Rok 1939 – Polska zostaje podbita przez agresorów. Po dwóch miesiącach bohaterskiej obrony pododdziały Wojska Polskiego wycofują się do Rumunii, te, którym się to nie udaje, trafiają do niemieckiej lub sowieckiej niewoli. Wielu żołnierzy nie godzi się z klęską. Wśród nich jest młody plutonowy Stanisław, doskonały strzelec i znawca broni. Jego schronieniem stają się lasy. Gdy zdobywa pierwszy karabin, rozpoczyna bezlitosną krucjatę przeciwko najeźdźcy. Postać głównego bohatera jest hołdem dla tysięcy bezimiennych żołnierzy podziemia – mieliśmy wszak podziemne państwo i całą armię ludzi gotowych umierać dla Polski. Niech będzie również hołdem dla żołnierzy wyklętych, o których pamięć wymazywano przez – już powojenne – dziesięciolecia. Powieść „Łowy na człowieka” napisałem na podstawie opowiadania zamieszczonego w książce „Snajperzy – wczoraj i dziś”. Nosiło ono tytuł „Polowanie na człowieka”. Wątek Stanisława rozszerzyłem następnie w „Pojedynkach snajperskich”, w opowiadaniu „Snajper od Boga”. Ktoś zapyta – czy powrót do tego samego tematu ma jakiś głębszy sens? Sądzę, że tak; zastanowił mnie bowiem szeroki oddźwięk ze strony czytelników i wewnętrzne przekonanie, iż muszę ostatecznie rozliczyć się z tym tematem. Potrzebowałem na to dobrych paru lat.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2011-10-06
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 304
Książka prezentuje wiedzę, którą powinien opanować każdy, kto zamierza strzelać na nieco większych dystansach. Idealna lektura dla myśliwych, którzy...
Naszą firmą jest wojna, a produktem śmierć Snajper - perfekcyjnie wyszkolony żołnierz. Zimny, opanowany, bardzo doświadczony. Nierzadko łączy swoją funkcję...
Przeczytane:2021-10-07, Ocena: 4, Przeczytałam,
Teraz przyszedł czas na powieść innego rodzaju, po tych wszystkich kryminałach i sensacjach poczułem się zmęczony. I tak przypadkiem trafiłem na „Łowy na człowieka” Marka Czerwińskiego kompletnie nic nie wiedząc o autorze. Możecie sobie wyobrazić moją irytację jak główny bohater z lubością opisywał różne bronie, co można nimi zrobić czy jak udoskonalić. Zacisnąłem zęby i z żołnierską pokorą brnąłem dalej za bohaterem. Wraz z upływem czasu przebywania ze Stanisławem, przedwojennym podoficerem i zapalonym Myśliwym. Tak, przez duże „M” bo z zasadami, których przestrzegał nawet kosztem swojego zdrowia czy nawet życia. Polubiłem tego żołnierza, partyzanta, wybornego snajpera żyjącego według swoich zasad miłującego Ojczyznę i otaczający go świat przyrody. Po czasie nawet zacząłem z zainteresowaniem słuchać jego wykładów na tema broni, czułem w tym pasję. Uderzył mnie prosty język powieści, bez upiększeń, bez przenośni, wprost i bez uśmiechu. Bo to nie były śmieszne czasy. Język szorstki, oszczędny, do „rzeczy” i na temat. Autor, jak wyczytałem, składa powieścią hołd wielu bezimiennym żołnierzom, którzy nie złożyli broni i nie służyli nowym panom po 1945 roku. Trochę zawiedziony byłem, że Autor mało barwnie opisał przyrodę i trochę irytowały mnie skoki czasowe, dziury. Prosty i oszczędny język ale pomimo tego wzruszający do łez. Stach po prostu był zwykłym, uczciwym człowiekiem.