Powieść historyczna jest ciekawa tylko wtedy, kiedy łączy w sobie elementy tajemnicy, sensacji i dramatu. W tej materii jest trochę tak jak w sztuce kulinarnej. Szczypta ostrej przyprawy może zabić smak - albo uczynić go niepowtarzalnym. W przypadku "Mazura" takie ryzyko istnieje i jest jak najbardziej realne. Romans Niemca z Polką w cieniu swastyki, pruski dryl połączony z delikatnością i wrażliwością, to jedna z moich propozycji na zimowe, i nie tylko zimowe popołudnia z książką. Kim był prof. Lutz z Berlina i jakie tajemnice krył "Schloss Hartheim" w Górnej Austrii, dowiedzą się Państwo już wkrótce. Życzę miłej lektury i owocnej dyskusji na forum. Pozdrawiam Jerzy Woźniak
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2015-09-29
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 387
Fascynujący świat pogranicza mazowiecko-pruskiego
Akcja „Mazura” Jerzego Woźniaka rozpoczyna się niemal na rok przed wybuchem II wojny światowej i toczy się głównie na terenie Prus Wschodnich. Ten, jak określa go Wikipedia, „region geograficzno-kulturowy”[1], skutecznie spychany na margines szkolnej nauki historii, przeciętnemu Polakowi kojarzy się z jeziorami, nad którymi miło spędzić wakacje, oraz Piknikiem Country w Mrągowie. Zdecydowanie mniej osób, poza miejscowymi, zna historię tego obszaru i zamieszkujących go ludzi.
Wikipedia podaje:
„Mazurzy byli to Prusacy wyznania protestanckiego mówiący po polsku lub mazursku. Przed 1945 rokiem byli germanizowani. W okresie powojennym byli polonizowani oraz wyjeżdżali do Niemiec Zachodnich”[2].
A w innym haśle:
„Mazurzy – mieszkańcy południowych Prus Wschodnich, potomkowie polskich osadników z Mazowsza (…), ulegli wymieszaniu z pozostałościami ludności pruskiej oraz kolonistami z Rzeszy Niemieckiej i innych państw Europy Zachodniej. (…) Mazurzy wykazywali jeszcze polską świadomość narodową, pielęgnowali polskie tradycje. W XVIII wieku pojęcie polskości miało na tym obszarze jedynie znaczenie językowe a nie narodowe. Mówili gwarą będącą odmianą (…) języka polskiego, wypieraną od połowy XIX w. przez język niemiecki. (…) Mazurska szlachta polska uległa germanizacji najwcześniej, bo już pod koniec XVIII w.”[3].
Ta odrobina historii jest niezbędna, żeby zrozumieć problem, który przewija się w powieści Jerzego Woźniaka. Problem, który może budzić sprzeczne uczucia. Głównym bohaterem jest bowiem Georg Podborski, Mazur mieszkający w przedwojennym Szczytnie, wówczas nazywającym się Ortelsburg. Poznajemy go, gdy pracuje w muzeum jako konserwator. Po pracy nielegalnie zajmuje się przemytem wódki przez polską granicę. I właśnie ta granica, w obliczu zbliżającej się wojny, staje się miejscem wymagającym szczególnej uwagi Polaków i Niemców. Mazury należą do III Rzeszy, graniczą z Mazowszem. W rejonie pogranicza organizowane są siatki szpiegowskie zarówno po stronie polskiej, jak i niemieckiej. Ludność miejscowa jest w różny sposób włączana w tę działalność, często wbrew własnej woli. Bywa, że ktoś zostaje zmuszony do roli podwójnego agenta. Miejscowi, którzy doskonale znają język polski, niemiecki oraz miejscową gwarę, a także teren, są idealnymi ludźmi do roli szpiegów. Jednym z nich staje się Podborski.
Początkowo nie ma on dylematu związanego z przynależnością narodową. Wszystko jest proste – Mazury należą do Niemiec i obowiązuje go niemieckie prawo, zatem powołanie do niemieckiej służby wojskowej stanowi naturalną kolej rzeczy. Dla Georga, który rozpoczyna działalność pod pseudonimem „Mazur”, a także dla nas, zaczyna się sensacyjny wątek powieści. Spotykamy się tu również z drugim, kontrowersyjnym elementem powieści – wysokimi rangą niemieckimi wojskowymi nastawionymi sceptycznie do polityki Hitlera, a nawet usiłującymi jej zapobiec. Zakładam, że Woźniak wprowadził ten wątek po dotarciu do faktów, które go potwierdzają.
Mimo iż główny bohater jest postacią fikcyjną, autor dał mu możliwość nawiązywania relacji z prawdziwymi, znanymi z historii osobami, które pełniły podczas wojny istotne funkcje. Zaangażowany w wykonywanie przydzielonych mu zadań, Georg nadal nie zauważa, że dla Niemców jest tylko Mazurem, człowiekiem gorszego sortu, a nie prawdziwym Niemcem. To w czasie jego pobytu w Berlinie padną słowa, które wypowie do bohatera jego przełożony:
„Pan jest z Mazur, a tam chyba jest więcej wozów chłopskich niż cywilizacji. Zna pan to: »Gdzie kończy się kultura…«”[4].
W październiku 1939 roku starszy sierżant (Oberfeldwebel) Podborski wraca do Szczytna z powodu niezdolności do dalszego wykonywania służby wojskowej. Zostaje zatrudniony w biurze pośrednictwa pracy (Arbeitsamt). Na teren Mazur przywożeni są przymusowi pracownicy z Kresów lub z Warszawy. Dla polskich robotników Georg jest Niemcem, wrogiem, uosobieniem zła. Los jednak sprawia, że zakochuje się w polskiej „niewolnicy”, jak sama o sobie mówi, Jadwidze. Ta miłość nie miała prawa się zdarzyć, trwa wojna, on i ona stoją po dwóch stronach barykady, Niemcowi ponadto nie wolno kalać czystości rasy. Ale czy Jerzy (Georg) Podborski jest rzeczywiście Niemcem?
Świat, który wykreował Jerzy Woźniak, nie jest jednoznacznie czarno-biały. Autor jednak nie miał zamiaru wybielać Niemców ani ich usprawiedliwiać. Jak napisał we wstępie:
„Jest oczywiste, że okres panowania hitlerowskiej dyktatury jest i będzie na zawsze częścią dziedzictwa Niemiec”[5].
Motto „Mazura” pochodzi z libretta „Wilhelma Tella” Rossiniego. Warto w tym miejscu wspomnieć, że w czasach, w których toczy się akcja książki, zakazano grania tej opery. Powodem było jej polityczne przesłanie – bunt przeciw politycznemu porządkowi i zabicie tyrana, by sprawiedliwości stało się zadość. Echa kilku wątków opery znajdziemy w fabule powieści. Znamienne są wybrane przez autora słowa:
„Mówicie o ojczyźnie, lecz my jej nie mamy”[6],
odnoszące się do wcielenia Mazur do Prus, a potem Rzeszy, oraz fragment aktu III nawiązujący do wątku miłosnego. Pisarz nie ukrywa, że ów wątek nosi cechy autobiograficzne.
Jako powieść historyczna „Mazur” ma ogromną wartość. Wiedza Jerzego Woźniaka, zgromadzone przez niego fakty, dbałość o szczegóły i realia są wręcz imponujące. Podczas lektury odnosiłam wrażenie, że wydarzenia relacjonuje naoczny świadek zdarzeń z lat 1938-1942. Nie ma takiej gazety czy drobiazgu, których tytułu, marki lub nazwy producenta autor by nie znał. Hierarchię wojskową ówczesnej niemieckiej armii ma w małym palcu, jak i wiele mało znanych a prawdziwych wydarzeń. Po topografii Mazur porusza się jak po własnym podwórku. Prości ludzie mówią mazurską gwarą, która nie stanowi dla niego bariery. Pod tym względem odbyłam wspaniałą lekcję historii Mazur w czasie II wojny światowej, lekcję, której nie ma w żadnych podręcznikach. Moja wiedza o Mazurach uległa ogromnemu poszerzeniu. Pomogły mi w tym również liczne stare fotografie odnoszące się do opisywanych wydarzeń, podpisane cytatami z książki.
Szkoda, że przy tych wszystkich zaletach autorowi nie udało się zbudować w powieści napięcia, jakiego oczekiwałam po historii szpiegowskiej. Rozpraszała mnie też bardzo duża liczba przypisów. Z jednej strony dobrze, że został umieszczone u dołu strony, z drugiej – wolałabym jednak część z nich znaleźć na końcu książki. Czym innym jest tłumaczenie zdania wypowiedzianego gwarą, a czym innym – dodatkowe szczegóły związane na przykład z konkretną gazetą (lata wydawania, tematyka etc.), rozszerzające wiedzę, ale niemające bezpośredniego wpływu na akcję. Zresztą wiele z informacji zawartych w przypisach można by powplatać w treść tak, że nie zmuszałyby do odrywania się od lektury i gubienia wątku.
Szkoda również, że autor nie zaufał inteligencji czytelnika i często niepotrzebnie tłumaczył to, co i tak wynikało z dialogu lub przedstawionej sytuacji. Ten balast spowalnia tempo akcji. Żałuję też, że zabrakło chociaż jednej mocnej sceny walki. Strzelanina w karczmie została opisana jako retrospekcja, przez co utraciła wiele z dramatyzmu, choćby dlatego, iż wiadomo było, że bohater przeżył, skoro sam wydarzenia relacjonował. Korekta i redakcja niestety przepuściły kilka literówek i jeden błąd ortograficzny. Niemniej waga zawartych w „Mazurze” realiów w dużym stopniu równoważy te mankamenty, o czym świadczy choćby obszerność moich wywodów.
Osobną sprawą jest pisownia nazw miejscowości, stopni wojskowych czy funkcji urzędowych. Mazury obecnie należą do Polski i miejscowości mają polskie nazwy, a szarże i urzędy – polskie odpowiedniki. Zawsze spotykałam się w powieściach historycznych z użyciem polskich nazw i podaniem wcześniejszej wersji, na przykład niemieckiej, w przypisie – czyli odwrotnie, niż jest w tej pozycji. Uważam, że obcojęzyczna nazwa może pojawić się jedynie w dialogu, w ustach postaci – tłumaczyłoby to jej obce pochodzenie, brak znajomości języka itp.; natomiast narracja powinna zawierać nazwy współcześnie obowiązujące, w tym wypadku polskie.
Polecam książkę miłośnikom tematyki związanej z II wojną światową, ze względu na bogaty materiał faktograficzny, oraz osobom zainteresowanym mniej znaną historią ziem należących obecnie do Polski, szczególnie historią Mazur.
---
[1] Wikipedia, hasło: Mazury.
[2] Tamże.
[3] Wikipedia, hasło: Mazurzy.
[4] Jerzy Woźniak, „Mazur”, Agencja Wydawnicza i Reklamowa Akces, 2015, s. 128.
[5] Tamże, s. 8.
[6] Fragment II aktu opery Rossiniego „Wilhelm Tell”, cyt. za: Jerzy Woźniak, dz. cyt., s. 5.
Praktyczny poradnik dla wszystkich działkowców i ogrodników. Zajmowanie się własnym skrawkiem ziemi to przyjemne, ale także absorbujące zajęcie. Uprawiając...
Fabuła powieści jest oparta na wydarzeniach, które miały miejsce w południowej części Prus Wschodnich na początku XX wieku i podczas II wojny światowej...
Przeczytane:2016-06-06, Ocena: 5, Przeczytałam, elzbietakat,