Mała Zagłada

Ocena: 5.33 (12 głosów)
Inne wydania:

Wojna nie umiera nigdy...

,,Zabrałam ci twoją historię, mamo, twoją apokalipsę.  Karmiłaś mnie nią, gdy byłam mała, szczyptą, po trochu, żeby mnie tak całkiem nie otruć. Ale się uzbierało. Mam ją we krwi..." Anna Janko Mała Zagłada

Sochy na Zamojszczyźnie, 1 czerwca 1943 roku. Wystarczyło parę godzin, by wieś przestała istnieć. Budynki zostały spalone. Mieszkańcy rozstrzelani. Pośród zgliszczy pozostał jeden dom, nieliczni dorośli i kilkoro dzieci.

Wśród nich -- dziewięcioletnia Terenia Ferenc, matka Anny Janko. Dziewczynka widziała, jak Niemcy mordują jej rodzinę. Nieludzki obraz towarzyszył jej przez lata spędzone w domu dziecka, by nigdy nie dać o sobie zapomnieć...

,,Miałam przez to wszystko jakby dwie matki. Pierwszą: dorosłą kobietę, za którą tęskniłam, gdy wychodziła do sklepu, której się bałam, gdy wpadała w gniew,  z której byłam dumna, bo nikt nie miał ładniejszej pani za matkę na całym podwórku. I drugą mamę miałam: małą dziewczynkę, której na wojnie zginęli rodzice, wciąż przerażoną i samotną, która kiedyś cierpiała głód i musiała pracować u złej ciotki, takiej, co biła i kazała nosić wiadra z wodą pod górę. Dla niej pójście po wojnie do domu dziecka było, o paradoksie, największym szczęściem. To właśnie ta mama-dziewczynka nieraz kładła się na tapczanie w dzień i płakała nie wiadomo dlaczego". (fragment książki)

Mała Zagłada Anny Janko nie jest jeszcze jedną tragiczną opowieścią rodzinną wyciągniętą z lamusa II wojny światowej. To mocna, jak najbardziej współczesna rozprawa z traumą drugiego pokolenia -- naznaczonego strachem. Brutalna, naturalistycznie opisana historia pacyfikacji polskiej wsi staje się w niej punktem wyjścia do przedstawienia etycznej i egzystencjalnej bezradności.

Mała Zagłada. Przejmująca książka o tym, że wojna nie umiera nigdy...

,,Książka Anny Janko była dla mnie lekturą wyjątkową i dużym przeżyciem". Adam Sikorski

,,Wpisuje się w jeden z najważniejszych europejskich nurtów nowego przepracowania tragedii II wojny światowej w duchu zrozumienia i dialogiczności, a nie konkurencji ofiar i zbrodni". Robert Traba

Informacje dodatkowe o Mała Zagłada:

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2015-01-15
Kategoria: Literatura piękna
ISBN: 9788308054208
Liczba stron: 252

więcej

POLECANA RECENZJA

Kup książkę Mała Zagłada

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Mała Zagłada - opinie o książce

Avatar użytkownika - Czytamduszkiem
Czytamduszkiem
Przeczytane:2022-05-17, Ocena: 5, Przeczytałem,

Reportaż Anny Janko pt. „Mała zagłada” przeczytałam krótko przed rosyjską inwazją na Ukrainę. Była połowa lutego 2022. Jeszcze nie zdążyłam przetrawić jej literackiego ciężaru, jeszcze nie byłam gotowa usiąść do zebrania własnych przemyśleń, gdy doszedł cień kolejnej wojny w Europie. Tak samo prawdziwej, rządzącej się tym samym okrucieństwem, tak samo siejącej strach i nienawiść jak poprzednia. Do tej pory myślałam, że określenia „przed wojną” lub „w czasie wojny” są zarezerwowane tylko dla moich dziadków. Niewyobrażalne, lecz teraz i ja dzielę świat na ten przed- i powojenny (choć przecież wojna jeszcze się nie skończyła).

               Anna Janko w „Małej zagładzie” zebrała fakty i wspomnienia głównie swojej matki, Teresy Ferenc, z masakry, która miała miejsce we wsi Sochy na Zamojszczyźnie 1 czerwca 1943 r. Tego dnia rano do miejscowości wpadli Niemcy, strzelali do mieszkańców, podpalili domy. Zabili blisko 200 osób, w tym kobiety i dzieci. Jedną z dziewczynek, która przeżyła te tragiczne chwile, była matka autorki, wówczas 9-latka. Ani nie zapomniała, ani nie oswoiła się z tym, co widziała i słyszała. Traumatyczne emocje zostały z nią na zawsze i naznaczyły także rodzinę, zwłaszcza córkę, Annę Janko, autorkę „Małej zagłady”.

               Długo nie mogłam zebrać się do napisania recenzji z tego reportażu. Takich książek nie zapominam, pozostają we mnie jak zakodowany szyfr. Tym razem siła oddziaływania została dodatkowo wzmocniona wydarzeniami w Ukrainie. Musiało upłynąć nieco czasu, zanim znowu byłam w stanie myśleć na tyle składnie, by móc na nowo pisać i dzielić się tym, co dla mnie ważne w tej lekturze.

               To, co na pierwszy rzut oka, uderza w „Małej zagładzie” to język i punkt widzenia na fakty, oceną których Janko niemal prowokuje, jakby chciała wyrwać skostniałego odbiorcę z dotychczasowego sposobu patrzenia i otworzyć przed nim odmienną optykę. I tak na przykład raz bezdusznie wwierca się w umysł odbiorcy niebezpiecznym sformułowaniem „dzieci niewiadomego przeznaczenia”*). Innym razem rozmowa, z której dowiadujemy się, że przecież nie było wtedy najgorzej, bo „ (…) tylko zabijanie i podpalanie. Żadnego znęcania, pastwienia się, maltretowania, nikt nawet kobiet nie gwałcił. Szli i tylko zabijali (…)”**), pozostawia nas kipiących z oburzenia na taki rodzaj relacji, a jednocześnie niemal natychmiast po fali sprzeciwu przebija się zdziwienie, czy to w ogóle możliwe, aby być aż tak zimnym cynikiem? Próby zmiany perspektywy, próby podważenia osądu w zakresie tego, co wiadomo o eksterminacji mieszkańców Soch, powracają na karty „Małej zagłady” niejednokrotnie. Możemy stawiać pytania, w jakim celu autorka umniejsza, w jakim celu deprecjonuje to, co się wydarzyło? Po co w ogóle zamienia role katów i ofiar? Jaki to ma sens? Wydaje się, że odpowiedzi należy szukać w sposobie na rozprawienie się z przeżyciami, w metodzie na zweryfikowanie zakodowanych wspomnień. Bo czy jeśli odrze się fakty z emocji, to czy nadal będą miały tę samą siłę oddziaływania, czy wciąż będą miały to samo znaczenie? Współcześnie przecież nie trzeba nawet manipulować faktami, a wystarczy jedynie „pomajsterkować” przy emocjach, by uzyskać odmienny efekt ocenny. Wiadomo, że nic tak doskonale jak język nie nadaje się do takich „machinacji”. Porozstawiane pułapki pozostają jednak puste, gdyż wprawny czytelnik bezbłędnie rozumie sens zabiegu.

               Drugim elementem, który równolegle ze stylistyką staje się wyznacznikiem atrybutów „Małej zagłady”, jest splecenie wspomnień matki – wówczas dziecka i biernej uczestniczki wydarzeń – z przeżyciami córki, która o wojnie „tylko” słyszała. W rezultacie niejako bezwiednie obie stają się powiernicami tych samych wojennych niedopowiedzeń, obie stają się obserwatorkami własnych niespokojnych reakcji, obie stają się wreszcie zakładniczkami powojennego strachu, z którym każdej na swój sposób przyjdzie się mierzyć. Swoją drogą to zadziwiające, jak pamięć jednego pokolenia potrafi kształtować przeżycia następnego. Czyżby istniała „pamięć genetyczna”? W „Małej zagładzie” obie, i matka, i córka, są do tego stopnia przesiąknięte wspomnieniem z Soch, że czasami nie wiadomo dokładnie, przeżycia której z nich w danej chwili przeważają. Co ciekawe, ich pamięć dotyczy nie tylko samych faktów, lecz rozlewa się również na emocje i wrażenia, które nawet wiele lat po wojnie dają o sobie znać, niekoniecznie w formie bezpośrednich reminiscencji z tragedii. Proste powiązania przyczynowo-skutkowe czasami są bowiem niewystarczające, by choćby wytłumaczyć nieoczekiwaną pustkę będąc wśród bliskich czy wyjaśnić nagłą niechęć do siebie samej. Bo obłęd rodzący się z poczucia strachu ma wiele odmian, trudno go wykorzenić, jest długowieczny i wydaje się też dziedziczny. Nie wiadomo, co przychodzi trudniej, co bardziej nieznośne i wyniszczające: pamięć czy zapomnienie?

               Warto też podkreślić, że w „Małej zagładzie” masakra nie jest bezimienna. Zarówno ofiary, jak i sprawcy są wyraźnie nazwani. Mają imiona, twarze, indywidualne cechy, domy, plany na życie. Janko zadbała, by zwłaszcza ofiary, zostały zapamiętane jako konkretne osoby: matki, ojcowie, siostry, synowie. To nadaje zbrodni zupełnie inny wymiar. Pomordowani przestają być obcy i odlegli, oddzieleni stosami akt z archiwów, przez które pisarka latami się przedzierała, natomiast stają się prawdziwymi rodzinami, sąsiadami, którzy jeszcze przed chwilą prowadzili gospodarstwa, zajmowali się swoimi sprawami, zaczynali kolejny słoneczny dzień lata na wsi.

Anna Janko stworzyła „Małą zagładę”, by się rozprawić z przeszłością – pośrednio swoją, bezpośrednio swojej matki. Zestawiając kontrastowo poetyckie szczegóły z odartą z wszelkich uczuć bezwzględnie przeprowadzoną rzezią mieszkańców Soch, autorka głośno przestrzega, że wojna nie kończy się nigdy. Nigdy też nie gaśnie kanonada wspomnień. Co najwyżej walki przenoszą się na inne pola bitewne. Patrząc na bieżące wydarzenia, wojna zbiera teraz swój krwawy plon w Ukrainie.

*)  Anna Janko „Mała zagłada”

**) Anna Janko „Mała zagłada”

Link do opinii
Avatar użytkownika - enigma1
enigma1
Przeczytane:2017-03-29, Ocena: 6, Przeczytałam, 26 książek 2017,
"Mała zagłada" to jedna z najbardziej przejmujących książek o II wojnie światowej. Są to losy jednej wsi, w szczególności jednej rodziny - i może dlatego jest ta książka tak bolesna? Anna Janko próbuje ocalić od zapomnienia pamięć o jej dziadkach, o ich sąsiadach, o wsi Sochy. Sochy to mała wieś na Zamojszczyźnie. Została ona spalona 1 czerwca 1943 roku, większość mieszkańców zastrzelili pacyfikujący wieś Niemcy. Tak właśnie zginęli dziadkowie autorki: najpierw zastrzelony został Władek Ferenc, potem Józefa Ferenc. A wszystko to stało się na oczach ich dzieci: Reni, Jasia i Krysi - Kropki. I w tym momencie kończyło się normalne życie tych dzieci. Bo jak można żyć po tym, jak się widziało śmierć rodziców? Przecież tym dzieciom skończył się świat. A może skończył się wcześniej? Gdy słyszały opowieści o rzezi na Ukrainie? "W Sochach ludzie czuli przerażający strach przed Niemcami, a przed Ukraińcami upiorny..." Wojna to fizyczna śmierć. I śmierć psychiczna, która ma destrukcyjny wpływ na wszystkich jej uczestników. Zwłaszcza na dzieci. "Kto myśli o dzieciach w takich razach? Że nie wolno ich zasmucać, nie wolno straszyć, podprowadzać do krawędzi i tam porzucać? Kto się zastanawia nad tym, czy się takie dziecko rozwinie w zdrowego człowieka bez obciążeń? Nikt. Nikt idzie na wojnę i zabija nikogo". Te wojenne przeżycia dziedziczą (lub "dziedziczą") następne pokolenia. Ten strach, w następnym pokoleniu już w pewnym sensie irracjonalny, zatruwa życie dzieciom tamtych dzieci. "Mała zagłada" to książka, która zapada w pamięć. Tu każda strona to wołanie: nigdy więcej wojny! A przesłanie to jest wyjątkowo aktualne, gdy podgrzewane są nacjonalistyczne nastroje i zalewa nas wojenna retoryka.
Link do opinii
Avatar użytkownika - szmaragdova
szmaragdova
Przeczytane:2016-12-01, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki w 2016, Ebook- mobi, Mam,
Obowiązkowa pozycja dla: ludzi wrażliwych na piękno słów, zainteresowanych psychologią (pamięć traumy, ukierunkowanie na zbrodnicze instynkty itp), nie chcących, by wojenne historie przeminęły bez echa. Mama autorki książki, 9-letnia dziewczynka, wraz z dwójką rodzeństwa przetrwała pacyfikację rodzinnej wsi Sochy na Zamojszczyźnie, tracąc rodziców i przyglądając się śmierci z bliska. Jej przeżycia skamieniałe w bólu i lęku wędrują po połączeniach neuronowych, i stają się udziałem autorki. Anna Janko postanawia rozprawić się z przeszłością, by pozwolić matce spokojnie umrzeć i uwolnić swoich potomków od ciężaru wojennej traumy. Książka w prosty sposób ukazuje genezę zła, sposób działania żywiącej się krwią wojennej machiny, której piekielny oddech świadomy człowiek niestety zawsze będzie czuł na plecach. Zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, również z powodu wirtuozerii języka, jakim opowiadana jest historia. Szybko z głowy nie wyjdzie (myślę, że nigdy)...
Link do opinii
Avatar użytkownika - leonia
leonia
Przeczytane:2016-10-05, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2016,
Jeden z najlepszych literackich reportaży o drugiej wojnie światowej, która miałam okazję przeczytać. Autorka w bardzo osobisty, poruszający i emocjonalny sposób ukazała obraz pacyfikacji niewielkiej wsi na Zamojszczyźnie. Jadnak musimy mieć świadomość, że takich miejscowości i tragedii wielu ludzi było tysiące. "Mała Zagłada" to pełna głębokich refleksji książka o wojnie jako niszczącym zjawisku, wciąż obecna jest we współczesnym świecie. Zmieniają się tylko metody zabijania i niszczenia przybierając coraz bardziej okrutne formy.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Olena
Olena
Przeczytane:2015-04-07, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki - 2015,
Są takie książki, które z głowy nie wychodzą; o których się długo myśli; których co dosadniejsze fragmenty w najbardziej nieoczekiwanych momentach nawiedzają pamięć i za każdym razem dotykają emocji; których nie da się ot tak z siebie wyrzucić, zapomnieć, powiedzieć sobie, że już wystarczy i koniec; książki, które żywo odciskają się w psychice. To jedna z nich. Okrutna pacyfikacja wsi, zagłada dorosłych i dzieci, oczyma tych ostatnich. Śmierć ocierająca się o ubrania, okaleczenie, strach, sieroctwo, zagubienie, widok mundurów i ognia, odgłos strzałów na zawsze zapisane w pamięci. Także czytelnika.
Link do opinii
Avatar użytkownika - jezyna122
jezyna122
Przeczytane:2015-07-06, Przeczytałam, Mam,
"Kiedy dziecku zabijają na jego oczach rodziców, to jakby świat zabijali, razem ze słońcem, księżycem, drzewem, polem, zeszytą lalką. (...) I żadne rzeczy nie wrócą tam gdzie były, nawet jeśli pozostaną w swoim kształcie". Sochy, wtorek pierwszy dzień czerwca 1943 roku, około piątej rano. To data, która zapadnie głęboko w pamięci zarówno mamie Anny Janko jak i mieszkańcom osiemdziesięciu ośmiu domów w tej miejscowości. To czas, kiedy wszystko to co mieli oni zaplanowane - legnie w gruzach a właściwie spłonie w ogniu. "Słońce jeszcze się dobrze nie wsparło na promieniach, gdy na zboczach od północy i od południa, i na krańcach drogi od wschodu i od zachodu, pojawiły się postacie jak ze złego snu". Autorka podjęła temat niewiarygodnie trudny już dla bezstronnego obserwatora. Ona jednak zajęła się nim, jako osoba bezpośrednio poszkodowana. Fakt rzezi w Sochach tak naprawdę wpłynął nie tylko na życie jej matki i jej rodzeństwa, lecz również bezpośrednio na nią samą, jak i na jej małą córkę. Mała Renia miała 9 lat gdy była świadkiem śmierci ojca i matki. Została sama z dwojgiem rodzeństwa. Fakt który najbardziej pamięta, to myśl która pierwsza pojawiła się w jej głowie - ,,jesteśmy sierotami". Zawładnął nią płacz, długo nie była w stanie w ogóle mówić. Płakała całymi godzinami przez wiele dni.. Na samej tylko Zamojszczyźnie esesmani, żołnierze, żandarmi i policjanci w służbie niemieckiej spacyfikowali 115 wsi, niektóre parokrotnie. Ostatecznie wysiedlili 110 tysięcy osób (z prawie 300 wsi), 297 tysięcy wszystkich mieszkańców -zamierzonej liczby 200 tysięcy nie udało im się osiągnąć. Zamordowano 4674 osoby, do obozów koncentracyjnych zesłali 2111. Z wysiedlonych około 30 tysięcy stanowiły dzieci, przeżyło tylko 4500. Były wśród nich te uratowane przez Wilhelma Hagena, naczelnego lekarza miejskiego w Warszawie, który miał ogromny udział w pomocy zamojskim dzieciom ( głównie na Dworcu Wschodnim i Bródnie). W Sochach zabito w sumie 45 niemowląt i dzieci. Nikt jednak nie policzył dzieci, które zginęły w domach, na podwórkach, czy tych, które zostały sierotami. Mama małej Reni była w ciąży... Interia360 "Mała zagłada" Anna Janko "Mała zagłada" Anna Janko Autor: jezyna122 (zredagowany przez: Kuba Stolarczyk, Magda Głowala-Habel) Słowa kluczowe: Mała Zagłada, Sochy, Anna Janko, Zamojszczyzna 2015-01-08 08:04:42 "Kiedy dziecku zabijają na jego oczach rodziców, to jakby świat zabijali, razem ze słońcem, księżycem, drzewem, polem, zeszytą lalką. (...) I żadne rzeczy nie wrócą tam gdzie były, nawet jeśli pozostaną w swoim kształcie". Okładka książki Okładka książki / fot. Wydawnictwo Literackie Sochy, wtorek pierwszy dzień czerwca 1943 roku, około piątej rano. To data, która zapadnie głęboko w pamięci zarówno mamie Anny Janko jak i mieszkańcom osiemdziesięciu ośmiu domów w tej miejscowości. To czas, kiedy wszystko to co mieli oni zaplanowane - legnie w gruzach a właściwie spłonie w ogniu. "Słońce jeszcze się dobrze nie wsparło na promieniach, gdy na zboczach od północy i od południa, i na krańcach drogi od wschodu i od zachodu, pojawiły się postacie jak ze złego snu". Autorka podjęła temat niewiarygodnie trudny już dla bezstronnego obserwatora. Ona jednak zajęła się nim, jako osoba bezpośrednio poszkodowana. Fakt rzezi w Sochach tak naprawdę wpłynął nie tylko na życie jej matki i jej rodzeństwa, lecz również bezpośrednio na nią samą, jak i na jej małą córkę. Mała Renia miała 9 lat gdy była świadkiem śmierci ojca i matki. Została sama z dwojgiem rodzeństwa. Fakt który najbardziej pamięta, to myśl która pierwsza pojawiła się w jej głowie - ,,jesteśmy sierotami". Zawładnął nią płacz, długo nie była w stanie w ogóle mówić. Płakała całymi godzinami przez wiele dni.. Na samej tylko Zamojszczyźnie esesmani, żołnierze, żandarmi i policjanci w służbie niemieckiej spacyfikowali 115 wsi, niektóre parokrotnie. Ostatecznie wysiedlili 110 tysięcy osób (z prawie 300 wsi), 297 tysięcy wszystkich mieszkańców -zamierzonej liczby 200 tysięcy nie udało im się osiągnąć. Zamordowano 4674 osoby, do obozów koncentracyjnych zesłali 2111. Z wysiedlonych około 30 tysięcy stanowiły dzieci, przeżyło tylko 4500. Były wśród nich te uratowane przez Wilhelma Hagena, naczelnego lekarza miejskiego w Warszawie, który miał ogromny udział w pomocy zamojskim dzieciom ( głównie na Dworcu Wschodnim i Bródnie). W Sochach zabito w sumie 45 niemowląt i dzieci. Nikt jednak nie policzył dzieci, które zginęły w domach, na podwórkach, czy tych, które zostały sierotami. Mama małej Reni była w ciąży... Autorka kilkakrotnie podejmuje temat własnej tożsamości, o tym jak trudno się zidentyfikować bez poznania własnej historii, i że wyparcie jej, jest w sumie dla nas katastrofą. Sama tego osobiście doświadczyła np. gdy uświadomiła sobie, że w jej duszy gra również węgierska nuta. Tego typu osobiste odkrycia pozwalają nam na ujrzenie siebie w zupełnie innym świetle i na rozwianie wątpliwości, które nieraz posiadamy. Wspomina o tym, że miała jakby dwie matki pierwszą jedną z najładniejszych kobiet na podwórku, za którą niesamowicie tęskniła, nawet jeśli ta wyszła tylko do sklepu, i drugą dziewięcioletnią dziewczynkę, którą trzeba było się opiekować i która w ,,zamknięciu" samej w sobie walczyła ze wspomnieniami. Choroba sieroca nie szczędzi następnych pokoleń. Dokucza zarówno autorce, jak i jej małej córce. Czy geny są aż tak pamiętliwe? Te lata gdy mała Renia przebywała w Domach Dziecka musiały mieć wpływ na następne pokolenia? ,,Traumę się dziedziczy jakimś epigenetycznym trybem"... Autorka szuka zrozumienia aktów terroru. Wspomina o zimnym wychowaniu w krajach germańskich, o braku uczuć matczynych. Analizuje postawę Niemców, szczególnie tych, z ludzkimi odruchami ." Ileż razy Ty mi w dzieciństwie opowiadałaś o Niemcu, co cię niósł na rękach!" Pamięta o porażającym lęku mieszkańców przed Ukraińcami, których okrucieństwo przewyższało Niemców. Dialog jaki prowadzi autorka ze swoją matką, jest w pewnym sensie niezwykły. W wielu momentach bohaterka jest małą dziewczynką, z wyrywkami wspomnień, z utrwalonym widokiem malej dziurki w marynarce Taty. Spierającą się o szczegóły wydarzeń. Wojna to czas, którego się nie zapomina, to chwile, które miały wpływ na całe życie. Autorka raz jest córką, raz obserwatorem jak i też osobą, która jakby w analityczny sposób podchodzi do określonego zadania. Poznała wiele faktów, przejrzała ogrom opracowań historycznych, próbując poznać nie tyle historię , lecz zrozumieć z czym musiała i musi walczyć jej matka. Zaakceptować chwile nie do zaakceptowania, wyrzucić z pamięci wspomnienia niemożliwe do usunięcia. Osobiście na mnie ta książka zrobiła ogromne wrażenie. Podoba mi się, że autorka stara się nie oceniać, ona wnika w opowiadaną historie, staje się też jej pośrednim bohaterem. To nie jest rozliczenie historii, to jest opowieść, której cały cały czas, każdy dzień dopisuje ciąg dalszy. Szkoda tylko, że czas nie leczy ran, a pamięć nie chce zapomnieć.
Link do opinii
Avatar użytkownika - koshi
koshi
Przeczytane:2015-02-20, Ocena: 6, Przeczytałam, 26 książek 2015, Mam,
Książka "Mała Zagłada" autorstwa Anny Janko opowiada o pacyfikacji przez Niemców wsi Sochy na Zamojszczyźnie podczas II wojny światowej. Wszystkie wydarzenia w niej zawarte są prawdziwe, opisane na bazie wspomnień matki autorki. Lekturę tej książki trzeba sobie dawkować. Tyle w niej okrucieństwa, że po prostu umysł tego nie ogarnia. Muszę przyznać, że gdy skończyłam czytanie poczułam się dosłownie jak struta, te wszystkie opisy zbrodni tworzyły przed mymi oczami potworne obrazy, ogłuszały swym bestialstwem, wyzwalały we mnie wręcz fizyczny ból. Przez kilka kolejnych nocy śniły mi się koszmary. Najczęściej ginęli w nich moi rodzice, a ja nic nie mogłam zrobić, tylko próbować sama ratować się ucieczką. Czytam sporo książek wojennych, a zwłaszcza tych o tematyce obozowej, ale jeszcze nic mnie tak nie uderzyło (człowiek czuje się zdeptany, zmiażdżony ciężarem tych wspomnień) jak właśnie ta książka. Pokazuje bezwzględnych katów, którzy potrafili zabić bezbronne dziecko tak po prostu dla zabawy. Nie mieli żadnych sentymentów, czy wartości moralnych. Choć zdarzali się i dobrzy Niemcy, aczkolwiek bardzo nieliczni. Gdy przemierzałam te drastyczne opisy, przypominały mi się opowieści mojej babci o ukrywaniu się w stogach siana podczas nalotów, o trupach porozrzucanych wokoło, o tym, jak niewiele trzeba było, by pożegnać się z życiem. Przerażające, że na świecie jest tyle zła, nie ma żadnych sentymentów, nic się nie liczy. To po prostu potworne. Człowiek jest zdolny do popełniania najgorszych zbrodni, jeśli tylko zostanie odpowiednio zmanipulowany i nadarzy się okazja do takich czynów. Książkę polecam osobom o mocnych nerwach, które chcą dogłębnie poznać historię. Ostrzegam, że ogromnie działa na wyobraźnię i wrażliwość, wyzwala nienawiść, powoduje wszechogarniający strach i otacza jakimś takim poczuciem bezsilności. Tak chciałoby się, żeby to wszystko była jakaś fantastyczna opowieść. Ale to wszystko są fakty...
Link do opinii
Avatar użytkownika - jeke5
jeke5
Przeczytane:2015-01-25, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam,
Dziedziczymy kolor oczu, włosów, skłonności do chorób, ale stwierdzenie, że można odziedziczyć strach po przodkach budzi w nas zdziwienie. Nie dowierzamy naukowcom, zastanawiamy się, jak to jest możliwe, że w kodzie DNA może dochodzić pod wpływem traumatycznych przeżyć do zmian, które z kolei zostaną przekazane kolejnym pokoleniom. Jest to swego rodzaju dziedziczenie złych przeżyć, strachu i psychoz. Anna Janko-poetka, pisarka, felietonistka jest żywym przykładem odziedziczenia traumy w drugim pokoleniu. W swojej książce pt. ,,Mała Zagłada,, stara się ,,wypisać-oswoić,, strach, ból i pamięć o tym co zostało utracone. Punktem wyjścia dla autorki stały się wydarzenia jakie miały miejsce 1 czerwca 1943 roku w Sochach na Zamojszczyźnie. Niemcy w tym dniu chodzili od domu do domu i zabijali mieszkańców, podpalali domostwa, a ostatecznego zniszczenia wioski dokonały samoloty. W ciągu kilku godzin przestała ona istnieć. Zniknęło z powierzchni ziemi 88 domów, a 200 osób straciło życie. Ocalała garstka dzieci i nieliczni dorośli. Wśród tej grupki znalazła się dziewięcioletnia Tereska Ferenc, mama Anny Janko. Terenia widziała śmierć swoich rodziców i sąsiadów, palące się domy. Nagle zniknął świat, który znała i została sierotą wraz z bratem Jasiem i siostrą Krysią-Kropką. Trzymając młodsze rodzeństwo za rączki przeszła 6 km do Stolnikowizny, gdzie mieszkali dziadkowie. Dla dzieci zaczął się czas tułaczki, domów dziecka, głodu, samotności... Anna Janko starała się zebrać jak najwięcej informacji o ocalałych mieszkańcach Soch, rozmawiała z nimi, śledziła ich losy. Czytała również wspomnienia innych ocalałych, oglądała filmy dokumentalne, odwiedzała miejsca zagłady i obozy. Starała się to bestialstwo wojenne zrozumieć, zapamiętać, dotrzeć do niewygodnej prawdy. Połączyć cyfry w spisach zabitych i ocalałych z ich twarzami, imionami, historiami. ,,A jak wyglądały te imiona? Miały warkocze, piegi, uśmiechy szczerbate? Oczy czarne, oczy szare? Kołnierzyk wiązany, spodenki na szelkach?,, Starała się ocalić od zapomnienia pojedyncze historie. Przypomniała ludzi, którzy pomagali innym w okresie wojennej zawieruchy pomimo tego, że groził za to obóz koncentracyjny. Róża i Jan Zamoyscy pomogli wyciągnąć z obozu w Zwierzyńcu setki dzieci, które umierały tam z głodu i chorób. Zorganizowali cztery szpitale. Po wojnie zostali w peerelowskiej Polsce i borykali się z jej rzeczywistością choć mogli wyjechać do rodziny na Zachód. Czy ktoś pamięta o ich bohaterstwie? Czy upamiętniono ich w jakiś szczególny sposób? Zagłada była za mała, czy za mało było bohaterstwa? Jak to zrozumieć? Jak pojąć absurd historii? Dużo jest w tej opowieści bólu i krzywdy dzieci, naturalistycznych opisów. Trudno powstrzymać łzy. ,, Igranie z przerażeniem dziecka daje takim bestiom wiele radości. Bo dziecko ma bliżej do krawędzi otchłani i boi się zawsze ostatecznie.,, To co się dzieje w danej chwili jest dla dziecka ,,na zawsze,, Dzieci soszańskie są przedstawicielami innych dzieci, które cierpiały i wciąż cierpią podczas wojen i konfliktów na całym świecie. Druga wojna światowa zakończyła się, ale trwają inne. Autorka ukazuje intymne szczegóły z życia swojej rodziny, na które cieniem kładą się przeżycia jej mamy. Nawracająca depresja, płacz, ucieczka w sen i nadzieja, że po obudzeniu się cały przeżyty koszmar zniknie, jakby nigdy nie miał miejsca. Nawracające poczucie opuszczenia w domu pełnym ludzi, ataki paniki nie związane z bieżącą chwilą. Gorsze dni przeplatają się z dobrymi. Książka miała być poniekąd terapią dla Anny Janko i jej mamy, aby temat ,,przerozmawiać i wyrozmawiać na wylot,, Aby nie budził już takiego strachu, aby można było zatrzasnąć drzwi i nie bać się, że wojna znowu wybuchnie. W książce ,,Mała Zagłada,, autorka zwróciła uwagę na groźbę stopniowego zafałszowywania prawdy historycznej. Niemcy utworzyli na terenach Polski obozy koncentracyjne, a współcześnie coraz częściej w języku angielskim pojawia się zwrot ,,polskie obozy koncentracyjne,, Na koniec dodam, że narracja w książce prowadzona jest w formie rozmowy córki z matką. Język domowy przeplata się z ironią i sarkazmem. Książka jest bardzo ładnie wydana i zawiera zdjęcia. Jest to smutna lektura, wstrząsająca, budzi bardzo silne emocje, wciąga i nie sposób o niej zapomnieć. Uważam, że tę książkę powinien przeczytać każdy. Więcej na http://magiawkazdymdniu.blogspot.com/
Link do opinii
Avatar użytkownika - wampirka44
wampirka44
Przeczytane:2020-08-24, Ocena: 5, Przeczytałam,

 Książka napisana przez córkę Teresy Ferenc. Matka jej w wieku 9 lat cudem przeżyła ludobójstwo we wsi Sochy na Zamojszczyźnie. Książka jest inaczej napisana, tzn. córka zwraca się do chorej matki. Córka jak gdyby pisze w imieniu swojej matki. 

Książka o której na pewno się nie zapomni. Warto przeczytać.
Cytat: "Złe dzieciństwo, potworne, traumatyczne, zgotowali Niemcy dzieciom żydowskim, słowiańskim i cygański w Europie w latach czterdziestych dwudziestego wieku, rozpętując tę wojnę. Podobno dlatego tak się stało, że ich własne dzieciństwo było straszne."

Link do opinii
Avatar użytkownika - masumi21
masumi21
Przeczytane:2018-04-13, Przeczytałam, 26 książek 2018,

Wstrząsająca książka. 

Link do opinii
Avatar użytkownika - katibe
katibe
Przeczytane:2016-02-28, Ocena: 5, Przeczytałam, 26 książek w 2016 r., Mam,
Avatar użytkownika - lucter
lucter
Przeczytane:2015-09-27, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Avatar użytkownika - AlaniemaKota
AlaniemaKota
Przeczytane:2015-08-16, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki w 2015,
Inne książki autora
Miłość, śmierć i inne wzory
Anna Janko 0
Okładka ksiązki - Miłość, śmierć i inne wzory

Ostatnimi czasy Anna Janko była obecna na polskiej scenie literackiej głównie za sprawą Małej Zagłady — jednej z najszerzej komentowanych książek...

Świetlisty cudzoziemiec
Anna Janko0
Okładka ksiązki - Świetlisty cudzoziemiec

Wybór lirycznych i nastrojowych wierszy. Seria: To jest poezja....

Zobacz wszystkie książki tego autora
Reklamy