Dominika Szostak, przedstawia historię swojej siostry Moniki, której pandemiczne służby zniszczyły nie tylko zdrowie, ale również przyczyniły się do rozpadu więzi rodzinnych i koleżeńskich. Monika – kobieta o wysokiej reputacji społecznej, która przez długie lata pracowała przy resocjalizacji skazanych, nie zdawała sobie sprawy, że największą życiową traumę przeżyje w… szpitalu.
Faszerowanie psychotropami, zastosowanie przymusu bezpośredniego, codzienne łamanie psychiki... Pacjentka z zapaleniem płuc została poddana „leczeniu”, które doprowadzić ją mogło do śmierci…
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2023-04-30
Kategoria: Publicystyka
ISBN:
Liczba stron: 96
Język oryginału: polski
Książka jest cieniutka, ale za to cała opowieść aż nadto odwzorowuje jej wielkość. Ja wiem, że wielu ludzi ma już dosyć tematów pandemii, jednak w tej lekturze nie znalazłam tylko pustej historii. To bez mała żal i żałość na to, co spotkało kobietę z tej opowieści. Za pomocą zwyczajnego słowa ukazała nam obraz traktowania człowieka w czasie wciąż rozprzestrzeniającego się wirusa Covid. Powiem wam, że wręcz idealnie utożsamiłam się z bohaterką, choć była ona w podeszłym wieku. Ja również zapierałabym się nogami i rękami, gdyby chcieli mnie zaszczepić niesprawdzoną szczepionką:-) Oczywiście w tym temacie są przeciwnicy i zwolennicy, więc tą kwestię pominę. A wracając do treści, to powiem wam, że istnieje prawdopodobieństwo, że ludzie mogą ją odebrać na dwojaki sposób. Chodzi mi tutaj o postać głównej bohaterki, że już nie wspomnę o zachowaniu jej męża, który do końca książki pozostał dla mnie tajemnicą. A więc pierwsze moje niezrozumienie polegało na tym, dlaczego mąż Moniki wezwał pogotowie, kiedy jego małżonka źle się poczuła. Do tego skoro było ono wezwane tylko w celu sprawdzenia jej samopoczucia, to dlaczego mąż spakował jej całą walizkę? Czyżby wiedział, co się dalej z nią stanie? Następnie rozpoczyna się opowieść wręcz niemożliwa, ale prawdziwa. Monika w tym szpitalu miała być traktowana lepiej od innych pacjentów z uwagi na znajomości, które tam posiadała. Z niewiadomych przyczyn przenieśli ją do innego miejsca, gdzie została obdarta z godności, zbrukano jej psychikę bezpodstawną procedurą podawania leków, po czym potraktowali jak osoba chora psychicznie. W ciągu tych kilku dni nawet nie zadzwoniono do niej, by zapytać jak się czuje. Pytanie brzmi, dlaczego? Długo zajęło jej dojście do siebie, nie mówiąc o tym, że jej trauma towarzyszyła jej każdego następnego dnia. Kiedy jednak uzmysłowiła sobie co jej zrobiono, zgłosiła swoją sprawę do odpowiednich organów. Kolejny raz się pytam, co na to jej rodzina? Dlaczego jej walka była samotna? Czy swoim postępowaniem zaznała spokoju? Dlaczego pomimo wpływów rodziny ona wciąż była sama? Długo się zastanawiałam, czy jej złość, której jest tu ogrom nie była czasami przesadzona? Minęło jednak sporo czasu, a ona wciąż nie wybaczyła rodzinie tego, co jej zrobili. Syn prosił ją, by zapomniała o sprawie i dała rodzinie czystą kartę, a jak sądzicie, co na to Monika?
Niewątpliwie pandemia zmieniła i skrzywdziła wszystkich. Ta książka jest tego dowodem. Uważajcie tylko, bo emocje Moniki przechodzą na czytelnika. Pisana wielkimi uczuciami. Polecam przeczytać ją i samemu ocenić, gdyż jak mówię, w zależności po której jest się stronie, to książka wam się spodoba, albo nie.
Dawno nie czytałam książki, która tak mnie poruszyła i zaszokowała. Jeśli spodziewacie się zwykłego romansu, to jesteście w ogromnym błędzie. Co sprawiło, że ta książka wywołała we mnie tyle emocji ? Dlaczego ta historia jest tak ważna? Zapraszam Was do przeczytania mojej opinii.
Jak wiemy, covid - 19 dotknął nas wszystkich. Każdy w mniejszym lub większym stopniu musiał się z nim zmierzyć. Niestety wielu przegrało tę, jakże nierówną walkę. Autorka w tej książce opisuje to, co FAKTYCZNIE przydarzyło się jej siostrze. Monika Szostak, to osoba, która miała szczęśliwe życie. Ona sędzia, mąż sędzia, dzieci także były sędziami. Mieli szczęśliwe życie i korzystali z niego tyle ile mogli. Ciągłe spotkania z elitą towarzyską i huczne imprezy. Gdy przyszła epidemia, nagle wszystko się skończyło. Wprowadzono przecież tak liczne obostrzenia. I w tym właśnie momencie, w obliczu choroby, gdzie przecież lekarze i szpitale są od tego by leczyć ludzi, zaczął się główny dramat naszej bohaterki. Monika nawet w najgorszych snach nie przewidziała tego, co spotkało ją w polskiej służbie zdrowia. Nagle z kobiety chorej na zapalenie płuc, zrobiono osobę, która ledwo uszła z życiem. Stworzono jej choroby, z którymi nigdy nie miała do czynienia. Na potęgę faszerowano ją lekami psychotropowymi. Zabroniono jej korzystania z toalety, przywiązywano do łóżka pasami i zastosowano wobec niej przymus bezpośredni. Kobieta trafiła do szpitala z pełną świadomością, natomiast nie pamiętała już jak i kiedy go opuściła... Wiedziała jednak, że pogwałcono jej wszelkie prawa. Zabrano jej prawo do leczenia, do godności, do intymności. A to wszystko w imię czego ? Jak potoczyły się losy Moniki po wyjściu ze szpitala? Czy kobieta odzyskała w pełni zdrowie? Jakie kroki powzięła? Jak jej pobyt w szpitalu odbił się na jej relacjach z rodziną i znajomymi ? Na te wszystkie pytania, odpowiedzi znajdziecie w książce.
Przyznam się Wam, że czytając tę publikację, no dosłownie nie mogłam uwierzyć. Choc zdaję sobie sprawę, że tak w istocie było. Wszyscy wiemy, jaką palącą kwestią były statystyki. Podczas pandemii, nieraz słyszeliśmy, że główną przyczyną śmierci był właśnie covid. Same warunki w szpitalach i na oddziałach covidowych już wiele mówiły. Ja również mam nieprzyjemne doświadczenia z lekarzami i pielęgniarkami pracującymi w szpitalu, więc poniekąd rozumiem to, co przedstawia nasza bohaterka. Jednak, to co jej się przytrafiło, jest po prostu PRZERAŻAJĄCE. My możemy sobie jedynie zadawać pytania. Jak do tego doszło ? Kto jest za to odpowiedzialny ? Dlaczego nagle, pieniądze okazały się ważniejsze od ludzkiego zdrowia? Co z przysięgą Hipokratesa, którą lekarze pracujący w szpitalach są zobowiązani wypełniać ? Na te pytania niech każdy odpowie sobie sam. Być może teraz wyleje się na mnie fala hejtu, ale chcę Was uświadomić co ta kobieta przeżyła i z jaką traumą musi się do końca życia mierzyć. Covid oczywiście był, i tego faktu absolutnie nie podważam. Jednak czy wszyscy jak jeden mąż umierali właśnie z jego powodu ? A może, były inne przyczyny tego, że nagle zaczęły się zgony na tak masową skalę? Pani Monika przez to, co jej się przydarzyło straciła wszystko, co było dla niej najcenniejsze. Dlaczego nikt nie poniósł za to kary? I w końcu, dlaczego profesorowie i lekarze, którzy mieli odmienne zdanie w kwestii wirusa, zaczęli być pozbawiani jakiegokolwiek prawa głosu ?
Ta książka owszem, jest kontrowersyjna, ale uważam też, że bardzo potrzebna. Sądzę, że powinno ją przeczytać jak najwięcej osób, aby uświadomić sobie, z jaką skalą problemu mamy do czynienia. Być może wielu z Was, po przeczytaniu tej pozycji otworzą się oczy. Myślę, do wielu osób ta publikacja przemówi, ale niestety wielu też ją pewnie wyśmieje ;( Ja jednak, jestem w pełni przekonana, że to co spotkało Panią Monikę, miało również miejsce wśród wielu ludzi, których znam. Nie wszyscy się tym podzielą, ale takich historii zaczyna się pojawiać co raz więcej. Dlatego liczę, że sięgnięcie po tę historię, aby chociaż wyrobić sobie własne zdanie i mieć pełen obraz sytuacji. Ja jestem zaszokowana i poruszona. Ale też pełna podziwu, że Autorka postanowiła opisać tę historię. To jest lektura ku przestrodze !!! Z pełną świadomością przyznaję tej pozycji 10 ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐ / 10 punktów i zachęcam Was do lektury.
Potrzebowałam kilku dni aby ogarnąć się po przeczytaniu tej pozycji i napisać o niej kilka słów. Czytałam książkę z ogromnym smutkiem i przerażeniem. Mój tato zmarł na oddziale covidowym a ja z braćmi i mamą nie mogliśmy z nim być. Jestem przerażona, bohaterka książki była osobą samodzielną a została okrutnie potraktowana, a mój tato był po udarze z obustronnym niedowładem i uszkodzeniem ośrodka mowy. Boję się nawet myśleć jak wyglądała opieka na nim. Ta pozycja nie jest fikcją literacką, autorka nie puściła tu wodzy fantazji ale przedstawiła rzeczywiste przeżycia swojej siostry. I sposób pracy i pielęgnacji chorych całkowicie uzależnionych od innych. To, że ustawowo lekarze pracujący z chorymi na Covid 19 zostali zwolnieni z odpowiedzialności karnej pozwoliło im na brutalne bądź obojętne traktowanie chorych. A przysięgają " po pierwsze nie szkodzić". Ale rodzina nie została przecież ubezwłasnowolniona. Gdzie była najbliższa rodzina Moniki? Co zrobiła w jej sprawie? Gdzie wszyscy, ustosunkowani przecież, znajomi? A jak zatem mógł wyglądać pobyt w tym szpitalu osób, które nie miały żadnych znajomości. Książeczka jest krótka ale wywołała u mnie burzę emocji, od niedowierzania do ogromnej złości na wszystkich, którzy w tym okresie wykorzystywali swoją pozycję i brak odpowiedzialności. Trochę zmylił mnie tytuł, sugerował miłość a nie jej brak. Jestem wzrokowcem i gdyby nie rekomendacja to patrząc na okładkę nie wzięłabym książki do czytania. Nie przyciągnęła mojego wzroku a to byłoby ze szkodą dla mnie. Książka napisana językiem, który szybko się czyta ale z uwagi na treść trzeba poświęcić jej więcej uwagi, nie spieszyć się, przemyśleć. Czytajcie bo warto.
Za egzemplarz dziękuję wydawcy.
Biorąc do ręki książkę Dominiki Szostak "Miłość w czasach pandemii" przeżyłam totalny szok. Łzy płynęły mi ciurkiem. Nie mogłam uwierzyć, w to co spotkało siostrę autorki, Monikę Szostak. Do czasu pandemii Covid-19 była szczęśliwą kobietą, żoną, matką, a nawet przyjaciółką. Zrobiła niezwykłą karierę i przeszła już na zasłużoną emeryturę. Na jej wystawnych przyjęciach bawili się zamożni ludzie, zwłaszcza ze służby zdrowia. Myślała, że w trudnych sytuacjach będzie mogła na nich liczyć.
W jej przypadku sprawdziły się dwa przysłowia: "Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu" i "Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie". Dlaczego? Monika źle się poczuła i dzięki złej decyzji jej męża trafiła do szpitala. Miała lekkie problemy z oddychaniem, ale to mogła wyleczyć w domu. Zachorowała na zapalenie płuc. Pojechała do szpitala tylko po to, żeby dostać trochę tlenu. Myślała, że szybko ją wypuszczą. Nie chciała zostać tam na noc. Saturację miała prawidłową. Wystarczyło zapisać jej leki i puścić ją do domu. To, co ją tam spotkało to istny horror. Nawet sam Stephen King by tego lepiej nie wymyślił.
Historia Moniki Szostak, aż prosi się o upublicznienie i nagłośnienie. Takiej sprawy nie można zamieść pod dywan. Kobieta przez pobyt w szpitalu ma zniszczone życie. Do tego jej relacje z innymi zostały mocno nadszarpnięte. Poznała swoich "najlepszych" przyjaciół. Przez ten krótki i zarazem długi okres dowiedziała się o swojej rodzinie więcej niż przez całe swoje życie. Przykre jest, jakie podejście mieli do jej choroby mąż, syn i córka. Wszyscy dobrze wykształceni. Ich postawa bardzo źle o nich świadczy. Tak się nie postępuje. Naprawdę pokazali swoją żałosną klasę. Dlaczego nie interesowali się tym, co się z nią dzieje? Czy aż tak ufali obcym?
Pytanie do was. Co zrobilibyście, gdyby wasza mama trafiła do szpitala? Olalibyście ją? Czy raczej próbowalibyście ją odwiedzić lub chociażby kilka razy dziennie byście dzwonili, lub SMS-owali?
Jedno wam powiem -- karma wraca.
Jak myślicie, co się stało, gdy zachorował mąż Moniki? Czy dzieci tak samo olały ojca? Oczywiście dowiecie się tego podczas czytania książki "Miłość w czasach pandemii".
Dlaczego lekarze pracujący na oddziałach covidowych zwolnieni byli z odpowiedzialności? Czy lekarze są po to, żeby przede wszystkim ratować życie, czy raczej je rujnować?
Jestem zbulwersowana tą sprawą. Nie mogę przestać o niej myśleć. Zastanawiam się ile osób w czasie pandemii przeszło podobne horrory, a ilu z nich tego nie przeżyło.
Czy tak trudno jest być dobrym człowiekiem, dla drugiego człowieka i z szacunkiem go traktować?
Od kiedy zapalenie płuc leczy się psychotropami? Chyba w tym szpitalu pracowali jakieś niedouki. Ciekawe, czy swoim matką też aplikowali psychotropy, gdy zachorowały na zapalenie płuc.
Nie rozumiem postępowania lekarzy z opisanego szpitala. Moim zdaniem powinni dostać zakaz wykonywania zawodu na co najmniej na pięć lat.
Przeczytajcie krótką, lecz treściwą historię ukrytą na kartkach książki "Miłość w czasach pandemii".
Dobrze, że Dominika Szostak zdecydowała się opisać całą historię swojej siostry. Tylko mam takie małe pytanie, gdzie ona była, jak Monika zachorowała?
Dlaczego w czasie pandemii ludziom zabrakło empatii, serca i rozumu?
Warto przeczytać tę książkę, żeby na własne oczy przekonać się, co się działo za zamkniętymi drzwiami szpitali w czasach pandemii Covid-19.
Książkę Dominiki Szostak przeczytałam jednym tchem. Nie byłam w stanie oderwać się od czytania. Chciałam wiedzieć, czy skończy się pozytywnie dla naszej bohaterki. Czy winni przeproszą i zostaną ukarani? Czy raczej spłynie to po nich jak po kaczce?
Wszyscy przeżyliśmy ten ciężki okres. Wiemy, że nie było lekko. Dostanie się do zwykłego lekarza oko w oko, graniczyło z cudem, przynajmniej tu w UK. Każdy z nas ma swoje zdanie na temat Covid-19. Jedni tak jak nasza bohaterka przeżyli piekło na ziemi. Drudzy przeszli to gładko. Trzecich niestety już nie ma z nami. Nie wszyscy, którzy zmarli chorowali na Covid-19. I tu pojawia się kolejny problem. Czemu takim osobom dopisywano do aktu zgonu, że przyczyną śmierci był właśnie ten wirus? Czyżby ktoś celowo chciał zawyżyć statystyki?
Cieszę się, że miałam przyjemność przeczytać książkę Dominiki Szostak.
Przed czytaniem polecam wypić szklankę melisy i przygotować sobie chusteczki.
Jeżeli lubicie krótkie, lecz treściwe historie na faktach, to dobrze trafiliście. Nie powinniście się nudzić podczas czytania.
Główną bohaterkę możecie odebrać na dwa sposoby jako:
- biedną starszą panią
- wywyższającą się starszą panią
Często opowiadała, o tym kogo ona znała i kogo zapraszała na swoje bale, a jak doszło do tragedii, to okazało się, że tak naprawdę jest sama. I w swoim życiu tak naprawdę może liczyć tylko na siebie. Współczuję takiej rodziny.
Mam nadzieję, że kiedyś los się do niej uśmiechnie i będzie szczęśliwa.
Umiesz liczyć, licz na siebie.
Polecam "Miłość w czasach pandemii".
Ps.
Nie życzę nikomu takiej rodziny, w której mąż i dzieci nie interesują się losem żony i matki.
Do tej pory nie mogę pojąć, jak można ze sprawnego pacjenta zrobić wrak człowieka. Cały czas nie mogę pojąć, jak można pacjenta z zapaleniem płuc leczyć psychotropami. A co z przysięgą Hipokratesa ,,Primum non nocere" (,,Po pierwsze nie szkodzić")? Czy w pandemii nie obowiązywała? Czy w ten sposób chciano się pozbyć niewygodnych pacjentów?
Po przeczytaniu tej książki to aż strach iść do szpitala.
Ps.2
Książka "Miłość w czasach pandemii" to nie jest romans. To historia piekła, które zgotowali Monice Szostak: pracownicy szpitala, rodzina i przyjaciele. To walka o sprawiedliwość i lepsze jutro. To historia, o której powinien dowiedzieć się cały świat.
Przeczytane:2023-05-09, Przeczytałam, Mam,
Zgłaszając się do recenzji tej książki, nie przypuszczałam, że tak mnie ona emocjonalnie przeczołga. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego i nie przypuszczałam, że dostanę w swoje ręce tak przerażającą i momentami wręcz niewiarygodną i niemieszczącą się w głowie historię, po której mój poziom strachu o zdrowie najbliższych znów wzrośnie, a zaufanie do służby zdrowia tak drastycznie spadnie. Czy żałuję, że po nią sięgnęłam? Nie, bo otworzyła mi oczy na kilka ważnych aspektów, które zostały w niej zawarte i przekonała, że trudno w dzisiejszych czasach o prawdziwych przyjaciół, którzy staną za człowiekiem w najgorszych momentach jego życia. A i z miłością w tym trudnym czasie bywa różnie...
Główną osią tej opowieści jest historia Moniki (siostra autorki), kobiety obracającej się w wysoko ustawionych kręgach, wśród lekarzy adwokatów itp. Przed pandemią życie towarzyskie kwitło na najwyższym poziomie, liczne przyjęcia, rauty i spotkania poszerzały kręgi znajomości, budowały poczucie więzi i przyjaźni wśród ich uczestników. Rodzina w środowisku była szanowana na najwyższym poziomie, do momentu aż przyszła choroba... Monika zachorowała, i w tym momencie zaczęła się dosłownie i w przenośni jazda bez trzymanki...
Namówiona przez męża, trafia do szpitala na zamknięty oddział covidowy i tu zaczyna się jej horror...
Nie będę opisywać dalszej fabuły, bo to się działo w tym szpitalu, przechodzi ludzkie pojęcie. Kobieta ta pozbawiona została wszelkiej godności, złamano ją w przeciągu kilku dni i ze szpitala wróciła już jako inny człowiek. Co tam się działo? Nie napiszę, ale po tej lekturze jestem niemal przekonana, że wielu zgonom można było zapobiec... Sięgnijcie po książkę i przekonajcie się sami, jak lekarze traktowali ludzi, statystyki i pieniądze, które spływały za każdym chorym... Przerażające, tym bardziej że składali oni przysięgę, której główne przesłanie głosi "Primum non nocere", co znaczy "Po pierwsze nie szkodzić".
Autorka opisuje również relacje między rodziną i to, w jaki sposób one ewoluowały gdy bohaterka zaczęła szukać sprawiedliwości i zadośćuczynienia za poniesione straty na zdrowiu. Zaskakujące jest zachowanie męża, nieraz odnosiłam wrażenie, że nie zależało mu na tym jak sprawa się zakończy, a nawet na rękę byłoby mu gdyby bohaterka odpuściła i zapomniała. Ciągłe kłótnie, które prowadziły czasami do rękoczynów, wpływały na całą strukturę rodziny, boleśnie ją raniąc i poluźniając więzy, które ją łączyły jeszcze przed chorobą. Już nic nie było tak jak wcześniej...
"Miłość w czasach pandemii" to książka wyjątkowo trudna, momentami bardzo bolesna. Jestem pewna, że dla wielu okaże się bardzo kontrowersyjna, ale w moim odczuciu jest to książka na pewno bardzo potrzebna. Jest to głos, który powinien wybrzmieć i pociągnąć za sobą wszystkich tych, którzy również doświadczyli takich traumatycznych zachowań ze strony ludzi pracujących na oddziałach covidowych, by i oni zaczęli mówić o swoich przeżyciach...
Książka nie jest zbyt obszerna, więc przeczytanie jej nie zajmie wiele czasu, ale gwarantuję, że zostanie w głowie na bardzo długi czas i wywoła wiele refleksji. W tym miejscu gratuluję pani Monice odwagi i tego, że podzieliła się z zupełnie obcymi ludźmi swą niezwykle trudną historią.
Czy polecam?
Trudno mi ocenić, to książka bardzo specyficzna i w moim odczuciu każdy powinien wyrobić sobie zdanie o niej sam.