Drugi tom nietuzinkowej, opartej luźno na „Śnie nocy letniej” Szekspira, trylogii paranormalnej o Kelley Winslow i Sonnym Flannerym, realistycznie nastawionej do życia aktorce oraz elfim podrzutku.
Życie i kariera Kelley nareszcie zaczęły się układać! Dziewczyna ma zagrać główną rolę w wystawianym w Nowym Jorku spektaklu „Romeo i Julia”… Ale Kelley wcale nie czuje się najlepiej. Ku własnemu zdumieniu rozpaczliwie tęskni za Sonnym, który musiał wrócić do innego świata, by wypełnić ryzykowne zadanie zlecone mu przez ojca dziewczyny, Króla Oberona.
Ale nie tylko Sonny’emu grozi śmiertelnie niebezpieczeństwo. Kelley również stała się obiektem polowania. Jako córka jednego z władców Faerie, ma wielu wrogów, z których istnienia nie zdawała sobie sprawy. Dwory elfów kipią od intryg, niektórzy z mieszkańców innego świata opętani są żądzą władzy nad śmiertelnikami. Uwikłana w gry nieśmiertelnych, Kelly odkrywa, że komuś bardzo zależy na tym, by nigdy, przenigdy nie mogła być z Sonnym.
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2011-10-24
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 310
Tytuł oryginału: Darklight
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Zuzanna Byczek
That's the lie Kelley Winslow is told to protect the boy she loves from a power he doesn't know he possesses. Devastated, Sonny retreats to a haven for...
Pełna subtelnej erotyki, literackich odniesień i mrocznej magii gotycka trylogia dla wielbicielek miłosnych opowieści z dreszczykiem. Życie siedemnastoletniej...
Przeczytane:2018-06-09, Ocena: 4, Przeczytałam, Książki XXI wieku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu 2018, 2018, liceum,
Trochę zbrakło mi w tym wszystkim sensu, chemii i wielu innych czynników, które sprawiają, że książkę czyta się z zaprtym tchem. Pamiętam, że pierwsza część bardzo mi się podobała, ale bądź co bądź było to rok temu, od tego czasu wiele mogło się zmienic w moim postrzeganiu literatury, a druga część też wcale nie musiała trzymać poziomu poprzedniczki. Teraz przez bajeczny świat powieści Lesley Livingston brnęłam, oby tylko do końca... Dziwnie wydawało mi się to przesztucznione. No, bez fajerwerków, nie wiem jak ja określić. Chyba tylko mianem czytadła...