Kiedy Mordecai Tremaine wysiada z pociągu na stacji Dalmering, morderstwo jest ostatnią rzeczą, która kojarzy mu się z sielankowym krajobrazem. Okazuje się jednak, że ta urokliwa angielska miejscowość skrywa wiele tajemnic.
Próby do amatorskiego przedstawienia teatralnego pod tytułem „Morderstwo ma motyw” idą pełną parą, lecz prawdziwy dramat rozgrywa się poza sceną. Jedna z organizatorek spektaklu zostaje znaleziona martwa i Tremaine, jako detektyw amator i gorliwy badacz ludzkiej natury, nie może się oprzeć pokusie, by pomóc policji w rozwiązaniu zagadki.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2019-05-20
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 312
"Ilu z nas wie, jakimi dziwnymi stworzeniami stają się nasi sąsiedzi, kiedy wracają do swoich domów i zamykają drzwi przed światem?"
Wielką przyjemność i satysfakcję sprawiło mi zagłębianie się w tę książkę, fantastycznie się przy niej wyluzowałam, a nie ukrywam, że ostatnie dni były dla mnie życiowo bardzo ciężkie. Właśnie takiej rozrywki na najwyższym poziomie potrzebowałam, porywającej i skutecznie odwracającej uwagę od trosk codzienności. Klasyka powieści detektywistycznej w najlepszym wydaniu, przesiąknięta specyficznym klimatem dawnej Anglii, bez zdobyczy nowych technologii, za to na pierwszy plan stawiane są umiejętności umysłu człowieka. Delikatne nuty londyńskiego zgiełku, atrakcyjne krótkie podróże kolejowe, sielankowe obrazy prowincjonalnych miejscowości. Bogata w opisy narracja, zwłaszcza w pierwszych rozdziałach, momentami wręcz poetycka, co też sprzyja radości czytania.
Sprytnie zawiązana intryga, nieustannie podsuwane są nowe tropy, niełatwe do odgadnięcia społeczne zależności, zaskakujące zwroty akcji. Przyznam, że chętnie dawałam się wodzić za nos, zagłębiałam w mroczną naturę człowieka, wynajdywałam słabości postaci, aby dotrzeć do prawdziwych motywów ich działań. Znakomicie zaprezentowana paleta różnorodnych charakterów, z których każdy zajmująco ubarwia scenariusz zdarzeń, wystawia czytelnika na intelektualną rozrywkę, zabawę w snucie domysłów i przypuszczeń, grę szacowania i interpretacji. Jest tak potrzebne w kryminale napięcie, podsycanie niepewności, wprowadzanie na błędne tropy, ale i subtelne podsuwanie właściwych wskazówek. Zakończenie powieści spięło wszystkie incydenty w zgrabną klamrę, choć nagłych zdarzeń w opowiadanej historii nie brakuje, nadało im harmonijne brzmienie, wyjaśniło każdy wątek, pozostawiło z poczuciem czytelniczego spełnienia.
Ogromnym atutem kryminału jest kluczowa postać, dystyngowany sześćdziesięciolatek, sentymentalny romantyk, nieco zabawny detektyw amator, Mordecai Euripides Tremaine. Dawniej właściciel sklepu z tytoniem, teraz w pełni oddający się pasji wnikliwego obserwowania osób i wszechstronnej ich oceny. Trudno nie polubić tego zapalonego kryminologa, gorliwego badacza ludzkiej natury, amatora podróży. Przybywając w odwiedziny do przyjaciół, mieszkających w archetypie prześlicznej urody wiejskiej Anglii, jakby dla kontrastu, styka się ze świadectwami zbrodni. Natychmiast zabiera się za przenikliwą obserwację, zadawanie dociekliwych pytań, dedukcyjne rozumowanie, czynności mające doprowadzić do rozwiązania zagadki brutalnego morderstwa młodej kobiety. Okazuje się, że Dalmering kryje mroczne i zgniłe sekrety czające się pod powierzchnią pozornego spokoju, cuchnące siły ciemności i potwornego zła. Czy Tremaine zdoła posortować i ponazywać wrażenia, umieścić elementy układanki o dziwnych kształtach we właściwych miejscach? A może podda się mistrzowskiej ułudzie i zręcznej manipulacji?
bookendorfina.pl
Znajdźcie jakieś spokojne miejsce, najlepiej wygodny fotel, koc, stolik i zadbajcie o filiżankę herbaty, a później... czytajcie...
Kryminały szwedzkie, norweskie, uwielbiam. Praktycznie w każdym mogłabym się zaczytywać. Polskie - w większości są ok, chociaż nie jestem ich wielką fanką, ale też nie miałam okazji poznać każdego autora. Innych nie miałam okazji czytać, więc ciężko mi wydać jakąś opinię, poza tą, że nie znając, nie czułam się zachęcona by nawet poznać coś nowego.
Gdy otrzymałam propozycję zrecenzowania brytyjskiego kryminału, nie zastanawiałam się długo.
"Morderstwo ma motyw" to moim zdaniem świetnie przeprowadzona i wciągająca fabuła.
Dalmering to miasteczko na pozór spokojne, nudne i bezpieczne. To właśnie tam rozgrywa się akcja powieści. To właśnie tam czytelnik zaczyna swoją przygodę. Czuje się bezpiecznie, jest nawet trochę znudzony, ponieważ jak to na wsi - ludzie się znają, są mili i nic się nie dzieje, aż pewnego dnia...
Ten kryminał ma wszystko to, co powinna mieć dobra, trzymająca w napięciu powieść. Są ofiary, krąg przyjaciół, krąg podejrzanych, jest miejsce akcji i motywy zbrodni, są różne próby odwrócenia uwagi, wprowadzenia dodatkowego zamętu i jest najważniejsza osoba całej opowieści - detektyw amator. Człowiek, który już od pierwszych stron wzbudza sympatię i czytelnik za wszelką cenę stara się razem z nim rozwiązać kryminalną zagadkę.
Jakie towarzyszą nam myśli i uczucia podczas czytania? Od samego początku historia wciąga czytelnika i nie pozwala mu się oderwać. Bez przerwy towarzyszy nam napięcie, a mózg pracuje na najwyższych obrotach, starając się wraz z "dziadziusiem" Mordecai Tremaine rozwiązać zagadkę morderstwa młodej kobiety, a później pozostałych osób. Próbujemy powiązać scenariusz sztuki, a życiem w małej, spokojnej, podlondyńskiej wsi. A w efekcie.... Zostajemy wystawieni w pole. A przynajmniej ja.
Mordecai Tremaine jest nie do pokonania. Od razu odgadł zagadkę, znalazł motyw i sprawcę. A czytelnik do ostatniej chwili, do ostatniego zdania, nie wie kim jest ta osoba, próbując winą obarczyć całkiem innego mieszkańca Dalmering.
Świetna, trzymająca w napięciu do ostatniej kropki historia.
Polecam! Nie będziecie się nudzić :)
Każde morderstwo powinno mieć logiczne uzasadnienie. Każdy morderca powinien mieć powód, dla którego targnął się na czyjeś życie. Motyw szczególnie istotny jest w literaturze detektywistycznej, gdy czytający podczas lektury razem ze śledczym prowadzącym dochodzenie próbuje rozwikłać zagadkę śmierci jednego z bohaterów. Mordecai Tremaine, nieco ekscentryczny bohater powieści Francisa Duncana, jest podobnego zdania. Trafia więc w sam środek przedstawienia i dostaje rolę tego, który ma doprowadzić mordercę przed oblicze sprawiedliwości. Czy mu się to uda?
Czytałam już jedną książkę Francisa Duncana. Nie zachwyciła mnie, ale rzadko skreślam pisarzy po pierwszym nieudanym podejściu. To byłoby po prostu niesprawiedliwe. Gdy więc dowiedziałam się o planowanym wydaniu innej powieści Duncana, nie zastanawiałam się długo. Postanowiłam dać autorowi drugą szansę. Czy udało mu się ją wykorzystać? Przekonajcie się.
Nim w grudniu siadłam do lektury powieści „Morderstwo na święta”, byłam pewna, że książka Francisa Duncana, pierwszy raz opublikowana w Wielkiej Brytanii w 1949 roku, idealnie trafi w mój czytelniczy gust. Uwielbiam przecież Agathę Christie. To od jej znakomitych powieści rozpoczęła się moja wielka miłość do literatury detektywistycznej. Początkowo wybierałam głównie te z powieści Brytyjki, w których występowała panna Marple, poczciwa staruszka posiadająca dość nietypowe hobby polegające na tropieniu morderców, później jednak większą sympatią zaczęłam darzyć małego Belga i to tytuły z Poirotem w roli głównej wybierałam chętniej.
Nic więc dziwnego, że gdy w zapowiedziach wydawnictwa Zysk i S-ka dojrzałam klasykę brytyjskiego kryminału, nie wahałam się ani chwili. Zapowiadała się prawdziwa kryminalna uczta, której wypatrywałam z entuzjazmem. Szybko się jednak okazało, że moje oczekiwania były zbyt wysokie i książka Duncana nie będzie w stanie ich spełnić. Autor ujął mnie wprawdzie umiejętnością odtworzenia doskonałego klimatu angielskiej posiadłości, ale inne elementy zawiodły. Jego powieść w teorii miała wszystkie cechy dobrego klasycznego kryminału. Brakowało tylko jednego – napięcia. Czyli tego, co najważniejsze. Mozolne tempo akcji i nadmiar występujących w powieści postaci też nie działały na jej korzyść. Po skończonej lekturze odczuwałam niedosyt i zmęczenie licznymi próbami nadążenia za wszystkimi bohaterami. Zbyt często niektóre postaci mi się myliły. Nie mogłam spamiętać, kto jest kim i jaką odgrywa rolę.
Decydując się na lekturę powieści „Morderstwo ma motyw”, wiedziałam już, czego mogę się spodziewać. Byłam ciekawa, jak udała się Duncunowi druga odsłona serii z detektywem amatorem w roli głównej. Otrzymawszy książkę, zerknęłam na stronę redakcyjną i odkryłam, że „Morderstwo ma motyw” ukazało się dwa lata wcześniej, a zatem w 1947 roku! Rzadko zdarza mi się obcować z literaturą popularną sprzed tak wielu lat. Tym bardziej byłam ciekawa efektu. Po kilku pierwszych rozdziałach stwierdziłam, że choć fabuła zapowiada się intrygująco, to jednak nie potrafię się wczuć w przedstawioną historię. Znów mamy masę bohaterów, których łatwo pomylić, znów Tremaine snuje się po okolicy, próbując wyciągnąć z każdego tyle, ile się da, znów akcja toczy się w ślimaczym tempie. Przynajmniej tym razem nie musimy długo czekać na pierwsze morderstwo. Pierwsze, bo oczywiście będzie ich więcej, co uważam za duży plus. Wspólnie z Mordecaiem i jego przyjacielem ze Scotland Yardu próbujemy rozwikłać zagadkę, która tylko na pozór wydaje się łatwa do rozwiązania. Fałszywe tropy, kłamstwa i wzajemne oskarżenia mieszkańców Dalmering tylko utrudniają sprawę, a morderca nadal jest na wolności.
„Morderstwo ma motyw” to klasyczny kryminał w angielskim stylu, który – choć znacznie odbiega od twórczości słynnej królowej kryminału – ma swój urok. Miłośnicy literatury detektywistycznej w najbardziej klasycznym wydaniu mogą być zadowoleni.
Polecam zaparzyć herbatę, znaleźć wygodne miejsce - najlepiej fotel, a że pogoda nie przypomina wiosennej ostatnio, to napalić w kominku,
lub włączyć takowy nawet na ekranie telewizora.
Otulić się kocem, wziąć "Morderstwo ma motyw" i wybrać się na nieco romantyczną - choć krwawą podróż do Dalmering - malowniczej brytyjskiej miejscowości.
Starszy, siwiejący pan - Mordecai Tremaine, który po latach sprzedaży papierosów, tytoniu i wszelkich atrybutów palacza, przeszedł już na emeryturę, przyjeżdża do sielskiego Dalmering.
Jego przyjazd zbiega się w czasie z tajemniczym morderstwem niedoszłej panny młodej, która straciła życie, gdy wracała z pożegnalnej kolacji z kochającym się w niej mężczyźnie, jednocześnie niebędącym jej narzeczonym.
Pan Tremaine spędza czas na obserwacji ludzkiej natury, jej mrocznej strony. Fascynują go zagadki kryminalne, a na swoim koncie ma już współpracę z Scotland Yardem!
Historia zamordowanej dziwnie przypomina scenariusz sztuki przy której organizacji pracowała.
Choć wszyscy są wstrząśnięci tym krwawym wydarzeniem - to przygotowania do spektaklu trwają.
Sprawę prowadzi znany już Mordecai-owi z wcześniejszej sprawy - przedstawiciel Scotland Yardu
- inspektor Boyce.
Prośba przyjaciół detektywa, chęć zbadania sprawy i obecność znajomego inspektora skłaniają bohatera do próby przeprowadzenia własnego śledztwa.
Powiedzenie "im dalej w las, tym więcej drzew" w tym przypadku sprawdza się znakomicie. Im więcej materiału dowodowego, tym więcej podejrzanych, im więcej podejrzanych, tym więcej ofiar...
Bardzo przyjemnie czytało mi się historię śledztwa prowadzonego przez kryminologa - samouka. Mordecai jest ciepłym i sympatycznym starszym panem, o nad wyraz przenikliwym umyśle.
Umiejętność obserwacji rozwinął do perfekcji i pozostaje przy tym niezauważony.
Tak, rzeczywiście jest to klasyka brytyjskiego kryminału, klimat i zastosowany język - przywodzi na myśl porośnięte bluszczem, budynki,
do których prowadzą wąskie uliczki i nieco senną aurą Wielkiej Brytanii,
a historia przywodzi na myśl Agathe Christie.
To nie jest powieść udająca retro, to jest prawdziwe retro.
Każdemu, kto ma choć odrobinę romantyka w sobie ta historia przypadnie do gustu!
Jedyne, co może być dla niektórych czytelników problemem - to mnogość bohaterów, jednak kiedy będziemy czytać w skupieniu i wyłączymy się z otaczającej rzeczywistości - to staniemy się żywym uczestnikiem tej historii.
Niestety do samego końca nie udało mi się wskazać winnego…
Każdy głodny dobrego brytyjskiego klimatu połączonego z śledztwem kryminalnym i wątkiem obyczajowym powinien być zadowolony!
Kryminał w klasycznym wydaniu, i to na dodatek pióra brytyjskiego autora, to musi być porcja doskonałej lektury, pomyślałam, gdy ujrzałam tytuł i opis powieści "Morderstwo ma motyw". I nie myliłam się ! Bawiłam się wyśmienicie.
Mordecai Tremaine przyjeżdża w odwiedziny do swoich starych przyjaciół, Jean i Paula Russellów, do małej, uroczej i spokojnej wsi Dalmering. Lecz miejscowość ta nie jest tak spokojna jakby się to mogło wydawać naszemu sympatycznemu bohaterowi, byłemu sprzedawcy tabaki.
W dzień jego przyjazdu do Dalmering, zostaje znaleziona martwa jedna z organizatorek przedstawienia pod tytułem "Morderstwo ma motyw", Lidia Dare. Wszyscy mieszkańcy wsi są wstrząśnięci tą śmiercią. Państwo Russell proszą Mordecaia o pomoc w znalezieniu mordercy. Tremaine, dla którego rozwiązywanie zagadek kryminalnych jest jego pasją, zgadza się. Jako wnikliwy obserwator natury ludzkiej, odkryje niejeden mroczny sekret mieszkańców Dalmering. A tymczasem nad wsią zbierają się coraz ciemniejsze chmury... Tremaine ma nielada trudny orzech do zgryzienia. Każdy z mieszkańców miałby motyw do zabójstwa Lidii, każdy zdaje się coś ukrywać. Ale Mordecai mimo że detektyw amator trafnie wytypuje sprawcę. Co prawda sama domyślałam się już w połowie powieści kto może stać za zbrodnią, z racji pewnej informacji, którą wyłapałam w treści, ale rozwiązanie zagadki ostatecznie zaskoczyło i mnie.
"Morderstwo ma motyw" to kryminał w najlepszej odsłonie. Mała, zamknięta społeczność, kilkoro podejrzanych, narastająca atmosfera strachu i grozy, detektyw amator, który prowadzi swoje śledztwo pomagając policji.
Postać Mordecaia Tremaina jest doprawdy ujmująca za serce. Poczciwy, sympatyczny sześćdziesięciolatek, z nieodłącznymi binoklami, wzbudzający zaufanie wśród ludzi, dzięki czemu chętnie z nim rozmawiają, a on jako pilny obserwator ludzi, potrafi zauważyć więcej niż przeciętny człowiek. Jego postać przywołuje na myśl sławne postacie detektywów takie jak Herkules Poirot czy Ojciec Brown. Mordecai Tremaine podbił moje serce i należy odtąd do grona moich ulubionych książkowych detektywów.
"Morderstwo ma motyw" to wspaniały brytyjski kryminał, który zachwyci miłośników klasycznego kryminału. Polecam z całego serca, a ja sięgam po kolejne przygody Mordecaia.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
To moje drugie spotkanie z autorem i muszę przyznać, że jego książki zaczynają mi się coraz bardziej podobać. Zdążyłam prezyzwyczaić się do stylu powieści Duncana, do głównego bohatera, emerytowanego właściciela tabaki. Lubię takie kryminały w starym stylu z powolnie tocząca się akcją. Ostrzegam miłośników dużej ilości lejącej się krwi, tony flaków i fabuły pędzącej na łeb na szyję - idźcie poczytać coś innego.
"Morderstwo ma motyw" to klasyczny angielski kryminał, nawiązujący do najlepszych tradycji spod znaku prozy Agathy Christie i Arthura C. Doyle'a. Całość trzyma w napięciu od pierwszych do ostatnich stron, a zakończenie zaskakuje – prawdziwa gratka dla miłośników gatunku!
Francis Duncan to zapomniany i niedoceniany u nas autor wielu powieści kryminalnych, na czele z cyklem, którego głównym bohaterem jest Mordecai Tremaine, detektyw-amator, postać zapadająca w pamięć i niezmiennie budząca w czytelnikach sympatię oraz podziw.
Ten były właściciel sklepu z tytoniem jest prawdziwym dżentelmenem. Nieco staroświecki, przywiązany do tradycji, ale jednocześnie niepoprawny romantyk, który czyta romanse i zawsze sprzyja zakochanym, chociaż jest starym kawalerem.
W pierwszym tomie Mordecai przybywa do małego miasteczka Delmering na zaproszenie pary przyjaciół. Ma u nich spędzić kilka tygodni, wspólnie rozkoszować się wypoczynkiem i rozmowami przy kominku.
Szybko jednak planowana sielanka zamienia się w koszmar. Zamordowana zostaje jedna z organizatorek i aktorek amatorskiego teatru. Kto mógł zabić powszechnie lubianą, życzliwą wszystkim kobietę, która wkrótce miała wyjść za mąż?
Taka brutalna zbrodnia nie mieści się w głowie!
Z czasem jednak na jaw wychodzą różne sekrety skrywane przez zacnych mieszkańców Dalmering.
Francis Duncan kreśli wyraziste i niejednoznaczne sylwetki postaci, co sprawia, że czytelnik cały czas trzymany jest w napięciu. Nowe tropy nieraz, zamiast rozwikłać sprawę, jeszcze bardziej ją komplikują, tym bardziej, że treść wystawianej sztuki dziwnie i niebezpiecznie przypomina rzeczywistość.
"Morderstwo ma motyw" to powieść utrzymana w klimacie przypominającym najlepsze utwory angielskich klasyków kryminału: Agathy Christie Arthura C. Doyle'a. Nasuwają się też skojarzenia z filmami Alfreda Hitchcocka.
Jeśli ktoś lubi takie konwencje, to lektura książki Duncana powinna go usatysfakcjonować.
Autor umiejętnie dozuje napięcie, sprawiając, że nie sposób oderwać się od powieści. Raz nikt nie wydaje się podejrzany, innym razem na listę potencjalnych zabójców chciałoby się wpisać większość postaci.
Nie ukrywam, że uwielbiam takie kryminały. Oprócz głównej intrygi mamy tu również wiele wątków obyczajowych, które z jednej strony ubarwiają treść, z drugiej – coraz bardziej ją komplikują.
Całość czyta się jednym tchem! Polecam z czystym sumieniem! BEATA IGIELSKA
Choć „Morderstwo ma motyw” Francisa Duncana nie jest pozbawione wad, a właściwie ma ich całkiem sporo (ale o tym za chwilę), to jednak jest to książka, którą każdy miłośnik kryminału powinen przeczytać. Dlaczego? Bo to klasyka. Książka napisana w czasach, gdy tworzono jeszcze kryminały w czystej postaci, nie skażone ani elementami sensacji, ani powieści obyczajowej. Nie każdemu takie ujęcie tematu musi przypaść do gustu, daje jednak bardzo dobre wyobrażenie o tym, jak rodził się i ewoluował gatunek. Warto to wiedzieć, nieprawdaż?
Zacznijmy od początku, czyli od tego, kiedy powstała książka. Był roku 1947. To ważne. W pierwszej połowie ubiegłego wieku powieści popularne pisano inaczej niż dzisiaj. Nie da się ukryć, że książka nosi wyraźne piętno swojej epoki: powolna akcja, sporo powtórzeń jakby autor chciał się upewnić, że czytelnikowi nic nie umknęło, dialogi chwilami mocno nienaturalne, język miejscami nadmiernie kwiecisty. Wszystko to nieco trąci myszką, ale ma też swój specyficzny, niepowtarzalny urok, jak czarno-biały film. Nie ma współczesnego rozmachu, nie ma efektów specjalnych, ale na swój sposób urzeka prostotą i bezpretensjonalnością.
„Morderstwo ma motyw” nie jest klasyczną zagadką zamkniętego pokoju, ale przy odrobinie dobrej woli i pewnym naciąganiu faktów, możemy książkę Duncana zakwalifikować do tej właśnie kategorii. Bo cóż tu mamy? Niewielką, zamkniętą społeczność, gdzie wszyscy się znają, wszystko o sobie wszystko wiedzą - a przynajmniej tak myślą. Środowisko, gdzie żaden obcy nie może się niepostrzeżenie zjawić. Gdy więc dochodzi do morderstwa, liczba podejrzanych jest mocno ograniczona. Tajemnicę zbrodni stara się rozwikłać inspektor Scotland Yardu, Boyce, ale tak naprawdę pierwsze skrzypce gra, a jakże!, detektyw-amator Mordecai Tremaine. Bez jego udziału prawda nigdy nie wyszła by na jaw!
Akcja powieści toczy się w niewielkiej, angielskiej miejscowości Dalmering. Miejscowości tak angielskiej, jak to tylko sobie można wyobrazić. Ta „angielskość” jest ogromnym atutem książki, przenoszącej nas w dawne, wcale nie takie znowu dobre, czasy. Autor nie sili się na szczegółowe opisy obyczajów, nie stara się na siłę oddać ducha epoki, bo nie musi. To, co dla nas jest wywołującą nostalgiczną łezkę opowieścią retro, dla Duncana jest zwykłą codziennością. Nie musi nic czytelnikowi tłumaczyć, bo „koń jaki jest, każdy widzi”. Obyczaje i sposób myślenia bohaterów - tych pierwszo- i drugoplanowych, poznajemy niejako mimochodem. Dzięki temu wyprawa w czasy dziadków (a dla wielu czytelników, nawet pradziadków) ma niepowtarzalny posmak naturalności.
Na próżno szukać w powieści pościgów, bójek czy strzelaniny. Nic z tych rzeczy! Akcja toczy się nieśpiesznie, Tremaine do detektyw w starym, angielskim stylu: chodzi, słucha, obserwuje, zadaje pytania, analizuje i wyciąga wnioski. Mamy więc wszystko to, co leży u podstaw klasycznego kryminału: zagadkę i dedukcję. Mamy też, oczywiście, mylne tropy, nieoczekiwane zwroty akcji i jako „bonus” podgrzewający akcję, dwa dodatkowe trupy.
Postaci jak to w starym kryminale, narysowane są dość grubą kreską. Owszem, mają swoje motywacje, mają sekrety i skrywane głęboko emocji, mają marzenia i namiętności, ale wszystko to jest dość płytkie, bez specjalnie pogłębionej analizy psychologicznej.
Wszystkie te cechy, które obecnie potratowalibyśmy jako wady książki, mają swe głębokie uzasadnienie, gdy spojrzymy na nie z perspektywy ówczesnego czytelnika. Kryminał (podobnie jak fantastyka), był w pierwszej połowie ubiegłego wieku, gatunkiem poślednim. Nie była to literatura, która miała ubogacać czytelnika, ani rozwijać go intelektualnie. Kryminał miał dostarczyć niewyszukanej rozrywki. Kropka. Od subtelnych analiz i poruszania sumień była literatura wysoka. Jeśli, drogi czytelniku, tak podejdziesz do powieści Francisa Duncana, nie zawiedziesz się.
A co z zakończeniem? Co z rozwiązaniem zagadki? Przecież w tym leży istota prawdziwego kryminału! No cóż, nie chciałabym za dużo zdradzić… Gdy już dowiemy się, kto jest mordercą, nie stanowi to dla nas wielkiego zaskoczenia, ale też nie czujemy się rozczarowani. Podczas lektury dość szybko zaczęłam podejrzewać, kto stoi za niecnymi czynami. Podejrzewałam, ale nie byłam w stu procentach pewna, bo autor cały czas sugerował alternatywne ścieżki. Być może młody czytelnik, przyzwyczajony do mocnych, końcowych twistów (w mojej opinii często zbyt wydumanych), będzie nieco marudził, ale dla mnie jest to miły powrót do źródeł.
O czym marzą ludzie planujący emeryturę? O odpoczynku w cieniu palm, lub uprawianiu ogródka? Nic z tych rzeczy. Mordecai Tremaine na emeryturze zostaje detektywem amatorem i zajmuje się tematem, który zawsze go fascynował - morderstwami, a raczej wykrywaniem ich sprawców.
W idyllicznej miejscowości Dalmering zostaje zamordowana młoda kobieta, Lidia Dare. Mordecai Tremaine spodziewa się spędzić tu spokojny urlop, a nagle zostaje wplątany w śledztwo. W tak małej miejscowości wszyscy się znają, więc każdy chce pomóc policji w odkryciu prawdy. Tylko czy na pewno? Przecież mordercą może być ktoś z nich? Pomiędzy mieszkańcami budzi się wzajemna podejrzliwość, a gdy morderca znów uderza, ogarnia ich wręcz przerażenie.
Czy pod powłoką sielankowej angielskiej miejscowości kryją się cienie i potworności, a przyjaźni sąsiedzi swe ciemne sekrety zamykają w czterech ścianach własnych domów? Jaki związek ze zbrodniami może mieć planowane wystawienie sztuki "Morderstwo ma motyw", granej przez mieszkańców na cele charytatywne?
Mordecai, niczym Scherlock Holmes, już w okolicy dwusetnej strony ma zbudowaną hipotezę, podczas gdy mi jeszcze zupełnie nic nie przychodziło do głowy. Pod wydawałoby się nieszkodliwą i prostoduszną powłoką starszego pana kryje się dociekliwy i stanowczy charakter, który w połączeniu z manierami dżentelmena buduje nietuzinkową i pozytywną postać.
Opowieść napisana w stylu najlepszych kryminałów Agathy Christie, gdzie nie wartka akcja i brutalne opisy, a właśnie świetnie zbudowane postacie i dialogi sprawiają, że czyta się ją z ogromną przyjemnością. Klasyczny, angielski kryminał nie przestaje mnie fascynować dzięki takim właśnie perełkom.
Klasyczny brytyjski kryminał osadzony w niepowtarzalnej scenerii angielskiej prowincji. Kiedy detektyw-amator Mordecai Tremaine przybywa do posiadłości...
Przeczytane:2019-08-04,
Pewnego dnia Mordecai wysiada na stacji w Dalmering, a morderstwo jest ostatnią rzeczą, jaka kojarzy mu się z sielankowym krajobrazem. Okazuje się jednak, że miasteczko skrywa wiele tajemnic. Mieszkańcy chcą wystawić amatorskie przedstawienie pt.: Morderstwo ma motyw, a próby do niego idą pełną parą. Prawdziwy dramat rozgrywa się jednak poza sceną. Jedna z organizatorek przedstawienia zostaje znaleziona martwa, a Tremaine nie potrafi się oprzeć pokusie i postanawia pomóc angielskiej policji.
Głównym bohaterem jest właśnie Mordecai Tremaine, czyli detektyw amator. Nie ma on wykształcenia potrzebnego prawdziwemu detektywowi, ale ma ogromne chęci, a to już połowa sukcesu. Jest on mężczyzną wyrozumiałym i sympatycznym, ale potrafi być również przebiegły, co pokazywał wielokrotnie pozostałym bohaterom powieści. Mordecai jest również dobrym obserwatorem i zauważa rzeczy, które umykają pozostałym. Mam względem niego dość mieszane uczucia. Z jednej strony wzbudza on we mnie podziw i inspiruje do działania, ale z drugiej chwilami mnie irytował swoim udowadnianiem na siłę wszystkim, że potrafi rozwiązać zagadkę morderstwa.
Bohaterem, którego zdecydowanie nie polubiłam był inspektor Boyce. Chociaż jest on bardzo inteligentny i widać, że wie, na czym powinien skupiać się w swojej pracy, to jego zachowanie mnie doprowadzało do szewskiej pasji. Na początku rzucał się prawie z pięściami do Tremaine'a, a potem nagle sam prosił go o pomoc. Ten mężczyzna jest u mnie już skreślony.
Akcja powieści skupia się wokół tajemniczego morderstwa, a także porusza kwestię tego, kto i dlaczego tak bardzo chciał wypuścić na deski teatru sztukę właśnie o morderstwie. Z początku obawiałam się, że ten kryminał w ogóle nie przypadnie mi do gustu i że nie będę w stanie go czytać. Jednak o dziwo, tę książkę czytało mi się bardzo przyjemnie i jest to jeden z nielicznych kryminałów, które mnie wciągnęły.
Warto wspomnieć o tym, że choć jest to klasyka brytyjskiego kryminału, to autor pisze w sposób przystępny i język, jakim się posługuje, jest bardziej współczesny. Miało to również wpływ na komfort podczas czytania.
To, co zasługuje moim zdaniem na wielkie brawa, jest to, że Francis Duncan poprowadził akcję powieści tak, że naprawdę trudno domyślić się, kto jest winnym. Skutecznie udało mu się mnie zmylić i przez całą powieść, wodzić za nos. Oczywiście, ja podejrzewałam ostatnią osobę, z jaką spotkała się ofiara, ale kto by tego nie robił? Również pozostali bohaterowie po czasie zaczęli wzbudzać we mnie podejrzenia, aż w końcu nie wiedziałam już kompletnie, kto jest mordercą.
W tej książce znajdziecie ciekawych bohaterów (choć czasami są bardzo irytujący), dobrze poprowadzoną akcję, nieprzewidywalność i nieoczekiwane zwroty akcji. Ponadto, dzięki stylowi autora, powieść czyta się przyjemnie i szybko.
Dlatego, jeżeli zaczytujecie się w kryminałach i chcielibyście sięgnąć po coś, być może, nowego dla Was, to zdecydowanie polecam Wam tę pozycję.