Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2016-07-07
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 296
Agnieszka Olszanowska w swojej powieści pt. „Listy z dziesiątej wsi” zdecydowała się po raz kolejny sięgnąć do popularnego, żeby nie powiedzieć oklepanego scenariusza. Motyw kobiety, która, będąc na rozdrożu swojego życia, decyduje się na przeprowadzkę i rozpoczęcie wszystkiego od nowa, często spotyka się w wielu powieściach obyczajowych (i nie tylko).
A zatem co wyróżnia tę historię od innych, jej podobnych?…Beatę „Bóg opuścił na worku z mąką”, mąż odszedł z dnia na dzień do innej kobiety, a ona – trzydziestokilkuletnia matka dwóch chłopców pozostała wraz z dziećmi w wynajętym, zagrzybionym mieszkaniu praktycznie bez środków do życia. Świat jej się zawalił i gdyby nie pomoc z opieki społecznej oraz życzliwe gesty sąsiadów i ludzi dobrego serca Beata zapewne zupełnie by się załamała. W chwilach największego kryzysu pojawia się jej brat Kuba i zabiera całą trójkę do Zwierzyńca, do dawnego domu należącego niegdyś do rodziców i dziadków. W rodzinnej wsi Beata powoli odzyskuje równowagę dbając o dom, pomagając bratu w obejściu, spacerując po okolicy i wspominając dawne czasy. Powoli kobieta zaczyna dostrzegać swoje błędy, coraz mniej rozpamiętuje to, co ją spotkało, a coraz częściej budzi się w niej dawna, uśpiona natura. Mając świadomość swojej nieużyteczności postanawia znaleźć pracę, aby w ten sposób odciążyć Kubę i dołożyć się do prowadzenia domu. Z pomocą przychodzi jej Paweł – sąsiad ze Starego Folwarku, z dziesiątej wsi, proponując Beacie zatrudnienie. Wszystko stopniowo zaczyna się układać i tylko przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Powraca niczym bumerang w pożółkłych listach, które jej ukochana babcia Basia pisała przez lata do tajemniczego księdza Stacha oraz… w osobie Pawła – obecnego zarządcy Starego Folwarku. „… dziesiąta wieś jest tam, gdzie idziemy bezwiednie, bez zastanowienia. Tylko po to, by stracić serce i spokój.” Czy i w życiu Beaty zmącony zostanie niedawno osiągnięty spokój?…
Przyznaję, że wydarzenia opisane w powieści naprawdę mnie zaciekawiły. Wykorzystując popularny scenariusz Pani Agnieszce udało się stworzyć historię, którą czytałam z zainteresowaniem. Obszerne fragmenty poświęcone przeszłości – rodzinnym tajemnicom, czasom wojennym i okresowi socjalistycznego reżimu, przekazane czytelnikowi w formie intrygującej korespondencji Basi ze Stachem, stanowią o prawdziwej wartości tej historii. To właśnie ta część powieści wywołuje najwięcej emocji. Zastosowane tu dwie płaszczyzny wydarzeń bardzo dobrze sprawdzają się w tego typu opowieściach i są częstym zabiegiem wykorzystywanym przez autorów. Warto zwrócić uwagę na nastrój powieści. Z nostalgicznym klimatem prowincji przesyconym melancholią kontrastuje ogólna brzydota od bohaterów począwszy, a na okolicy skończywszy. Piękno zarezerwowane jest dla wspomnień. Dzięki takiemu zabiegowi historia nabrała dla mnie realizmu. Wykreowani bohaterowie to ludzie naznaczeni przez los. Wszyscy są zgorzkniali, na swój sposób nieszczęśliwi, skrywają jakieś tajemnice i trudną przeszłość. Są autentyczni i wiarygodni w swoim postępowaniu.
Dlaczego zatem lektura „Listów z dziesiątej wsi” wzbudziła we mnie mieszane uczucia… Otóż moim zdaniem sama formuła powieści nie została dobrze przemyślana. Sztuczny, według mnie, podział na trzy części w zasadzie nic nie wnosił. Dużo lepiej byłoby wpleść korespondencję Basi i Stacha w obecne wydarzenia, tak, aby obie płaszczyzny się zazębiały, przenikały i płynnie przechodziły od teraźniejszości do przeszłości. Przytoczenie korespondencji praktycznie w całości w części drugiej staje się przytłaczające. Drażniły mnie też dosyć obszerne, suche cytaty zaczerpnięte czy to ze słownika imion, z przewodnika turystycznego, czy z „Sekretnego dziennika Laury Palmer”. W moim przekonaniu były zupełnie zbędne. Informacje te można było przedstawić w postaci dialogów, czy przemyśleń bohaterów i jestem przekonana, że wypadłoby to o wiele korzystniej. I wreszcie zakończenie – dziwne, zdumiewające, zaskakujące i do tego jakby zupełnie nie z tej powieści. Nie wiem co miał na celu taki właśnie finał i odpowiedź nasuwa mi się tylko jedna – chęć napisania kontynuacji. Ale czy na pewno?…
Podsumowując historia Beaty i jej rodziny może przygnębiać i smucić, ale ma w sobie sporo realizmu. Kiedy już poskładamy wszystkie klocki tej układanki w jedną całość to otrzymamy wiarygodny obraz polskiej wsi ze wszystkimi jej zaletami i wadami. Jeśli więc lubicie wspomnienia, rodzinne sekrety i naszą rodzimą prowincję to powieść Agnieszki Olszanowskiej będzie dobrym wyborem.
Tytuł, a zwłaszcza piękna i ujmująca okładka pozwoliły mi sądzić, że zawartość tej niepozornej książeczki jest sielsko – anielska, coś w stylu Gosiąrowskiej lub Kordel. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że autorka posłużyła się stereotypem bardzo często wykorzystywanym ostatnio w literaturze. Zdradzona i porzucona kobieta, która nie potrafi sobie poradzić z problemami życia codziennego, ucieka na wieś, aby szukać szczęścia i spokoju. Jakie było moje zaskoczenie, gdy wkrótce okazało się, że to jedyny schemat w tej powieści, bo to zupełnie inna historia niż oczekiwałam. Nie jest to pozytywna lektura z szczęśliwym zakończeniem, gdyż w ładną okładkę została ubrana opowieść o postaciach pokaleczonych bardziej lub mniej przez życie, napisana specyficznym językiem, mroczna i tajemnicza.
Autorka napisała powieść niełatwą w odbiorze o ludzkim nieszczęściu i prawdziwym gorzkim życiu, opisując bez koloryzowania wiejskie życie takim, jakim jest. Wszystko w tej historii wydawało mi się brzydkie począwszy od głównej bohaterki a na miejscu akcji skończywszy. Nie byłam w stanie polubić bohaterów, którzy nie są dobrzy i ranią się wzajemnie, a swoim irracjonalnym postępowaniem wywoływali jedynie moją irytację zamiast współczucia.
Ogólnie także nie przypadł mi do gustu nieprzemyślany moim zdaniem podział na trzy części i niedokończone wątki. Natomiast motyw listów z przeszłości, które odkrywają przed Beatą rodzinne tajemnice, pozwalając poznać historię swojej babki był strzałem w dziesiątkę. Myślę, że jest to najlepsza część książki i gdyby autorka poświęciła jej więcej uwagi wyszłoby to powieści na dobre.
Dzięki tym listom poznałam, jakie trudne życie wiodło się w okresie wojennym i powojennym. Zaimponowała mi Barbara silna i doświadczona przez los kobieta, która wiernie trwała u boku niekochanego męża. Nie złamały jej ani głód czy wszechobecność czyhającej śmierci . Zupełne przeciwieństwo Beaty, wiecznie płaczliwej i użalającej się nad swoim losem,która nie potrafi poradzić sobie z faktem, iż porzucił ją mąż.
Zakończenie zupełnie mnie rozczarowało i zostawiło niedosyt. Przypuszczam, że to celowy zabieg Olszanowskiej, bo żeby tak zakończyć historię trudno mi sobie wyobrazić. Ja już wiem, że istnieje kontynuacja „ Listów …. „, którą autorka napisała rok później, więc zamierzam niezwłocznie się z nią zapoznać.
Podsumowując Agnieszka Olszanowska w zalewie cukierkowatej literatury stworzyła coś oryginalnego. Pomimo niedociągnięć „ Listy z dziesiątej wsi „ to realistyczny tekst, bardzo emocjonalny, pełny smutku i cierpienia, opowieść o dramatach dnia codziennego. Dla Olszanowskiej jest to debiut, bo dotychczas pisała książki dla dzieci i felietony a tutaj dała poznać się, jako autorka powieści obyczajowej do bólu prawdziwej w swoim przekazie.
Czytając takie historie zastanawiam się ile tajemnic tych nieodkrytych kryje się w przeszłości moich bliskich, czy naprawdę wszystko o nich wiem? Myślę, że nie podzielili się wszystkimi swoimi przeżyciami i skrywali je głęboko w sercu a mogłyby posłużyć za kanwę nie jednej powieści.
„ […] dziesiąta wieś jest tam, gdzie idziemy bezwiednie, bez zastanowienia. Tylko po to by stracić głowę, serce i spokój „
Trzecia część opowieści o polskich babkach wiejskich, akuszerkach i położnych, walczących z gusłami i zabobonami w świecie, w którym cud narodzin przeplata...
Mała wieś, wielkie dramaty, emocje, intrygi, miłość i zdrada... Pierwszy tom czterotomowej opowieści o mieszkańcach Gradowa, ich radościach i smutkach...
Przeczytane:2021-03-26, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2021, 12 książek 2021, 26 książek 2021, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2021, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2021 roku,
Czytając pierwszą część sagi trochę się wynudziłam. Spodziewałam się ciekawej, wciągającej, pełnej intrygujących tajemnic historii o kobietach żyjących na wsi. Jednak niczego takiego tu nie znalazłam.
„Listy z dziesiątej wsi” opisują życie Beaty oraz nieżyjącej już jej babci Basi. Bohaterka została porzucona przez niewiernego męża Michała, który uciekł do Anglii wraz ze swą kochanką. Bez pracy i pieniędzy szybko popada w długi. Kobieta załamuje się, wpada w depresję i nadużywa leków przeciwbólowych. Pomaga jej w biedzie brat Jakub Cichy, który zabiera Beatę i jej dwóch synów na wieś do Zwierzyńca. Po przyjeździe do rodzinnego domu zauważa zmiany jakie zaszły przez 11 lat jej nieobecności. Dziewczyna powoli wychodzi z depresji, rozwiązuje problemy dzięki pomocy sąsiada Pawła Zarządcy. Oboje odkrywają w swoich domach listy, które sobie wzajemnie czytają. Poznają dzięki nim jak ciężko żyło się ludziom w okresie wojennym. Czytanie zbliżyło młodych do siebie. Zakochują się i zostają parą.
W tej książce znajdziecie zdradę, lęk o przyszłość, rozpacz a także i miłość. Cała akcja przedstawiona jest sensownie chociaż trochę chaotycznie. Historia raczej jest przygnębiająca, bez radości i uniesień. Niestety książka nie porwała mnie i czytało mi się ją dosyć ciężko.
Mam nadzieję, że druga część będzie ciekawsza.