Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2014-10-30
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 320
Ufff.... wreszcie to zmęczyłam. Książka, która zapowiadała się nieźle, z każdą kolejną stroną gasiła mój entuzjazm. Pierwsze moje wrażenie: o, język stylizowany na stary - czy ja dam radę? Dałam. Byłam zaskoczona, jak dobrze to się czyta, jak gładko. Dehnel zrobił dobrą robotę i tu ukłon w stronę jego talentu (jak widać talent ma - to moje pierwsze z nim spotkanie) i te trzy gwiazdki są właśnie za to. No i tyle, jeśli chodzi o dobre strony tej książki jak dla mnie. Opowieść na początku była całkiem ciekawa, przez kilkanaście, kilkadziesiąt stron. Potem zaczęła mi się dłużyć, miałam wrażenie, że jest niepotrzebnie rozwleczona i przegadana. I nudna... jak flaki z olejem. I osoba samej Makryny. Ot, zwykła cwana oszustka. Po co się o takich rozpisywać? Jeśli w świecie ludzi kulturalnych takie osoby zasługują na książki, to ja dziękuję bardzo, mogę pozostać niekulturalna. Przeczytałam też w Wikipedii o Makrynie, tam też było, jak dla mnie za długo, ale znacznie ciekawiej. Nie rozumiem zachwytów nad tą książką, nie rozumiem jej racji bytu i jej celu.
Czmutem bym Wam w oczy pluskała mówiąc, że to słaba książka jest. Dehnel już tak ma, że nawet pisząc słabsze książki, tworzy bardzo dobre książki. Tak jest w przypadku "Matki Makryny" właśnie. Dehnel wziął tym razem na warsztat opowieść o zakonnicy, która fałszując historię swojego życia (nigdy bowiem zakonnicą nie była) zdołała w XIX w. zdobyć posłuch doczekawszy się miana świętej męczennicy.
Ciekawa jest ta opowieść o sprytnej, w gruncie rzeczy, inteligentnej kobiecie, która znalazła sposób na to, by porwać za sobą tłumy. Historia jej życia (siedem lat w niewoli u Moskali) - podkreślam, zmyślona - była wodą na młyn dla polskiej emigracji we Francji, pretekstem do mesjanistycznego postrzegania roli Polski pod zaborami. Sprzyjał Makrynie czas - apogeum romantyzmu. Epoka romantyzmu jest drugim, chociaż niezbyt na pierwszy rzut oka uchwytnym, bohaterem tej opowieści. Sporo miejsca poświęca się tu np. mroczniejszej stronie Adama Mickiewicza i jego związkom z sektą Koło Sprawy Bożej. I to, paradoksalnie, jest najsłabszą (ale wciąż dobrą) strona powieści. Dehnel ma tendencję do hermetyzowania swoich opowieści, wymaga od czytelnika (takie mam wrażenie) jeśli nie erudycji, to przynajmniej zainteresowania tematyką książki i doczytania jakichkolwiek materiałów rozszerzających wiedzę. Wydaje mi się, że dla czytelnika po szkolnej legendzie Mickiewicza i Romantyzmu stawianego na piedestale, przedstawienie tej epoki w "Matce Makrynie" może być niezrozumiałe.
Natomiast tym, dla czego trzeba czytać Dehnela, jest język, jakiego używa w swoich powieściach. Do każdej podchodzi indywidualnie: inaczej gawędzi o Lali, inaczej opisuje szaleństwo Goyów, Matka Makryna też wypowiada się językiem charakterystycznym dla epoki, ale jednocześnie nie przestylizowanym. Więc raz jeszcze - warto, chociaż opisywana powieść nie jest tą, od której polecam zacząć przygodę z twórczością Jacka Dehnela.
Matka Makryna Mieczysławska to postać historyczna i mocno kontrowersyjna. Maltretowana przez męża kobieta, po jego śmierci zmuszona żebrać i radzić sobie jak tylko się da. Pracując jako świecka szafarka przy rozdawaniu jadła ubogim podchytuje opowieść unickiej zakonnicy bazylianki. Stawia siebie w roli matki przełożonej i zaczyna snuć opowieść o prześladowaniach ze strony prawosławnych Rosjan. Im dalej od rodzinnych stron (i ryzyka przyłapania na kłamstwie), tym opowieść się bardziej rozrasta aż do ewidentnych absurdów. Jednak Makryna znajduje posłuch u Polaków na emigracji we Francji. Spotyka elity, poetów, biskupów, ma audiencję u papieża. Niezwykła to była kariera oszustki, która potrafiła manipulować tłumem, wiedziała, że musi opowiadać to, co ktoś chce usłyszeć, a jednocześnie była zwykłą niewykształconą kobietą.
Wyznania o siedmioletnich prześladowaniach drukowano cały XIX wiek dla religijnego zbudowania czytających. Matka Makryna została zdemaskowana w XX wieku, choć miała nadal kościelnych obrońców, a ostatecznie została zapomniana.
Lektura to była dla mnie trudna, nie ze względu na archaizowany język, a bardziej przez to napięcie towarzyszące czytaniu monologu bohaterki, przekonanie, że to niemożliwe, już, już przekroczyła granicę, zaraz ją ktoś zdemaskuje, za dużo absurdu, za dużo prześladowań, zbyt wiele zakonnic umarło w wieloraki sposób... A jednak nie. Przetrwała.
W najnowszym tomie "Języki obce" Jacek Dehnel bawi się formą. Czytelnik otrzymuje szereg utworów prezentujących najróżniejsze style - od miniatur po nieużywane...
Bogata, świecąca neonami dansingów, chlubiąca się luksusowymi hotelami i gronem wybitnych twórców kultury Warszawa dwudziestolecia międzywojennego ma swój...
Przeczytane:2015-01-03, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2015, polskie czytanie,