Zodiac Island − samotna wyspa u wybrzeży USA, smagana wiatrem i falami wzburzonego morza. A na niej park rozrywki: dwanaście tematycznych sektorów poświęconych znakom zodiaku. Cukrowa wata, rozbawione rodziny, diabelski młyn, kolejka górska, strzelnice. I maniakalny morderca, który szczególnie upodobał sobie młode kobiety.
Mija dwadzieścia lat. Park, zamknięty po serii brutalnych morderstw, ma zostać ponownie otwarty. Wesołe miasteczko ze znakami zodiaku zmienia się w upiorny skansen słynnych zabójców i zbrodni, które wstrząsnęły światem. Manager parku zaprasza na długi weekend starannie wyselekcjonowaną grupę: ludzi mediów i tych, którzy pamiętają to miejsce sprzed dwóch dekad. Dwunastka wybrańców przybywa na wyspę, na której straszą jeszcze zardzewiałe karuzele. Ostatni prom odpływa. Nadciąga sztorm. Urywa się łączność. Zaczynają się dziać dziwne rzeczy. A do tego te upiorne pogłoski, że prawdziwy morderca nie został skazany, że wciąż jest na wolności…
Murder Park to mroczny thriller, w wyrafinowany sposób grający z klasyką gatunku. Jonas Winner sprytnie żongluje znanymi motywami, mając w zanadrzu niejedną niespodziankę. Nikt nie odgadnie, jak się zakończy upiorny weekend na wyspie.
Wydawnictwo: Initium
Data wydania: 2017-11-30
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 432
Tytuł oryginału: Murder park
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Agnieszka Hofmann
BYŁA SOBIE WYSPA
Zodiac Island, park rozrywki inspirowany dwunastoma znakami zodiaku; lokalna atrakcja z karuzelami, tunelem strachu, cukrową watą i strzelnicą. Na dodatek na wyspie. Interes jakoś by się kręcił, gdyby nie to, że wysepkę upodobał sobie morderca. Po trzecim zabójstwie i ujęciu sprawcy Zodiac Island został zamknięty. Tyle że natura nie znosi próżni. Natura i biznesmeni. Jest wyspa, jest infrastruktura, trzeba coś z tym zrobić, żeby zarobić. Rupert Levin wymyśla więc Murder Park – rozrywkę dla wymagających. Jak nazwa wskazuje, jest to park tematyczny, inspirowany tym, co ludzi fascynuje może nawet aż za bardzo: seryjnymi mordercami. Wszyscy wiemy, że w naszych czasach zbrodnia i krew jest tym, co sprzedaje się najlepiej… Levin zaprasza na wyspę dwanaście osób, aby pokazać im swoją koncepcję rozrywki. „Grupa testowa” jest bardzo starannie wyselekcjonowana i dobrana, co oczywiście wychodzi na jaw w trakcie lektury. I – jakżeby inaczej – prawie natychmiast po ich przybyciu na wyspie zaczynają się dziać rzeczy dziwne, a na dodatek giną ludzie. Czy na wyspie, zwabiony jej nowa nazwą, grasuje nieznany morderca? A może to ktoś z gości?
„Murder Park. Park Morderców” Jonasa Winnera to książka, która bazuje na schemacie znanym od setek chyba lat: grupa ludzi, odosobnione miejsce, zbrodnia, szukanie sprawcy. Czym jeszcze można tu zaskoczyć? Cała zabawa polega wszak na szukaniu sprawcy w niewielkiej zazwyczaj grupie osób. Pisarze wybierają różne drogi: skupiają się na psychologii postaci, na pogmatwaniu wątków, na interakcjach miedzy bohaterami, na makabrze w końcu. Winner poszedł tą ostatnią drogą; kolejne zbrodnie są coraz bardziej „malownicze”. Tyle że autor tak skupił się na wymyślaniu coraz to nowych sposobach uśmiercenia bliźniego, że zaniedbał samych bohaterów. Niektóre postaci są tylko lekko, schematycznie zarysowane, zupełnie jakby autora bardziej obchodziło to, jak umrą, a nie za co, po co i dlaczego w ogóle tam są. Z tego chyba powodu mam problem z tą książką; nie mogę napisać, że jest zła, bo nie jest, ale nie mogę też uznać jej za dobrą. Wszystko dzieje się za szybko, akcja tak leci do przodu i tyle się dzieje, że nie mamy czasu na oddech i chwilę zastanowienia. Ale akcja to przecież nie wszystko… Wydaje mi się, że problem jaki mam z tą książką, opiera się na małym słowie „za”. Za szybko, za bardzo, za mało, za wymyślnie. Za szybko wszystko się dzieje, za bardzo to wymyślne, za mało pogłębionej analizy postaci, za wymyślne te zbrodnie. Książka nie jest zła; ma momenty naprawdę ciekawe, niezłe zakończenie, ale najwyraźniej to za mało, żeby zrobić na mnie wrażenie. Przyznaję się bez bicia: rozpuścili mnie francuscy mistrzowie gatunku, u których zbrodnia jest wyrafinowana, styl elegancki i wszystko takie en vogue. Winner to Niemiec, a za Niemcami ciągnie się tradycja braci Grimm – ma być krwawo, skoro nawet w bajkach dla dzieci obcina się palce i pięty. „Murder Park” ma też niespodziankę dla kinomaniaków – dwie sceny są żywcem wycięte z filmów. Jedna to wariacja na temat „Lśnienia” Kubricka, druga jest słowo w słowo opisaną sceną z „Night crawlera” Dana Gillroy’a. Nie wiem czy jest to mrugnięcie do czytelników, czy autor poszedł po najprostszej linii oporu i po prostu opisał to, co zobaczył. Nie mnie osądzać, ale „Night crowler” jest filmem, który uwielbiam i oglądałam kilka razy, więc się nie pomyliłam; scena żywcem „przepisana” z filmu (film z 2014 roku, żeby nie było wątpliwości, co było pierwsze).
Reasumując: ani mnie ta książka ziębi, ani grzeje. Do połowy czyta się nieźle, potem człowiek obojętnieje; było mi wszystko jedno kto i jak zostanie uśmiercony. Końcówka niezła, co nie zmienia faktu, że potencjał został złożony na ołtarzu szybkości akcji. A wystarczyło mniej osób uśmiercić, skupić się na jednej dobrej zagadce i poplątać tropy przy jej rozwiązywaniu. Szkoda, bo jest tu kilka niezłych pomysłów do rozwinięcia…
Gdy myślę o tej powieści w głowie ukazuje mi się tylko jedno słowo: "wow". Sięgnęłam po tę powieść głównie, dlatego, że przeczytałam poprzednią książkę owego autora, która przypadła mi do gustu. Szczerze przyznam, że jak usiadałam do lektury to podejrzewałam, że ta pozycja będzie podobnie napisana do "Celi" tego samego autora. Czyli pierwsza połowa nie wniesie do powieści kompletnie nic, a druga nie pozwoli się od siebie oderwać. Jednak myliłam się, i to jak! "Murder park" został napisany tak zagadkowo i do tego intrygująco, że czytelnik od pierwszych stron nie jest w stanie wyciągnąć nosa z książki. Z każdym rozdziałem byłam coraz bardziej zaintrygowana i niecierpliwa, a w głowie ukazywało mi się tylko jedno zdanie:, „Co dalej?" Byłam głodna akcji, kiedy odkładałam książkę na bok czułam zdenerwowanie i irytację, że muszę czekać, aby poznać dalszą część tej intrygującej historii. Mogę z ręką na sercu w tej chwili powiedzieć, że tą powieść zaliczam do jednej z najlepszych roku 2017.
Zodiak Island - to samotna wyspa u wybrzeża USA. Targana falami i wiatrem, opuszczona i na swój sposób przerażająca. Wyspa o której nie mówi się miłych słów bowiem to właśnie tam dokonano trzech okrutnych morderstw. To właśnie tam, w parku rozrywki poświęconemu znakom zodiaku dokonano strasznych okrucieństw i nie znano litości. Po dwudziestu latach wyspa ma zostać otwarta po raz kolejny, a wraz z nią skansen słynnych morderców i zbrodni, które wstrząsnęły światem. Manager wyspy zaprasza na weekend starannie wyselekcjonowaną grupę ludzi: media oraz ludzi, którzy pamiętają to miejsce sprzed dwóch dekad. Dwunasta ludzi przybywa na wyspę, aby spędzić niecałe trzy dni w miejscu gdzie do chwili obecnej straszą zardzewiałe karuzele. Ostatni prom odpływa. Nadchodzi sztorm, a wraz z nim urywa się łączność. Zaczynają się dziać dziwne rzeczy. A wraz z tym powstaje plotka, że na wyspie dalej grasuje morderca, słynny i okrutny nie znający litości, który zaczął swoje morderstwa dwadzieścia lat temu, a teraz postanowił dokończyć swoje dzieło...
Głównym bohaterem tej powieści jest Paul Greenblatt. To młody mężczyzna, reporter pracujący dla policji do spraw zabójstw. Nie jest jednak przypadkiem, że nasz bohater trafia na wyspę. Manager wyspy - Rupert Levin postarał się, aby ten mężczyzna wziął udział w wyprawie, ponieważ Paul był już raz na wyspie. Dwadzieścia lat temu, kiedy miał zaledwie 4 latka przyjechał z matką na Zodiak Island. Ten wyjazd nie skończył się jednak dobrze, matka Paula została zamordowana na oczach chłopca. To właśnie jej morderstwo przesądziło o zamknięciu wyspy na dwie dekady.
Bardzo interesująca ksiązka. OD samego początku wciąga ma bardzo wciągająca akcje. Klimatyczne miejsce w którym już wcześniej doszło do morderstw i niespotykana przeze mnie wcześniej akcja związana z morderstwami znaków zodiaków budziła we mnie niespotykane emocje. Ponad to klimat kiedy podejrzewa się każdą osobę z grupy jako morderce albo całkiem odobną postać jest bardzo eksytująca. Podczas zakończenia kiedy "zabójca" został zamordowany a następnie ponownie sie pojawia i "stara" się zabić następnych bohaterów czułam się jakbym to ja uciekała przed morderća. ZAkończenie jest odrobinę dla mnie rozczarowująca, ale też w ogóle niespodziewane.
Już 30 listopada nakładem wydawnictwa Initium do księgarni trafi kolejna powieść Jonasa Winnera pt. "Murder Park. Park Morderców". Jest to druga książka tego autora jaką mamy przyjemność przeczytać w naszym kraju. W pierwszej kolejności, w kwietniu, została wydana "Cela", po której przeczytaniu, długo nie mogłam zapomnieć. Właśnie dlatego postanowiłam sięgnąć po kolejny thriller psychologiczny.
Można powiedzieć, że "Murder Park. Park Morderców" przeczytałam jednym tchem. Na początku fabuła się bardzo ciągnie. Miałam wrażenie, że wszystko jest naciągane, pisane tak na siłę. Dopiero kiedy dojdziemy do jakiejś 150-200 strony zaczyna się dziać. Od tego momentu nie mogłam oderwać się od książki. W owym okresie mają miejsca okropne rzeczy i wątek zaczyna się komplikować. Podejrzenia trafiają, tak naprawdę, na każdą możliwą postać. Głównym bohaterem lektury jest Paul Greenblatt, natomiast książka została napisana narracją trzecioosobową, za jaką nie przepadam, jednak nie dało się tego aż tak bardzo odczuć i spokojnie dało się to czytać.
Podsumowując... Historia jaką przedstawił nam Jonas Winner bardzo przypadła mi do gustu. Podczas czytania towarzyszyło mi wiele emocji, przede wszystkim tych negatywnych, ale jak to się mówi: dreszczyk emocji jest czasem potrzebny. Na początku myślałam, iż to będzie coś kompletnie innego i można powiedzieć, że troszeczkę się zawiodłam. Zdecydowanie bardziej podobała mi się "Cela". Moja ocena wynosi: 8,5/10
"Dla kogo jest to powieść? Przede wszystkim dla czytelników o mocnych nerwach i… żołądkach; których nie zrażają wyraziste obrazy tego, o czym w danej chwili czytają. Idealna propozycja dla tych, co z chęcią sięgają po psychodeliczne historie, w których nie łatwo jest zgadnąć, o co tak naprawdę w nich chodzi.
Sama jestem w pełni usatysfakcjonowana lekturą i z niecierpliwością wyczekuję kolejnego dzieła Winnera na naszym rynku!"
Zachęcam do zapoznania się z całą recenzją dostępną na moim blogu: http://magicznyswiatksiazki.pl/murder-park-jonas-winner/
Zodiac Island to wyspa która chciałbym odwiedzić, ale i nie, ponieważ zodiakowe atrakcje mnie przyciągają, ale nie wiem, czy bym przeżył pobyt tam…
Wesołe miasteczko to zawsze dobry temat na horror, kryminał, thriller. Na Zodiac Island tętniło życie. Wyspa mieści się u wybrzeży Stanów Zjednoczonych i kiedyś był tam aktywny park rozrywki. Niestety trzy tragiczne morderstwa spowodowały, że ludzie uciekli z tego miejsca i na zawsze o nim zapomnieli. Jednak nie do końca tak jest.
Dwadzieścia lat po tragicznych zajściach, park zabaw ma zostać otwarty ponownie, ale w zupełnie innej odsłonie. Tym razem park posłuży za muzeum osiągnięć morderców i samych morderców. Żeby dodać smaczku całej akcji, park nazwano „Park Morderców”.
Przed oficjalnym otwarciem, na wyspę zostają zaproszeni ludzie, którzy mieli kontakt z wcześniejszym parkiem, przedstawiciele mediów itp. Przedsięwzięciem stworzenia galerii pamięci morderców został Rupert Levin- przedsiębiorca, który wykupił prawo własności do wyspy. Oficjalnie zabawa rozpoczyna się, kiedy wszyscy zaproszeni goście trafią na prom płynący na tajemniczą wyspę morderców. Kiedy prom odpływa, organizatorzy obwieszczają zabawę w „cele mordercy”. Zaczyna się robić jednak niebezpiecznie, kiedy umiera prawdziwy człowiek. Czyżby morderca z przeszłości nadal grasował na wyspie?
Sam początek książki mnie znudził. Matko, jakie to było naciągane. Myślałem, że autor pisał tą książkę totalnie na siłę. Jednak, kiedy dojdziemy tak do dwusetnej strony, zaczynamy nie usypiać, ale wczuwać się na maksa!
Ogólnie ten i poprzedni tydzień były dla mnie piekłem zmęczenia i rozchorowania. Ale kiedy dojdziemy do tej, powiedzmy, „granicy” w książce, zaczynamy wczuwać się i czytać z zapartym tchem. Moje podejrzenia co do zabójcy zmieniały się jak w kalejdoskopie… Do samego końca nie wiedziałem kto, co i jak.
Powiem co nieco o okładce, która według mnie idealnie pasuje do powieści. Ledwo zauważalne dookoła diabelskiego koła znaki zodiaku są tak pięknie usytuowane. Podoba mi się też sposób w jaki zapisane jest imię i nazwisko autora. Jednak ja to ja, muszę się do czegoś doczepić. Przeszkadzał mi format. Gdyby był nieco większy, łatwiej byłoby mi się z tą książką poruszać. Zajmowała bardzo dużo miejsca, a mogła by znacznie mniej. Oprócz tego największy mój ból. Biały papier, przez który bolały mnie oczy.
Podsumowując.
„Murder Park. Park Morderców” to świetna książka świetnego autora. Było to moje pierwsze spotkanie z nim i nie czytałem wcześniej „Celi”, ale już wiem, że mam co nadrobić J
Książka w większości trzymała mnie w napięciu. Autor świetnie przemyślał każdy element fabuły. Podoba mi się bardzo ten motyw znaków zodiaku. Premiera książki już 30 listopada, więc chyba naprawdę warto. Polecam książkę wszystkim, którzy chcą poczuć trochę dreszczyku lub spotkać się z thrillerem psychologicznym, lub po prostu spotkać się ze świetną książką! W mojej opinii „Murder Park.
Zaczekaj, zaczekaj tylko troszkę… Sammy ma jedenaście lat i właśnie przeprowadził się z rodzicami do Berlina. Jego nowym domem jest stara secesyjna...