Buttercup przeżyła już swoją miłość. Nic dobrego z tego nie wyszło, więc kiedy otrzymała konkretną, rzeczową propozycje od następcy tronu swego kraju, zgodziła się. Jednak w swych planach oboje nie wzięli pod uwagę człowieka w czerni... Co będzie, jeśli najpiękniejsza dziewczyna świata zaręczy się z najwspanialszym księciem, który wkrótce okaże się ostatnim łajdakiem?
Awanturnicza powieść fantasy i romantyczna historia miłosna w jednym. Jeżeli jeszcze dodamy do tego błyskotliwy dowcip i kultową ekranizację z plejadą gwiazd, to mamy prawdziwy międzypokoleniowy bestseller.
Szermierka. Zapasy. Tortury. Trucizna. Prawdziwa miłość. Nienawiść. Zemsta. Olbrzymi. Myśliwi. Źli ludzie. Dobrzy ludzie. Najpiękniejsze damy. Węże. Pająki. Zwierz wszelkiego gatunku i pochodzenia. Ból. Śmierć. Śmiałkowie. Tchórze. Siłacze. Pościgi. Ucieczki. Kłamstwa. Prawda. Cuda. Namiętność… to tylko drobna część tego, co można znaleźć w opowieści o pięknej Buttercup, dzielnym Inigu, mocarnym Fezziku i tajemniczym człowieku w czerni...
Autor powieści jest nagradzanym scenarzystą filmowym (Maratończyk, Wszyscy ludzie prezydenta, O jeden most za daleko, Misery). Nagrodzony Oscarami za scenariusze Butch Cassidy i Sundance Kid (z Paulem Newmanem i Robertem Redfordem) oraz Wszyscy ludzie prezydenta (z Redfordem, Dustinem Hoffmanem i Jasonem Robbardsem).
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: b.d
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 464
Tytuł oryginału: The Princess Bride
Tłumaczenie: Paulina Braiter
"Narzeczona księcia" to książka fantasy znanego i nagradzanego scenarzysty filmowego Williama Goldmana. Jest on scenarzystą takich filmów jak "Misery" czy "Maratończyk".
Zachęcona dobrymi recenzjami innych czytelników powieści, postanowiłam sięgnąć po "Narzeczoną księcia", w którą pokładałam wielkie nadzieje,
ponieważ książki, na które ostatnio trafiałam nie mogę nazwać najprzyjemniejszymi.
Opis powieści Williama Goldmana wydawał mi się obiecujący, a filmy, których był scenarzystą spodobały mi się, sięgnęłam po tą książkę, pomimo kolejki innych tytułów do przeczytania. Książka okazała nie być się zła, jednak nie mogę nazwać jej dziełem sztuki.
Buttercap- piękna, zjawiskowa i atrakcyjna dziewczyna zamieszkująca królestwo Floorenu. Dzięki swojemu wyglądu trafia na co raz to wyższe miejsca
światowych piękności. Niestety gdy jej ukochany ginie z rąk piratów, ta jest załamana. Nie wyobrażała sobie życia samotnie, a tym bardziej bez
niego, dlatego poprzysięga sobie, że nigdy więcej się nie zakocha. Nie powstrzymuję jej to jednak przed zaślubinami z księciem Humperdinckiem, gdyż wie, że nigdy nie pokocha go w takim stopniu jak pokochała jego poprzednika. Niestety przed ślubem, Buttercap zostaje porwana, jak się okazuję przez
Vizziniego, Fezzika oraz Inigo Montoya. W pościg za nimi rusza jej przyszły mąż oraz tajemniczy, skrywający się w czerni człowiek.
Książka przepełniona jest bezkresną miłością, bezbrzeżną nienawiścią, znakomitymi intrygami oraz skrywanymi tajemnicami. W powieści nie zabraknie
walki na miecze, zabójstw, pościgów oraz zagadek do rozwiązania. Akcja jest dynamiczna i wartka, lecz momentami jest jej kompletnie brak. Fabuła
jest wciągająca a wykreowany przez autora świat zachwyca od pierwszej strony. Oczywiście od pierwszej strony w jakiej zaczyna się powieść, gdyż długi i nudny wstęp autora, który wmawia nam, iż to nie on stworzył tę powieść lecz zupełnie inny człowiek, a on tylko skrócił ją i scalił w całość, sprawia że wiele czytelników czyta powieść nie zdając sobie nawet sprawy, że było to tylko kłamstwo i mały żart ze strony autora. Ze wstydem muszę się przyznać, że i ja uwierzyłabym w te brednie, gdyby nie recenzje innych czytelników powieści, którzy ostrzegli mnie przed tym. Niestety autor nie skończył na długim wstępie, ze swojej strony, a zaczął wtrącać się w powieść, czego po pewnym czasie po prostu nie chciało się czytać.
Pomijając długie i nic nie wnoszące do powieści monologi autora, powieść nie była taka zła. Niestety momentami fabuła mnie nudziła, a ja odchodziłam od powieści na godzinę czy dwie, co zwykle mi się nie zdarza. Przez to przeczytałam książkę w przeciągu tygodnia, jeśli nie dłużej. Oprócz książki powstała także ekranizacja powieści "Narzeczona księcia", do której nie zabrałam się zbyt chętnie. Na szczęście okazało się, że w filmie zostały ujęte najlepsze plusy powieści, dzięki czemu ten bardzo spodobał mi się.
Podsumowując, gdyby nie wtrącenia autora do powieści oraz momentami zanikająca akcja, książkę czytało by się miło i przyjemnie.
Polecam tę książkę, osobom delektującym się w długich opisach oraz nie przeszkadzającym wtrącenia autora.
Zapraszam do odwiedzenia serwisu czytampierwszy.pl!
W moim odczuciu - powieść fenomenalna! Z jednej strony wzrusza, z drugiej - wzbudza podziw. Zawiera elementy baśniowe, fantastyczne, ale też ma coś z powieści awanturniczej. Książka lekka, łatwa i przyjemna, ale w niektórych momentach, trzeba przyznać, fabuła jest nieco zawiła i skomplikowana. Cóż więcej powiedzieć? Pomysł ciekawy i oryginalny, a samo wykonanie - jeszcze lepsze.
Godne polecenia ;)
Niewiele osób może pochwalić się tym, że ich dziecięce fascynacje ziszczają się w rzeczywistości. Człowiek dorasta, zaczyna zajmować się innymi – być może poważniejszymi rzeczami i to, co kiedyś interesowało nabiera charakteru drugorzędnego lub w ogóle przestaje mieć znaczenie. Smutne, ale prawdziwe. William Goldman nie poddał się jednak dorosłości i cały czas pielęgnował w sobie miłość do przeczytanej przez ojca, powieści S. Morgernsterna "Narzeczona Księcia". Co było w niej takiego niezwykłego, że Goldman-scenarzysta postanowił napisać scenariusz, na którego podstawie nakręcono film o powyższym tytule, a Goldman-pisarz stworzyć skrót będący znośniejszy (jak twierdzi autor) dla współczesnych czytelników? Czy faktycznie ta książka jest w stanie zaczarować, czy być może rozczarować?
Po nagłej utracie ukochanego, Buttercup dzierżąca miano najpiękniejszej kobiety świata decyduje się na ślub z rozsądku bez miłości z następcą tronu Florenu Humperdinckiem (w końcu, kto odmówiłby księciu – wrednemu i parszywemu, ale zawsze księciu). Na jej nieszczęście, kilkanaście dni przed wielką uroczystością, zostaje porwana przez trójkę złoczyńców, na pierwszy rzut oka wcale nieprzypominających płatnych zabójców, a wędrowną grupę cyrkowców (pozory mylą ot, co!), za którą podąża tajemniczy człowiek w czerni, za nimi zaś wszystkimi pragnący odbić swą Lubą książę z częścią floreńskej armii. Zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki, pytanie tylko, kto po nie sięgnie?
O "Narzeczonej księcia" mówi się, że to awanturnicza powieść fantasy i romantyczna historia miłosna w jednym, więc spodziewałam się po niej szybkiej akcji, przygód przez wielkie P, scen walk, którymi nie powstydziliby się wielcy walczący tego świata, a także spajającego całość subtelnego wątku miłosnego. Niestety nic z powyższego nie ma tutaj miejsca – jest bardzo przewidywalnie, nudno, a główna bohaterka – egoistyczna, irytująca i zapatrzona w siebie zamiast przodować, staje się marnym tłem opowieści. Na całe szczęście potencjalne czarne charaktery skonstruowano o niebo lepiej, dzięki czemu z niecierpliwością wyczekiwałam pojawienia się odważnego mistrza szpady Inigo, olbrzyma-siłacza Fezzika czy wiernego do bólu Westleya, (co on widział w Buttercup?!). Każdy z nich ma smutną przeszłość i do czegoś dąży. Osobno byli tylko słabymi ludźmi, razem stanowili potęgę.
Okazało się również, że William Goldman zrobił czytelnikom małego psikusa, co mnie osobiście nie bardzo się spodobało, dlatego też nie zmieniłam początku recenzji przyznając tym samym, że dałam się na wszystko nabrać. Otóż pisarz wymyślił pana Morgensterna i całą tę otoczkę towarzyszącą rodzeniu się w dziecięcym serduszku miłości do Narzeczonej księcia. Skąd to wiem? Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a ja z premedytacją go przekroczyłam. Tak po prawdzie, to te retrospekcje – przynajmniej dla mnie – były najciekawszymi momentami powieści. Goldman ma niezwykły talent do gawędzenia i trochę szkoda, że coś, co, w choć małym stopniu uruchomiło wyobraźnię okazało się nieprawdą.
Męczyć mogą również wtrącenia pisarza w poszczególnych momentach opowiadanej historii. Czytający mogą odnieść wrażenie, że mają za sobą nachalnego komentatora, który nie przeżyłby, gdyby nie wtrącił swoich trzech słów.
W moim odczuciu straciłam tylko czas sięgając po Narzeczoną Księcia, ale jak wiadomo gusta są różne i to, co nie podoba się mnie może urzec innych.
Link do mojej recenzji: https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/671-narzeczona-ksiecia
Narzeczona księcia” to książka z pewnością, jak rzadko która, zasługująca na miano międzypokoleniowego bestselera. Napisana ze swadą i przymrużeniem oka, świetnie wytrzymała próbę czasu. Co się przyczyniło do nieustającego sukcesu powieści Williama Goldmana? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie.
Po pierwsze, dobra historia. Na tyle dobra, że na jej podstawie nakręcono film, który dorobił się miana kultowego. Nie o filmie wszak rzecz (choć z pewnością napędził on powieści sporo czytelników), a o książce. Wróćmy więc do powieści. Zanim zabrnęłam w dygresję, miało być o akcji. Pod tym względem „Narzeczonej księcia” można zarzucić tylko jedną wadę – bardzo rozbudowany i, co tu ukrywać, z lekka przegadany początek. Warto jednak przezeń przebrnąć, bo potem wszystko rozkręca się koncertowo. Pościgi, porwania, pojedynki, knowania. Do wyboru, do koloru. Oj, dzieje się, dzieje. Doprawdy trudno się nudzić.
Po drugie, zabawa konwencją. Choć „Narzeczona księcia” zazwyczaj klasyfikowana jest jako fantasy, jest to, przynajmniej moim zdaniem, nadmierne uproszczenie. Książka Goldmana łączy w sobie elementy wielu gatunków. To przeurocza kombinacja wszystkiego, co w literaturze popularnej najlepsze. Lubisz powieści awanturnicze? Proszę bardzo, to jest powieść awanturnicza, tyle tylko, że w sztafażu fantasy. Lubisz romans? Masz romans. Lubisz baśnie (te dla dorosłych)? Baśń też tu odnajdziesz. I politykę. I komedię. I pewnie jeszcze kilka innych elementów, o których zapomniałam napisać.
Po trzecie, postacie. Od zawsze twierdzę, że bez dobrych bohaterów nie ma dobrej książki. Przynajmniej gdy mowa jest o literaturze rozrywkowej. Jakie są postacie „Narzeczonej księcia”? Zabawne, pokręcone i przede wszystkim budzące emocje. Mamy więc Vizziniego – Sycylijczyka, który ma niezwykle wysokie mniemanie o swych intelektualnych przymiotach, mamy Iniego Montoyę – pałającego żądzą zemsty hiszpańskiego szermierza, mamy olbrzyma Fezika – uwielbiającego rymy tureckiego siłacza. Jest jeszcze tajemniczy człowiek w masce, i jest, oczywiście, sam książę (oraz jego armia). To, że tytułowa narzeczona – piękność o imieniu Buttercup – znalazła się na końcu tej listy, nie jest przypadkiem. Ze wszystkich głównych bohaterów powieści dziewczyna wypada zdecydowanie najsłabiej. Bardzo trudno się jest nią przejąć.
Po czwarte, humor. Książka wręcz skrzy się humorem niczym obwieszona lampkami choinka. Przy czym są to żarty dość absurdalne. Wiem, że poczucie humoru to rzecz bardzo indywidualna – to, co jednego ubawi do łez, innego jedynie zirytuje. Humor Goldmana wygląda mi na bezpieczny – z jednej strony dowcipy nie są jakoś przesadnie wyrafinowane, a z drugiej nie są ani głupie, ani prostackie. A to budzi nadzieję, że żaden czytelnik nie poczuje się urażony, żaden też nie zapyta zdumiony, o co chodzi. Osobiście obśmiałam się jak norka. Choć z wiekiem coraz mniej rzeczy mnie bawi, to dowcipy Goldmana przemawiają do mnie. Lubię ten rodzaj humoru, gdy autor co i rusz puszcza do czytelnika oko, miesza prawdę z fikcją i pozwala sobie na dziwaczne dygresje. Lubię jego ironię, gdzieniegdzie zaprawioną nawet odrobiną szyderstwa, lecz mimo to daleką od złośliwości.
Po piąte (oj, zaraz mi się cyfry skończą, a jak nie cyfry, to przynajmniej palce do liczenia!), nieokiełznana wyobraźnia autora i zupełnie odjechane pomysły. Nie chcę psuć przyjemności, wspomnę więc jedynie o tym, że na potrzeby książki Goldman wymyślił… fikcyjną własną biografię. Tak sprytnie miesza przy tym prawdę i fałsz, że mniej dociekliwy czytelnik może się nabrać! Inny żart literacki to zamieszczona na końcu reklama nieistniejącego drugiego tomu. Autor „zdradził” w niej nawet, jaki będzie pierwszy rozdział. Takie perełki są niczym pikantne przyprawy dodające smaku potrawie.
I last but not least, czyli język. Jakoś nie dane mi było przeczytać oryginału, ale tłumaczenie Pauliny Braiter też dostarczyło mi wiele satysfakcji. Tekstowi doprawdy trudno coś zarzucić. Język jest płynny, potoczysty, gdzie trzeba prosty, gdzie trzeba finezyjny. Dostosowany do młodego odbiorcy (wszak „Narzeczona…” skierowana jest do czytelników młodych), ale bynajmniej niedający czytelnikowi taryfy ulgowej. Jest to polszczyzna bardzo wysokiej próby.
Być może lektura nie wniosła zbyt wiele do mojego rozwoju intelektualnego, być może nie wzbogaciłam się duchowo, ale co się uśmiałam i ubawiłam, to moje. Te kilka(naście) godzin wolne od kłopotów dnia codziennego, czas bezpretensjonalnej, lekkiej rozrywki z pewnością dobrze mi zrobił na psychikę. Po wszystkich „mhrocznych” historiach, po zalewie pesymistycznych wizji i głębokich przemyśleń, jakimi się ostatnio podczas lektury raczyłam, lekka rozrywka, której jedynym celem jest bawić, była niczym odświeżający powiew. Biorąc pod uwagę, że książka ma czterdzieści pięć lat (czy coś około tego), brzmi to nieco paradoksalnie. Lubię paradoksy.
Połączenie baśni, przygody, fantastyki, powieści awanturniczej, komedii i romansu. Plejada nietypowych, wręcz dziwacznych, a przez to zapadających w pamięci bohaterów. Wszechobecny humor i prześmiewczy ton.
Zaintrygowani? A zatem "Narzeczona księcia" William Goldman jest powieścią dla Was :D
http://magicznyswiatksiazki.pl/narzeczona-ksiecia-william-goldman/
Przeczytane:2019-03-10,
"Narzeczona księcia" to jedna z tych książek, przy których warto mówić oddzielnie o historii z powieści i tej z ekranizacji. Nie sugerujcie się wrażeniami z jednego medium przy decyzji o daniu szansy drugiemu.
Z pewnością jednak uwielbienie, jakim cieszy się ta historia już od ponad 40 lat, może mówić o tej książce wiele. Nie ukrywam - bohaterowie naprawdę często robią głupie rzeczy, nad którymi można by załamać ręce... gdyby tylko czytelnik się wówczas nie śmiał. Patrząc na fabułę i pomysł pisarza obecnie, dodatkowym akcentem humorystyczny staje się również (wyraźna tak naprawdę szczególnie dla naszych czasów) niepoprawność polityczna.
Goldman bawi się granicami tego, co znam znane i których teoretycznie nie da się przesunąć, gra na nosie krytyków, jak i miłośników schematów, sprawiając, że "Narzeczona księcia" staje się pozycją niemal obowiązkową dla każdego miłośnika gatunku.