, bo powiedzieć, że są dziwne, to jak nie powiedzieć nic. Zbaczają z tematu, często nie są ze sobą spójne i czytelnik zaczyna się zastanawiać, co się działo z autorką, kiedy brała się za ich zapisywanie. Dialogi to chyba najsłabsza część tego dzieła. Opisy i momenty grozy są oddane dosyć wiarygodnie, choć nie są w stanie wystraszyć współczesnego czytelnika. Postaci wydają się być dosyć trójwymiarowe, i choć nie przejęłam się zbytnio ich losem, potrafiłam odczuwać tak, jak one. Dostrzegać rzeczywistość w narzucony przez autorkę sposób.
I choć z pewnością nie będę do tej pozycji więcej wracać, to doceniam wkład autorki w rozwój literatury grozy i to, co zrobiła ona jako kobieta dla tego gatunku.
Można przeczytać, jeśli jest się ciekawym, jak dawno tworzono literaturę.
"Niebezpieczeństwo sił nadprzyrodzonych polega na tym, że atakują w punkcie, w którym nasze współczesne umysły są najsłabsze, w którym porzuciliśmy nasz obronny pancerz przesądów i zabobonów i pozostaliśmy bez żadnej zastępczej obrony."
Tytuł od dawna miałam na uwadze, jednak nie mogłam dostać książki, w księgarni, antykwariacie, bibliotecznych zbiorach, a zatem skoro teraz pojawiła się okazja, to skwapliwie z niej skorzystałam. Całkiem udane spotkanie, pod hasłem kolekcjonowania wrażeń z klasyką literatury grozy, poznawaniem prekursora thrillera psychologicznego, nawiązywaniem do postaw kształtowania się współczesnego horroru. Współcześnie powieść nie wywoła już tak intensywnego wrażenia, jakie musieli odczuwać czytelnicy z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, ale wciąż potrafi fantastycznie odnieść się do wyobraźni odbiorcy. Nie ma łopatologii, bezpośrednich manifestów, szczegółowych wyjaśnień. Szanuje się czytelnika, wierzy w jego umiejętność zaglądania pod kolejne warstwy intrygi i wychwytywania refleksyjnych przesłań.
Nawiedzony dom, grupka nieznających się wcześniej osób, kumulacja osobliwych metafizycznych doświadczeń, narastająca mglistość, wilgoć, mroczność, niepewność i niejednoznaczność. Przyjemnie prowadzona intensyfikacja emocji czytelnika, wciągania w pułapkę pozorów, złudzeń, iluzji i manipulacji. Z realności i rozsądku wkraczanie w irracjonalne odczucia, nieprawdopodobne incydenty, nieprawdziwe myśli postaci. W miarę upływu fabuły coraz mocniej doświadcza się nieznoszącą sprzeciwu wolę wiktoriańskiego domu z zatrważającą konstrukcją i ponurym obliczem. Przepojony złem Dom na Wzgórzu przekazuje sygnały, że lepiej trzymać się od niego z daleka, nie wkraczać w obszar wzgórz, na których jest usytuowany, pozostawić odciętym od sąsiadów i reszty świata. Zastanawiamy się, co tak naprawdę czeka głównych bohaterów, z czym przyjdzie się im zmierzyć, do jakich czynów będą zmuszeni, aby w nim przetrwać. Towarzyszy delikatna postać grozy, surrealistyczny klimat, specyficzna atmosfera, lustro makabrycznych wizji, schizofreniczny odcień identyfikacji z czymś strasznym, nieuchwytnym i ulotnym.
Autorka prowadzi inteligentną grę z czytelnikiem, wkracza w sferę skrzywionych umysłów, falujących obrazów, zawiłych perspektyw. Architektura domu niczym struktura mózgu, wyposażenie domu niczym zwoje mózgowe, zaś światło, odgłosy i przeciągi niczym praca neuronów. Podążamy tropem stanu umysłu egocentrycznej Eleanor, jej niepoznanej w pełni przeszłości, doświadczeń związanych ze śmiercią matki i trudności z budowaniem społecznych relacji. Podważamy zdolność trzeźwych osądów, podatność na obsesyjną manipulację i przywoływanie złowieszczych brzmień. Tak naprawdę, zakończenie powieści zależy od tego, którą ścieżką przypuszczeń i interpretacji podąży czytelnik, na ile głęboko zechce wniknąć w ukrytą za wątkami istotę fabuły, czy zrezygnuje z powierzchownego i dosłownego odbierania scenariusza zdarzeń, bo wówczas książka nie rozczaruje, a pozostawi z uczuciem satysfakcji. Jak skończy się pobyt w Domu na Wzgórzu dla Johna Montague, doktora filozofii i antropologii, fascynującego się zjawiskami nadprzyrodzonymi, i jego asystentów Eleanor, Theodory i Luka?
bookendorfina.pl
"Dom na Wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu."
Znawca okultyzmu, Doktor Montague szuka chętnych ludzi do wzięcia udziału w jego eksperymencie. Jak dotąd nikt nie dowiódł, że w tym domu straszy, a Montague chce to zmienić. Wraz z trzema śmiałkami: jego asystentką, Eleonor oraz Lukiem planują zamieszkać na jakiś czas w Nawiedzonym Domu w celu znalezienia żelaznych dowodów na istnienie zjawisk paranormalnych.
Muszę przyznać, że sam opis książki jak i okładka sprawiły, że nieco bałam się rozpocząć przygodę z Nawiedzonym Domem, lecz okazało się, że nie było tak źle! Podobno jest to powieść grozy, jednak opisy pozostawiają wiele do życzenia. Nie poczułam gęsiej skórki, a szkoda, bo na to liczyłam. Strasznie przynudzał sam Doktor, który ciągle opowiadał o historii Nawiedzonego Domu, rozumiem, że to było jego oczko w głowie, ale trzeba znać umiar! :D
Może serial, który ma powstać na podstawie tej książki będzie lepszy? To się okaże!
„Nawiedzony dom na wzgórzu” Shirley Jackson to opowieść o miejscu, które jest unikane jak ogień. Jednak doktor Montague znajduje trójkę chętnych, którzy godzą się wraz z nim zamieszkać w tytułowym domu na wzgórzu. Oczywiście dobór towarzyszy nie był dziełem przypadku. Eleanor Vance jako zaledwie 12-letnie dziecko doświadczyła deszczu kamieni, który spadał przez trzy dni na jej dom. Theodora została zaproszona przez doktora Montague za sprawą tego, że jej nazwisko znajdowało się w zapiskach z laboratorium, a ona sama potrafiła rozpoznać karty, które były poza zasięgiem jej wzroku. Ostatnim towarzyszem doktora był Luke Sanderson- dziedzic owej rezydencji. Po przyjeździe nowych mieszkańców w domu na wzgórzu zaczynają się dziać trudne do wytłumaczenia rzeczy…
„Nawiedzony dom na wzgórzu” to jedna z najbardziej klimatycznych książek jakie dane mi było czytać w moim życiu. Na każdej stronie da się poczuć mrok, a na skórze czytelnika widać jak włosy stają dęba. Nutkę grozy dodają barwne opisy, dzięki którym możemy się poczuć tak jakbyśmy znajdowali się w środku budynku. Myślę, że Shirley Jackson w swej książce chciała ukryć drugie dno i muszę przyznać, że jej się to udało.
„Nawiedzony dom na wzgórzu” to nie tylko opowieść o owianej złą sławą rezydencji, w której zachodzą nadprzyrodzone zjawiska, ale także o samotności jaka doskwiera człowiekowi. Autorka doskonale przenika w ludzki umysł i tu nasuwa się pytanie czy aby na pewno wszystko co wydarzyło się w nawiedzonym domu było wynikiem zjawisk paranormalnych? Na to pytanie odpowiedź znajdziecie w książce, którą serdecznie polecam.
NIECH TA POWIEŚĆ NAWIEDZI WASZE PÓŁKI
„Nawiedzony dom na wzgórzu” jest tym dla horrorów o nawiedzonych miejscach, czym „Dracula” dla opowieści o wampirach. May tu więc nie tylko do czynienia z absolutną klasyką zarówno gatunku, jak i podgatunku, ale także jego kwintesencją. I to kwintesencją znakomitą, wciągającą, intrygującą i dostarczającą solidnej porcji mocnych wrażeń.
Doktor John Montague uważa, że żaden organizm nie może na dłuższą metę normalnie funkcjonować w warunkach absolutnego realizmu. Dlatego też, choć jest filozofem z wykształcenia, poświęcił się badaniu zjawisk paranormalnych. Teraz zamierza przyjrzeć się bliżej Domu na Wzgórzu, miejscu rzekomo nawiedzonemu, pełnemu niewyjaśnionych zjawisk i strachów. Wynajmuje go więc na trzy miesiące, mimo wysokich kosztów, i zaczyna szukać ochotników do wzięcia udziału w jego eksperymencie. Chce tam zamieszkać wraz z e swą nietypową ekipą na całe lato i przekonać się, czy rzeczywiście dzieje się tam coś niezwykłego. Na swoich asystentów wybiera ludzi, którzy w życiu doświadczyli kontaktów z czymś nie z tego świata, niestety na jego ofertę odpowiadają tylko dwie kobiety. Pierwszą z nich jest trzydziestodwuletnia Eleanor Vance, która jako nastolatka przeżyła trwający trzy dni deszcz kamieni padający na jej rodzinny dom. Mimo ostrzeżeń krewnych, czuje impuls pchający ją do zamieszkania w Domu na Wzgórzu. Drugą, piękna Theodora, kobieta potrafiąca odczytywać karty nawet ich nie widząc. Ekipę zamyka Luke Sanderson, przyszły spadkobierca rezydencji, a zarazem złodziej i oszust, którego obecności domaga się jednak prawnik. Z ich pomocą Montague chce w naukowy sposób zbadać zjawiska nadprzyrodzone, wkrótce wszyscy zaczynają doświadczać dziwnych zdarzeń. Na początku nieszkodliwych, ale szybko pojawiają się wątpliwości co do bezpieczeństwa uczestników eksperymentu…
Całość recenzji na moim blogu: http://ksiazkarniablog.blogspot.com/2018/03/nawiedzony-dom-na-wzgorzu-shirley.html
Po "Nawiedzony dom na wzgórzu" sięgnęłam zachęcony dobrymi opiniami o serialu o tym samym tytule.
Do starego, mrocznego i owianego złą sławą domu na wzgórzu przybywają cztery osoby: doktor Montague – znawca okultyzmu, szukający żelaznych dowodów na istnienie zjawisk paranormalnych, jego śliczna asystentka, Eleanor – młoda kobieta posiadająca sporą wiedzę na temat duchów, a także Luke – przyszły spadkobierca rezydencji. Z początku wydaje się, że będą mieć do czynienia jedynie z niewytłumaczalnymi odgłosami i zamykającymi się samoistnie drzwiami. Jednak tak naprawdę mroczny i tajemniczy dom cały czas gromadzi siły, by wybrać spośród śmiałków swoją ofiarę.
Od razu mówię, że jeszcze go nie oglądałam. Widziałam tylko zwiastuny. A po pierwszych paru stronach zorientowałam się, że jedno z drugim ma mało wspólnego. Za to, w trakcie czytania zaczął mi się przypominać stary horror, który kiedyś oglądałam. W trakcie czytania nie dawało mi to spokoju i aż pogrzebałam w sieci. Rzeczywiście w 1999 roku miał premierę oparty na tej książce horror pod tytułem "Nawiedzony". Gra w nim Liam Neeson, Catherine Zeta-Jones, Owen Wilson czy Lily Taylor. I pojawił się problem, bo przez cały czas miałam ten film z tyłu głowy. A nie trzyma się dość mocno książki. Może to i dobrze.
Głównym bohaterem książki jest tytułowy dom na wzgórzu. Wcale nie tak wiekowy, bo raptem osiemdziesięcioletni. Posępny, mroczny, odstraszający. W okolicznych mieszkańcach budzi grozę. A jednak znalazło się kilku śmiałków gotowych na spędzenie w nim wakacji.
Doktor Montague jest naukowcem zgłębiającym świat metafizyczny. Dom na wzgórzu jest dla niego idealnym miejscem by przeprowadzić swego rodzaju eksperyment. Nie liczy się że zdrowiem czy też życiem innych. Świadomie wystawia troje ludzi na niebezpieczeństwo.
Eleanor jest dziwną osobą. Po śmierci matki, którą się opiekowała zamieszkała z siostrą. Na zaproszenie doktora Montague rzuca wszystko i jedzie do nawiedzonego domu. Pisarka dała czytelnikowi możliwość zajrzenia do jej głowy i poznania sposobu jej myślenia. Naiwna kobieta żyjąca w swoim hermetycznym świecie, szukająca na siłę swojego miejsca na ziemi.
Theodora. Początkowo wydaje się być sympatyczna, pełna zrozumienia dla innych. Z czasem okazuje się jak bardzo jest wyrachowany zepsutą osobą żądającą by świat kręcił się wokół niej.
No i Luke. Przyszły właściciel domu. Według jego ciotki krętacz i złodziej. To dzięki niej znalazł się w ekipie doktora Montague. I na tle innych wypada całkiem dobrze. Może dlatego, że od początku czytelnik jest nastawiany do niego nie przychylnie.
Pomysł na książkę był ciekawy. Z każdą stroną napięcie wzrastło powodując, że nie mogłam się doczekać kiedy w końcu akcja ruszy z kopyta. I niestety nie doczekałam się. Od połowy zaczęłam się nudzić. Bohaterowie niezbyt ciekawi, mało skomplikowani. No może poza Eleanor. Żadnego z nich nie polubiłam.Zakończenie też takie nijakie. Być może miałam zbyt duże oczekiwania. Zwłaszcza po rekomendacji Stephena Kinga. Film podobał mi się, książka nie.
Oczekiwałam czegoś o wiele straszniejszego. Pomimo tego, że w niekórych momentach faktycznie przebiegł mi dreszcz po plecach, to jednak całość nie była tak do końca straszna, a budowane napięcie nie spełniło moich oczekiwań. Przeczytałam ją bardzo szybko, ale to tylko dlatego, że od razu chciałam wiedzieć czy będzie jakieś mocniejsze bum!
Jestem nieco zawiedziona, ale generalnie obraz fabuły oraz stopniowe popadanie w obłęd opisane w książce, zasłużyły sobie na mocną 4.
Kompletne rozczarowanie. Pomysł dobry, ale książka potwornie nudna, jedna z najsłabszych powieści jakie przeczytałam. Szkoda na nią czasu.
To jest moje pierwsze pozytywne zaskoczenie w tym roku. Mój błąd, bo myślałam zbyt stereotypowo i spodziewałam się większego strachu, momentów grozy i jakiejś skomplikowanej tajemnicy może intrygi rodzinnej. W tytułowym domu goszczą różnorodni bohaterowie, każdy znalazł się tu z innego powodu, każdym kierowało coś innego. Tak samo każdy odbiera inaczej pobyt w tym miejscu. Jednych dręczy strach i obawa przed nieznanym,innych ciekawość i próba wyjaśnienia panujących tu zjawisk. Czy można w takim miejscu czuć się dobrze, czy można do tego domu być przywiązanym? Co się stanie,kiedy ktoś będzie kazał stąd wyjechać?
Serial od Netflixa "odkurzył" tę powieść, ale niestety przy okazji jej zaszkodził. Zapewne nie ja jedna sięgnęłam po nią, licząc na coś w stylu tego, co widziałam na ekranie. Tymczasem podobieństw niemal brak, i nie chodzi tu nawet o fabułę. W książce niemal nic się nie dzieje i jeśli ktoś liczy na jakiekolwiek fajerwerki, będzie zawiedziony. Żeby docenić tę powieść, trzeba skupić się na opisach i dialogach, czytać między wierszami. Nie mam z tym problemu, ale i tak to nie moja bajka, mimo wszystko chciałabym, żeby w międzyczasie coś się działo.
Wejście do Domu na Wzgórzu przypomina wkroczenie w głąb umysłu szaleńca; wkrótce sami zaczynamy popadać w obłęd - Stephen King Do starego, mrocznego...
Do starego i zapuszczonego, a także owianego złą sławą dworu przybywają cztery osoby: doktor Montague - znawca okultyzmu, jego śliczna asystentka, Eleanor...
Przeczytane:2024-02-11,
Skończyłam, bo nie lubię odkładać książek, które przeczytałam już w połowie. Z niecierpliwością czekałam na rozkręcenie się akcji, emocje i strach. Niestety, ale nic nie znalazłam w tej książce. Dla mnie ogromna nuda. A szkoda, bo przeczekała na mojej półce długo na swoją kolej. Wierzyłam, że ze strachu nie będę miała odwagi czytać jej nocą. Moje domysły nie sprawdziły się.