Dwudziestoczteroletnia Amelia musi zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem: zdradą. Pewnej namiętnej nocy odkryła, że nie jest dla ukochanego Adama jedyną kobietą. Mężczyzna przez wiele tygodni prowadził podwójną grę. Jakby tego było mało, zmarła ukochana babcia dziewczyny, która jednak pozostawiła jej spadek — rodzinną biżuterię i połowę domu. Druga połowa przypadła Justinowi, jej przyjacielowi z dzieciństwa i bratniej duszy. Kiedyś chłopak nie tylko bronił Amelii i się nią opiekował, ale także układał dla niej piosenki, śpiewał i grał na gitarze. Dla dziewczyny Justin był jak najbliższy przyjaciel, dla jej babci — jak wnuk. Problem w tym, że wiele lat temu oboje rozstali się w wielkim gniewie.
Spotkanie po latach okazało się koszmarem. Złośliwości, wzgarda, drwiny na każdym kroku. Dziewczyna Justina, Jade, na próżno starała się załagodzić sytuację i doprowadzić do normalnych stosunków. Natomiast dla Amelii rzeczywistość stawała się coraz trudniejsza. Powracały wspomnienia o chwilach, w których ona i Justin rozumieli się bez słów i byli sobie naprawdę bliscy. Niespodziewanie doszły do głosu tłumione wcześniej uczucia. I choć Justin nieraz wydawał się jej drogi jak nikt inny, po kilku minutach okazywał wobec niej zimną wrogość. Mieszkanie z kimś takim pod jednym dachem nie mogło być łatwe. Amelia zaczęła zdawać sobie sprawę, że ten kuriozalny konflikt rozwija się w dość nieoczekiwany sposób...
Historia zawarta w tej książce zaczyna się dość banalnie. Z każdą kolejną kartą przekonasz się jednak, że bardzo trudno się od niej oderwać, gdyż opowiada o uczuciach, wspomnieniach, błędach z przeszłości i wstydliwych rodzinnych sekretach. Mówi także o przebaczeniu i namiętnościach tlących się w sercu przez długie lata. Justin i Amelia wydają się sobie przeznaczeni — od zawsze i na zawsze. Coś jednak sprawia, że pozostają rozdzieleni. Będziesz śledzić ich rozstania i powroty ze ściśniętym gardłem!
Jak cienka linia dzieli nienawiść od namiętności?
Wydawnictwo: Editio
Data wydania: 2019-01-08
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: Room Hate
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Wojciech Białas
Po raz pierwszy do czynienia z twórczością Penelope Ward miałam jakiś rok temu. Wtedy to sięgnęłam po „bestsellerowego” „Przyrodniego brata”. Pomimo ogólnych zachwytów nad historią i ogólnie twórczością pani Ward, mnie ta historia, ani styl autorki nie porwały. Miałam mnóstwo zastrzeżeń co do „Przyrodniego brata” i w ostateczności oceniłam ją dość nisko. Rzadko jednak bywa tak, bym po jednej książce skreśliła jakiegokolwiek autora. Dlatego też mając ochotę na lekką i niezobowiązującą lekturę sięgnęłam po najnowszą książkę Penelope Ward, wydaną przez Wydawnictwo Editio, a mianowicie „Mieszkając z wrogiem”. Czy tym razem przekonałam się do historii pani Ward?
Dwudziestoczteroletnia Amelia musi zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem: zdradą. Pewnej namiętnej nocy odkryła, że nie jest dla ukochanego Adama jedyną kobietą. Mężczyzna przez wiele tygodni prowadził podwójną grę. Jakby tego było mało, zmarła ukochana babcia dziewczyny, która jednak pozostawiła jej spadek — rodzinną biżuterię i połowę domu. Druga połowa przypadła Justinowi, jej przyjacielowi z dzieciństwa i bratniej duszy. Kiedyś chłopak nie tylko bronił Amelii i się nią opiekował, ale także układał dla niej piosenki, śpiewał i grał na gitarze. Dla dziewczyny Justin był jak najbliższy przyjaciel, dla jej babci — jak wnuk. Problem w tym, że wiele lat temu oboje rozstali się w wielkim gniewie.
Spotkanie po latach okazało się koszmarem. Złośliwości, wzgarda, drwiny na każdym kroku. Dziewczyna Justina, Jade, na próżno starała się załagodzić sytuację i doprowadzić do normalnych stosunków. Natomiast dla Amelii rzeczywistość stawała się coraz trudniejsza. Powracały wspomnienia o chwilach, w których ona i Justin rozumieli się bez słów i byli sobie naprawdę bliscy. Niespodziewanie doszły do głosu tłumione wcześniej uczucia. I choć Justin nieraz wydawał się jej drogi jak nikt inny, po kilku minutach okazywał wobec niej zimną wrogość. Mieszkanie z kimś takim pod jednym dachem nie mogło być łatwe. Amelia zaczęła zdawać sobie sprawę, że ten kuriozalny konflikt rozwija się w dość nieoczekiwany sposób...
„Mieszkając z wrogiem” to według mnie idealny przykład tego, jak grafika na okładce może być krzywdząca dla treści danej książki. Na pierwszy rzut oka, zapewne każdy stwierdziłby, że jest to typowy erotyk, w którym bohaterowie się tak nienawidzą, ze aż się w sobie zakochują, zawierają między sobą umowę dotyczącą ich relacji – zero uczuć, sam seks itp. Nic bardziej mylnego. Nie wiem komu wpadł do głowy pomysł na taką, a nie inną grafikę, ale zupełnie nie oddaje ona charakteru i klimatu tej historii.
Jeśli chodzi o fabułę, to w pewnym stopniu autorka popada w pewne schematy. Dość łatwo przewidzieć w jakim kierunku podąża ta historia. Podczas lektury czasem nasuwały mi się myśli dotyczącego tego, że już miałam do czynienia z podobnymi historiami. Nie mniej jednak styl pisania autorki i dopracowana fabuła sprawiają, że „Mieszkając z wrogiem” jest lekką i przyjemną lekturą na jeden dzień, a jej przewidywalna treść nie przeszkadza w lekturze.
Główni bohaterowie z pewnością zyskali moją sympatię, choć nie jestem przekonana czy na długo pozostaną w mej pamięci. Podobało mi się to, że autorka nie spieszyła się z rozwojem relacji między głównymi bohaterami. Okładka sugeruje, ze bohaterowie przez całą historię nie mogą od siebie rąk odlepić, ale powtarzam -to nie jest erotyk. To romans. Zawarte są w niej może ze trzy sceny współżycia. Pozostała część to wzruszająca i ciekawa historia o sile przyjaźni i… miłości.
Podobało mi się to, że autorka rozwinęła motyw muzyki. Nie próbowała na siłę wypchać na pierwszy plan wątku miłosnego, tak jak np. w przypadku „Forever my girl” Heidi Mc Laughlin, gdzie główny bohater jest niby światowym muzykiem, (ale dowiadujemy się tego tylko dzięki krótkiej wzmiance w pierwszym rozdziale) ale jest to mało istotne, gdyż autorka przez całą fabułę pisze tylko i wyłącznie o miłości między głównymi bohaterami. Rozumiem, że ten gatunek wymaga poświęcenia większej uwagi wątkowi miłosnemu, ale nie można nią zapychać całej fabuły. I tak jak już wspomniałam, Penelope Ward w „Mieszkając z wrogiem” nie popełnia tego błędu. Widoczne jest to choćby w tym, że umieściła w historii teksty piosenek.
Podsumowując, nie jest to literatura górnych lotów. Podobnych historii jest wiele, ale jeśli szukacie lekkiego romansidła dla wypełnienia chwili relaksu, to możecie sięgnąć właśnie po „Mieszkając z wrogiem” Penelope Ward.
Moja ocena: 7/10
Nie byłam nią zachwycona i na początku ciężko mi się ją czytało,jednak z czasem i z każdą kolejną kartką byłam bardzo wkręcona w tą historie.Szczerze powiem że troche się spodziewałam co się wydarzy w końcu każdy z nas ma jakieś przeznaczenie a dwoje ludzi jeśli są sobie przeznaczeni to zawsze się odnajdą.
Super książka. Amelia i Justin byli przyjaciółmi od małego. Byli nierozlaczni. Jednak podzielił ich sekret i Amelia uciekła. Po 10 latach wraca do domku od babci bo dostała go w połowie w spadku. Druga połowa należy do Justina. Autorka od samego początku do ponad połowy książki buduje między nimi napięcie. On jest ciągle nieprzyjemny dla Amelii, ma dziewczynę. Amelia zaczyna rozumieć swój błąd i żałować swojego zachowania, bo straciła osobę którą kocha. Pewnego wieczoru wszystko sobie wyjaśniają i tłumaczą swoje uczucia. Amelia lekko oddycha bo Justin zmienił do niej stosunek. Jednak dalej jest nieosiągalny bo ma Jade. Na dodatek dowiaduje się że jest w ciąży ze swoim byłym. Życie Amelii zaczyna się sypać bo Justin wyjeżdża do Nowego Jorku z dziewczyną A ona zostanie sama z dzieckiem. Bardzo ciężko jest jej. Nikt jej nie pomaga w opiece nad dzieckiem oraz musiała wyprowadzić się z mieszkania i wrócić do domu babci.po kilku miesiącach ktoś dobija się do drzwi i okazuje się że jest to Justin. On pomaga przy dziecku i zaczyna wiązać się z nim. Justin robi się zazdrosny kiedy Amelia ma wyjść z jakimś chłopakiem. Wkoncu wyznaje że on chce być jej kochankiem bo nie jest już z Jade. Amelia się boi i waha, z jednej strony pragnie tego, ale z drugiej boi się że Justin za chwilę odejdzie i jej nie kocha. Kiedy dowiadują się że Justin ma okazję wyjechać w trasę koncertową Amelia jest załamana. Justin też nie był do końca szczęśliwy ale wyjechał. Musiała czekać 5 miesięcy i wtedy będzie pewna czy wróci do nich i będą razem czy jednak wybierze karierę. Jednak uczucie wygrało bo Justin wrócił.
"Czasem milczenie przemawia najgłośniej."
Amelia i Justin to przyjaciele z dzieciństwa. Dziewczyna wychowywana przez babcię i chłopak mieszkający w domu obok, którym za dnia również opiekowała się starsza pani. Dzieci połączyła niezwykła więź. On ją chronił pod każdym względem, a ona oprócz babci mogła liczyć tylko na niego. Przeżyli piękne lata w przyjaźni do czasu, aż w wieku nastoletnim poróżniła ich pewna sytuacja, przez co Amelia uciekła. Justin nigdy się z tym nie pogodził. Lata później babcia zmarła zostawiając w spadku dom. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dom zostawiła w połowie dziewczynie a w połowie chłopakowi. W końcu dochodzi do spotkania we wspomnianym domu. On nie kryje swojej niechęci i nienawiści do niej, ona zaś odkrywa, że coś do niego czuje. Zawsze czuła. Problem w tym, że Justin nie przyjechał sam. Towarzyszy mu Jade, jego dziewczyna.
Amelia chce odzyskać przyjaciela z danych lat, ale Justin jej tego nie ułatwia. Wręcz odpycha ją od siebie jeszcze bardziej. Obdarzyłam Amelię wielką sympatią. Jest to bohaterka, która nie ucieka z płaczem gdy zostanie obrażona, czy poczuje się źle. Wręcz przeciwnie. Odwzajemnia się złośliwości pewnością siebie i uprzejmością. To chyba najlepsza linia ataku, którą mogła zastosować w stosunku do bohatera, którego to wkurzało jeszcze bardziej. Sam chłopak jest dość opryskliwy i trudny do polubienia, ale w obliczu późniejszych wydarzeń diametralnie zmienia się o nim zdanie. Oficjalnie jego również polubiłam.
"Mieszkając z wrogiem" podzielona jest na dwie części. W pierwszej autorka opisała ponowne spotkanie bohaterów. W drugiej akcja dzieję się kilka miesięcy później. Narratorką jest Amelia i choć zabrakło mi trochę perspektywy Justina, to w tym przypadku nie za bardzo zwracałam na to uwagę pochłonięta ich historią. Przyjaciele z dzieciństwa to motyw, który bardzo w książkach lubię. Mam wrażenie, że miłość bohaterów jest bardziej autentyczna, w końcu bardzo dobrze się znają a ich uczucie nie bierze się z kilku chwil spędzonych ze sobą, tylko rozwijali je latami. Mogłoby się wydawać, że to znów schematyczna powieść. Spotkanie po latach, powracające uczucie, dramat i w końcu sielanka. Nic bardziej mylnego. Autorce nie raz udało się mnie zaskoczyć i wprawić w osłupienie. Mi osobiście schematy i przewidywalność nie przeszkadzają, ale miło być zaskoczonym i do końca trwać w oczekiwaniu na to, co jeszcze się wydarzy.
Nie wspomniałam jeszcze o muzyce, która odgrywa sporą rolę w powieści. Mianowicie Justin pisze piosenki, gra na gitarze i śpiewa. Uwierzcie, w pewnym momencie uśmiechałam się sama do siebie przez to co wymyślił, a na końcu nawet zaszkliły mi się oczy, tak mnie wzruszył.
Pojawiający się motyw przyjaciół z dzieciństwa (jak już wspomniałam), ale także można powiedzieć, że od nienawiści do miłości, sprawiły że pokochałam tę powieść tak bardzo, że wręcz ją pochłonęłam. Z jednej strony chciałam jak najszybciej dowiedzieć się co będzie dalej, a z drugiej nie chciałam jej kończyć i rozstawać się z bohaterami. Zdecydowanie warta przeczytania, gwarantuję, że zostaniecie nie raz zaskoczeni losami bohaterów a nimi samymi oczarowani. I nie piszę tu tylko o głównych postaciach :)
Jeśli z pudełka czekoladek wybierasz tylko te z dużą dawką chili, mamy dla ciebie zestaw, którym będziesz mogła rozkoszować się w całości - dziesięć...
Rok temu Heather Chadwick miała jeszcze naście lat i sporo planów na przyszłość. Niestety, wszystko się zmieniło. I to na gorsze. Jej ukochany zdradził...
Przeczytane:2019-03-07, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2019, Zmieniły właściciela,
Miałam już okazję czytać książkę Penelope Ward, ale pisaną w duecie z panią Keeland. Jako solistka trafiła w moje ręce po raz pierwszy. Jako że Vi znam bardzo dobrze to bez większych kłopotów rozpoznawałam, mieszankę stylów i to które fragmenty, do której z pań należą. Czytając "Mieszkając z wrogiem" tylko potwierdziłam, że Penelope ma swoje pióro i nie pomylę go z innym dobrze mi znanym. Czy jest ono godne polecenia? Czy warto poświęcić jej czas? Zobaczmy.
Amelia ma zaledwie dwadzieścia cztery lata, gdy świat jej się wali. Najpierw dowiaduje się, że dla swojego ukochanego nie była tą jedyną bowiem Adam od kilku tygodni prowadził nieczystą podwójną grę. Jakby tego było mało umiera ukochana babcia Amelii. Kiedy dziewczyna myśli, że wszystko, co złe już na nią spadło wstrząsa nią jeszcze jedna wiadomość. Spadek, jaki otrzymała od babci i w którego skład prócz biżuterii wchodzi domek podzielony jest na pół. Prócz niej chatkę nad morzem dziedziczy jej najlepszy przyjaciel z dzieciństwa - Justin, który był dla niej jak rodzony wnuk. Problem w tym, że rozstali się wiele lat temu i delikatnie mówiąc nie było to rozstanie w przyjacielskiej zgodzie. Mało tego od tej chwili nie mieli ze sobą kontaktu.
Tak jak spodziewała się młoda kobieta spotkanie po latach to istny koszmar. Złośliwość, ironia, drwiny i dogadywanie na każdym kroku to praktycznie codzienność, a dom będą dzielić przez całe wakacje, chyba że podzielą się nim okresowo. Jade dziewczyna Justina stara się załagodzić sytuację i spróbować chociaż zneutralizować kontakty tych dwojga, bo na ponowną przyjaźń nie ma co liczyć. Amelia coraz ciężej znosi pobyt na wyspie, ale nie chce stąd uciekać, bo to miejsce wiele dla niej znaczy. Głęboko wierzy, że uda jej się porozmawiać z Justinem i wyjaśnić to, co wydarzyło się między nimi lata temu. Problem w tym, że jak to mówią do tanga trzeba dwojga i sama nic nie wskóra...
Co ciekawe to tylko malutka część tego, co przydarzy się Amelii oraz Justinowi. Ta książka choć nie zapowiada ukrywa wiele i to niekoniecznie smutnych i dramatycznych momentów choć przyznać trzeba, że one są kanwą dla całej historii. To, co mnie trochę zbijało z pantałyku to mieszanie przez Penelope naprawdę romantycznych momentów z wręcz powiedziałabym wulgarnym i wyuzdanym erotyzmem. Na początku miałam do tego mieszane uczucia, ale dość szybko przełączyłam się na jej tryb i czytało mi się bardzo przyjemnie. Choć to moje pierwsze spotkanie z Ward jako solistką to na pewno nie ostatnie. Ma w swoim piórze charakter i potrafi z niczego zrobić coś. I choć historia, jakich wiele w dzisiejszej literaturze to muszę przyznać, że żeby ją stworzyć na nowo to trzeba to umieć i Penelope to potrafi. Mimo dramatów lektura jest niezwykle przyjemna i lekka w czytaniu oraz odbiorze. Myślę, że teraz jak robi się cieplej niejedna dziewczyna lub kobieta śmiało może po nią sięgnąć i spędzić razem z bohaterką oraz piękną pogodą kilka godzin w domku nad brzegiem morza...