Mroczna podróż w świat kryminału łącząca to, co najlepsze w klasycznej i współczesnej literaturze sensacyjnej.
JEDEN DAM ZA SMUTEK, ZA RADOŚĆ MOŻE DWA.
Susan Ryeland, redaktorka londyńskiego wydawnictwa, otrzymuje wydruk najnowszej powieści autora cyklu bestsellerowych kryminałów.
TRZY DAM ZA DZIEWCZYNĘ, CZTERY ZA CHŁOPAKA.
Wszystko jest jak trzeba - spokojna wieś, ofiary zbrodni, prywatny detektyw - tyle że wcale nie o to chodzi.
KTO DA PIĘĆ ZA SREBRO? KTO SZEŚĆ ZA ZŁOTO DA?
Bo sednem tej historii jest coś zupełnie innego, niż się wydaje.
I SIEDEM ZA TAJEMNICĘ, O KTÓREJ CICHO-SZA!
Susan od lat współpracuje z Alanem Conwayem. Czytelnicy uwielbiają stworzoną przez niego postać prywatnego detektywa Atticusa Pünda.
Najnowsza powieść z cyklu - historia morderstwa popełnionego w wiejskiej rezydencji Pye Hall - nie jest jednak tym, czym się wydaje. Owszem, są w niej ofiary i intrygująca kolekcja podejrzanych, ale to tylko pozory, na stronach powieści ukryta jest bowiem zgoła odmienna intryga: jak najbardziej realna historia zazdrości, chciwości, bezlitosnej ambicji i... morderstwa.
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2017-09-26
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 544
Tytuł oryginału: Magpie Murders
Anthony Horowitz to pisarz, który od dawna ma pewną, ściśle ustaloną renomę. Do tej pory obracał się w tematyce bliskiej dziełom Arthura Conan Doyle’a, ściśle powiązanej z Sherlockiem Holmesem i jego arcywrogiem Moriartym.
Tym razem za jego sprawą przenosimy się do miejsca, któremu znacznie bliżej do mistrzyni kryminałów, Agathy Christie. Bo opowieść, którą snuje autor pasuje zarówno do stylu autorki, jak i historii morderstw, o których opowiada. Jednak nie całkiem. W tym wypadku dostajemy historię zamkniętą w historii. Książkę rozpoczyna historia na wskroś współczesna, o kobiecie, Susan Ryeland, pracującej w wydawnictwie, które wydaje prace popularnego pisarza kryminałów, Alana Conwaya. I wydawałoby się, że na tym koniec, do momentu, gdy główna bohaterka, która pracuje jako redaktorka, dostaje maszynopis jego najnowszej książki, i jak nietrudno się domyślić, zaczyna go wnikliwie czytać.
Wraz z nią przenosimy się do niewielkiej miejscowości, Saxby- on -Avon, gdzie zostało dokonane morderstwo, choć na początku nic na to nie wskazuje. U słynnego detektywa pojawia się bowiem młoda kobieta, Joy Sanderling, która próbuje go wciągnąć we własne sprawy, co jej się nie udaje, więc jak niepyszna wraca sama do domu. Słynny detektyw postanawia jednak, w związku ze splotem zdarzeń, zająć się sprawą morderstwa, którego dokonano w rodzinnym miasteczku dziewczyny.
I tak wraz z nim wkraczamy w miejsce, które później ciężko i z wielkim żalem przyjdzie nam opuścić. Słynny detektyw, wraz ze swym asystentem, przechadza się po miasteczku, rozmawiając z wieloma osobami i staje się pośrednim – na skutek opowiedzianych mu przez ludzi historii, i bezpośrednim – na skutek uczestnictwa w wielu z nich, świadkiem zdarzeń, które potem doprowadzą go do rozwiązania zagadki i do wielkiego finału. Jego zwieńczenie rozegra się w jednym z tych miejsc, o których tak lubimy czytać. Ale zanim dojdzie co do czego i dowiemy się, kto jest winny śmierci dziedzica wielkiej fortuny, dziedzica Pay Hall, Magnusa Pye i matki od wieków mieszkającego tam chłopca, Mary Blakiston, dowiemy się, że okrutne zbrodnie i wielkie zagadki występują nie tylko w opowieściach, lecz mogą się zdarzyć także w prawdziwym życiu, o czym Susan przekonała się na własnej skórze, omal nie przypłacając tego życiem. A sama książka, stanowiąca dla niej do tej pory synonim dobrej, kryminalnej rozgrywki, stanie się nagle zarówno dowodem zbrodni, jak i jedyną szansą na jej udowodnienie.
Obie historie, choć to nieprawdopodobne, kończy śmierć ważnej postaci, dosłownie w tym samym momencie – a przynajmniej tak zaplanował to sobie sam autor. Zagadka zbrodni zarówno z maszynopis, jak i ta, dotycząca realnego życia, zostaje w końcu rozwiązana, sprawcy ukarani, a życie…
Życie może się po prostu toczyć dalej. Powiedzenie, że życie zaczyna się dopiero po czterdziestce, ma w tej książce podwójne znacznie, bo jej redaktorka, która ledwo uchodzi z tej przygody z życiem, postanawia je zmienić o 180 stopni i wyjechać z ukochanym do jednego z ciepłych krajów.
Choć, jak się okazuje, nawet tam echa przygody, którą przeżyła, nie chcą jej opuścić.
Zarówno postaci stworzone przez A. Conwaya w maszynopisie, jak i te, pod którymi mógłby bezpośrednio podpisać się autor A. Horowitz, są stworzone w sposób niezwykle precyzyjny i przemyślany. Autorzy spranie żonglują typowymi dla tego gatunku schematami postaci, przez które czytelnicy mogą je z miejsca polubić, lub znienawidzić. Tak dzieje się w przypadku wścibskiej gospodyni, Mary Blakiston, zatrudnionej we dworze. Ale ta sama zasada dotyczy pastora i jego żony, ogrodnika, czy małżeństwa zajmującego się handlem starzyzną. I chyba to jest siłą tej powieści; autorzy, zarówno Alan jak i Anthony, nadają postaciom cechy, które czytelnik sam mógłby im przypisać: gospodyni – wścibska, ogrodnik – samotny dziwak, ksiądz – nudziarz na rowerze, młoda kobieta – radosna i pełna życia, bardzo zorganizowana i szczęśliwie zakochana, pan na włościach – ekscentryczny i zapatrzony w siebie itp. To sprawia, że postaci stają się dla nas prawdziwe, interesują nas ich dalsze losy, trzymamy kciuki, by nie przytrafiło im się nic złego. To jest siłą tej powieści. Naprawdę dobrze zbudowane postaci, zarówno w pierwszej i drugiej opowieści.
Choć i samo miasto, które okazuje się zlepkiem wielu ważnych dla autora miejsc, ma swój urok. Wiekowa rezydencja ze starymi meblami, czy dom księdza graniczący z uroczym lasem Dingle Bell to miejsca, w których czytelnik niemal od razu się zakochuje.
Rozwiązanie obu zagadek poznajemy na końcu książki; pierwszej – za sprawą detektywa Punda, drugą – za sprawą śledztwa podjętego przez Susan z wydawnictwa. Obaj zbrodniarze zostają w końcu ukarani, a dobro zwycięża. Zarówno w powieści, jak i w życiu. I o to chyba najbardziej w tym chodzi, bo jak mówi jeden z bohaterów książki, tego typu powieści czytamy wyłącznie dla samej zagadki. Na pewno nie dla dziwnej, dręczonej fobiami, kobiety, lub skomplikowaną przeszłością detektywa, którego w wielu przypadkach nie da się po prostu polubić.
"Wszystkie zdarzenia, których doświadczamy w życiu, rozgrywają się według pewnego wzorca, a zbieg okoliczności to tylko moment, w którym ów wzorzec przelotnie daje się dostrzec."
Bardzo podobała mi się ta przygoda czytelnicza, im bardziej się w nią zagłębiałam, tym mocniej przekonywałam się, że to książka skrojona pod mój gust. Nie nudziłam się przy niej ani przez moment, w pełni angażowałam w rozwiązywanie złożonej zagadki kryminalnej, dokładne poznawanie kluczowych postaci, wnikliwą interpretację zachowań bohaterów, a także frapujące snucie przypuszczeń i domysłów odnośnie przebiegu tragicznych zdarzeń. Autor sprytnie podsuwał fałszywe tropy mające zmylić czytelnika, ale również zgrabnie otulał w kłamstwa prawdziwe, długo nieokazujące właściwego kierunku. Przyjemnie było poddać się ciekawie prowadzonej narracji, mieszance stylów, a predefiniowana czcionka i osobna numeracja stron, intrygująco oddawały specyfikę i kontekst fragmentów przybliżanej historii.
Bo tak naprawdę mamy do czynienia z powieścią, w której zanurzona jest druga powieść, a obie intensywnie i zajmująco przemawiają. Uzupełniającą i wzbogacającą rolę pełnią listy oraz dialogi. Odpowiadał mi klimat obu z nich, przeplatanie wiktoriańskich odniesień z pięćdziesiątymi latami dwudziestego wieku oraz ze współczesnością. Klasyczne wydanie kryminalnej zagadki, logicznie wyreżyserowane, stawiające szczególny nacisk na umiejętności ludzkiego umysłu, zbieranie danych, kojarzenie faktów, odwołanie do intuicji, korzystanie z dedukcji, wysuwanie hipotez i ich weryfikowanie. A obok zawikłana zbrodnia w świecie zajmującym się wydawaniem i promowaniem bestsellerowych kryminałów, wstrząsająca, niejednoznaczna i tajemnicza. Wrażenie robi płynne zazębianie się wątków, wzajemne przenikanie poprzez podobieństwa i wspólnych bohaterów, pomysłowe wykorzystanie nazw, miejsc i postaci z cenionych światowych powieści kryminalnych.
Susan Ryeland, szef działu beletrystyki londyńskiego wydawnictwa, usilnie stara się dotrzeć do zaginionych rozdziałów najnowszej powieści Alana Conwaya. Pisarz popełnił samobójstwo, a nikt nie dysponuje pełną kopią jego ostatniej pracy. Redaktorka szybko wikła się w mroczne sekrety, zadziwiające incydenty i skomplikowane relacje. Z czasem robi się groźnie i niebezpiecznie. Co odkryje kobieta i jakie to wywoła konsekwencje? Świetna intelektualna zabawa, wciągający relaks z nietuzinkową fabułą, sugestywne przenoszenie się do świata zbrodni, intryg, kłamstw, uników, zazdrości, krzywd i cieni przeszłości. Wielu podejrzanych, potencjalnych motywów, wzajemnych powiązań, oraz pozorny brak spójności faktów, aby przedłużyć interesującą detektywistyczną zabawę. Także finalna odsłona powieści zaskakująca i satysfakcjonująca.
bookendorfina.pl
Zaczynając od okładki - muszę przyznać, że zwróciła moją uwagę. Dzięki temu przyjrzałam się jej baczniej, a następnie zdecydowałam do recenzji. Czarno biały ptak, a w nim odbicie prawdopodobnie fragmentu ogrodzenia cmentarnego. Już samo to wprowadza nas w tajemniczy klimat, intrygujący świat. Ja nie mogłam odpuścić takiej okazji i skusiłam się na podróż, która zafundował mi Anthony Horowitz. Głównie widzimy czerń, biel oraz bordo. I grzbiet przeważa bordowym odcieniem i tak bardzo mi się podoba, ponieważ nie tylko na nim, ale i na całości mamy nadrukowany śliski wzorek z początku trudny do zauważenia.
Powieść posiada skrzydełka, które są dodatkową ochroną. Na jednym z nich dowiemy się co nieco o książce, a na drugim przeczytamy słów kilka o autorze.
Czcionka jest dość duża, są jej aż trzy rodzaje dzięki czemu idealnie oddziela książkę na poszczególne części. Nie spotkałam w niej literówek - więc jest po prostu świetnie wydana.
Było to moje pierwsze spotkanie z piórem autora i już teraz mogę Wam zdradzić, że na pewno nie ostatnie. Anthony Horowitz ma w swoim stylu coś, co przemówiło do mnie. Coś, co zaczarowało mnie po kilku pierwszych zdaniach i zaczęło wciągać w historię. Pisarz spowodował, że zaczęłam pochłaniać powieść coraz szybciej, aż zaczęłam ja sobie dawkować, by móc się nią nacieszyć. Czyta się niebywale lekko, wydawać się może, że znamy autora od dawna, że to już jego setna powieść czytana przez nas. Tak lekko się czyta i wcale nie czuje się różnicy, że to ktoś nowy w naszym czytelniczym życiu. Zauważyłam, że nie zawsze pisarz skupiał się na szczegółach, a mimo to gdzieś one później wystąpiły. Były na tyle ważne, że czytelnik sam zaczął bawić się w detektywa zapamiętywać jak najwięcej. Cieszę się ogromnie, ponieważ to jeden z najlepszych kryminałów, jakie mi było dane poznać nie tylko w ostatnim czasie, ale i w ogóle. Z taką gracją, lekkością została napisana ta powieść, że aż to chwilami było po prostu nie możliwe. Co najlepsze autor cały czas zwodził nas na manowce, poddawał fałszywe tropy i co najważniejsze uważam ma tą umiejętność zaciekawienia nas i zaskoczenia jednocześnie. Jak najbardziej polecam tego autora wszystkim, którzy lubią kryminały. Coś czuję, że się Wam podoba, zresztą nie tylko fanatykom tego gatunku. :)
Głównych bohaterów może się nam wydawać, że jest więcej niż jeden. A to dlaczego? Ponieważ książka jest ciekawie skonstruowana. Dzieli się na dwie części. W pierwszej głównym bohaterem jest detektyw Atticus Pünd. Jest on bohaterem książki Alana Conway'a.
Z kolei w drugiej części główną bohaterką jest Susan, nasza redaktorka.
Dlaczego ciekawie skonstruowana? Ponieważ dotychczas nie spotkałam się z takim podzieleniem powieści. Nie dość, że jest to książka, w której książka gra dość znaczącą rolę. Susan musi ją zredagować, jednak jest coś, co nie pozwala jej tego ukończyć. I tu zaczynają się kolejne zagadki, które są tak bardzo interesujące, że trudno się oderwać choćby na moment od lektury.
Wielki plus za pomysł na rozmieszczenie, podzielenie tej książki. Jestem pozytywnie zaskoczona i zadowolona.
Ale przejdźmy może do Pünda oraz Susan. Detektyw Atticus jest bardzo inteligentnym człowiekiem i widać to po sposobie myślenia, tego co mówił i czynił. Jest to specyficzny człowiek, który wie, co go czeka w najbliższej przyszłości. Ma nakreślony cel do wykonania przed tym, czego się spodziewa. Jednak wizyta pewnej młodej dziewczyny zaprząta mu myśli i nie pozwala spokojnie realizować swego celu. Polubiłam tego detektywa mimo iż był kolejną fikcją literacką napisaną przez Conwaya w książce czytanej przez nas. Wiem, brzmi jak masło maślane, ale jest warte poznania, już teraz Was nakłaniam do sięgnięcia po nią.
Z kolei Susan to kobieta ma dość fajną pracę. Część z nas, ot tak, bez wykształcenia chciało by pracować w wydawnictwie. Móc redagować i czytać książki w czasie pracy, za co jeszcze by nam płacili. Piękne marzenia, prawda? Wiem, że co po niektórzy dążą do tego, by je spełniać - jestem pod wrażeniem dla takich osób, bardzo wytrwałych bo ot tak się tego osiągnąć nie da. Ale do rzeczy. Fajna z niej babka, odpowiedzialna i ma trochę oleju w głowie. Czasami popełnia błędy jak każdy człowiek, ale niezły z niej... śledczy? Detektyw? Oczywiście na własną rękę. Czytając tyle kryminałów czasami i my zauważamy coś, czego nie widzą inni. Zwracamy uwagę na szczególiki, które nie zawsze są głęboko ukryte. Mogą wydawać się niczym ważnym, a tak naprawdę to o nie się rozchodzi.
Reasumując jestem bardzo zadowolona z bohaterów, jakich tutaj poznałam. Mamy przekrój świetnie stworzonych postaci, złych i dobrych, ale jak najbardziej wartych poznania. I tak do końca nie będziecie wiedzieć, kto tak naprawdę jest tym złym. :) Nie są papierowi, mają swoje tajemnice, wady, zalety - różnią się od siebie i to bardzo cenię. Wspomnę jeszcze, że mimo iż trochę ich było, nie miałam problemu z zapamiętaniem ich. :)
Co znaczy dla mnie dobry kryminał? To znaczy, że potrafi po kilku zdaniach na tyle mnie zainteresować, że nie będę chciała się z książką rozdzielać. Tutaj tak było. Mało tego, chciałam prędko poznać dalsze losy bohaterów, z drugiej zaś strony starałam się dawkować sobie tę przyjemność. Bo czytanie tej lektury było niesamowitą przyjemnością mimo scen, które nie należą do pięknych i zachwycających. Ale po raz pierwszy od dawna tak bardzo się rozluźniłam, zaciekawiłam i odpoczywałam czerpiąc z niej jak najwięcej. Mnóstwo intryg i tajemnic na Was czeka w Somerset i Londynie. Wiele spraw spadnie na Was jak grom z jasnego nieba w nieodpowiednim momencie. W momencie, w którym byście się nie spodziewali. Najbardziej zdziwiło mnie to, że po raz pierwszy wzięłam do ręki książkę nowego jak dla mnie autora i już od samego początku zostałam wciągnięta w świat wykreowany i dobrze się w nim odnalazłam.
Niczego tutaj nie brakuje. Są knute intrygi niemal na okrągło. Chwilami nawet nie wiemy komu ufać, nie wiemy, co możemy powiedzieć danej osobie, a co lepiej zatrzymać dla siebie. Auro tajemniczych miejsc, zbiegów okoliczności autor zadbał o to tak, jak powinien.
Czy czegoś mi zabrakło? Otóż... nie. Nie brakowało mi niczego. Według mnie Morderstwa w Somerset mają wszystko, czego potrzebowałam od tego typu literatury, a nawet i więcej. Wiem, że możecie sceptycznie podchodzić do mojej opinii, ale nie wiem jak Was, ale mnie ta powieść niemal jak magnes przyciągnęła do siebie i oczarowała. Do tej pory się zastanawiam, czy jeszcze jest coś, o czym chciałabym Wam napisać. Jak dla mnie jest pozbawiona wad. Emocje są - przede wszystkim ciągła ciekawość tym, co będzie dalej. Ale i elementy zaskoczenia, nie tylko formą, ale i treścią powieści. Wywarła ona na mnie bardzo pozytywne wrażenie i cóż mogę jeszcze napisać - CHCĘ WIĘCEJ!
Reasumując jest to wielowątkowa historia, osadzona w nieco innych czasach. Ludzie inaczej spostrzegali pewne sprawy i co dla nas może być sytuacją zgoła normalną, dla postaci z powieści może być nieco bardzo... szokujące. Wiem, że się powtarzam, ale niczego tej książce nie brakuje. Znajdziecie tutaj trupy, zagadki, tajemnice z przeszłości, waśnie, zemstę i wiele innych wątków, stosunków między ludzkich, które będą odgrywały kluczowe role. I będzie Wam ciężko odnaleźć sprawcę wszystkich nieszczęść. Całe szczęście Atticus oraz Susan będą Wam udzielać malutkich wskazówek. Miejcie się cały czas na baczności i nie dajcie się omamić! Dla mnie strzał w dziesiątkę! POLECAM WSZYSTKIM ZAINTERESOWANYM. :)
,,W bałaganie jest coś pocieszającego, szczególnie gdy nie ma nikogo, kto mógłby się nań skarżyć".
Celowo zaczęłam od tego cytatu, gdyż całkowicie się z nim zgadzam. Nie jestem typem pedantki, a kiedy w domu jest naprawdę idealnie, czegoś mi brakuje, wciąż nie mogę niczego znaleźć. Wtedy najbardziej czuję się zagubiona. Zupełnie jak bohaterka, której dotyczy książka. Trudno jest jednak pisać o niej w sposób bezpośredni, gdyż historia którą opowiada, wiąże się z inną, niby osobną, a jednak do niej podobną. Mamy tu system matrioszkowy. Cała powieść jest jedną książką w której mamy inną wewnątrz niej. Jest nawet wydrukowana zupełnie innym druczkiem i stylem. Jedna przedstawia bardzo dawne czasy, druga ówczesne. Obie są do siebie przyrównywane, gdyż znalazło się tutaj wiele zbieżności. W obu lista podejrzanych była całkiem spora i śledczy badali ją na tak zwanych drobnych poszlakach. Ciężko im było odnaleźć jeden punkt zaczepny. Cała historia jest na tyle ciekawa, że nie mamy problemu, żeby ją rozróżnić. Jest to opowieść, która ma być zredagowana, jednak im dalej o niej czytamy, tym bardziej sami łączymy zbieżności.
W książkę wkręcicie się od razu, gdyż jej styl jest prosty i jednocześnie kulturalny. Jakby opowiadała nam go nasza przyjaciółka, która nas szanuje. Powieść wewnętrzna jest zupełnie inna, jakby faktycznie pisał ją ktoś z dawnych czasów. Styl bardziej wyniosły, coś w stylu młodej wyszkolonej damy, która lubi używać ochów i achów. Jest niesamowita i taka współgrająca z całością. Pomimo mniejszego druczku nieco ciaśniej osadzonego książkę czyta się bardzo dobrze. Rozwiązanie zagadek potrafi zachwycić i przynajmniej w mojej ocenie nie jest do przewidzenia. Po jej przeczytaniu nie mogłam się powstrzymać i od razu zaczęłam czytać kolejna powieść autora ,,Morderstwa w Suffolk". Oba wspaniałe kryminały, które warto przeczytać.
Kryminał w kryminale, dlaczego nie? "Morderstwa w Somerset" to swego rodzaju dwie powieści w jednej. Mamy tu bowiem do czynienia z przedrukiem książki, którą napisał poczytny Autor, umiejscowioną w latach 50` XX wieku oraz aktualnymi wydarzeniami dotyczącymi świata realnego, w których ów Autor żyje. Oba śledztwa łączy wiele podobieństw, mnóstwo podejrzanych, detale, na które warto zwrócić uwagę i zaskakujące rozwiązanie. Pomimo faktu, iż książka swą objętością może na pierwszy rzut oka przestraszyć, należy jej oddać, iż jest napisana w taki sposób, że kompletnie tej ilości stron nie odczuwamy. Z ogromną przyjemnością poznajemy sekrety bohaterów obu światów, staramy się łączyć wszystkie puzzle i dążymy do rozwikłania zagadki. To naprawdę świetny i oryginalny kryminał, który zadowoli nawet wymagającego czytelnika.
Książka rozpoczyna się z przytupem bo od zgonu, który był następstwem nieszczęśliwego upadku ze schodów gospodyni. Wioska Saxby-on-Avon, pastor, który wszystkich zna, lokalna lekarka, ogrodnik, właściciel sklepu z antykami, nieszczęśliwa siostra, której brat zagarnął cały majątek, syn zmarłej, jej pracodawca.. Wszyscy mają coś do ukrycia ale czy jest to związane ze zmarłą? Wraz z upływem czasu pojawiają się kolejne zbrodnie, a rozwiązanie zdaje się być niemal niemożliwe do znalezienia. W pewnym momencie każda postać ma powody do tego, by być zabójcą i coś ukrywa. A to przecież fikcja literacka Alana Conwaya, dla którego życie przewidziało równie nieprawdopodobny scenariusz, jak te, których używał w książkach.
Niedokończony dziewiąty tom powieści poczytnego Autora wprowadza czytelnika do kolejnej, tym razem rzeczywistej sprawy. Przenosimy się do Londynu, a dokładnie do Wydawnictwa Cloverleaf Books, które wydaje m.in. powieści Conwaya. Sęk w tym, że ten umiera i coś nie do końca pasuje w całej sprawie narratorce tej części- Susan. Kochanek, siostra, pastor, kelner, producent, była żona oraz syn, ponownie- tropów i osób zyskujących na śmierci Alana jest wiele. Dodać należy, że nie był osobą zbytnio lubianą, więc szereg podejrzanych może się w każdej chwili powiększyć. Ale czy ambitna pracownica wydawnictwa zbytnio nie przesadza i nie wizualizuje treści kryminałów w prawdziwym życiu?
Pomysł na te książkę jest naprawdę intrygujący i świeży. Ponadto, ukazuje jak wiele, odrobinę zmanipulowanych wydarzeń i postaci, Autorzy przelewają na papier w swoich powieściach. Genialnie połączone zostały ze sobą światy fikcyjny i rzeczywisty przedstawione w książce. A sama idea kryminału w kryminale i to jeszcze takim, który znajduje swoje odzwierciedlenie w prawdziwym życiu? Bomba! Również okładka została doskonale dobrana do treści książki. Postaci natomiast są intrygujące, wywołują mieszane uczucia, mącą czytelnikowi w głowie i to w każdej części tej powieści. Ponadto, sama wyliczanka prezentowana w opisie książki, stanowi wstęp do rozdziałów książki, którą mamy okazję tu poznawać. W moim odczuciu to naprawdę świetna lektura, która jest w stanie zapewnić czytelnikowi wiele emocji i ciekawych wydarzeń, co więcej każdy szczegół w niej zawarty jest istotny, a całość dopracowana i bardzo satysfakcjonująca. Powinna zadowolić nawet bardziej wymagającego czytelnika!
Morderstwa w Somerset to książka opowiadająca o 46-letniej redaktorce, która otrzymuje do sprawdzenia, maszynopis kolejnej- już dziewiątej części powieści o słynnym detektywie. Seria ta-niezwykle poczytna i wyczekiwana przez czytelników- ma wiele fanów. I tak nasza bohaterka zanurza się w świecie Atticusa Punda. Kiedy okazuje się, że brakuje siódmego rozdziału, a dookoła zaczynają się dziać dziwne i tajemnicze rzeczy, Susan postanawia ruszyć niczym wielki detektyw na poszukiwanie prawdy.
Muszę przyznać, że świetnie bawiłam się czytając Morderstwa w Somerset. Nie mogłam się oderwać, od tej pozycji. Autor wykonał ciekawy zabieg. Oprócz historii redaktorki mamy szansę przeczytać również przygody Atticusa.
Maszynopis opisujący losy detektywa podobały mi się o wiele bardziej niż wątek współczesny. Klimat w przygodach Atticusa, bardzo przypominał mi klasyczną atmosferę u Christie. Nie był jednak nachalnie kopiowany, a inspirowany. Jako fanka królowej kryminałów z radością zapoznawałam się z powieścią Anthony'ego Horowitza.
Myślę, że z czystym sercem mogę polecić ten kryminał fanom Christie i wszystkim tym, którzy lubią dobre kryminały. Książka idealna na jesienne wieczory. Polecam.
Anthony Horowitz to nie tylko scenarzysta i autor, to także wielki miłośnik klasycznych kryminałów. Dał temu wyraz tworząc wyśmienity „Dom jedwabny” – powieść świadomie odwołującą się do twórczości Conan Doyle’a i, nieco słabszą, ale mimo to godną uwagi, kontynuację „Moriarty”. Po przygodzie z Sherlockiem Holmesem, pisarz wziął na warsztat Poirota. Do sprawy podszedł nieco subtelniej – nie zapożyczył postaci Agathy Christie, a jedynie jej styl i sposób budowania intrygi.
Horowitz nie ukrywa, że chciałby pisać tak, jak to robili klasycy. Wspominał o tym niejednokrotnie w wywiadach. Jednak czasy się zmieniają. Obawiam się, że gdyby Doyle lub Christie żyli dzisiaj, albo musieliby pisać zupełnie inaczej, albo nie opublikowali by nawet jednego tekstu. Horowitz też zdaje sobie z tego sprawę, dlatego w swej najnowszej książce „Morderstwa w Somerset” zastosował sprytną sztuczką – połączył dwie powieści w jedną. I nie chodzi tu bynajmniej o przeplatające się wątki. Główna bohaterka, Susan Ryeland, szefowa działu beletrystyki w wydawnictwie Cloverleaf Books, dostaje do zredagowania najnowszą powieść Alana Conwaya „Morderstwa w Somerset”. Sztuczka Horowitza polega na tym, że na początkowych 250 stronach prezentuje tę właśnie, wymyśloną przez siebie powieść. In extenso – jeśli tak można napisać o fikcyjnym tekście. Opowieść, osadzona w realiach angielskiej prowincji lat 50. ubiegłego wieku, jest dość wyraźnie stylizowana na Agathę Christie: począwszy od prostego języka, jednowątkowej akcji, po miejsce scenerię – spokojna na pozór, angielską wieś, w rzeczywistości pełną buzujących emocji, skrywanych dramatów i czających się zbrodni. Nawet główna postać Atticus Pünd (imigrant!) od razu przywodzi na myśl Herculesa Poirota.
Jako że jestem oddaną, a wręcz fanatyczną miłośniczką Agaty Christie, tę część „Morderstw w Somerset” łyknęłam niczym gęś kluski. (Trochę tylko irytowała mnie czcionka naśladująca maszynopis, ale to doprawdy szczegół). Gdyby Alan Conway naprawdę istniał zostałabym jego najzagorzalszą fanką.
Wróćmy jednak do książki Horowitza. Czytałam sobie z duża przyjemnością o dochodzeniu prowadzonym przez Atticusa Pünda . Już, już miałam się dowiedzieć kto zabił, a tu bęc! Akcja przenosi się do współczesności. Pani redaktor odkrywa, że zaginął ostatni rozdział powieści Conwaya.
I tu zaczyna się druga część, a właściwie druga opowieść. Tym razem napisana wedle współczesnych standardów, ale, paradoksalnie znacznie słabsza. Co to znaczy „współczesny standard”? Bez wchodzenia w niepotrzebne szczegóły: dostajemy pogłębiony obraz bohaterów, akcja nie ogranicza się do samego śledztwa, język jest bardziej wyrafinowany, a dialogi mniej teatralne. Innymi słowy, istnieje świat poza śledztwem. Brzmi obiecująco, a jednak…
Akcja jest do bólu sztampowa: policja orzeka samobójstwo, pojawia się detektyw-amator, który się z tym nie zgadza, rozpoczyna prywatne śledztwo i, oczywiście, dochodzi do prawdy. Zwieńczeniem jest kalka nad kalkami – morderca nie może po prostu ustrzelić naszego detektywa-amatora, albo raz a dobrze zdzielić go w łeb. Zamiast tego dzielnie z nim przez kilka stron konwersuje, opisując szczegóły zbrodni, niczym w niskobudżetowych filmach sensacyjnych. Cienkie to. Do tego całość jest przegadana i jakoś nie wciąga. Przyłapałam się na tym, że nie tyle czytam, co przerzucam strony pobieżnie przebiegając wzrokiem po treści.
Na osłodę, na koniec odnajduje się zaginiony rozdział powieści Alana Conwaya i wracamy do wyjściowej historii w dobrym, starym stylu Christie.
Z ciekawostek – autor tak daleko posunął się z wprowadzaniem w życie pomysłu separacji obydwu opowieści, że nawet numeracja stron jest oddzielna. Stąd po stronie 246 (na której to kończy się pierwsza część historii Atticusa Pünda) następuje strona 9. Konsekwentnie, po stronie 252 mamy stronę 247 (gdy wracamy do powieści Alana Conwaya). Jest też sporo zabawy z czcionkami: mamy czcionkę imitującą wydruk komputerowy, czcionkę naśladującą maszynopis, ręczne pismo, itd. Ot, takie gry i zabawy edytorskie.
Nadszedł czas by jakoś podsumować wrażenia z lektury. Cóż, jak dla mnie, skrócenie książki tak, by zawierała tylko powieść Conwaya byłoby rozwiązaniem najbardziej satysfakcjonującym. Wątek współczesny można by sobie bez większego żalu darować. Chociaż, z drugiej strony, zwolennicy bardziej nowoczesnego stylu pisania, mogą mieć dokładnie odwrotne zdanie.
Alex Rider. Operacja "Gemini" (ang. Point Blanc) to druga książka z cyklu o Aleksie Riderze, 14-letnim szpiegu zmagającym się z najbardziej niebezpiecznymi...
Kiedy rok temu David przyjechał na Czarcią Wyspę, jego jedynym marzeniem było uciekać, gdzie pieprz rośnie. Ale dziś już nie. Dziś jego myśli zaprząta...
Przeczytane:2022-02-15, Ocena: 5, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2022 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2022, 12 książek 2022, 26 książek 2022, 52 książki 2022, Mam,
Susan, na samym początku książki, zabiera się za czytanie najnowszej powieści Alana Conwaya. I czytelnik przenosi się wraz z nią. Mała angielka wieś, są zbrodnie, prywatny detektyw i podejrzanym jest każdy. Historia wciąga, ale kończy się w najbardziej ciekawym momencie, ponieważ Susan nie ma ostatniego rozdziału. I zaczyna poszukiwać brakujące strony. W międzyczasie pisarz umiera. Wszystko wskazuje na samobójstwo jednak Susan podejrzewa, że ktoś mu w tym pomógł. Kobieta stara się dowiedzieć prawdy, a tym samym znaleźć brakujący rozdział powieści. W końcu musi sama stanąć do walki o własne życie.
Książka jest ciekawa, niezwyczajnie napisana. I na pewno nic nie jest takie jak się wydaje. Obie historie wciągają i tak na prawdę łączą się ze sobą. Teraźniejszość z powieścią. Co jest prawdą? Taka historia w historii. Ciekawe postacie, intrygi, sprawiają, że nie można się od książki oderwać. Anthony Horowitz stworzył pasjonujący kryminał, który swoją kontynuację ma w :
Morderstwa w Suffolk.