Klasyczny brytyjski kryminał osadzony w niepowtarzalnej scenerii angielskiej prowincji.
Kiedy detektyw-amator Mordecai Tremaine przybywa do posiadłości swojego znajomego, by spędzić święta Bożego Narodzenia tradycyjnie i z dala od londyńskiego zgiełku, zastaje na miejscu kilkanaście barwnych gości, każdy z których skrywa własne tajemnice. Jako wnikliwy obserwator ludzkiej natury, Tremaine wyczuwa napięcie ukryte pod powłoką sennej świątecznej atmosfery.
Jego najczarniejsze przypuszczenia sprawdzają się, kiedy głęboką nocą goście zamiast prezentów znajdują pod choinką zwłoki ubrane w kostium Świętego Mikołaja. Pada śnieg, powietrze jest ciężkie od wzajemnych podejrzeń, a na Tremaine'a spada zadanie znalezienia świątecznego mordercy.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2018-11-26
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: Murder for Christmas
„Morderstwo na Święta” to książka, z którą spędziłam tegoroczne Boże Narodzenie. Jej egzemplarz dotarł do mnie nieco wcześniej, ale celowo lekturę kryminału Francisa Duncana zostawiłam sobie na czas Świąt, by z większą łatwością wczuć się w atmosferę powieści. Zapowiadała się prawdziwa kryminalna uczta, stylistyką wyraźnie nawiązująca do książek pisanych przez Agathę Christie. Nic dziwnego, w końcu „Morderstwo na Święta” to klasyczny brytyjski kryminał osadzony w niepowtarzalnej scenerii angielskiej prowincji. Mamy tu właściwie wszystkie elementy dobrej powieści kryminalnej: klimatyczną posiadłość z intrygującą przeszłością, zamkniętą przestrzeń, w której popełniono morderstwo, grono skomplikowanych postaci i cenionego detektywa, dla którego nie ma spraw nie do rozwiązania. Czegoś tu jednak brakuje. Czego? Napięcia i wartkiej akcji. Ale o tym za chwilę.
Święta to czas magiczny, to właśnie wtedy dochodzi do pojednań skłóconych, gasną wszelkie spory, najchętniej szerzymy dobro. Ktoś jednak postanowił wykorzystać tę niezwykłą aurę do popełnienia zbrodni, która nie tylko sprawi, że cała magia świąt w mgnieniu oka rozpryśnie się niczym bańka mydlana, ale też przemieni długo wyczekiwany czas w najgorszy okres w życiu zaproszonych na święta gości. A już na pewno w najgorszy okres w życiu mordercy, bo jedna z osób przebywających w posiadłości ma wybornego detektywistycznego nosa i zrobi wszystko, by drogą dedukcji połączonej z wnikliwą obserwacją ujawnić tożsamość zabójcy.
Mogłoby się wydawać, że powieść Francisa Duncana, pierwszy raz opublikowana w Wielkiej Brytanii w 1949 roku, idealnie trafi w mój czytelniczy gust. Uwielbiam przecież Agathę Christie. Ale szybko się okazało, że moje oczekiwania były zbyt wysokie i książka Duncana nie będzie w stanie ich spełnić. Pech chciał, że czytałam niedawno „Niechcianego gościa” Shari Lapeny, który był całkiem niezłą imitacją powieści w stylu Christie. Lapena naprawdę wykonała kawał dobrej roboty. Pod względem fabuły „Morderstwo na Święta” bardzo przypomina „Niechcianego gościa”, ale niestety atmosfera powieści Duncana poziomem mocno odbiega od tego, co zaprezentowała czytelnikom kanadyjska pisarka. Liczyłam, że atmosfera panująca w posiadłości Benedicta Graeme’a, wielbiciela świąt w najbardziej tradycyjnej postaci, będzie gęsta od wzajemnych podejrzeń, ale trochę się rozczarowałam.
Brak napięcia to tylko jeden z mankamentów tej powieści. Drugim jest mozolnie rozkręcająca się akcja. Duncan bardzo długo każe nam czekać na trupa – docieramy mniej więcej do połowy powieści, gdy zostaje popełnione morderstwo. Moim zdaniem wprowadzenie jest zdecydowanie za długie, zwłaszcza że książka liczy sobie w sumie zaledwie 312 stron. Niewiele jest zatem czasu na rozwiązanie zagadki śmierci Świętego Mikołaja.
Mówiąc o niedoskonałościach, muszę wspomnieć o czymś jeszcze – myślę, że niektórzy czytelnicy mogą się ze mną nie zgodzić, twierdząc, że to zamierzony zabieg kompozycyjny, ale mnie osobiście bardzo zmęczyła liczba występujących w powieści postaci. Oczywiście wiem, że główny bohater, Mordecai Tremaine, to wnikliwy obserwator i komentator natury ludzkiej. Nie dziwią mnie zatem obszerne opisy gości przebywających w posiadłości, ale trochę byłam nimi znudzona, a poza tym duża liczba bohaterów sprawiła, że niektóre postaci czasem, zwłaszcza na początku, zwyczajnie mi się myliły. Trudno było mi zapamiętać, kto jest kim i jaką odgrywa rolę.
Ostatnia uwaga in minus dotyczy redakcji, a konkretnie imienia głównego bohatera. Wychwyciłam w powieści co najmniej trzy formy imienia Tremaine’a: Mordecai (forma właściwa), Mordechai oraz Mordecaie. To główny bohater książki, warto dopilnować, by jego imię było poprawnie zapisane.
„Morderstwo na Święta” to niezbyt obszerny kryminał, który zadowolić może przede wszystkim miłośników klasycznych brytyjskich powieści kryminalnych z detektywem w roli głównej. Świetnie się sprawdzi jako lektura zimowa albo stricte świąteczna, choć tak naprawdę fabułą nie warto się aż tak bardzo sugerować. Do Agathy Christie i jej najsłynniejszych powieści sporo tej książce brakuje, ale kto mniej wymagający, może sięgać!
Głównym bohaterem jest wspomniany w opisie Mordecai Tremaine. Tutaj się na chwilę zatrzymam i muszę przyznać, że jego imię bardzo kojarzy mi się ze słowem "morderstwo". Za każdym razem, gdy pojawiało się jego imię- ja czytałam je jako Morderstwo Tremaine. Moim zdaniem to podobieństwo nie jest przypadkowe.
Jest to osobnik cichy, spokojny, ale jednocześnie dość uparty w dążeniu do wyznaczonego celu. Jest on również jedynym bohaterem powieści, który jako tako wzbudził moją sympatię.
Fabuła tej książki przypomina mi odrobinę fabułę Niechcianego gościa Shari Lapeny. Nie wiem, czy podobieństwo jest przypadkowe, czy też celowe, jednak na to właśnie zwróciłam uwagę. Autor ciekawie wykreował bohaterów, ale moim zdaniem ich przedstawienie w książce trwało zbyt długo. Żeby poznać każdego z bohaterów kryminału, czytelnik musi przeczytać blisko sto stron, a to 1/3 tej książki. Rozumiem, że może i tak jest łatwiej, ale moim zdaniem lepiej byłoby poznawać poszczególne postaci podczas trwania jakiegoś wydarzenia.
Na oklaski zasługuje natomiast to, jak Francis Duncan wprowadził do tej powieści atmosferę, która trzyma w napięciu aż do ostatniej strony. Cały ten dworek, w jakim znaleźli się wszyscy bohaterowie, jest dość mroczny, tajemniczy i z pewnością nie chciałabym spędzić tam nocy (a co dopiero świąt!).
Każde niepokojące zachowanie gości wzbudzało we mnie coś w rodzaju niepokoju, ponieważ kompletnie nie wiedziałam, z której strony mam spodziewać się wybuchu.
Zakończenie jest ogromnie zaskakujące i do tej pory nie mogę przeżyć tego, kto okazał się tym złym, a kto tym dobrym. Myślę, że będzie to idealna pozycja dla miłośników zaskakujących kryminałów oraz dla osób, którym spodobał się właśnie Niechciany gość. Należy pamiętać również, iż jest to wznowienie powieści Duncana, po 65 latach od jej pierwszego wydania. Mamy tutaj więc do czynienia z prawdziwą klasyką gatunku.
„Morderstwo na święta” to dobra propozycja dla tych, którzy chcą się włączyć w nurt czytania powieści o tematyce bożonarodzeniowej i nie dostać przy tym mdłości od nadmiaru słodyczy, gwiazdkowych cudów i podchoinkowych nawróceń. Mamy tutaj wspaniałą świąteczną atmosferę: taką ze starym dworem, ogromną, pachnącą choinką, ostrokrzewem i jemiołą w każdym kąciku; mamy ośnieżone drzewa i piękną angielską wioskę i jej niezwykłych mieszkańców. Mamy świąteczne przyjęcie i wielu intrygujących gości, zaproszonych do starego, pięknego dworu. Mamy też coś, co tę słodką i bajkową atmosferę Bożego Narodzenia nieco psuje, a mianowicie: morderstwo! Przyznacie, że trup pod choinką może nieco zmącić nawet najbardziej optymistyczny nastrój 😊 Na szczęście wśród gości jest detektyw – amator o przenikliwym umyśle – Mordecai Tremaine. To starszy pan, który jest świetnym obserwatorem i potrafi wyciągać wnioski ze swoich obserwacji. A do obserwowania jest naprawdę sporo! Wśród gości roi się od interesujących postaci i potencjalnych podejrzanych: jest przeurocza i słodka (czy nie zbyt słodka i urocza?) Denys i zakochany w niej młodzieniec z sąsiedztwa – Roger. Jest opiekun dziewczyny – Jeremy Reiner, który z jakiegoś powodu nie toleruje adoratora Denys; jest rudowłosa seksbomba Lucia Tristam, która wydaje się polować na bogatego męża, jest kilku panów, którzy gotowi są zostać jej zdobyczą. Jest dość bezbarwna, ale skrywająca wyraźnie jakiś sekret Charlotte i kilka innych osób, z których każda, jak się wydaje, miała sposobność, by dokonać zbrodni. Tylko kto miałby powody, żeby zabić?
Bardzo podobał mi się klimat tej książki – utrzymany w stylu Agathy Christie: mamy czasy automobili, kamerdynerów i pokojówek, mamy piękną, choć dość ponurą scenerię starego dworu i cała galerię ciekawych postaci, z których każda wydaje się coś ukrywać. No i detektyw Mordecai – uroczy dżentelmen, miłośnik romantycznych historii, które czyta ukradkiem; mężczyzna, który zawsze wie, jak należy się zachować i którego umysł podąża niekiedy dziwnymi drogami. A wszystko to przybrane w idealną zimową aurę i przepiękne, klasyczne, bożonarodzeniowe dekoracje i pachnące smakowicie tradycyjne potrawy. Akcja toczy się wolno, można więc spokojnie smakować tę atmosferę, w której z każdą chwilą wzrasta napięcie i poczucie, że zaraz ta sielanka zostanie zniszczona, że wydarzy się coś strasznego, co na zawsze zmieni życie mieszkańców dworu. Ale nawet gdy to nieszczęście już się wydarza – napięcie nie znika – zmienia się tylko jego kierunek: zamiast „co się stanie?” pojawia się: „kto to zrobił i dlaczego?”.
Zakończenie mnie zaskoczyło, choć mordercę wytypowałam dość wcześnie i miałam rację – jednak motywu nie potrafiłam wymyślić. Poza tym zagadek w tej powieści jest więcej – i naprawdę trudno jest domyślić się wszystkich niuansów. Mordecai – jak przystało na klasyczny kryminał – pod koniec przedstawia nam bardzo dokładną analizę sytuacji i wtedy wszystko wydaje się oczywiste.
„Morderstwo na święta” to bardzo dobry kryminał w stylu retro. Jeśli ktoś oczekuje błyskawicznie toczącej się akcji, szybkich zwrotów, zaskakujących zdarzeń i pościgów – to źle trafił. Tutaj wszystko toczy się powoli, jest analizowanie mimiki postaci, wspominanie gestów, wypowiedzianych słów, tonu i spojrzeń. Spodoba się miłośnikom Agathy Christie (zwłaszcza serii o Herculesie Poiroit), a także wszystkim, którzy lubią się zanurzać w klimacie angielskiej prowincji. Myślę, że fani zagadek kryminalnych nie będą zawiedzeni. To odpowiednia lektura nie tylko na czas świąteczny – a na pewno świetna pozycja pomagająca oderwać się od przesłodzonych, pachnących pierniczkami i gorącą czekoladą, historii bożonarodzeniowych, pełnych cudów i miłości 😊
Detektyw amator Mordecai Tremaine przybywa do posiadłości znajomego aby spędzić z nim święta Bożego Narodzenia. Na miejscu poznaje kilkunastu niezwykle barwnych i interesujących współtowarzyszy świątecznej biesiady. Każdy z nich skrywa sekrety, które budzą zainteresowanie Mordeaci'a. Gdy w wigilijną noc pod chodniką zamiast prezentów goście znajdują zwłoki w kostiumie świętego Mikołaja atmosfera staje się ciężka a wzjemne podejrzenia wypełniają świąteczny czas. Czy Tremaine odnajdzie zabójcę ? Jakie sekrety skrywają bohaterowie ?
"Morderstwo na święta" to klasyczny brytyjski kryminał osadzony w sielskiej scenerii świąt Bożego Narodzenia. Od samego początku wiadomo, że ktoś zginie i atmosfera oczekiwania na tę zbrodnię towarzyszy czytelnikowi już od pierwszych stron. Przyznam, że początkowo bardzo ciężko było wczuć się w klimat powieści i zapamiętać całą galerię wciąż pojawiających się postaci. Jednak po przebrnięciu przez wstęp i zaprzyjaźnieniu się ze stylem autora historia zaczęła pochłaniac moją uwagę. Akcja książki rozwija się bardzo powoli, nie znajdziemy w niej szalonych zwrotów akcji a całość rozgrywa się w murach jednego domu. Autor stopniuje napięcie odkrywając kolejno sekrety poszczególnych postaci i pozwala czytelnikowi brać czynny udział w rozwiązywaniu zagadki.
Klasyczny, elegancki i nieco staromodny styl z pewnością spodoba się wielbicielom Agathy Christie. W moim odczuciu jest to zdecydowanie bardziej udane połączenie klasycznego brytyjskiego kryminału z powieścią obyczajową niż trzymająca w napięciu lektura bogata w sceny przemocy. Książka napisana jest w dość specyficznym stylu, dlatego też pewnie nie każdemu przypadnie do gustu. Dla mnie była to ciekawa podróż po angielskiej prowincji w bardzo interesującym towarzystwie detektywa Tremaine'a i miła odmiana od ukochanych pełnokrwistych kryminałów
Książki Francisa Duncana były wydawane blisko dwadzieścia lat po pierwszej książce Agathy Christie o sławnym Herkulesie Poirot i powieści o detektyw-amator Pannie Marple. Mordecai trochę przypomina kreację panny Marple. Obydwoje nie są najmłodsi. Nie są także detektywami z zawodu, a raczej z przypadku. Co więcej, przez otoczenie są uznani za niegroźnych i nikt nie spodziewa się z ich strony odkrycia na miarę znalezienia sprawcy. To stwarza im znakomite warunki do wnikliwej inwigilacji!
Sam Francis Duncan to pseudonim Williama Underhilla. Swoją przygodę z pisaniem zaczynał od pisania artykułów dla magazynów i gazet. Z zawodu był nauczycielem, a książki o fikcyjnym Mordecaia stanowiły dodatkowe źródło przychodów. Obecnie powieści detektywistyczne przeżywają swój renesans. Może dlatego, że wszystkie nowoczesne kryminały są naszpikowane technologią i możliwości ludzkiego umysłu nie są tam już wyłącznym źródłem prawdy?
Całość recenzji na zukoteka.pl
Fajny, lekki kryminał, bez krwi i flaków. Psychologiczna zagadka do rozwiązania, podobna do książek Chrisie, bazowała na emocjach i wyobraźni. Nieśpieszna fabuła, początkowo trochę nudna, potem nabrała tempa. Typowałam pewną osobę na mordercę i trafiłam w 10!
Święta Bożego Narodzenia...z czym kojarzą się te zimowe święta? Z czasem spędzonym w gronie rodzinnym, z ciepłem, z dobrem, ze światłem, z nadzieją. Na pewno nie kojarzą się one nikomu z grozą, strachem, cieniem mrocznej zbrodni i złem snującym się w zakątkach domu. Ale to właśnie ze zbrodnią w bożonarodzeniową noc będzie musiał się zmierzyć nasz detektyw amator, Mordecai Tremaine.
Znany z "Morderstwo ma motyw" detektyw Mordecai Tremaine przyjeżdża na zaproszenie znajomych do posiadłości Sherbroome House by spędzić z nimi święta Bożego Narodzenia. Mimo że owi znajomi nie byli bliskimi przyjaciółmi Mordecaia, odpowiedział on pozytywnie na zaproszenie, gdyż zaintrygowała go prośba zawarta w liście od Nicholasa Blaise'a, sekretarza Benedicta Grame'a, właściciela wyżej wspomnianej posiadłości.
Mordecai intuicyjnie przeczuwając, że może być to intrygujący pobyt, przyjeżdża do domu Grame'a. Tam poznaje całe grono interesujących postaci, które podobnie jak on sam przybyli do Sherbroome House by spędzić tu Wigilię.
Jako wnikliwy obserwator ludzkiej natury Tremaine czuje się w towarzystwie zebranych gości w domu Grame'a jak ryba w wodzie. Obserwuje, próbuje poznać bliżej towarzystwo, by spełnić obietnicę daną Nickowi Blaise'owi. Zebrani pod dachem posiadłości goście są doprawdy intrygujący, ale mimo paru dziwnych sytuacji nie dzieje się nic niepokojącego. Mordecai przeczuwa jednakże, że wydarzy się coś złego. I nie myli się, w noc bożonarodzeniową wszystkich domowników budzi przeraźliwy krzyk. Po zejściu na dół okazuje się, że u stóp choinki leży martwy Święty Mikołaj, a swoim krzykiem zbudziła ich siostra gospodarza, Charlotte. Mordecai będzie musiał zaprząc swój umysł ponownie w celu odnalezienia mordercy.
W "Morderstwo na święta" mamy to co tygryski lubią najbardziej, a mianowicie zimową aurę, stare domostwo, grono podejrzanych, zamkniętą społeczność, ofiarę i pytanie: "Kto zabił? I dlaczego?". Atmosfera świąteczna dodaje całości nutki nierealności, no bo kto by się spodziewał, że w cichą, otuloną blaskiem księżyca i pierzyną z płatków śniegu noc, noc przyjścia Pana Jezusa na świat, może dojść do zbrodni, a spokój snu zostanie brutalnie przerwany przez mordercę. Atmosfera niepokoju, oczekiwania na najgorsze rośnie z resztą z każdą kolejną stroną. Bo na morderstwo trzeba będzie trochę poczekać, mimo że prolog rysuje nam co nas czeka.
Mordecai Tremaine jak zwykle prowadzi swoje dochodzenie z gracją i z wyczuciem. Dedukuje, myśli logicznie i układa elementy tej zagmatwanej, świątecznej zagadki.
"Morderstwo na święta" to ponownie udany klasyczny kryminał brytyjski. Idealny na grudniowe przedświąteczne i świąteczne (bo przecież święta tuż tuż) wieczory ! Polecam, doskonała rozrywka gwarantowana, a także uczta dla szarych komórek. Wasze umiłowanie do dedukcji i odkrywania z głównym bohaterem, kto stoi za zbrodnią zostanie w pełni usatysfakcjonowane. Polecam !
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Świetny klimat, świąteczna atmosfera i cudownie uroczy główny bohater zapewniają naprawdę przyjemną lekturę. Ja przez te kilka godzin z książką miałam cały czas uśmiech na twarzy. Piękny dawny styl, spokojna akcja i intrygująca zagadka, której chyba nie da się rozwiązać samodzielnie, to naprawdę najlepsza odskocznia od współczesnych tytułów. Książka, mimo kryminalnej zagadki, napełniła mnie spokojem i optymizmem oraz małą tęsknotą za dawnymi czasami :) Koniecznie chcę więcej! Mam nadzieję, że wydawnictwo Zysk i S-ka szybko zdecyduje się na wydanie kolejnego tomu!
Rzeczywiście typowy brytyjski kryminał. Akcja ( nie jestem przekonana, że to jest właściwe określenie) rozgrywa się w jednym domu na angielskiej prowincji. Cała ta akcja to rozmowy prowadzone przez detektywa amatora z dość szerokim gronem osób mogących dokonać morderstwa. Nie ma wielu trupów czy rozlewu krwi ale też nic się nie dzieje, brak jakiegokolwiek napięcia czy emocji. Z pewnością szybo o tej książce zapomnę.
Kiedy Mordecai Tremaine wysiada z pociągu na stacji Dalmering, morderstwo jest ostatnią rzeczą, która kojarzy mu się z sielankowym krajobrazem....
Przeczytane:2020-12-26, Ocena: 6, Przeczytałam,
Cóż to była za szelmowska powieść! Czułam jakbym brała udział w spektaklu z Szerlokiem Holmsem :-) Przytoczę wam pewien cytat ,,To nie jest pora na wywlekanie zmyślonych szkieletów z zakurzonych szaf".
Nie wiem czemu, ale to zdanie najbardziej zapadło mi w pamięć. Muszę też podkreślić, że książka jest przepełniona nietuzinkowymi porównaniami. Do tego tak barwne postacie, aż chciałoby poznać się ich osobiście. I jak to na wielki kryminał przystało, praktycznie każdego powinno się podejrzewać o bycie świątecznym mordercą.
Jakież tajemnice posiadał każdy z nich! Można by się zarumienić ze wstydu, lub też pod wpływem stresu, najlepiej upłynnić i momentami nie czytać;-)
Detektyw Mordecai Tremeine miał nie lada zagadkę do rozwiązania i wielką przyjemność w niej uczestniczenia. Jego charakter całkowicie odzwierciedlał moje zainteresowania. Ja też uwielbiam obserwować ludzi, bo to właśnie z gestów można poznać ich ze szczerej strony. Czasami drobna mimika twarzy powie nam więcej, niż cały potok wypowiedzianych słów.
Pozycja bardzo wciągająca. Dostojne słownictwo odzwierciedla starsze czasy szlachty, przez co majestatycznie czujemy się jej częścią. Specyficzny humor właściciela dworu pokazuje, że nie trzeba być dzieckiem, by w radości i szczęśliwości spędzać święta. Nikt nam nie powiedział, że jako dorośli ludzie nie mamy prawa być szczęśliwi, a drobne wygłupy, są tu nawet wskazane.
Książka niby pisana przez pryzmat dawniejszych czasów, ale jakże prawdziwa! W dzisiejszych czasach też większość z nas ukrywa swoje prawdziwe uczucia i nieraz robi coś tylko dlatego, że tak wypada. Pewne małżeństwo z powieści doskonale to odzwierciedlało. Dla mnie to się nazywa miłość dla ludzi. Najważniejsze, by inni widzieli ich szczęśliwych. Dla mnie to na kilometr biło fałszem. Pamiętajcie, że miłe słowa nie zamaskują waszych gestów. Mowy ciała nie da się ukryć.
Książkę polecam miłośnikom dobrego kryminału i zagadek, których mamy tutaj pod dostatkiem. Dla mnie miano bestsellera, więc punktacja jest tu całkowicie zbędna:-)