Zabawnie i pomysłowo opowiedziane dzieje wielkiej przyjaźni i miłości pary dublińczyków, których poznajemy jako siedmiolatków. Choć losy Rosie i Axela, ułożyły się inaczej - on wyjechał studiować do Bostonu i ożenił się, ona została nastoletnią mamą - przez kilkadziesiąt lat nie stracili kontaktu, nie zdając sobie sprawy, że z każdym rokiem ich więź staje się silniejsza...
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2006 (data przybliżona)
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: Where Rainbow End
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Joanna Grabarek
Rosie i Alex przyjaźnią się od dziecka. Powierzają sobie największe sekrety i są nierozłączni. Życie jednak wystawia ich na próbę. Rodzice chłopaka przeprowadzają się do Bostonu, a on musi wyjechać razem z nimi.
Rozłąka trwa, lata mijają, a uczucia i nadzieje na lepsze jutro nadal nie mają okazji ujrzeć światła dziennego...
Mam lekki problem z tą książką.
Sama historia często mnie nudziła. Nie pomagał w tym sposób jej napisania, bo przez to, że jest powieścią epistolarną, strasznie opornie mi się ją czytało. W pewnym momencie czytałam ją na siłę, tylko żeby już skończyć.
Ale zarazem niektóre fragmenty były piękne, wzruszające i często bardzo angażujące. Sama relacja Rosie i Alexa to też jest coś o czym ja zawsze marzyłam, ale w trochę innej formie i na pewno z innym zakończeniem. To jest ta książka, w której nie rozumiemy decyzji bohaterów. Niekiedy jesteśmy źli i oburzamy się, jakbyśmy oglądali jakąś słabą brazylijską telenowelę. Najchętniej wykrzyczeli byśmy im w twarz, co powinni zrobić w danej sytuacji, bo przez jedną decyzję, jedno skryte uczucie, jedno niewypowiedziane słowo, bądź jedno słowo za dużo, cierpią przez lata.
Ja wiem, że zakończenie tej książki miało takie być i o to chodziło w całej tej historii. W końcu nie bez przyczyny cała akcja toczy się przez 50 lat. Ale mnie to w ogóle nie satysfakcjonuje. Niszczy całą moją dziecięcą wizję i marzenie, które i tak najprawdopodobniej nigdy nie zostanie spełnione. Ale sam fakt, że ta powieść psuje pragnienie małej dziewczynki, które trwa do tej pory, od razu sprawia, że tak książka mniej mi się podoba.
Ocena: 5/10
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki i powiem ze mam mieszane uczucia.
Z jednej strony dosyć szybko mi się tę książkę czytało, wszystko dzięki temu, iż pisana jest w formie listów e-maili oraz SMS-ów. Historia sama w sobie tez nie jest zła.
Z drugiej strony trochę brakowało mi dat. Kompletnie nie miałam pojęcia czy miedzy tymi wiadomościami upłynęło zaledwie parę godzin a może kilka lat. No i nie ma się, co oszukiwać, iż fabuła dosyć przewidywalna.
Historia dwojga przyjaciół od 5 roku żucia. Los nie zawsze był dla nich łaskawy. Najpierw zostali rozdzieleni a następnie każdy zaczął układać swoje życie po swojemu.
On lekarz kardiochirurgii, żyje w zupełnie innym świecie niż ona, matka samotnie wychowująca córkę. A mimo tych różnic ciągle pozostają przyjaciółmi. Wiadomo maja wzloty i upadki, kłótnie małe i duże.
Z czasem dostrzegają, iż tu wcale nie chodzi o przyjaźń a gra jest zdecydowanie wyższa, bo uświadamiają sobie, iż tak naprawdę łączy ich miłość. Jednak ciągle staje coś na przeszkodzie. I tu moim zdaniem było trochę za dużo tych przeszkód.
Książka lekka i przyjemna w czytaniu, przez format dosłownie przewracałam stronę za stroną. Aczkolwiek nie było w niej nic rewelacyjnego. Ot historia o przyjaźni damsko-męskiej. Brakowało mi tu jakiegoś elementu zaskoczenia. Wszystko było dosyć przewidywalne. Uważam tę książkę za przeciętną.
Po „PS. Kocham Cię” wiedziałam, że muszę przeczytać „Love, Rosie”. Jednak nie zachwyciłam się tą historią tak bardzo. Owszem, przyjemnie się czytało, ale to ciagle mijanie się głównych bohaterów było męczące. Miałam nadzieję, że w końcu uda się przyspieszyć akcję i aby książka w końcu mogła iść po myśli czytelnika 😉 mnóstwo sytuacji, wydarzeń i rozczarowań. Jednak te emocje nie były tak silne, że odczuwałam je wraz z kolejnymi kartami książki. Niechciana ciąża, wyjazd jednego z przyjaciół i zmaganie się z codziennością to całe życie Rosie... w którym momencie życia poczuje się ona najbardziej szczęśliwa? Natłok wydarzeń pokaże, że nie jest powiedziane, że spotka ją upragniony spokój...Mimo wszystko styl pisania, bardzo mi odpowiada i z chęcią przeczytam kolejne książki autorki.
Czy przyjaźń ma szansę przetrwać, kiedy dwoje ludzi, z dnia na dzień, zaczyna dzielić tysiące kilometrów? A może zostanie pogrzebana żywcem?
Już w dzieciństwie Rosie i Alex spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, nie wyobrażając sobie jeden bez drugiego życia. Tym samym każdy doskonale zdawał sobie sprawę, że jeżeli dziewczynka coś przeskrobała (lub na odwrót) to ta druga osoba również jest w to zamieszana, przez co ich rodzice mieli z nimi sporo kłopotów. To jednak nie stawało na przeszkodzie ich drobnym szaleństwom mogącymi być wspaniałymi wspomnieniami. Niestety wszelkie plany dalszych „rozrób” komplikuje fakt otrzymania przez ojca chłopaka nowej oferty pracy, która jest powiązana z natychmiastową przeprowadzką. I chociaż młodzi wszczynają bunt wobec tak drastycznej zmiany, lecz to na nic się nie zdaje. Alex zostaje zmuszony przenieść się ze swoją rodziną do Ameryki, pozostawiając swoją najlepszą przyjaciółkę w Irlandii. Jednakże nie zamierzają się poddawać wszelkim barierom, jakie próbują stanąc na drodze ich relacjom. Kontaktują się ze sobą za pomocą listów oraz elektronicznych wiadomości, relacjonując każdy najdrobniejszy szczegół z tych dni, kiedy jednego z nich nie ma obok drugiego. Także zawsze próbują odnaleźć odrobinę wolnego czasu, by móc odwiedzać się wzajemnie w celu nadrobienia miesięcy czy lat rozłąki.
Ale co, jeśli w tym czasie ich wielka przyjaźń zaczyna przeradzać się w coś większego kalibru? Czy będą w stanie wyznać prawdę o swoich uczuciach tej drugiej osobie? A może zignorują ją, obawiając się zepsucia tych pielęgnowanych latami relacji?
Tak łatwo można przejść od przyjaźni do kochania, lecz niestety ta zasada nie działa już tak samo w drugą stronę.
Ostatnimi czasy stałam się ogromną fanką wymian książkowych, dlatego też kiedy dowiedziałam się o tego typu wydarzeniu w swym rodzinnym mieście pomyślałam sobie jedno: Nie może mnie tam zabraknąć! Wyznaczonego przez miejską bibliotekę dnia wstawiłam się z kilkoma tytułami, licząc w zamian na coś naprawdę apetycznego. I tak też się stało. Zostałam dumną posiadaczką własnego egzemplarza [Love, Rosie], o której było dość głośno. Tylko czy to był dobry ruch z mojej strony? Czy pokochałam Rosie? A może znienawidziłam ją, przez co nie zamierzałam zagłębiać się w jej zakręcone życie?
Przez tyle lat wmawiano mi, że czytanie cudzej korespondencji to wielki grzech, bo ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Jednakże co miałam zrobić, kiedy książka składa się z listów, rozmów toczonych na czatach, wiadomości e-mail czy też SMS? Miałam odpuścić? Mowy nie ma! Skoro autorka dała mi taką szansę to dlaczego z niej nie skorzystać? Tym samym było mi dane prześledzić kilkadziesiąt lat z życia Rosie, która przez ten dość długi okres czasu miewała wiele wzlotów i upadków. Trudno się temu nie dziwić, skoro główna bohaterka nie należała do osób urodzonych pod szczęśliwą gwiazdą, przez co wiele razy przygryzałam paznokcie z nerwów. Autorka naprawdę jej nie oszczędzała, prawie robiąc z jej życia piekło. Na całe szczęście zachowała ona nieco ludzkich odruchów, dzięki czemu nieraz uśmiechałam się, kiedy to Rosie, po tylu upadkach, podnosiła się z kolan i dalej podążała swoją ścieżką. Także zdarzały się takie momenty, gdy nie mogłam przestać się śmiać. Naprawdę! Pomiędzy tyloma przeciwnościami losu Cecelia Ahern zdołała wcisnąć nieco dawki humoru, uruchamiając przy tym czynniki odpowiedzialne za drobne odprężenie. W końcu nie można skazywać fikcyjnego bohatera na same pesymistyczne sytuacje. Nie samym smutkiem człowiek żyje! Także autorce należy się plusik za to, że nie zapominała ona o bliskich Rosie. Chociaż ich losy były zależne od decyzji Rosie to jednak miło wiedzieć, że istnieją oni w jej życiu i także wpływają na przyszłość dziewczyny (a później dorosłej kobiety)
Niestety niezbyt realnym wydawał mi się fakt, że prawie każdy bohater tej książki już za młodu decydował, kim chce być w przyszłości, gdzie ani razu nie zmienił swojego zdania. Naprawdę? Ja sama pragnęłam pracować w tylu zawodach, że teraz nie jestem w stanie ich wszystkich zliczyć. Może później niektórzy mieli problemy ze spełnieniem swoich marzeń, ale to nie zmienia faktu, iż żaden z bohaterów nie posiadał awaryjnego planu, gdyby coś mu się nie powiodło.
„To nie takie proste, gdy rany próbuje wyleczyć ta sama osoba, która je zadała”.
Jeżeli otrzymałabym możliwość skopania bohaterowi książki tej części ciała, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę to zapewne wykorzystałabym to w stosunku samej Rosie. Nawet nie wiecie, ile to razy zdołała doprowadzić mnie do szału. Przez większość lektury była ukazywana jako charyzmatyczna i nieznosząca sprzeciwu kobieta, lecz zdarzały się momenty, gdzie zapominała o swoim prawdziwym ja, dając się tłamsić innym. Nie umiałam tego pojąć. Żeby tak odważna osoba nie umiała się sprzeciwić, walcząc niczym lwica o swoje? Było to nie do pomyślenia. Także bywała ona egoistyczna. Nieraz pokazywała, że to właśnie ona ma najgorzej i każdy powinien jej współczuć. A to tak nie działa. Jeżeli cały czas jęczymy, jak to mamy źle to nasza sytuacja ani odrobinę się nie polepszy. Nawet przyjaciółka Rosie próbowała jej to uzmysłowić, ale ta dalej brnęła w swoją tradycyjną paplaninę. Jednakże zdarzały się momenty, kiedy ten tryb myślenia bywał likwidowany, dzięki czemu ponownie odnajdywała siłę, by zapewnić lepszy byt sobie i bliskim. Z drugiej strony nie umiałabym źle potraktować Alexa, którego kaleczące oczy „wjem” jakimś cudem podbiło moje serce. Najlepszy przyjaciel Rosie nieraz ratował sytuację swoim poczuciem humoru oraz samym byciem, dzięki czemu nie wariowałam pod wpływem zachowania głównej bohaterki. Idealnie ostudzał rozgrzaną od złych emocji atmosferę. I chociaż zdawałoby się, że są podobni do siebie pod względem charakterów to jednak ich przyjaźń polegała na – dosyć często sprawdzającej się – teorii przeciwieństw. A że z tego chciało wykiełkować coś znacznie więcej... Ale czy wykiełkowało, a pnącze uczuć owinęły się wokół ich serc? Tego już nie mogę zdradzić.
Skupmy się teraz na postaciach drugoplanowych, bo oni również mieli znaczenie dla toczącej się pośród setek listów czy elektronicznych wiadomości fabuły. Jak to w życiu bywa nie każdy zostaje wprowadzony dla ulepszenia życia głównego bohatera, dlatego też było mi dane poznać takie osoby, które z ogromną przyjemnością bym rozszarpała (i zapewne nie tylko ja). Dzięki temu wiedziałam, że są jeszcze tacy, którzy mogą mnie denerwować znacznie bardziej niż Rosie. Jednakże taka charakteryzacja pozwalająca nam poznać wady i zalety kazdego z bohaterów nie pozwala mi stwierdzić, że są to jedynie zapychacze z wygenerowanymi losowo imionami. Nie byli płascy, a to naprawdę się ceni. Ja sama ogromnie to cenię.
„Myślę, że życie lubi nas od czasu do czasu wypróbowywać: czujesz, że się staczasz, coraz szybciej, a kiedy Ci się wydaje, że już dłużej tego nie wytrzymasz, nagle się poprawia”.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Cecelii Ahern i nawet nie przyszłoby mi to do głowy, aby było ostatnim. Autorka doskonale wie, jak posługiwać się słowami, składając z nich zgrabnie i dobrze brzmiące zdania. I chociaż ukazała ona bowiem życie zwyczajnej kobiety to jestem oczarowana tym, w jaki sposób tego dokonała. Jak dla mnie pomysł z opowiedzeniem tego wszystkiego w formie korespondencji to strzał w dziesiątkę. Może niekiedy przesadzała ona z kreacją bohaterów, ale tego typu potknięcia są dośc łatwe do zredukowania. Tak czy inaczej jestem stuprocentowo pewna, że w najbliższym czasie sięgnę po inne książki tej pani.
[Love, Rosie] uświadamia czytelników, że nawet tysiące kilometrów nie są w stanie zniszczyć siły prawdziwej przyjaźni. Dlatego też zmiana miejsca zamieszkania nie powinna stać na przeszkodzie, bo przecież zawsze znajdziemy rozwiązanie, aby móc być w kontakcie z tą drugą osobą!
Podsumowując:
Naprawdę nie żałuję ani chwili, kiedy to postanowiłam dać drugie życie tej książce. [Love, Rosie] zapewniło mi wiele godzin wyśmienitej lektury. Może ta czytelnicza płyta miała drobne rysy, przez co jej odbiór nie działał zawsze na mnie kojąco to zaserwowana playlista podbiła moje serce, nie pozwalając mi dość długo o sobie zapomnieć. Dlaczego ja wcześniej nie umiałam sięgnąć po twórczość Cecelii Ahern?
I w końcu.. po 50 latach Rosie i Alex..... no właśnie, przechodzymy przez historię bohaterów rozcignętą w czasie przez prawie 50 lat. Początkowo czytało się dobrze, ale im dalej w las, zaczęłam się zastanawiać ile jeszcze tych zwrotów akcji czeka naszych bohaterów. Niektóre wydarzenia wydawały mi się nieistotne, powiem szczerze - "Love, Rosie" przyprawiła mnie o zastój czytelniczy, przez co te 500 stron zajęły mi dobre 2 miesiące. Chyba podziękuję pani Ahern, jej twórczość do mnie nie trafia. Lecę oglądać film - liczę, że tam historia pójdzie sprawniej
Wzruszająca opowieść o miłości, która przetrwa wszystko - każdą rozłąkę i kłotnię, aby w końcu zakończyć sie happy endem. Bardzo lekka i przyjemna lektura, którą z czystym sercem mogę polecić
Dość banalna fabuła, ale urzekła mnie. Przede wszystkim mamy tutaj bohaterkę, która jest nieidealna, nieprzerysowana. Każda niemal kobieta może się z nią utożsamić. Książka oczywiście okazała się być lepsza niż film. Mimo, że nie przepadam za tym gatunkiem, tą pozycję mogłabym przeczytać po raz drugi. Miałam okazję przy tej książce się zaśmiać, miałam też okazję popłakać. Jedna z lepszych książek tej autorki.
Książka, ta w całości (oprócz epilogu) składa się z listów, emaili i sms-ów. Mogło by się wydawać, że przy czymś takim bardzo trudno będzie nam się wkręcić w fabułę. Ale jest zupełnie inaczej. Książka ta opowiada nam o dwójce przyjaciół, którzy znają się tak naprawdę od kołyski. Lecz ich życie zmienia się o 180 stopni po balu na zakończenie szkoły. Niestety zostają rozdzieleni przez los, który niespodziewanie płata im figle. Z książki tej możemy się dowiedzieć jak potoczą się losy tej dwójki i jak będą radzić sobie z różnymi problemami. Powieść ta ukazuje nam aż 43 lata z życia głównych bohaterów. Możemy się z niej również dowiedzieć, że choćbyśmy chcieli to i tak nie możemy zmienić uczuć do drógiej osoby. W tej powieści znajduje się dużo bardzo śmiesznych momentów, ale nie brakuje również tych wzruszających. Jedynym minusem tej książki jest to, że wszystko się w niej ciągnie. Polecam!
"Love, Rosie" to jedna z tych powieści p miłości, w których dość szybko ma się dosyć głównych bohaterów. Potrafią zirytować sowim zachowaniem w sprawie własnych uczuć, co powoduje, że po dowiedzeniu się o niektórych ich decyzjach zadaje się pyt pytanie: "dlaczego?" Co do plusów to cała historia przedstawiona jest w dość oryginalny sposób, bo zapoznajemy się z nią za sprawą listów, maili, SMA itp. wymienianych pomiędzy bohaterami. Książka potrafi wciągnąć, czasami rozśmieszyć i do końca utrzymać zaciekawienie. Pokazuje braki w komunikacji między ludźmi, jest trochę o przyjaźni, ale przede wszystkim o uczuciach. Trochę na wesoło, trochę na smutno. Czyta się szybko.
Rosie i Alex od dzieciństwa są nierozłączni. Życie zadaje im jednak okrutny cios: rodzice Alexa przenoszą się z Irlandii do Ameryki i chłopiec oczywiście...
Allegra Bird, zwana Pieguską, wiedzie w Dublinie proste, pozornie uporządkowane życie. Z dala od kochającego, lecz ekscentrycznego ojca, przyjaciół i dzieciństwa...
Przeczytane:2022-06-12,
Rosie i Alexa poznajemy już od najmłodszych lat. Jako pierwsze czytamy ich liściki przekazywane sobie w ławce szkolnej. Mijają lata lecz ich przyjaźń nie słabnie. Alex po ukończeniu szkoły wyrusza do Bostonu na studia medyczne, Rosie chce również spełnić swoje marzenia i zapisuje się do szkoły hotelarskiej - również w Bostonie. Jednak od tej pory jej życie oraz przyjaźń zaczynają się komplikować.
Na początku forma książki, gdzie czytelnik zapoznaje się tylko z korespondencją bohaterów była dla mnie odrzucająca, prawdopodobnie dlatego że wcześniej nie spotkałam się z taką formą, brakowało mi narracji, opisów uczuć i myśl i bohaterów. Jednak po czasie przyzwyczaiłam się i nie było już tak męcząco jak na początku.
Książkę czyta się bardzo szybko, momentami jest wzruszająca, momentami zabawna i mimo że jest przewidywalna myślę że warto przeczytać. Chociażby dlatego żeby się przekonać że nawet po największej burzy wychodzi słońce. Czasami ciężko wychwycić przeskoki czasowe, choć mamy odniesienia w korespondencji iż minęło sześć czy osiem miesięcy oraz kartki urodzinowe wskazujące na wiek bohaterów to czasami ich po prostu brakuje i czytelnik nie wie jak długo trwała przerwa w korespondencji.
Bardzo polubiłam główną bohaterkę - Rosie, jest uparta, zawzięta i mimo przeciwności nie poddaje się. W jej życiu wszystko idzie nie tak jak powinno ale potrafi się podnieść z kolan, powiedzieć "Pieprzyć to!" i zacząć życie od nowa. Często jej wybory są irytujące czy nawet głupie ale tak już jest w życiu, każdy popełnia błędy i każdy czegoś żałuje. I jest jeszcze Alex - wiecznie w nią zapatrzony, pełny uczucia, wsparcia, zawsze skory do pomocy, przyjaciel idealny, z tych którzy nie zdarzają się w prawdziwym życiu.
Autorka potrafiła w taki sposób ująć relacje rodzinne, że czytając czuje się ciepło i miłość emanujące z rodziny Rosie. Myślę, iż właśnie dlatego że dziewczyna została wychowana w pełnej miłości rodzinie, jest bardzo ufna co przysparza jej wielu problemów w dorosłym życiu.
Polecam serdecznie tę pozycję.